piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział dziewiąty

- Liam - szepnęłam, ale wtedy przypomniałam sobie, że zaraz, tak jak ostatnio, powinien zniknąć, więc szybko dodałam: - Nie odchodź.
  Chłopak zamrugał kilkakrotnie, wpatrując się w moje załzawione oczy oraz niespokojną twarz, a następnie z lekkim uśmiechem, uchwycił moją dłoń.
- Katherine, nie zamierzam odchodzić.
- Świetnie! Teraz wytłumacz mi, co po raz kolejny robisz w moim śnie? Ostatnio nie miałam szans cię o to zapytać, ponieważ po wydobyciu się twojego imienia z moich ust, rozmyłeś się, a ja obudziłam się, uświadamiając sobie straszną prawdę.
- Jaką straszną prawdę? - zmarszczył czoło.
- Obok mnie leżał Zayn, od którego wciąż śmierdziało alkoholem. Przyszedł do mnie po spotkaniu z kolegami, zupełnie nie panując nad swoimi czynami i skończyło się na moim podbitym oku.
- Pamiętam. Powiedziałaś wtedy, że spadłaś ze schodów - ścisnął mocniej moją rękę.
- Hmm.. Jak na kogoś, kto występuje w moim śnie, jesteś całkiem mądry i spostrzegawczy - stwierdziłam.
- Kath, to ci się nie śni - przewrócił oczami.
- Moja podświadomość znów mi podpowiada coś nieprawdopodobnego - odparłam raczej do siebie. - Owszem, to wszystko jest snem - spojrzałam w dół i dostrzegłam coś dziwnego - Po co ci te walizki?
- Och - wyrwało mu się, po czym wziął głęboki oddech. - Wczoraj powiedziałaś, że zawsze mogę na tobie polegać, więc.. Właśnie wybierałem się do ciebie, by zapytać, czy nie mogę spędzić chociaż jednej nocy w twoim mieszkaniu, bo moja mama mnie wyrzuciła, po tym, jak oznajmiłem, że zerwałem z Taylor. Nie chciała słuchać dlaczego dokonałem takiego wyboru, więc spakowałem bagaż i wyszedłem - wzruszył ramionami.
  Wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- Co się dzieje? - zdziwił się, spoglądając na moje wijące się pod wpływem rechotu ciało.
- Ty mieszkający u mnie? - walnęłam się otwartą dłonią w czoło. - No, muszę przyznać, że mam całkiem dobrą wyobraźnię.
- Jak mam ci udowodnić, że to nie jest twój sen? - odezwał się. - Wiem już! Może wtedy mi uwierzysz.
  Wciąż trzymając mnie jedną ręką, drugą przysunął swoje palce do mojej skóry i zwyczajnie mnie uszczypnął. Zrobił to dość mocno, więc podskoczyłam, uświadamiając sobie w ułamek sekundy, że znajduję się w tym samym miejscu. Wokół mnie nie panuje ciemność. Nie leżę w łóżku obok swojego pijanego chłopaka. Więc.. To dzieje się naprawdę? Rzeczywiście uciekłam przed Malikiem, a Li chce się do mnie wprowadzić?
  Pokręciłam głową i spojrzałam na szatyna, który nie bardzo wiedział co ma teraz zrobić. Dotarło do mnie, że właśnie wyznałam mu, że mi się śnił, a dodatkowo poznał złą stronę mojego ukochanego. Ugryzłam się w język. Pięknie Kath!
- Okej, już ci wierzę - mruknęłam, oddychając głęboko.
- I nie masz nic przeciwko temu, że chcę u ciebie spędzić dzisiejszą noc?
- Obawiam się, że natkniemy się w moim mieszkaniu na niebezpieczeństwo - przegryzłam dolną wargę, czując swoje bijące w nienaturalnym rytmie serce.
- Więc się go pozbędę - odrzekł, zabierając swoje walizki w jedną rękę, a w drugiej wciąż trzymając moją dłoń. - Dlaczego on cię tak traktuje?
  Świetnie! Kolejna osoba, która zacznie uważać mojego chłopaka jako najgorszego łajdaka na świecie. Tak bardzo chciałam tego uniknąć, ale przez moją własną głupotę, nie było już na to rady.
- On naprawdę nie jest zły. Wiem, czasami się nie kontroluje po wypiciu większej ilości alkoholu, ale to zdarza się rzadko i zaraz po tym wszystko jest w porządku - odpowiedziałam, starając się, by mój głos nie zadrżał.
- Rzadko, mówisz? Ostatni raz był w poniedziałek, czyli jakieś pięć dni temu - zauważył.
- Nikt nie jest idealny.
- Katherine, jak możesz zezwalać na to, by cię tak traktował? Powinien cię nosić na rękach, jak księżniczkę, a nie bić cię czy zmuszać do czegoś, na co nie masz ochoty. To jest wręcz niedopuszczalne i odrażające! - Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Ja go kocham, Li - szepnęłam.
- Czy jest on twoją pierwszą miłością?
- Tak. To mój pierwszy związek, i to taki całkiem na poważnie. Jesteśmy ze sobą już od roku.
- To wszystko tłumaczy.
- Wszystko, czyli co? - zmarszczyłam czoło, spoglądając w jego stronę.
- Uczucie, jakim obdarzysz osobę, która jako pierwsza sprawi, że poczujesz się szczęśliwa, jest niezwykle silne i towarzyszy nam przez długi, długi czas. Jesteś zaślepiona swoją drugą połówką w takim stopniu, że nie dostrzegasz jaka jest naprawdę, a każde złe zachowanie, zaraz tłumaczysz, wpajając innym, a zwłaszcza sobie, że to nic nie znaczy. Nie masz nad tym kontroli, bo niezależnie od tego, co ta osoba zrobi, ty i tak wciąż będziesz ją mocno kochać - wyjaśnił.
- Mój Boże - jęknęłam, uświadamiając sobie, że ja właśnie postępuję w ten sposób.
- Szkoda, że to nie ja jestem twoją pierwszą miłością. Nigdy nie wyrządziłbym ci krzywdy. Byłabyś przy mnie najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
  Co on powiedział? Co to oznacza? Czułam się coraz bardziej zagubiona. Wszystko wokół mnie jakby wirowało. Zdawało mi się, że jestem sama i wciąż zadaję pytania, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi, a obok mnie nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc.
  Chłopak najprawdopodobniej dostrzegł moje roztargnienie i objął mnie ramieniem, uwalniając z uścisku moją dłoń. Czułam jego mocne perfumy, przez które wirowało w mojej głowie jeszcze bardziej.
  Wtem zauważyłam, że jesteśmy przed drzwiami mojego mieszkania. Oderwałam się od ciała Liama i nacisnęłam na klamkę. Weszłam do środka dość pewnie, doskonale wiedząc, że w razie co, mam za swoimi plecami obrońcę.
- Zayn?! - krzyknęłam.
  Cisza.
- Pójdę sprawdzić czy jest na górze - odparłam.
- Idę z tobą. Martwię się, że coś może ci zrobić.
  Ależ on jest kochany! Zna mnie zaledwie kilka dni, a już, bez żadnych zastrzeżeń, ryzykuje swoje życie dla zwykłej, prostej dziewczyny, jaką jestem ja.
- Czysto. Możesz dziś spać spokojnie - oznajmił, zajrzawszy do wszystkich pomieszczeń na drugim piętrze.
- Dziękuję.
  Odetchnęłam z ulgą. Poczułam się bardzo bezpiecznie, wiedząc, że Malik się ulotnił, a w moim domu mam swojego ochroniarza.
- Rozgość się. Ja pójdę wziąć prysznic - uśmiechnęłam się lekko, podążając do łazienki.
  Kropelki gorącej wody, spływające po mojej chłodnej, od przebywania na zewnątrz, skórze, sprawiały niewyobrażalną przyjemność. Dzisiejsza kąpiel tak bardzo mnie zrelaksowała, że zapomniałam o otaczającym mnie świecie, co z jednej strony było dość dobre, ale z drugiej..
- Upss - jęknęłam, wychodząc w samym ręczniku, na korytarz, którym akurat przechadzał się Liam.
- Nic się nie stało. Możesz czuć się przy mnie swobodnie - odparł, unosząc kąciki ust.
- Mój widok w samym ręczniku w ogóle na ciebie nie działa? - zdziwiłam się.
- Kwestia przyzwyczajenia. Codziennie widzę swoje siostry paradujące bez skrupułów w bieliźnie - wywrócił oczami.
- Rozumiem - zachichotałam, ruszając do swojego pokoju.
  Nie zamknęłam drzwi na klucz, doskonale wiedząc, że jeśli szatyn będzie czegoś potrzebował, najpierw zapuka. Ma całkiem dobre maniery i nie jest jakimś zboczeńcem, który pragnie ujrzeć moje nagie ciało. Wrzuciłam na siebie swoją piżamę, składającą się z dresów i czarnej bluzki, na której narysowany był znak batmana.
  Z mokrymi włosami zeszłam do salonu, w którym siedział mój obrońca.
- Nie będziesz spał na kanapie - zaśmiałam się. - Taki zaszczyt cię nie spotka, niestety. Na górze jest drugi pokój, sam widziałeś. Chodź pomożesz mi uszykować pościel.
  Wstał i spojrzał na mnie, uśmiechając się szeroko.
- Co? - zmarszczyłam czoło.
  Kiedy obrócił się przodem do mnie, wybuchnęłam głośnym śmiechem. Szatyn miał na sobie również czarną bluzkę, tyle, że z żółtym napisem ,,batman'', a nie jego znaczkiem. On również zaczął chichotać.
- Nieźle się dobraliśmy, co? - mruknęłam.
- Yeah! Myślę, że zaczynam lubić cię coraz bardziej.
- Bardzo się z tego powodu cieszę. - Czułam, że się rumienię. Cóż za szczęście, że w mieszkaniu panowała ciemność!
- Idziemy przygotować dla mnie to posłanie, czy dalej będzies stała i patrzyła na moje krocze? - zaśmiał się uroczo.
- Wcale tam nie patrzyłam! - zaprotestowałam, ruszając po schodach.
- Jasne. Przyznaj się - dźgnął mnie w biodro.
- Nie mam do czego!
- Zła dziewczynka.
  Znaleźliśmy się w pokoju. Wyciągnęłam z jednej z szaf nakrycie na łóżko, a następnie dużą i ciepłą kołdrę oraz miękką poduszkę. Wspólnymi siłami uszykowaliśmy jego podłoże.
- Dzięki, naprawdę wielkie dzięki. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Pewnie spałbym teraz na ławce w parku, zupełnie jakbym był bezdomnym.
- Jeśli będziesz niegrzeczny, to tam wylądujesz - pogroziłam mu.
- Akurat się ciebie boję - przewrócił oczami. - No to dobranoc - rzucił, wskakując po kołdrę.
- Śpij dobrze - odpowiedziałam, udając się do swojego pokoju.
  Zbudziłam się około godziny dwunastej, ponieważ do moich nozdrzy doszedł silny zapach omletów. Przetarłam oczy i podniosłam się do postawy siedzącej. Usłyszałam pukanie, więc zawołałam ,,proszę'' i w drzwiach ujrzałam Liama, niosącego tacę z jedzeniem i sokiem pomarańczowym oraz kwiatem czerwonej róży.
  Więc to wszystko działo się naprawdę?
- To dla mnie? - odezwałam się.
- Oczywiście. Śniadanie do łóżka, madame - obdarował mnie jednym z swoich najpiękniejszych uśmiechów i przysiadł na skraju łóżka, kładąc tacę na moje nogi.
- Jesteś niesamowity!
- Komplementujesz mnie. Schlebia mi to.
  Puściłam jego uwagę mimo uszu i wzięłam się za spożywanie pierwszego omleta, popijając go sokiem.
- Nie rozumiem tylko, po co ten kwiat? - wskazałam na zieloną łodygę z kolcami.
- Mówiłem ci, że powinnaś być traktowana jak księżniczka, a księżniczki lubią róże. Cóż, przynajmniej tak było w bajkach. - Zaśmialiśmy się.
- Wytłumacz mi, jak twoja ex dziewczyna mogła zainteresować się Jasonem, mając pod ręką ciebie?
- Widocznie nie zbyt pociągam damską publikę - wzruszył ramionami.
- Żartujesz? Ja.. - ugryzłam się w język, spuszczając wzrok na swoje śniadanie.
- Co ty? - uśmiechnął się, tym razem chytrze.
- Uważam, że jesteś całkiem przystojny. Jeśli chodzi o twój charakter, to jest.. - starałam się dobierać odpowiednie słowa. Nie chciałabym, żeby pomyślał, że na niego lecę, czy coś w ten deseń - bardzo w porządku. No i świetnie gotujesz!
- Dzięki.
- A gdzie twoja porcja, hmm? Chyba nie siedzisz tutaj o pustym żołądku?
- Skąd. Ja już zjadłem.
- Musiałeś wcześnie wstać. Naprawdę ci się chciało?
- Źle spałem, więc paliłem się do znalezienia sobie czegokolwiek do roboty - wytłumaczył.
  Wtem rozległ się ledwo słyszalny dzwonek.
- O nie - jęknęłam.
- Spokojnie, jeśli to Zayn, to będę tuż za tobą i w razie potrzeby cię obronię.
  Odłożyłam tacę na nocny stolik i ruszyłam po schodach. Mój ochroniarz stąpał za mną. Nie czułam strachu, ale byłam bardzo zdenerwowana.
  Otworzyłam drzwi, za którymi dostrzegłam Harry'ego.
- Mój Boże - mruknął, spoglądając za mnie.
  Och, po prostu cudownie! Odetchnęłam z ulgą, widząc swojego lokowatego przyjaciela, ale to raczej był błąd. Zdążyłam na chwilę zapomnieć, że nie jestem w swoim mieszkaniu sama, a osoba stojąca tuż za moimi plecami, zmusiła Stylesa do potwierdzenia swoich przypuszczeń, nawet jeśli niczego mu jeszcze nie wyjaśniłam.
- To. Nie. Tak. Jak. Myślisz - mówiłam powoli, żeby do niego dotarło.
- Pójdę pozmywać naczynia - odezwał się szatyn i zniknął.
- Katherine Tomlinson! - zawołał gość, który wszedł do środka.
- Hazza, nie. Wszystko ci zaraz wytłumaczę. Chodź do salonu - złapałam go za rękę i zaczęłam prowadzić.
  Kiedy nareszcie znaleźliśmy się na kanapie, opowiedziałam mu wczorajsze wydarzenia, jakie miały miejsce, po powrocie z imprezy urodzinowej jego siostry. Widziałam jak zaciska dłonie w pięści, słysząc, że Malik znów sięgnął po alkohol i przyszedł prosto do mnie. Rozluźnił się dopiero, kiedy powiadomiłam go, że Payne sprawdził pomieszczenia i przekazał, że dom jest pusty.
- Chyba naprawdę powinienem go polubić - westchnął, wskazując podbródkiem na kuchnię.
- Zdecydowanie. Widzisz jaki jest dobry. I to śniadanie dzisiejszego ranka. On jest wspaniały, bez dwóch zdań.
- Żałujesz, że to nie on jest twoją pierwszą miłością?
- Nie żałuję niczego, co choć w małym stopniu sprawiło mi radość. A Malik dał i daje mi szczęście - odparłam, bawiąc się jego włosami.
- Powiesz swojemu chłoptasiowi o obrońcy?
- Wścieknie się.
- Chcesz, żebym był przy tobie, kiedy mu będziesz mówić? Strasznie się boję, że tym razem drugie oko zdobędzie ozdobę - przejechał opuszkami palców po moim policzku.
- Zadzwonię do niego, by przyszedł. W razie co, na straży będzie Li.
- Boisz się, prawda?
- A jak mogłoby by być inaczej? Nie mam pojęcia jak zareaguje. Wczoraj chciał mnie skrzywdzić, więc dziś znów powinien być dobry i wpaść z przeprosinami, tak jak to do tej pory się działo. Może to dobra pora, żeby się dowiedział, że dzielę mieszkanie z moim znajomym? Być może wcale nie powinnam się przejmować, bo podejdzie do tego spokojnie i zrozumie moje dobre intencje?
- Nie wiem co ci odpowiedzieć, Kath. Skoro ty nie wiesz jaki będzie jego stosunek do tej sprawy, to ja tym bardziej. Mam jednak wielką nadzieję, że włos ci z głowy nie spadanie, a twój ochroniarz nie będzie musiał wkraczać.
- Martwisz się o niego? - zapytałam zaskoczona.
- To aż takie dziwne?
- Whatever - machnęłam ręką. - Skupiliśmy się wyłącznie na moich problemach i nawet nie dowiedziałam się, po co tutaj przyszedłeś. Miałeś jakiś konkretny cel?
- Nie. Cholernie się nudziłem, więc od razu pomyślałem o tobie, zupełnie nie spodziewając się, że masz już towarzystwo.
  Zagadaliśmy się do czternastej. Po tym jak przyjaciel opuścił mieszkanie, odbyłam krótką rozmowę z Liamem. Zapewnił mnie, że mogę czuć się bezpieczna, bo kiedyś ćwiczył box i zna kilka trików, które natychmiast powalają przeciwnika. Nie przejął się nawet faktem, że Malik jest trenerem na siłowni.
  Zadzwoniłam więc do Zayna. Okazało się, że właśnie do mnie idzie i również musi ze mną porozmawiać. Po odłożeniu telefonu, w spokoju wyczekiwałam w salonie jego nadejścia, natomiast Li siedział w kuchni. Obiecał się zjawić, kiedy tylko usłyszy podniesiony, męski ton.
- Tak strasznie cię przepraszam! - usłyszałam czarnowłosego chłopaka.
  Jak zawsze przyszedł mnie błagać o wybaczenie. Standardowo przytuliłam go siebie, mówiąc, że nic się nie stało i już nie jestem na niego zła. Nie chciałam mu wspominać o odwyku. Rozpętałoby się tutaj piekło, a nie chciałam, by któryś z moich bliskich trafił do szpitala.
  Wreszcie to ja przejęłam głos.
- Kochanie, nie wiem jak zareagujesz, ale spodziewam się po tobie, że mnie zrozumiesz. Na uniwersytecie poznałam Liama. To naprawdę miły chłopak. Niestety mama wyrzuciła go z domu i spędzi u mnie kilka nocy, dopóki nie udobrucha swoich rodziców. Nie jesteś zły, że mu pomagam, prawda?

_____________________________________
Od autorki: yeah, nareszcie piątek! Już dziś zaczynają mi się ferie, mam urodziny i wychodzi teledysk do MM, którego naprawdę mocno nie mogę się doczekać! Natomiast wy, dostajecie ode mnie nowy, już dziewiąty rozdział!
 Jak on wam się podoba? Myśleliście na początku, jak Kath, że to wszystko to sen? Co myślicie o postawie Liama? Lubicie jego charakter? Co z reakcją Zayna? Czekam na wasze komentarze! CZYTASZ=KOMENTUJESZ. Proszę, pamiętajcie, że wasza opinia naprawdę mnie motywuje :)
 Okej, nie zanudzam już więcej. Miłego dnia, robaczkiii. x

Te bluzki są genialne! Muszę mieć tą z Payne ♥

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział ósmy.

  Szliśmy obok siebie. Ze spokojem oczekiwałam odpowiedzi ze strony Liama. Wahał się, ale w końcu postanowił podjąć się tłumaczenia.
- Przez długo okres przyjaźniłem się z jednym facetem. Kurcze, był dla mnie prawie jak brat. Wszystko robiliśmy razem - westchnął bezradnie. - Niestety zginął w wypadku samochodowym kilka miesięcy temu. Nie mam pojęcia kiedy i dlaczego to zrobił, ale napisał do mnie list, który znaleziony w jego pokoju po śmierci, został mi podarowany. Zawarta była w nim prośba, dotycząca jego siostry. Oczywiście była nią Taylor. Błagał mnie bym się z nią związał. Mieli ze sobą dobry kontakt, więc wiedział, że jest we mnie zakochana i bardzo cierpi. Nie mogłem tego zbagatelizować.. - pokręcił głową.
- Dlatego z nią jesteś? Bo twój zmarły przyjaciel cię o to poprosił? Więc jej tak naprawdę nie kochasz i chciałbyś, żeby cię zdradzała, bo miałbyś pretekst do tego, by z nią zerwać? - dopytywałam. Wszystko układało się w jedną całość.
- Właśnie. Mam nadzieję, że to nie czyni ze mnie łajdaka - spojrzał na mnie, wsadzając dłonie w kieszenie swoich spodni.
- Skąd! To bardzo szlachetny czyn. Poświęciłeś swoje szczęście tylko dlatego, żeby uszczęśliwić swojego najlepszego przyjaciela. Imponujące! 
- Nie miałem innego wyboru. Starałem się jak mogę, żeby być dobrym chłopakiem, ale to, że wszędzie za mną łaziła, było tak do dupy, że nawet sobie nie wyobrażasz! Przez to, że musiałem udawać, często dochodziło pomiędzy nami do kłótni, po których bardzo cierpiała. Nie chciałem, by tak było, więc przychodziłem z kwiatami i przepraszałem, powracając do tego samego gówna po raz kolejny.
- To wszystko wyjaśnia - stwierdziłam.
- Wszystko? - zapytał, podnosząc brew do góry.
- Pamiętasz jak po raz pierwszy się spotkaliśmy? Przy wypożyczaniu ode mnie książki, ziałeś do mnie wrogością, ale już odnosząc lekutrę, zauważyłam twoje cierpienie. Teraz rozumiem.
- Hmm, z początku byłem zły, ponieważ jak zwykle, pokłóciłem się z Tay, a..
- A następnie wyczytałam z twojej twarzy smutek, bo się pogodziliście i znów musiałeś udawać przykładnego chłopaka - dokończyłam za niego.
- Dokładnie. 
- Ile ze sobą jesteście? 
- Myślę, że pół roku. Pół roku tego całego cholerstwa. Najgorsze jest to, że ja nawet jej nie lubię! Być może byłoby inaczej, gdybym miał się nią opiekować jako kumpel, a nie chłopak - na jego twarzy pojawił się grymas.
- Wyglądasz jakby uleciało z ciebie życie - zauważyłam, nie spuszczając wzroku z jego twarzy, ale wciąż krocząc przed siebie.
- Dlatego nie mam zbyt wielu znajomych - zaśmiał się. - Nikt nie chce przebywać w towarzystwie z sztucznie uśmiechającym się kolesiem - wzruszył ramionami.
- Przy mnie też jesteś.. sztuczny? 
- Skąd! Jestem ci dozgonnie wdzięczny, ponieważ w twoim towarzystwie czuje się doskonale. Nasze żarty wywołują u mnie niekontrolowany napad śmiechu, gdyż od tak dawna nie śmiałem się tak szczerze. Nie wiem tak naprawdę za co mnie lubisz i dlaczego starasz się mi pomóc, ale bardzo ci dziękuję - uniósł kąciki ust do góry. 
  Serce zaczęło mi bić szybciej, spoglądając na jego białe ząbki kontrastujące z jego malinowymi wargami, wygiętymi w uśmiechu. Zrobiło mi się tak ciepło na sercu, usłyszawszy jego słowa! Poczułam się naprawdę doceniona. Jak nigdy przedtem.
- Bardzo mi miło - odwzajemniłam gest. 
- Jesteśmy pod jej domem - przerwał naszą wspaniałą chwilę, wskazując palcem na ogromny budynek.
- Widać, że ma pieniędzy jak lodu - odrzekłam, lustrując rozciągającą się przede mną budowlę.
- Oczywiście, że ma. I oczywiste jest też to, że jest rozpuszczoną córeczką rodziców - dodał.
  Nie odpowiedziałam, ponieważ poczułam na swojej dłoni jego dotyk, który przesłał jakby milion dreszczy do mojego ciała, odbierając mi przy tym zdolność wypowiadania słów. Rozchyliłam usta, ale zaraz je zamknęłam, wiedząc, że gdyby zauważył moją reakcję, mógłby uznać mnie za idiotkę, czy coś w ten deseń.
  Stanęliśmy za drzewem i spoglądaliśmy na drzwi, przez która miała przejść blondie. Po około 5 minutach w końcu wyszła na zewnątrz. Odczekaliśmy chwilę i ruszyliśmy za nią.
- Czy mogę dalej trzymać cię za rękę? Wiesz, to na potrzeby szpiegowania. Boje się, że rozpozna któreś z nas - odezwał się, kierując wzrok na nasze splecione dłonie.
- Jasne, nie mam żadnych obiekcji - posłałam mu uśmiech. 
  Idąc obok niego, zastanawiałam się, co do cholery jasnej się ze mną dzieje, kiedy przebywam w towarzystwie Liama. Oprócz Zayna, nikt nigdy nie wywoływał u mnie takich emocji. Czy Harry może mieć rację, sądząc, że lecę na studenta pierwszego roku?
- Nad czymś tak myślisz? - zachichotał cicho, zwracając uwagę, że wciąż patrzę w jedno miejsce. 
- O Tay. Zastanawiam się gdzie idzie. Może naprawdę ma spotkanie z Jasonem? - Skłamałam, kolejny raz skłamałam.
- Zbliżamy się do kina. Kupię nam bilety i wejdziemy do środka. Zobaczymy z kim naprawdę się tam umówiła - oświadczył.
- Co zrobisz? Nie będziesz mi niczego kupował! - oburzyłam się.
- Ja cię w to wciągnąłem, więc ja ponoszę wszelakie koszty. Nawet nie próbuj ze mną dyskutować, bo nie pójdziesz już ze mną na żadną akcje - wystawił w moją stronę język.
- Niezły argument, Payne.
   Dziesięć minut później znaleźliśmy się w sali filmowej, stając przy drzwiach, całkiem niedaleko Swift, by mieć dobry widok na jej osobę. Odczekaliśmy jakiś czas i dziewczyna wyciągnęła telefon. Z rozmowy usłyszeliśmy jedynie imię przyjaciela mojego towarzysza.
- Nic tu po nas. Ona naprawdę umówiła się tutaj z Jasonem - westchnął.
- Zaufaj mi, zgoda? 
  Skinął głową. Czekaliśmy.
  Nareszcie ujrzałam chłopaka, którego wtedy widziałam w bibliotece. Szarpnęłam za ramię Li'ego i wskazałam na czarnowłosego, szepcząc:
- To on.
  Liam zamarł.
- Czy. Ty. Mówisz. Poważnie?! 
- Nie śmiałabym cię okłamać w takiej sprawie. Kto to jest?
- Jason.
- Och - wyrwało mi się.
  Kontrolowana instynktem, przytuliłam do siebie szatyna, a ten objął moją talię, opierając swoją twarz o moje ramię. Znowu przeszyło mnie dziwne, przyjemnie uczucie. Ale nie przytuliłam go dla swoich przyjemności! Zrobiło mi się go żal.
- Może już stąd pójdziemy? - zaproponowałam.
- Dziękuję, Kath. Martwisz się o mnie. To naprawdę wiele dla mnie znaczy - uśmiechnął się lekko. - Idź już. Nie chcę, by Taylor cię tu zobaczyła, a mam w zamiarach przyłapać ich na gorącym uczynku i zakończyć swoje męki. 
- Dobrze, ale Li.. Wiesz gdzie mieszkam. Zawsze możesz na mnie liczyć, zgoda? 
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. - Objął mnie, a następnie ruszył do miejsc siedzących.
  Opuściłam kino, czując na sobie wspaniale pachnące perfumy Payne'a. Moja głowa przepełniona była myślami właśnie o nim. Zastanawiałam się, dlaczego jego dotyk, uśmiech i głos tak na mnie działają? Dlaczego tak bardzo chciałam mu pokazać, że od początku miałam rację? O co w tym wszystkim chodzi?
  Wiedząc, że nie znajdę odpowiedzi na dręczące mnie pytania, po prostu szłam, rozglądając się na boki. Było jeszcze wcześnie, więc wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Emily. Poinformowała mnie, w którym są barze, więc udałam się tam, by zapomnieć o otaczającym mnie świecie.
- Hej wam - przywitałam się, przekrzykując głośną muzykę.
- I jak było? - od razu wyrwała się przyjaciółka.
  Chcąc w spokoju opowiedzieć im o wydarzeniach sprzed minionych kilkunastu minut, wyszliśmy na zewnątrz.
- Katherine Tomlinson, on ci się podoba! - zawołał z entuzjazmem Nialler.
- Wcale nie! Zayn, jestem z Zaynem - powiedziałam to bardziej do swoich myśli, niż do moich przyjaciół.
- Innego wytłumaczenia nie znam - wzruszyła ramionami podekscytowana dziewczyna.
- Przestańcie! Jesteście jak Harry - pokręciłam głową. - Chciałabym się trochę napić. Czy pozwolicie mi spędzić wieczór bez myślenia o niczym i nikim? - podkreśliłam ostatnie słowo, rzucając im mordercze spojrzenie.
- Jasne - odrzekł blondasek.
  Wróciliśmy do środka. Zamówiłam sobie drinka, po którym trochę się rozluźniłam. Po następnym, śmiałam się już dosłownie z wszystkiego, a najbardziej zabawny wydawał mi się śmiech Horana! Wypiwszy trzeciego, wyszliśmy na parkiet, wyginając swoje ciała w bok i w tył oraz kręcąc bioderkami. Ależ się świetnie bawiłam, kiedy moja głowa wypełniona była jedynie dobrą muzyką! Przyjście do tego baru było naprawdę genialnym pomysłem.
                                                    ***
  Wróciłam do mieszkania przed północą. Byłam lekko wstawiona, więc od razu powędrowałam do łóżka, nie zdejmując z siebie ubrań. Zasnęłam natychmiastowo.
  Rankiem zjadłam pożywne śniadanie i przebrałam się w stare dresy oraz za dużą koszulkę. Jak co tydzień w sobotę, robiłam większe porządki. Podłączyłam telefon do wieży, którą podarował mi Louis na poprzednie święta, i puściłam swoje ulubione kawałki, zaczynając ścierać kurze z szafek.
  Spojrzałam na zegarek. Wskazówki informowały mnie, że wybiła właśnie czternasta. Na moje szczęście, mieszkanie było już uprzątnięte, a ja miałam dość czasu, aby przygotować się do przyjęcia urodzinowego Gemmy, którego szczerze mówiąc, nie mogłam się doczekać. Kolejna szansa na oderwanie się od rzeczywistości w towarzystwie świetnych osób.
  Impreza rozpoczynała się o szesnastej. Kilka minut przed godziną startu, znalazłam się pod drzwiami Stylesów. Otworzyła mi solenizantka, która, po złożeniu przeze mnie ckliwych życzeń, wzięła mój prezent i ustawiła go przy innych, już otrzymanych, oznajmiając, że gdy wszyscy się zbiorą, dopiero je otworzy.
- Dzień dobry - przywitałam się z rodzicami przyjaciela.
- Kath! Witaj kochanie - odpowiedziała mi Anne.
- Pomóc w czymś? - spytałam uprzejmie, wchodząc do kuchni.
- Postradałaś zmysły? Jesteś tutaj gościem! Rozgość się. Mamy nową, całkiem wygodną kanapę. Zaraz powinni pojawić się pozostali goście - uśmiechnęła się, wskazując podbródkiem na salon.
  Posłusznie wykonałam jej prośbę, rozsiadając się na miękkim podłożu. Nie wiedząc czym się zająć, włączyłam telewizor i zaczęłam skakać z kanału na kanał, mając nadzieję, że coś w końcu przyciągnie moją uwagę.
  Ktoś zakrył mi oczy swoimi dłońmi.
- Cześć Hazz - odezwałam się.
- Cholera! Jak..? 
- Po pierwsze, wszyscy, prócz ciebie, już mnie dziś widzieli, więc zakrywanie mi widoczności byłoby bez sensu. Po drugie, tylko ty masz takie duże dłonie. No i po trzecie.. Ile wylałeś na siebie perfum? Czuć się na kilometr! 
- Nie podobają ci się? - usiadł obok.
- Podobają, ale Harry.. Wiesz, że istnieje coś takiego jak prysznic, co? 
- Hej! - szturchnął mnie, robiąc minę obrażonego dziecka.
- Kto tu dziś jeszcze przyjdzie? - zapytałam, przyglądając się jak Anne zanosi potrawy do jadalni.
- Zjedzie się co najmniej połowa naszej rodzinki, a także wpadną znajome mojej siostrzyczki - wywrócił oczami. - Jak ja będę miał urodziny to chcę wyłącznie ciebie - oparł się o moje ramię, zerkając na ekran telewizora.
- Jasne, już widzę jak zgadza się na to twoja mama - zachichotałam.
- Wyjedziemy do ciepłych krajów - mruknął.
- Na jeden dzień? 
- Przecież lubisz szalone akcje, prawda? 
- Umm, no tak. 
- I co? Udowodniłaś swojemu dziwakowi, że od początku miałaś rację? - podniósł swoją głowę, by spojrzeć mi w oczy.
  Opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami. Nie pominęłam faktu, dla którego Liam związał się z fałszywą blondie, podkreślając, że zachował się bardzo szlachetnie, decydując się na takie poświęcenie.
- Podziwiam go - skomentował. 
- Ja również. Przez pół roku odbierał sobie całe szczęście, by ona nie cierpiała, a teraz okazało się, że niepotrzebnie to robił, bo znalazła sobie pocieszenie w ramionach Jasona. 
- Chyba powinienem zmienić do niego nastawienie. Wydaje się być całkiem w porządku - przyznał, spuszczając wzrok.
- Bo jest - uśmiechnęłam się delikatnie, ale zaraz powróciłam do poważnego wyrazu twarzy. - Pokłóciłam się wczoraj z Zaynem i od tej pory ze mną nie rozmawia - westchnęłam.
- Naprawdę? Cholernie się cieszę! 
- Może by tak ,,Nie przejmuj się Kath, przejdzie mu''?
- Ale dobrze wiesz, że cieszy mnie taki obrót sprawy. 
- To, że będę cierpiała po naszym rozstaniu również cię będzie satysfakcjonować? - zmarszczyłam czoło.
- Wtedy znajdziesz pocieszenie u wujka Hazzy - zaśmiał się, szczypiąc mnie w biodro. - A tak w ogóle to o co poszło? - zainteresował się.
- Rankiem spotkałam jego mamę w sklepie, która poprosiła, bym porozmawiała z nim o odwyku. Wiedziałam, że mnie nie posłucha, ale obiecałam pani Trishy, że chociaż spróbuję, więc podczas jedzenia kurczaka, wspomniałam o tym. Dodałam, że nie chodzi mi o własne dobro i bezpieczeństwo, ale również o jego, bo się bardzo martwię. Niestety to nie pomogło. Zdenerwował się, i to po raz pierwszy aż tak mocno. Przeraził mnie w pewnym stopniu. Wykrzyczał, że mam sama zjeść kurczaka i że on nie jest uzależniony.
- On się aż prosi o obicie buźki! Jak może podnosić na ciebie głos? - zacisnął dłonie w pięść.
- Kolego, przypominam ci, że ty również się ostatnio na mnie zdenerwowałeś - przypomniałam mu.
- Racja, ale z pewnością nie byłem w takim stanie, jak panicz Malik. 
- Fakt. 
  Nasza rozmowa została przerwana dzwonkiem, rozlegającym się po całym mieszkaniu. No tak, plotkując ze swoim przyjacielem, zupełnie zapomniałam po co tu przyszłam.
  Impreza urodzinowa była cudowna, moim skromnym zdaniem. Dania przygotowane przez Anne i Harry'ego okazały się przepyszne i nie mogłam przestać się nimi zajadać, przez co ledwo mogłam się potem ruszać. Dodatkowo ciasto.. Było naprawdę fantastyczne! Ale odchodząc od jedzenia, w końcu Gemma poprosiła o chwilę uwagi. Podeszła do stolika, na którym zebrane były wszystkie prezenty. Zaczęła je po kolei otwierać. Z tego co zapamiętałam, otrzymała mięciutki koc, miętową sukienkę, perfumy oraz karnet do spa. Ode mnie dostała to, co najbardziej lubi, czyli kilka lakierów do paznokci oraz nowy zestaw do makijażu. Strasznie się ucieszyła, nie tylko z mojego podarunku, ale również z pozostałych.
  Kiedy wróciłam do domu, ten był otwarty. Zayn, pomyślałam natychmiast. Weszłam do środka, a Mulat rzucił się na mnie, zaczynając nachalnie obdarowywać mnie pocałunkami oraz szeptać mi do ucha, że ma ochotę mnie przelecieć. To oznaczało tylko jedno; jest pijany.
  Niewiele się zastanawiając, szarpnęłam nim kilka razy, uszczypnęłam oraz ugryzłam, i kiedy ten syczał z bólu, ja wybiegłam na zewnątrz. Kierunek był nieznany. Odwracałam się ciągle do tyłu, żeby wiedzieć czy Malik nie próbuje mnie dogonić. I wtedy wpadłam na coś i wylądowałam na zimnym podłożu. Otrzepałam ręce i wstając, uświadomiłam sobie, że stoi przede mną Liam Payne.
_____________________________________

Od autorki: Hej! Jak tam końcóweczka waszych ferii? Hihi, jeszcze tydzień i ja rozpocznę swoje ♥. Nie mogę się już doczekać!
 Jak podoba wam się rozdział? Spodziewaliście się takiego wyznania ze strony Liama? Co się dzieje z Kath w towarzystwie przystojnego Payne'a? A co z końcówką? Czy to kolejny sen z szatynem, w którym po wypowiedzeniu jego imienia, ten znika? Czekam na wasze komentarze!
 W piątek dwie niespodzianki. Ode mnie; nowy rozdział. Przepraszam, ale wcześniej nie jestem w stanie dodać z powodu dużego natłoku nauki. Od One Direction; nowy teledysk do singla Midnight Memories! I to w moje urodziny! Najlepszy prezent jaki mogłabym dostać ♥.
 Okej nie zanudzam, czekam na wasze komentarze! Miłego dnia, żabki. x

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział siódmy

  Pan Wright kazał mi chwilę poczekać, ponieważ miał do wykonania jakiś superważny telefon. Siedziałam tam jak na szpilkach! Byłam cholernie ciekawa co jest na nagraniu z kamer.
- Przepraszam, że tyle musiałaś czekać. Chciałabyś wiedzieć co ujrzałem? - spytał, jakby kompletnie nie wiedział, że odpowiedź jest oczywista.
- Tak.
- No więc wczoraj pozostałem trochę dłużej w pracy. Przejrzałem nagranie dwa razy i jedyne co mogłem zobaczyć to czarny człowiek. Osoba, która dokonała ,,napadu'' na bibliotekę była ubrana w czarne ubrania oraz tego samego koloru kominiarkę, przez co nie mogę nawet stwierdzić, czy była to dziewczyna czy chłopak. Spróbuję rozwiązać tę sprawę, chociaż marne szanse, że ktokolwiek się przyzna - westchnął. - A ty nie musisz się już przejmować swoją posadą, bo nie zamierzam cię zwolnić.
  Ależ byłam wściekła! Miałam wielką ochotę rozbić cokolwiek, co znajdowało się w pobliżu mnie, ale opanowałam swoje emocje, przypominając sobie, że jestem w gabinecie dyrektora i takim zachowaniem, mogę sobie jedynie zaszkodzić.
- A czy podejrzewa pan kogoś? - zainteresowałam się, zaciskając dłonie w pięść.
- Raczej nie - pokręcił głową.
- A Taylor? To ona przyprowadziła pana do biblioteki, podczas gdy ja otwarłam ją minutę przed waszym wejściem. Ona musiała skądś wiedzieć, co się tam wydarzyło! Czy to nie jest podejrzane, że była w posiadaniu takowych informacji?
- Hmm, masz rację - skinął głową. - Porozmawiam z nią.
- Dziękuję. Tylko.. proszę, niech pan nie wspomina, że to ja skierowałam pana na jej trop.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się lekko.
- Czy to wszystko? - zaczęłam wstawać z krzesła.
- Tak, wracaj do pracy - odpowiedział.
  Gdy znalazłam się przed biurkiem, chwyciłam za pierwszy z brzegu ołówek, próbując złamać go swoimi chudymi rękami. W porę jednak się opanowałam i odłożyłam przedmiot na swoje miejsce. Dla odsunięcia od siebie innych, złych myśli, chwyciłam za Księżyc w nowiu i zaczęłam czytać, zatapiając się w rozpaczy, jaką ogarniała Bellę.
  Dzwonek, który rozległ się na korytarzu, zmusił mnie do odłożenia lektury. Akurat teraz musiała być przerwa, kiedy Edward zaczął przemawiać Belii w myślach?!
- Kath? - odezwał się niepewnie znajomy głos.
- Przepraszam, zbyt daleko odpłynęłam. Cześć, Liam - uśmiechnęłam się do niego szczerze.
- Przyszedłem dowiedzieć się, czy Tay wpadła tutaj ponownie, by przyprawiać mi rogi - odparł spokojnie, wpatrując się w moje oczy.
- Nie - pokręciłam przecząco głową.
- Och - wyrwało mu się. - Masz dziś czas?
- A co, zapraszasz mnie na randkę? - zachichotałam.
- Jeśli śledzenie mojej obecnej dziewczyny chcesz nazwać randką, to droga wolna - wystawił w moją stronę język.
- Żartowniś - wywróciłam oczami. - Raczej nie mam planów.
- Świetnie. Więc jak? Pomożesz mi? - zapytał.
- Z przyjemnością, zwłaszcza, że nie do końca jesteś pewien moich słów. Ale skąd masz pewność, że dziś z kimś wyjdzie? Z tego co zauważyłam, to zawsze trzyma się ciebie, jak przylepa.
- Bo tak jest - zaśmiał się uroczo. - Skoro dziś piątek, ja, Jason i Taylor mieliśmy wyjść do kina na horror. Odmówiłem im, namawiając by poszli jedynie we dwójkę i nie psuli sobie wieczoru przeze mnie. Zgodzili się. Seans zaczyna się o dwudziestej trzydzieści - poinformował mnie.
- Więc przed godziną dwudziestą będziemy musieli być przed jej domem i iść za nią krok w krok - odrzekłam.
- Zgadza się. Co ty na to, bym wpadł po ciebie? Nie chcę mi się tłumaczyć jak dojść do jej apartamentu.
- Jasne, daj mi swój numer telefonu to wyślę ci adres zaraz po powrocie do mieszkania.
- Tylko nie zapomnij - spiorunował mnie wzrokiem.
- Jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w takiej akcji, jak mogłabym ją przegapić? - uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Jeśli będziesz się ze mną zadawać, uwierz mi, że twoje życie w końcu nabierze barw - uniósł zabawnie brwi do góry.
- Świetna propozycja - przyznałam, spisując numer z jego telefonu na mój. - Umm, a co z strojem? Potrzebne są czarne ubrania i kominiarka?
- Zbyt wiele filmów się naoglądałaś - zaśmiał się. - Ubierz się normalnie. Doncaster to nie Londyn, tutaj każdy się zorientuje co jest grane.
- Szkoda - westchnęłam.
- Będziesz miała wiele okazji, żeby założyć swoją czarną kominiarkę - rzucił, wciąż nie przestając się uśmiechać.
- A co? Napadniemy na bank?
- Może - puścił mi perskie oko. - A teraz muszę spadać. Nie zapomnij wysłać mi adresu! Do zobaczenia! - krzyknął i opuścił bibliotekę.
- ,,Do zobaczenia?'' - odezwali się równocześnie Emily i Niall, wchodzący do pomieszczenia.
- Biorę dziś udział w świetnej przygodzie - odparłam z dumą.
- Więc nie pójdziemy wspólnie do baru? - posmutniał blondynek.
- Przepraszam Nialler, ale muszę uczynić coś w imię sprawiedliwości. Obiecuję, że następnym razem się z wami wybiorę.
- Czyli niezbyt prędko - dodała za mnie przyjaciółka.
- Skąd taki pomysł? - oburzyłam się.
- Spędzasz coraz więcej czasu z Liamem. Kiedy Zayn się o tym dowie, będzie chciał cię zatrzymać jedynie dla siebie, nie zważając na fakt, że poza nim, masz jeszcze innych bliskich - wywróciła oczami.
- Kiedy tylko udowodnię Li'emu, że miałam rację, wszystko dobiegnie końca, a Malik nawet się o tym nie dowie. O nic się nie martwcie.
  Jak co piątek, cały uniwersytet kończył o równej godzinie. Postanowiłam wrócić z Harry'm, który oczywiście z radością objął mnie w pasie i zaczął kroczyć w stronę swojego domu.
- Jak tam przygotowania do przyjęcia Gemmy? - spytałam.
- Wczoraj zrobiliśmy z mamą przepyszny tort oraz kupiliśmy potrzebne rzeczy na imprezę.
- Jutro się ona odbędzie, prawda?
- Tak. I masz się zjawić, bo jak nie, to cię znajdę i zaciągnę siłą - powiedział z powagą.
- Zaczynam się ciebie bać, Styles - uszczypnęłam go w biodro.
- Mnie? Och jasne, a swojego chłopaka to już nie? - zadrwił.
- Przestań - mruknęłam. - Przy okazji.. Nie chciałbyś go widzieć w swoim domu, prawda? - lekko przegryzłam dolną wargę, modląc się by się na mnie nie zezłościł.
- Głupie pytanie, Kath. Gdyby przekroczył mój próg, rzuciłbym się na niego z pięściami, więc lepiej nie ryzykuj.
- Nie ma sprawy, nie zamierzam.
  Zapanowała chwilowa cisza, którą przerwałam, wspominając o ,,napadzie'' na bibliotekę. On również uważa, że stoi za tym Taylor, bo wszystko wskazuje na nią. Kto inny byłby do tego zdolny? I jakie miałby powody, żeby to zrobić? Opowiedziałam mu też o swoich planach na dzisiejszy dzień, ciesząc się jak małe dziecko, że wreszcie będę robić coś ciekawego i ryzykownego.
- No to mogę spokojnie odliczać do dnia, w którym przybiegniesz do mnie i przyznasz, że lecisz na tego bogacza - skomentował.
- Nie nazywaj go tak - warknęłam, dobrze wiedząc, co oznacza to przezwisko. - Znasz moje zamiary. Jestem uparta i chcę mu udowodnić, że miałam rację i tyle. Zaraz po tym, wszystko dobiegnie końca.
- Lepiej skończmy temat - uznał.
- Zgadzam się. Wiesz.. rozmawiałam dzisiaj z Martiną na twój temat.
- O czym dokładniej?
- Przygotowywałam ją na spotkanie z tobą. Jest tym bardzo podekscytowana, a jednocześnie ma stracha, że się zbłaźni przed najseksowniejszym chłopakiem na uniwerku - zachichotałam, a on wraz ze mną.
- Ma całkiem ciekawe zdanie o mnie. Jakimi cechami mnie jeszcze opisuje? - zainteresował się.
- Jesteś dla niej idealny, to powinno ci wystarczyć.
- Idealny? Skąd ten pomysł? - zmarszczył czoło.
- Wcześniej uważała tak, bo po prostu jej się podobałeś. Zachwyciły ją twoje bujne loki, dwa urocze dołeczki, duże, zielone oczy oraz twój oszałamiający uśmiech. Jej pewność, że jesteś panem perfect wzrosła, kiedy trochę jej o tobie powiedziałam.
- Pewnie nie wspomniałaś o żadnej mojej wadzie, dlatego tak uważa.
- Bo ty nie masz wad, Harry.
- Mówisz tak, żeby mnie nie zranić - westchnął.
- Skąd! Ja naprawdę tak sądzę.
- Kath.. Właściwie to dlaczego tak bardzo chcesz, żebym spróbował z tą laską? Co tobą kieruje?
- Nie miałeś nikogo od roku. Uważam, że powinieneś się z kimś związać, a Martina jest odpowiednią osobą. Mógłbyś o nią zadbać i sprawić, żeby poczuła się najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi. Jestem pewna, że będziesz najlepszym chłopakiem pod słońcem.
- A zapytałaś mnie w ogóle, czy chciałbym kogoś mieć? Nie zorientowałaś się, że wolę być sam, co? - warknął do mnie, aż przeszły mnie ciarki.
  Odsunęłam się od niego gwałtownie. Przestraszył mnie tonem swojego głosu, jak również tym, iż poczułam, że się spiął. Nigdy taki wobec mnie nie był.
- Przepraszam Hazz. Ja.. - spuściłam wzrok, nie wiedząc do powiedzieć.
- Cześć - podszedł do mnie i zaraz po tym, jak ucałował czubek mojej głowy, odszedł, pozostawiając mnie kompletnie samą.
  Kilka chwil zajęło mi dojście do siebie. Gdy udało mi się wrócić do normalnego stanu, ruszyłam w kierunku swojego ukochanego mieszkania. Po drodze wciąż zastanawiałam się o co chodziło mojemu najlepszemu przyjacielowi. Zazwyczaj panował nad swoim gniewem, ale nie tym razem. I w dodatku zły był na mnie! Czy naprawdę chodziło tylko o to, że nie spytałam, czy chciałby się z kimś związać? Czuję, że to ma związek z naszą wczorajszą rozmową. Może on naprawdę kogoś ma i próba zeswatania go z nową studentką postawiłaby go w krępujących okolicznościach? Chciałabym już poznać prawdę i dłużej nie męczyć się z tymi cholernymi myślami.
  Znalazłam się w środku domu, z którego biło przyjemne ciepło oraz zapach kurczaka. Zaraz, chwila.. Czy ja czuję mięso?
- Zayn? - krzyknęłam.
- Jestem w kuchni - odpowiedział mi jego głos.
  Odetchnęłam z ulgą. Ciągle zapominam, że mój chłopak ma klucze od mieszkania. Jeszcze nie zdążyłam do tego wszystkiego przywyknąć.
  Podążyłam za zapachem.
- Cześć, kochanie - powiedział, uśmiechając się uroczo.
- Hej - odparłam, opadając na krzesło.
- Chyba miałaś ciężki dzień, co? - uniósł jedną brew do góry.
- Bardzo. Czy nie powinieneś być w pracy?
- Charlie chciał się zamienić i pójdę na drugą zmianę. Głodna?
- Nawet nie wiesz jak bardzo!
  Podczas gdy Mulat zajmował się kurczakiem, ja nakrywałam do stołu. Znalazły się na nim trzy talerze (na jednym miała zostać położona potrawa), sztućce, pudełko z surówką oraz szklanki i karton soku pomarańczowego.
  Czekając aż nasz lunch będzie gotowy, znów zatopiłam się w moich myślach i odetchnęłam z ulgą, uświadamiając sobie, że Malik będzie w pracy, kiedy ja będę śledzić Tay. Jego zmiana z kolegą z pracy jest mi bardzo na rękę, wiedząc, że z pewnością mój ukochany chciałby mnie gdzieś wyciągnąć. Dziś w końcu jest piątek!
- Jemy? - odezwał się, zasiadając do stołu naprzeciw mnie.
  Podczas jedzenia rozmawialiśmy o jego siostrach, które marudzą, że dawno mnie nie widziały. Codziennie męczą swojego brata, błagając byśmy poszły na jakieś zakupy. Wtedy przypomniałam sobie, że rano spotkałam panią Trishę i coś jej obiecałam. Nabrałam powietrza w płuca i spuściłam wzrok, co nie uszło uwadze czarnowłosego chłopaka.
- Czy coś się stało? - zmartwił się.
- Myślałam ostatnio dużo o twoim coraz częstszym sięganiem po alkohol i uważam, że powinieneś wybrać się na jakiś odwyk. Obawiam się, że popadniesz w uzależnienie, z którego nie będziesz mógł się wydostać. - Po jego minie widziałam, że jest na mnie bardzo zły. - Posłuchaj, robię to nie tylko dla swojego dobra, ale również dla twojego. Boje się, że nie kontrolując w pełni swojego zachowania, zrobisz sobie coś głupiego. Ja po prostu się o ciebie martwię.
- NIE JESTEM UZALEŻNIONY I NIE POTRZEBUJĘ ŻADNEGO ODWYKU! - wstał z miejsca.
  Ten widok wprawił mnie w paraliż. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zazwyczaj się na mnie nie wściekał, a jeśli już tak się stało, stopień jego rozgoryczenia był dwa razy mniejszy, niż teraz.
- Zeżryj sobie tego parszywego kurczaka sama! Zmywam się stąd! - rzucił i po prostu wyszedł.
  Nie poruszyłam się, analizując właśnie wydarzenia sprzed kilku sekund. Wiedziałam, że się na mnie zezłości, ale kompletnie nie miałam pojęcia, że aż tak mocno! Niestety ta rozmowa była nieunikniona, ponieważ obiecałam jego mamie, że podejmę się tego tematu, nawet jeśli z góry obstawiałam swoją przegraną.
  W końcu ,,ożyłam'', ale całkowicie straciłam apetyt. Włożyłam potrawę do piekarnika, brudne naczynia umyłam, a następnie wytarłam suchą szmatką i odłożyłam na miejsce. Wtedy przypomniałam sobie, że powinnam była już dawno temu przesłać swój adres Liamowi, więc wzięłam telefon w dłonie i naskrobałam wiadomość. Zaraz po wysłaniu, natychmiast dostałam odpowiedź, jakby szatyn od dwóch godzin wyczekiwał na mojego esemesa.
  Liam: Dziękuję! Zauważyłem, że najczęściej nosisz rozpuszczone włosy lub kitkę. Dzisiejszego wieczora spróbuj zrobić koka, zgoda? Nie chciałbym, żeby Taylor cię rozpoznała.
  Ja: Nie ma sprawy, dobrze to obmyśliłeś. Już nie mogę się doczekać!
  Spoglądając na zegarek, uświadomiłam sobie, że jest dopiero czternasta! Do akcji ,,szpieg'' pozostało mi jeszcze około pięciu godzin. Zastanawiając się co mogę robić przez ten czas, przypomniałam sobie, że jutro mam pójść na imprezę urodzinową Gemmy, a nie kupiłam jej jeszcze żadnego prezentu! Postanowiłam pójść po siostry Zayna. Narzekały, że dawno nie spędzały ze mną czasu, więc zabiorę je na zakupy, podczas których pomogą mi z wyborem.
                                                 ***
  Wróciłam do domu o dziewiętnastej, ponieważ dziewczyny chciały jeszcze pójść na lody. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, a następnie zawinęłam je w koka. Musnęłam rzęsy swoim tuszem, by nie wyglądać jak ostatnia szkarada w towarzystwie przystojnego Liama.
  Dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół, zabierając po drodze swoją torbę oraz telefon. Zamknęłam mieszkanie na klucz i ruszyliśmy w kierunku domu blondie, prowadząc swobodną rozmowę i jak zawsze żartując.
- Li.. Czy teraz powiesz mi, dlaczego zachowujesz taki spokój, wiedząc, że być może za kilkadziesiąt minut ujrzysz swoją dziewczynę w objęciach innego? - zapytałam, przegryzając dolną wargę.

___________________________________________
Od autorki: Witajcie kochani w mroźny piąteczek! Zmarzłam wracając ze szkoły, podczas, gdy osoby mające ferie siedziały sobie na dupie. Ugh, zazdroszczę wam.
 Jak podoba wam się rozdział? Jak myślicie, czy dyrektor Wiright przesłucha Taylor? Co się dzieje z Harry'm? Co sądzicie o wybuchu Zayna? I najważniejsze: dlaczego Liam zachowuje spokój, wiedząc, że jego ukochana go zdradza? Czekam na wasze opinie miśki! Pozostawcie po sobie komentarz, jeżeli przeczytaliście rozdział :)
 Muszę wam podziękować za te 4 tysiące wejść! I mam prośbę: polecajcie moje opowiadanie znajomym, jeśli je lubicie! To chyba na tyle. Miłego dnia, kotleciki. x
 PS @TheMickyParsons członek byłego District3, których piosenki przypadły wam do gustu, właśnie dodał nową piosenkę: http://www.youtube.com/watch?v=w-1LlGKXzw8 Świetna jest ♥.

wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział szósty

- Kiedyś ci opowiem. Na razie, nie jestem gotów - ucałował moje czoło.
- Skoro tak uważasz, to muszę pokonać swoją ciekawość i poczekać. Ale obiecaj, że chociaż spróbujesz, jeśli chodzi o Martinę - potarłam kciukiem jego biodro.
- Dla ciebie wszystko - powiedział spokojnie.
  Chociaż bardzo chciałam, nie mogłam powstrzymać myśli. Wciąż zastanawiałam się, co też chciał mi powiedzieć przyjaciel. Wygląda na to, że sprawa jest poważna, ponieważ musi się do tego przygotować. Czy coś zadziało się w jego przeszłości, a teraz boi się mi o tym powiedzieć, myśląc, że źle zareaguje? A co jeśli on kogoś ma, tylko o tym nie wiem?
- Nad czym myślisz? - spytał.
  Wciąż szliśmy w uścisku, w którym czułam się swobodnie i bezpiecznie.
- O Liamie - skłamałam.
- Wiedziałem, że prędzej czy później do tego dojdzie.
- Do czego? - zdziwiłam się.
- Że wpadnie ci w oko - odpowiedział.
- Po raz setny przypominam ci panie Styles, że jestem zakochana w Zaynie. Poza tym, Li jest tylko znajomym. Dałbyś już spokój.
- Jasne, stając na ślubnym kobiercu u jego boku, przypomnisz sobie tę chwilę, w której wypierałaś, że ewidentnie na niego lecisz.
- On mnie nie kręci, ale.. jeśli rzeczywiście by tak było.. cieszyłbyś się? Dobrze wiem, jak bardzo nienawidzisz Malika i naszego związku - postanowiłam zmienić temat, wiedząc, że w końcu wybuchnę i doprowadzę do kolejnej sprzeczki w tym tygodniu.
- Ależ byłbym wręcz wniebowzięty!
- Więc skoro podejrzewasz, że Payne mi się podoba, to dlaczego nie jesteś z tego faktu szczęśliwy?
- Jestem, jestem. Skończmy ten temat, bardzo proszę.
- Masz rację.
  Przemierzaliśmy ulice Doncaster w szczelnym uścisku, a pomiędzy nami panowała swobodna cisza. Każde z nas miało coś do przemyślenia, dlatego nie odzywaliśmy się do siebie, aż do miejsca, w którym nasze drogi się przecinają.
- Widzimy się jutro? - odezwał się.
- Harry, serio? - spojrzałam na niego, jak na półgłówka.
- Ach tak, zapomniałem, że ty w ogóle nie opuszczasz swojej pracy.
- Opuszczam! Znaczy, nie. Och, po prostu kiedy jestem chora, zostaję w domu, a wtedy w bibliotece pojawia się zastępstwo.
- Chyba rzadko chorujesz, skoro ciągle cię widzę w tej budzie - zaśmiał się.
- Chciałbyś stanąć oko w oko z moimi pięściami? - pogroziłam mu.
- Oczywiście słoneczko, ale może innym razem. Muszę pomóc mamie - westchnął leniwie.
- W czym takim? - zainteresowałam się.
- Musimy zorganizować Gemmie imprezę urodzinową, dlatego dzisiaj skoczymy z Annie po potrzebne rzeczy oraz upieczemy ciasto pod nieobecność siostry.
- Rozumiem, że mogę czuć się zaproszona na parapetówkę u Styles'ów - uśmiechnęłam się.
- Oczywiście. A teraz naprawdę muszę iść. Do jutra. - Objął mnie mocno swoimi silnymi ramionami i ruszył.
  Spoglądając ostatni raz na jego niezwykle zgrabne i seksowne nogi, zaczęłam kroczyć. Moja głowa była tak przepełniona myślami, że postanowiłam dać sobie spokój i zwyczajnie spoglądałam na życie, które roztaczało się wokół mnie. Uśmiechnęłam się przyjaźnie do dziecka w wózku, jakie mijałam, natomiast jego rodzicielce życzyłam miłego dnia.
  Dotarłam do mieszkania. Weszłam do środka i od razu udałam się do kuchni. Dziś postanowiłam upichcić sobie na obiad ryż. Już dawno nie jadłam tego przepysznego smakołyku!
  Najadłszy się do syta, zrobiłam lekki porządek i zabierając torbę, wyszłam na zewnątrz. Zamknęłam drzwi na klucz, po czym skierowałam się w swój aktualny cel, którym był dom zamieszkiwany przez Lou i Alice. Od czasu ostatniej kłótni, w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy i to kompletnie nie jest mi na rękę. Zdążyłam się już stęsknić za docinkami swojego starszego braciszka oraz przesadnym entuzjazmem rozsiewanym przez jego ukochaną partnerkę.
  Weszłam bez pukania, czując się jak u siebie.
- Tommo?! - krzyknęłam, rozbierając buty.
- Któż to raczył się tu pojawić. - Usłyszałam męski głos, oddalony ode mnie o kilka kroków.
- Ty powinieneś to zrobić, Louis, dobrze o tym wiesz. Niestety twoja urażona duma ci na to nie pozwala, prawda? - Nie odezwał się. - Tak myślałam. Posłuchaj mnie - podeszłam bliżej niego - Zapomnijmy o tym co się wydarzyło. Nie chcę żyć z wami, a szczególnie z tobą, w chłodnych kontaktach - westchnęłam.
  Chłopak stał przede mną z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy. Nie byłam pewna co za chwilę zrobi. Czekałam może około trzydziestu sekund na jego reakcję, którą był skok na mnie. Wylądowaliśmy oboje na zimnych płytkach, śmiejąc się do rozpuku.
- Dzięki za upadek - powiedziałam, kiedy podnieśliśmy mi się z podłogi.
- Do usług - ukłonił się delikatnie.
- Gdzie Alice? - zapytałam.
- Poszła się przejść - posmutniał nagle.
- Pokłóciliście się?
- Tylko troszkę.
- O co tym razem?
- O ciebie.
- O mnie? - zmarszczyłam czoło.
- Chciała żebym poszedł do ciebie i przeprosił, jak na dżentelmena przystało. Ale wiesz jak to ze mną jest. Ciężko mi to przychodzi, znacznie ciężej niż tobie. Przyrzekałem jej, że się tu zjawisz lada dzień, znam cię przecież na wylot. Ale nie chciała mnie słuchać. Wybiegła zapłakana, chcąc pozostać sam na sam z swoimi myślami.
- Och - wyrwało mi się. - Dawno temu opuściła mieszkanie?
- Powinna zaraz wrócić - odparł. - Poczekajmy na nią w salonie.
  W chwilę potem, oboje zajmowaliśmy już miejsce na kanapie, a przed nami cicho grał telewizor. Dostrzegłam, że był nastawiony na jeden z kanałów muzycznych.
- Co u ciebie? Tak dawno o to nie pytałem.
- Właściwie to bardzo wiele się wydarzyło przez te cztery dni, jak na moje smutne, szare życie - zachichotałam.
- Daj mi sekundkę, pójdę po popcorn.
  Cały Lou. Zawsze, kiedy mam do zdeklarowania mu coś dłuższego, musi coś przy tym wcinać i najczęściej jest to właśnie popcorn. Czuję się wtedy dziwnie, a on zachowuje się, jakby był w kinie i oglądał najbardziej spektakularny film w historii ludzkości.
- Wróciłem. Teraz gadaj.
  Biorąc głęboki oddech, wylałam z siebie potok słów. Czasami mój ukochany brat dorzucał swoje trzy grosze, przez co gubiłam wątek. Swoją ,,opowieść'' zakończyłam na umowie z Liamem.
- To było świetne! - odezwał się, a z jego oczu buchnęły iskierki. - Jak na twoją szarą rzeczywistość to naprawdę dużo się zadziało - dodał, wkładając sobie garść popcornu do ust.
- Zachowaj powagę i pomóż mi - wywróciłam oczami.
- W czym konkretnie?
- Wspomniałam ci o pogróżkach Taylor. Jak zdążyłeś się przekonać, nie skończyło się tylko na słowach. Chciałabym pomóc Payne'owi, ale obawiam się, że blondie odkryje, że za tym stoję i wydarzy się coś niedobrego. Czy powinnam się wycofać?
- Skąd! Zawsze jesteś taka pomocna, dopnij swego i tym razem.
- Niech zgadnę.. Chodzi ci o to, bym zbliżyła się do Liego, czyż nie mam racji? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Dobra, masz mnie. Ale i tak uważam, że powinnaś mu udowodnić, że to co mówiłaś, jest prawdą.
- Po co ja cię w ogóle pytałam - uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. - W większej części jesteś za tym, bo chcesz odseparować mnie od Zayna. Już ja cię znam, Bo bear.
- Nie mów tak na mnie - syknął, gniotąc w rękach popcorn. - Posłuchaj, nawet jeśli właśnie to jest w moich zamiarach, to powinnaś postępować według mojej rady. Kath, chcę dla ciebie jak najlepiej. Chciałbym, żebyś była w pełni szczęśliwa, a widzę, że przy tym alkoholiku tak nie jest - pokręcił głową.
- Kompletnie się nie znasz! Wyobraź sobie, że to Alice sięga coraz częściej po piwo, wódkę, wino.. po cokolwiek, co sprawia, że nie umie nad sobą zapanować. Jak byś postąpił, co? No słucham! - Podniosłam ton, złoszcząc się na niego.
- Zaprowadziłbym ją na terapię dla uzależnionych. Wspierałbym ją na każdy możliwy sposób, żeby nie wracała do picia - odpowiedział bez namysłu. - Poza tym, to dziewczyna. Nie mogłaby mi nic zrobić, bo jestem silniejszy. Natomiast Malik.. Kobieto, on jest trenerem na siłowni! Chyba rozumiesz, dlaczego tak bardzo się o ciebie martwię.
  Westchnęłam. Co miałam mu powiedzieć? Zabrakło mi słów. Zauważył to i odkładając miskę z popcornem, przytulił mnie mocno do siebie, całując w czubek głowy.
- Wiem, że czasami jestem zbyt bezpośredni i chamski, ale chciałbym, żebyś jeszcze żyła. Boję się, że któregoś dnia, ten parszywy skurczybyk posunie się do najgorszego - mówił półszeptem.
- On mnie kocha. Nigdy nie wyrządziłby mi czegoś takiego.
  Naszą rozmowę przerwało zjawienie się Alice. Odsunęłam się od Tommo i spojrzałam na nią. Wyglądała okropnie. Na policzkach dostrzegłam zaschnięty, rozmazany makijaż, a oczy wciąż były zaszklone łzami. Nie mogąc dłużej tylko na nią spoglądać, podeszłam by ją przytulić. Lou też to zrobił.
- Cholernie się cieszę, że znowu jest wszystko okej - mruknęła, ledwo mogąc oddychać. - Przy okazji, duszę się - zachichotała.
  Postanowiliśmy zrobić wspólnie pizzę. Oczywiście, podczas przygotowań, po kuchni latała mąka, skrawki ciasta, a na płytkach rozlana była woda. Weź tu współpracuj z roztrzepaną parą zakochanych!
- Ja umrę - marudził Louis. - Mam czekać jeszcze piętnaście minut, ażeby zjeść naszą kolację? Ja i mój brzuch tego nie wytrzymamy!
- Bez jedzenia można przeżyć nawet miesiąc - oznajmiłam, wycierając suchą ścierką umyte naczynia.
- Ale mój organizm tyle nie zniesie! Widzicie? Ja już umieram - osunął się z krzesła, lądując na podłodze.
- Cały Tomlinson - burknęłam, przewracając oczami.
  W końcu pizza była gotowa do jedzenia. Mój brat przeleżał całe piętnaście minut na zimnych płytkach, więc zajadając się zrobioną przez nas pysznością, owinął się szczelnie kocem.
- Jakim cudem jeszcze żyjesz? - rzuciła do niego Alice.
- Wiesz, opary wydobywające się z piekarnika utrzymywały mnie przy życiu - odrzekł z chytrym uśmieszkiem.
                                                        ***
  Około godziny dwudziestej pierwszej byłam już w swoim mieszkaniu. Od razu po powrocie, wzięłam odprężający prysznic. Następnie usadowiłam się wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor, przeskakując z kanału na kanał, w celu znalezienia czegoś odpowiedniego.
  Wtem usłyszałam znajomy dźwięk, oznaczający nadejście esemesa.
  Martina: Cześć Kath! Nie wiem czy nie będzie to dla ciebie problemem, ale czy mogłabym na jednej z jutrzejszych przerw, porozmawiać z tobą o Harry'm? Chciałabym, żebyś przygotowała mnie na zapoznanie z największym ciachem na uniwerku!
  Ja: Hej! Jasne, nie mam nic przeciwko. Wpadnij do biblioteki, to wszystko obgadamy.
  Martina: Dzięki, jesteś wielka :)
  Odłożyłam telefon i spojrzałam w ekran. Leciał właśnie jakiś horror, więc pozostawiłam odbiornik na tym kanale, śledząc fabułę filmu.
  Obudziłam się około piątej nad ranem. Podniosłam się do postawy siedzącej i zorientowałam się, że usnęłam na kanapie, a telewizor grał przez całą noc. Widocznie horror, który oglądałam wczorajszego wieczora, nie był zbyt interesujący.
  Wyłączyłam rozgrywające się na ekranie ploteczki o gwiazdach na topie i ruszyłam do kuchni. Zjadłam pożywne śniadanie, po czym leniwie wczołgałam się na górę. W swoim pokoju włożyłam na siebie czyste ciuchy, a w łazience doprowadziłam się do porządku. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek oglądał mnie jako powstałe z trumny zombie.
  Kilkanaście minut po godzinie szóstej, wyszłam z domu. Moim celem był mały sklep spożywczy, nieopodal mojego mieszkania. Szybko się w nim znalazłam, szukając na jednym z regałów moje ulubione, świeże bułeczki.
  Nagle zauważyłam mamę Zayna.
- Dzień dobry - odezwałam się, unosząc kąciki ust do góry.
- Och, witaj słoneczko - odrzekła. Powiedziała to uprzejmie, jednak nie uśmiechnęła się, jak to miała w zwyczaju.
- Czy coś się stało? - spytałam z troską.
- Martwię się o swojego syna - westchnęła bezradnie.
- Co z nim?
- Katherine, proszę, namów go na odwyk. Mnie w ogóle nie słucha, powtarzając ciągle, że nie zdążył się jeszcze uzależnić - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Obawiam się, że moich rad również nie przyjmie sobie do serca. Jest pani najważniejszą kobietą w jego życiu, więc skoro nie słucha się pani, marne szanse, że..
- Chociaż spróbuj, bardzo cię proszę - przerwała mi, kładąc swoją rękę na moim ramieniu.
- Dobrze, skoro pani nalega - obiecałam.
  Po krótkiej wymianie zdań wróciłam do zakupów. Potrzebowałam jedynie pieczywa oraz jakiegoś informacyjnego czasopisma. Lubię wiedzieć co dzieje się na świecie.
  Będąc wreszcie w domu, przygotowałam sobie śniadanie do pracy, a potem wzięłam się za czytanie gazety. Cholernie się wzruszyłam, czytając o porzuconym na śmietniku dziecku. To okropne, jak matki traktują swoje maluchy. Jeśli kiedykolwiek będę miała potomstwo, przyrzekam, że będzie miało wszystko, czego będzie potrzebować do życia. Nawet jeśli będzie ciężko, nie zostawię go na pastwę losu. Nie zabiorę przykładu z mojej mamy, która ma gdzieś co się ze mną dzieje. Ja sama nie wiem co z nią. Nie zapuszczam się w tereny, w których kiedyś wspólnie mieszkaliśmy. Nie chcę jej widzieć. Jest dla mnie nikim.
  Jak zwykle zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam do pracy. Po przekroczeniu progu budynku, przywitał mnie Hazza, otulając swoimi silnymi ramionami. Następnie podążyłam do biblioteki, zastanawiając się po drodze, czy dziś również nie czeka na mnie jakaś ,,niespodzianka'', którą zgotowała Taylor.
- Panienko Katherine! - usłyszałam znajomy głos.
- Tak, panie dyrektorze? - zatrzymałam się i spojrzałam w jego stronę.
- Przyjdź do mnie po godzinie jedenastej. Musimy porozmawiać - oznajmił.
- Na pewno się zjawię - skinęłam głową.
  Usiadłam na swoim obrotowym krześle, zastanawiając się, czy pan Wright odkrył kto stoi za wczorajszym atakiem. Mam wielką nadzieję, że na nagraniu z kamer ujrzę te przeklęte blond włosy.
                                                       ***
- Więc mogę z nim rozmawiać o muzyce, bo mamy podobne gusta. Jeśli chodzi o filmy, również przepadamy za komediami. Jakich tematów mogłabym się jeszcze podjąć? - spytała Martina, kiedy szukałam książki dla jednego z studentów.
- Mówiłam ci już, że Styles jest otwarty na każdą propozycję - wzruszyłam ramionami.
- Dużo mi pomogłaś - przewróciła oczami. - A wy? O czym gadacie?
- O wszystkim. Czasem nawet o pogodzie.
- Naprawdę?
- A czego się spodziewałaś? To normalny chłopak, nie kosmita z marsa.
- Ech - westchnęła. - Zazdroszczę ci.
- Czego? - zdziwiłam się, wracając z książką do biurka.
- Bo się z nim przyjaźnisz. W dodatku masz świetnego chłopaka. Też tak chcę.
- Daj sobie trochę czasu. Na pewno już niedługo się to zmieni - uniosłam kąciki ust do góry.
  Zaczęła się lekcja. Wreszcie mogłam pójść do gabinetu dyrektora, by dowiedzieć się tego, co tak bardzo mnie męczyło od samego rana. Oby wszystko poszło po mojej myśli!
- Więc? Kto stoi za ,,napadem'' na bibliotekę? - usiadłam na krześle przed mężczyzną, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi.

________________________________________________
Od autorki: Brr, witajcie kochani! Czy tylko mnie jest strasznie zimno, a lód, który opanował Polskę, wkurza niemiłosiernie? Masakra, mamy darmowe lodowisko! Szkoda, że niekoniecznie bezpieczne.
 Ale ja o nie o tym. Cholernie wam dziękuję za ponad 3.500 wyświetleń, 33 członków i 32 komentarze pod poprzednim rozdziałem! Możecie tak za każdym razem, bo wasza opinia naprawdę mnie motywuje. Tylko pamiętajcie: bądźcie szczerzy i mówcie co wam nie pasuje :)
 A więc Hazz wciąż nic nie powiedział, a Kath nie może odgadnąć o co mu chodzi. Czy wy jesteście pewni, któreś z teorii? Jak podoba wam się charakteryzacja Louiego? Czy Kath porozmawia z Zaynem o odwyku, a jeśli tak, to jak zareaguje? I na koniec, co z ,,napadem''? Kto za nim stoi? Czekam na wasze komentarze misiaczki ☼
 Udanego dnia i powodzenia jutro w szkole. x

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział piąty

 Siedziałam obok Martiny, która wciąż się wahała czy wyznać mi swój mały sekret. Wiedziałam, że nie do końca mi ufa, więc jeśli nie powiedziałaby mi tego, co zamierzała, nie byłabym zła. Chociaż kiedyś mieszkała w tym mieście, widzi mnie po raz pierwszy. Czuje się tutaj jak nowa i za pewne boi się zostać wyśmianą czy poniżoną.
- Posłuchaj, jeśli nie chcesz, nie musisz mówić. Rozumiem, że nie jesteś jeszcze co do mnie pewna. To może poczekać - uśmiechnęłam się miło.
- Dobrze, już dobrze. Zdecydowałam, że ci powiem - odparła, wypuszczając powietrze. - Szłam po korytarzu, po którym krząta się mnóstwo osób. Przypadkiem wpadłam na jednego chłopaka. Był on całkiem dobrej budowy i miał urocze loki na głowie. Przeprosiłam za swoją niezdarność, a on uśmiechnął się do mnie, przemawiając swoim lekko zachrypniętym głosem, że nic się nie stało. Miał takie śliczne zielone oczy! Ich głębia podbiła moje serce! Do tego dwa słodkie dołeczki, kiedy ukazał swoje białe zęby. Czuję, że natrafiłam na mój ideał, Kath - westchnęła. - Niestety, jestem prawie pewna już kogoś ma. Nie wydawało mi się żeby był pierwszakiem, ponieważ był strasznie wyluzowany.
  Kiedy tylko usłyszałam o lokach, pomyślałam: Hazza! Przy dalszej relacji moje domysły się sprawdziły. Martinie podobał się mój przyjaciel! Może to znakomita okazja, by uszczęśliwić ich obojga? Styles od roku nikogo nie miał, a zdecydowanie mógł przebierać w dziewczynach. Niestety na zbyt dużo ciekawych osobowości nie natrafił, ale siedząca obok mnie brunetka, to całkiem coś innego. Miła, nieśmiała, śliczna, inteligentna.. Czego chcieć więcej?
- Co nic nie mówisz? To śmieszne, prawda? - spojrzała na mnie z żalem.
- Skąd! - roześmiałam się. - Student, o którym właśnie mi opowiedziałaś to Harry. To prawda, jest rok starszy od nas.
- Znasz go? - zapytała, a w jej oczach rozbłysły iskierki nadziei.
- Lepiej niż znam - zachichotałam. - Przyjaźnię się z tym półgłówkiem.
- Naprawdę? - wykrztusiła zaskoczona. - Jak możesz się z nim tylko przyjaźnić? Przecież on jest taki przystojny i uroczy! Jak mniemam, jego cechy charakteru również podchodzą pod mój ideał.
- Mam chłopaka, którego poznałam wcześniej niż obiekt twoich westchnień - wytłumaczyłam, wciąż utrzymując swoje kąciki ust do góry.
- No tak, to wiele wyjaśnia.
- Czy chciałabyś, bym was zapoznała? - uniosłam jedną brew.
- Zapo.. zapoznała? - wyjąkała. - Prędzej zejdę na zawał!
- Hej, na mnie jakoś zwrócił uwagę, a jestem sto razy brzydsza od ciebie - przewróciłam oczami.
- Nawet tak nie mów - pogroziła mi palcem jak dziecku - Zresztą, tu nie chodzi o to. Zawsze bardzo się stresuję przy rozmowie z chłopakiem i to w dodatku z takim, który wpadł mi w oko.
- Och, więc o to chodzi - machnęłam ręką, śmiejąc się - Nie przejmuj się niczym, Hazza to koleś, z którym wszystko idzie na luzie. Czasami trudno jest go rozumieć i strasznie wolno mówi, ale da się do tego przywyknąć. Jeśli chcesz, to mogę cię do tego zapoznania przygotować, co ty na to? - zaproponowałam.
- Byłoby świetnie! - wykrzyknęła z entuzjazmem. - Nie wiem jak mam ci dziękować i co bym bez ciebie zrobiła.
- Jak to, co? Śledziłabyś go wzrokiem, kiedy przemieszczałby się korytarzem jak Bóg. - Tym razem również ona się zaśmiała.
- Zabawne, zabawne, ale dość o nim, bo serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej - zaczęła oddychać głębiej. - Może opowiesz mi coś o sobie?
  Nie odczuwałam żadnych negatywnych emocji wobec nowo poznanej dziewczyny, więc opowiedziałam jej w wielkim skrócie swoją historię, poznanie aktualnych przyjaciół oraz napomknęłam o związku z Zaynem. Oczywiście tę część, w której ten przychodzi do mnie, nie całkiem orientując się w tym co robi, pominęłam. Nie chciałam, by kolejna osoba z mojego towarzystwa ziała do niego pogardą i nienawiścią.
- A jakie było twoje pierwsze wrażenie o mnie? - spytała zaciekawiona.
- Cóż.. Po stroju i wyglądzie od razu stwierdziłam, że jesteś bogaczką. Nazywam tak osoby, które utrzymują się na wyższym poziomie finansowym niż ja, a także pogardzają kimś z niższej klasy. Nie martw się - powiedziałam, widząc jej grymas na twarzy - kiedy uśmiechnęłaś się do mnie nieśmiało, a potem poprosiłaś o atlas, wydałaś mi się bardzo miła. Widząc twoje zagubienie, zagadnęłam cię, czując, że to mój obowiązek. Wtedy byłam już pewna, że jesteś zwykłą, fajną dziewczyną.
- Uznam, że słyszałam tylko drugą część twojej wypowiedzi - wystawiła w moją stronę język. - Dobra, to co? Oglądamy coś na DVD?
- Jasne! Co tam ciekawego masz?
- Wciąż ją kocham, Pamiętnik, Zmierzch, N..
- Zmierzch! - krzyknęłam, przerywając jej.
- Nie usłyszałaś jeszcze wszystkiego - oburzyła się.
- Nie potrzebuję niczego innego. Ten film jak najbardziej jest stworzony dla mnie. Mam nadzieję, że pójdziesz na kompromis i obejrzysz ze mną to, co ja chcę, a następnym razem to ja, zgodzę się na to, co ty wybierzesz - zatrzepotałam rzęsami, rzucając jej proszące spojrzenie.
- Zgadzam się - wywróciła teatralnie oczami, wkładając płytę do odtwarzacza.
  Rozsiadłyśmy się na jej kanapie, a ktoś z obsługi przyniósł nam trzy rodzaje popcornu: karmelowy, solony i maślany. Z radością chwyciłam za ten pierwszy i zaczęłam pożerać go z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Smakował wybornie!
                                                                   ***
  Thriller był niesamowity. Obie z Martiną wpatrywałyśmy się w historię Belli i Edwarda jak zahipnotyzowane. Studentka przyznała mi po seansie, że zawsze marzyła o takiej miłości i zniecierpliwiona nadal na nią czeka. Wiedziałam, że w tym pomóc może jak najbardziej Harry, dlatego już zaplanowałam, że porozmawiam z nim na ten temat. Mam nadzieję, że brunetka wpadnie mu w oko i razem stworzą idealny parę, taką jak te wszystkie pary na filmach.
  Wróciłam do swojego mieszkania. Popcorn posłużył mi za moją kolację, więc zaraz po przyjściu, wzięłam odprężający prysznic i zeszłam do salonu, wygodnie rozsiadając się w kanapie. Pozwoliłam moim myślom na swobodne dryfowanie w mojej głowie.
  W końcu zmęczyło mnie nadmierne zastanawianie się i analizowanie każdej sprawy, w którą tak naprawdę nie powinnam się mieszać, więc poszłam do swojego pokoju i wślizgnąwszy się pod kołdrę, zasnęłam jak dziecko.
  Po wykonaniu porannych czynności, ruszyłam do pracy. Przekraczając próg uniwersytetu, jak zawsze przywitał mnie chłopak z burzą loków na głowie. Przytuliłam go mocno, a potem oderwałam się od jego ciała i spojrzałam mu w oczy.
- Muszę z tobą poważnie porozmawiać - oznajmiłam.
- Ze mną? Poważnie? Co znów zrobiłem? - zmarszczył czoło.
- Nic, głupcze - szturchnęłam go.
- Więc o co chodzi?
- Zobaczysz później. Teraz muszę już iść. Miłych zajęć - ucałowałam jego policzek i popędziłam ku bibliotece.
  Kiedy weszłam do pomieszczenia, przeraziłam się nie na żarty. Jeden cały regał był pusty, a książki leżały na ziemi. Nie zostały odłożone, tylko raczej zrzucone! Dodatkowo, na biurku panował nieład. Kto mógł to zrobić, do jasnej cholery?!
  Stojąc w wejściu, usłyszałam rozmowę dwóch osób:
- Mówię panu, że nie wiem co się stało z tą dziewczyną. Jest taka dobra i niewinna, a tu nagle taki atak i bach, wszystko leży poprzewracane! Niech pan na nią uważa, ponieważ niedługo studenci będą bali się przychodzić do tej wariatki - mówił żeński głos.
- Przeanalizuję sprawę. Chciałbym najpierw zobaczyć i dowiedzieć się, co się wydarzyło - odpowiedział męski baryton.
  Czekając na nadejście rozmawiającej pary, uświadomiłam sobie, że znam obydwa głosy. To Taylor i dyrektor placówki! Co za cholerny babsztyl! Wszystko sobie zaplanowała, żeby tylko mnie stąd zwolniono. Już ja jej pokażę!
- Panienko Katherine? - odezwał się mężczyzna, spoglądając z rozchylonymi ustami wokół siebie.
- Wszystko wytłumaczę, kiedy ona opuści to pomieszczenie - wskazałam na blondynkę, która przybrała minę niewiniątka.
- Już sobie idę. Do widzenia - rzuciła i odeszła.
  Westchnęłam głęboko i podjęłam się swoich tłumaczeń. Dyrektor mnie wręcz ubóstwiał, więc bez problemu uwierzył w moją wersję. Oznajmił również, że w jednej z lamp jest kamera, która z pewnością zarejestrowała ,,napad'' na bibliotekę. Obiecał osobiście przejrzeć nagrania i dotrzeć do rozwiązania tej dziwnej sprawy.
  Po jego wyjściu, opadłam na obrotowe krzesło. W głowie mi się nie mieściło, czego ta kretynka dokonała. Więc jej pogróżki jednak zamieniły się w czyn i wszystko nie zakończyło się jedynie na słowach? Tego się po niej w życiu nie spodziewałam. Zgrywa przecież taką uroczą studentkę,  w rzeczywistości jednak, będąc zwykłą żmiją.
  Spoglądając na leżące książki, wzięłam się za ustawianie ich na regale. Gdy jedna półka była już do końca zapełniona, usłyszałam kroki dochodzące z korytarza. Podniosłam oczy i ujrzałam przed sobą Liama.
- Co tu się stało? - zainteresował się, kucając naprzeciw mnie.
  Byłam o krok od powiedzenia mu, że wszystko jest winą jego ukochanej, ale przypomniałam sobie, że to nic nie da. Szatyn prawdopodobnie mi nie uwierzy, a kiedy ją o to zapyta, wyprze się natychmiastowo. No i moje wyznanie może przynieść duże konsekwencje, które mogą odbić się nie tylko na mnie, ale również na moich bliskich.
- Ktoś zakradł się tutaj i narobił bałaganu. Dyrektor już bada sprawę - wytłumaczyłam.
  Skinął głową i zaczął pomagać mi w układaniu.
- Nie rób tego, Li. Masz lekcję. Poradzę sobie - odrzekłam, spoglądając w jego czekoladowe oczy.
- Przyszedłem do szkoły wcześniej, mam na drugą godzinę - wzruszył ramionami.
- Więc teraz powinieneś być w łóżku, jak mniemam, a nie pomagać szkolnej bibliotekarce.
- Może wolę robić to, niż bezczynnie leżeć? - uniósł jedną brew do góry, uśmiechając się uroczo.
- Ściemniasz! Większość wybrałaby łóżko.
- Chyba jestem mniejszością - zachichotał. - A tak na poważnie, to przyszedłem z tobą porozmawiać - dodał.
- Ze mną? O czym? - zdziwiłam się.
- Posłuchaj, przepraszam, że źle cię oceniłem wczoraj. Nie uwierzyłem ci w to, że Tay mnie zdradza, ale zastanawiałem się nad tym bardzo dużo i doszedłem do wniosku, że możesz mieć rację. Chcesz mojego dobra, jak sama wspomniałaś. Bo z jakich innych przyczyn miałabyś mi o tym mówić? - Potwierdziłam kiwnięciem głowy, że ma rację, wciąż patrząc w jego brązowe tęczówki. - Chciałbym, żebyś udowodniła mi, że moja dziewczyna doprawia mi rogi.
  Ostatnim zdaniem wprawił mnie w niemałe zaskoczenie, mieszające się z przerażeniem. Z jednej strony chciałam pomóc biednemu szatynowi, który nie do końca jest pewien moich słów, ale z drugiej, wiedziałam, że to może skończyć się źle i dla mnie i dla moich najbliższych.
- Jak mam to zrobić? - westchnęłam, układając książkę na półce.
- Najpierw musimy zorientować się, czy biblioteka pozostanie miejscem ich schadzek. Jeśli nie, to pomożesz mi ich śledzić? - Nie odrywał ode mnie wzroku, przez co czułam się nieco nieswojo.
- Jasne, nie ma sprawy. Dobrze wiesz, że chciałabym ci wreszcie udowodnić, że mam rację.
- Cieszę się - lekko uniósł kąciki ust do góry.
- Liam? - odezwałam się, po czym nastąpiła chwilowa cisza. - Pokrótce sam wierzysz w to, że twoja dziewczyna cię zdradza. Dlaczego ten fakt w ogóle cię nie dobija? Nie mówię, że masz być smutny i popaść w depresję, ale dziwi mnie twój spokój.
- Kiedyś ci to wytłumaczę - spuścił wzrok, wpatrując się w książkę, którą trzymał w dłoniach.
- Kiedyś, to znaczy kiedy? - zmarszczyłam czoło.
- Kiedy się co do ciebie przekonam. Już zaczynam cię lubić - rzucił, wstając i kucając tuż obok mnie.
- Ja.. też cię lubię - przyznałam szczerze.
- Świetnie - odparł z entuzjazmem, po czym spojrzał na mnie tajemniczo.
- Ty coś kombinujesz - zauważyłam, lustrując jego twarz.
  Wtem zorientowałam się, że leżę na podłodze, tuż obok sterty dzieł, napisanych przez różnych autorów. Cholera! Wykorzystał moment, w którym skupiłam się na jego przepięknej buźce i zwyczajnie mnie popchnął, śmiejąc się.
- To nie było miłe - syknęłam, wciąż leżąc.
- Czy wybaczysz mi, madame, jeśli pomogę ci wstać? - pochylił się lekko nade mną.
- Zobaczy się.
  Szatyn wystawił w moją stronę swoją dłoń, a ja mocno ją uścisnęłam, powracając do poprzedniej pozycji. Czy ja poczułam motylki w brzuchu wraz z dotknięciem jego delikatnej skóry? Kath opanuj się! wołałam do siebie w myślach.
- To jak, wybaczasz mi? - zapytał, trzepocąc rzęsami jak ja przed Martiną, kiedy prosiłam ją o obejrzenie filmu, na który miałam ochotę.
- Niech ci będzie - machnęłam ręką, wracając do układania książek.
  Chłopak przyglądał mi się przez chwilę. Próbowałam to ignorować, ale trudno jest to zrobić, gdy czujesz na sobie palący wzrok drugiej osoby.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - Nie wytrzymałam w końcu.
- Bo właśnie coś sobie uświadomiłem - odpowiedział mi, zmieniając poważną minę w półuśmiech.
- Co takiego?
- Że powinienem cię przeprosić.
- A tym razem za co? - obróciłam się w jego stronę, ciekawa tego, co ma mi do powiedzenia.
- Za nasze pierwsze spotkanie. Byłem chamski, a nawet bardzo chamski. Miałem zły dzień i byłaś jedną z wielu osób, na których się wyżyłem. Naprawdę mi przykro, że potraktowałem cię jak ostatniego śmiecia przez swój głupi humor. Nie powinienem był. Przyjmiesz moje przeprosiny?
  Każde słowo odbijało się echem w mojej głowie, dodatkowo przywołując obrazy z tamtego dnia. Pamiętam jak obrażałam go w myślach za wredne zachowanie, a potem jeszcze przy Emily i Niallu. Ja również okropnie postąpiłam.
- Przyjmę je tylko wtedy, kiedy ty przyjmiesz moje. Ja też jestem winna. Potraktowałam cię bardzo chłodno i podniosłam na ciebie głos, co w tej pracy nie powinno mieć w ogóle miejsca. Przepraszam, panie Payne - uśmiechnęłam się.
- Właściwie to zachowałaś się tak przeze mnie, ale skoro masz mi wybaczyć, gdy ja ci wybaczę, to w porządku. Wszystko między nami okej, tak?
- Pewnie!
  Powróciliśmy do układania książek na półkach, prowadząc przy tym swobodną rozmowę. On wspominał swoje śmieszne wybryki z poprzednich lat, a ja opowiadałam o żartach Lou, jakie sprawiał mieszkańcom sierocińca. Ciągle się śmialiśmy, dopowiadając głupkowate komentarze lub przepychając się nawzajem.
  Zadzwonił dzwonek, oznaczający przerwę. Mimo tego, Liam wciąż pozostał na swoim miejscu, układając książki na przedostatniej półce. Myślałam, że wybiegnie stąd w podskokach, myśląc ,,wreszcie się wydostałem!'', ale on tego nie zrobił.
- Nie idziesz na przerwę? - odezwałam się.
- Kiedy już coś zaczynam, muszę to skończyć - odpowiedział z uśmiechem.
  W dwie minuty później, regał wyglądał tak samo, jak za nim wparował tutaj ,,nieproszony gość''. Gdy szatyn układał ostatnią książkę, do pomieszczenia wpadła Emily, zatrzymując się na widok Payne'a. Zaśmiałam się, a chłopak spojrzał na mnie pytająco.
- Jesteś przystojny, licz się z omdleniami na twój widok - wywróciłam oczami, wciąż chichocząc.
- Zasygnalizuj mi, kiedy będziesz spadać, to cię złapię - wystawił w moją stronę język, a ja szturchnęłam jego ramię. - Muszę już iść. Pamiętaj o naszej umowie! - krzyknął i opuścił bibliotekę.
- Umowę? Co tutaj się wydarzyło? - wykrztusiła wciąż zaskoczona przyjaciółka.
  Opowiedziałam jej wszystko z szczegółami, poczynając od Taylor, a kończąc na chwili, w której weszła. Oczywiście musiałam nieźle się streszczać, bo przerwa była dość krótka.
- Więc on jednak nie jest ani dziwakiem, ani bogaczem, ani palantem, tylko świetnym kolesiem, z którym zaczynasz się dobrze dogadywać? - zapytała, wyliczając na palcach.
- Tak, właśnie tak - skinęłam głową.
- Kath, to świetna wiadomość! Może podczas śledzenia tej fałszywej blondyny, między wami do czegoś dojdzie? Kurcze, byłoby naprawdę super! - wrzeszczała.
- Uspokój się - położyłam dłoń na jej ramieniu. - Kocham Zayna.
- A w głowie wciąż masz Liama, co? Mam rację?
  Niestety miała. Nieważne jak mocne są moje uczucia do Mulata i jak bardzo nie fair w stosunku do niego, jest myślenie o innym, nie mogłam temu zapobiec. To było silniejsze ode mnie.
- Wiedziałam! Muszę już spadać na lekcję. Jak Niall się dowie, będzie w siódmym niebie - zaśmiała się, wychodząc.
                                                                  ***
  Dalsza część dnia w pracy nie przyniosła żadnych nowych wydarzeń. Payne nie pojawił się już w bibliotece, a Taylor nie zjawiła się, by pomiziać się ze swoim chłoptasiem. Uznałam, że to nawet lepiej, ponieważ miałam już dość wrażeń na dziś.
  Wyszłam z budynku razem z Hazzą, gdyż oboje kończyliśmy o równej porze. Dopiero po kilku minutach, zorientowałam się, że miałam z nim porozmawiać o Martinie, więc podjęłam się tematu. Opowiedziałam mu o nowo poznanej brunetce i o tym, że na niego leci.
- Katherine, nie wiem czy ona będzie tą, z którą będę miał ochotę się spotykać - stwierdził.
- Zawsze możesz spróbować, a zapoznanie jej ci nie zaszkodzi.
- Tylko.. - westchnął, nie mówiąc już nic więcej.
  Spojrzałam na jego twarz. Nagle, z tej dziecinnej radości nie pozostało śladu, natomiast ujrzałam smutek i roztargnienie. Wiedziałam, że coś go męczy i jest to poważniejsze, niż może mi się wydawać. Tylko czy będzie chciał mi o tym opowiedzieć?
- Harry, proszę, powiedz mi o co chodzi. Chciałabym wiedzieć - objęłam go w pasie. - To jak będzie? - Wtuliłam twarz w jego tors i czekałam na jego reakcję.

______________________________________________________
Od autorki: Cześć kochani. Bardzo zasmuciła mnie ilość komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Z rozdziału na rozdział jest ich coraz mniej. To naprawdę dla mnie ważne, żebyście pozostawiali po sobie opinię, bo chcę wiedzieć, co wam się podoba, a co nie. Może to być nawet głupia emotka! Chyba o zbyt wiele nie proszę?
 Co sądzicie o Martinie? Jest w porządku? Kto dokonał ,,napadu'' na bibliotekę? Podoba wam się postawa Liama, pomagającego układać Kath książki? Co ukrywa Hazza? Czekam na wasze propozycje! Możecie też wymyślić nazwę dla Kath i Liama. Ja myślę, że Lath może być, a wy? :)
 Widzieliście MTT i LT acoustic? Co sądzicie? Jejku, dla mnie MTT brzmi genialnie! Payne pobił wszystko swoim niesamowitym głosem! Nie mogę tego przestać słuchać ☺.
 Okej, nie zanudzam więcej. Dzisiaj piątunio! Tym, którym rozpoczynają się ferie, miłego odpoczynku misie! Miłego dnia paróweczki. x

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział czwarty.

- Zachowujesz się jakbyś chciała poprosić mnie na randkę - zaśmiał się swoim uroczym śmiechem i wciąż patrzył mi w oczy.
- Wiesz.. to coś znacznie poważniejszego - mruknęłam.
- Małżeństwo?! - spiął się, wracając do poważnego wyrazu twarzy.
- Zwariowałeś? - tym razem to ja zaczęłam się śmiać.
- Więc o co chodzi? - zmarszczył czoło, wyczekując mojego wyznania.
- No, bo.. e.. - wahałam się. Wyprostowałam się na krześle i ponownie wypuściłam powietrze z płuc. - Wczoraj widziałam Taylor, twoją dziewczynę, która obściskiwała się z jakimś chłopakiem na tyłach biblioteki. Nie śledziłam jej, po prostu musiałam znaleźć książkę, o którą poprosił jeden z studentów i ta znajdowała się na regale, nieopodal zajmującej się sobą pary - powiedziałam jednym tchem, unikając jego wzroku.
- Jak ci na imię? - spytał nagle.
- Katherine.
- A więc, Kath - zaczął, uśmiechając się lekko. - Miałem cię za naprawdę dobrą dziewczynę, ale teraz okazuje się, że się grubo pomyliłem. Dlaczego próbujesz zniszczyć mój związek? Do czego jest ci to potrzebne? Zdrada? Tay nie rusza się nigdzie beze mnie, no chyba, że z Jasonem, ale to mój najlepszy kumpel. Mogłaś wpaść na coś bardziej wiarygodnego.
- Co? - wykrztusiłam. - Uważasz, że w moich zamiarach, było zniszczenie twojego związku? Do reszty już zwariowałeś? Liam, to co widziałam, zdarzyło się naprawdę! Po co miałabym cię okłamywać?
- Bo chciałabyś ze mną umówić, a moja dziewczyna stoi ci na przeszkodzie - poszerzył swój uśmiech.
- Znowu coś sobie wmawiasz, jak za pierwszym razem kiedy tutaj wszedłeś. Skończ proszę snuć swoje domysły, bo w ani jednym procencie nie są poprawne. Mam chłopaka - odparłam. Byłam coraz bardziej na niego zła.
- Och, w takim razie wyobraź sobie, że teraz to ja, mówię ci, że twój ukochany cię zdradza. Uwierzyłabyś mi? - uniósł brew do góry.
- No, nie..
- Więc dlaczego chcesz, bym to ja tobie uwierzył, hmm?
- Liam, ale ja naprawdę cię nie okłamuję. Przecież ja nie jestem taka. Chcę dla ciebie dobrze! Nie próbuję rozwalić ci związku, tylko pomóc. Nie chciałabym, żebyś cierpiał - wyznałam, czując, że się rumienię.
- Hmm.. Może faktycznie źle cię oceniłem. Brzmisz całkiem serio. Porozmawiam z moją dziewczyną i zobaczymy co z tego wyniknie - zmienił swój wyraz twarzy. Był spokojniejszy. - I dziękuję, że się o mnie martwisz. To miłe, zwłaszcza, że w ogóle się nie znamy.
- No cóż, skoro ze sobą rozmawiamy, to chyba jesteśmy na etapie znajomych, co? - odetchnęłam z ulgą po jego słowach.
- Jasne - zaśmiał się, odsłaniając swoje bielutkie ząbki. Wyglądał tak uroczo, kiedy mrużył oczy, a z jego gardła wydobywał się cichy chichot.
- Coś nie tak? Śmiejesz się ze mnie. Jestem brudna? A może mam złą fryzurę? Rozmazałam sobie makijaż? - dopytywałam. Byłam cholerną panikarą.
- Masz trochę lukru, podejrzewam, że od pączka, na buzi - odpowiedział, wciąż łobuzersko się uśmiechając.
- Gdzie? - przejechałam palcami po twarzy, ale nie mogłam natrafić na zabrudzone miejsce.
- Pokażę ci.
  Pozwoliłam mu na położenie swojego palca na moją twarz. Wskazał na prawy kącik ust. Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Poczułam się cholernie nieswojo. Gdyby na jego miejscu siedział Harry, na pewno byłoby to dla mnie całkiem normalne. Ale, halo! Mam przed sobą szatyna, którego znam od trzech dni!
  W pomieszczeniu zjawiła się Tay, zastając nas w dwuznacznej sytuacji.
- Liam, idziemy na lekcję - podeszła i pociągnęła go za rękaw, obdarowując mnie przy tym morderczym spojrzeniem.
- Jesteś czysta - zachichotał i odwracając się do mnie tyłem, wyszedł z blondynką na korytarz.
  Wbiłam wzrok w ścianę. Co się właśnie wydarzyło? Jak mogłam pozwolić nieznajomemu na dotykanie mojej twarzy? Chwila, jesteśmy przecież znajomymi. Co nie zmienia faktu, że zbyt krótko go znam. Jednak dotknięcie opuszkami palca kącika moich ust odbyło się w słusznej sprawie. Pomógł mi. Pewnie większość studentów śmiała się ze mnie, a ja nie byłam niczego świadoma!
  Zabolało mnie to, że uznał iż próbuję rozwalić mu związek. Jak w ogóle mógł sobie tak pomyśleć? Przecież ja taka nie jestem. Chciałam mu tylko pomóc. Mimo to, nie mogłam być na niego zła. Ma takie piękne czekoladowe oczy i śliczny uśmiech. Do tego ten uroczy śmiech, którym po części mnie zarażał. Na dodatek stwierdził, że jesteśmy znajomymi. Nie kolegowałam się jeszcze z żadną bogatą osobą. Ciekawe jak to jest?
  Dopiero po chwili pokręciłam głową, uświadamiając sobie, o czym myślę. Lub o kim, można by rzecz. To bardzo nie fair w stosunku do Zayna. Spotkam się z nim dziś po pracy i wszystko będzie jak zawsze.
  Wróciłam za biurko i znów zaczęłam czytać Księżyc w nowiu. Myślałam, że rzucę książką o ścianę albo podłogę, gdy okazało się, że Edward zostawia Bellę i tak naprawdę nigdy jej nie kochał. Jak mógł zachować się tak podle? Przecież ten związek był idealny! Mało kłótni, częsta bliskość..
  Dzwonek. Odłożyłam książkę i wyczekiwałam na kolejnych studentów. Wtem, w pomieszczeniu zjawiła się Taylor. Natychmiast się wyprostowałam i spojrzałam na nią z zdziwieniem. Wyglądała na rozgoryczoną. Wydawało mi się, że za chwilę, pożre mnie w całości i trafię do wnętrza jej brzucha, a przez to będzie dwa razy grubsza. Och, Kath! Przestań tyle myśleć.
- Czy coś się stało? - zapytałam zaciekawiona.
- Śmiesz jeszcze pytać czy coś się stało? - zawarczała, zaciskając dłonie w pięść. - Jak mogłaś powiedzieć Liamowi, że go zdradzam? Padło ci na mózg, czy jak? Lepiej pilnuj swoich spraw maleńka! - uśmiechnęła się cwaniacko - Zemszczę się na tobie. Nie myśl, że jestem w stanie ci odpuścić czy przebaczyć. To, co zrobiłaś, jest niedopuszczalne - skrzyżowała swoje ręce na klatce piersiowej. - Posłuchaj mnie, jeśli jeszcze raz zobaczysz mnie z kimś innym i postanowisz powiedzieć o tym mojemu chłopakowi, obiecuję, że tobie i twoim bliskim stanie się krzywda - pogroziła mi palcem, jak matka małemu dziecku, gdy ma czegoś nie dotykać.
- Jak możesz mu to robić? To przecież świetny facet! - oburzyłam się. Czułam jak serce łomocze mi szybciej niż zwykle, ale mimo to, próbowałam nie okazywać swojego strachu i zdenerwowania.
- Powiedziałam ci już, że masz nie wtrącać swojego wielkiego nosa w moje sprawy, bo inaczej ja to zrobię, maleńka - prychnęła, wciąż przyglądając mi się z cwaniackim uśmiechem.
- Jesteś wredniejsza niż wszyscy bogacze tej szkoły razem wzięci - rzuciłam, krzywiąc się.
- Jeszcze mnie nie znasz, złotko - odparła, chichocząc. - Pamiętaj co ci obiecałam! Miłego dnia!
  Opuściła pomieszczenie, a ja odetchnęłam z ulgą. Na szczęście wszystko skończyło się tylko na pogróżkach. Cholernie się bałam, że zadźga mnie nożem, bądź udusi na śmierć. Aż wzdrygnęłam się na samą myśl o tym!
  Tylko.. co z Liamem? Ten biedny chłopak z pewnością uznaje mnie teraz za swojego wroga, pragnącego unicestwić jego związek, a przecież wcale nie mam takich intencji! Chciałabym mu pomóc i pokazać, jaka naprawdę jest jego ukochana. Nie mogę tego jednak zrobić, przypominając sobie o słowach Taylor, które wywoływały nieprzyjemne dreszcze na moim ciele. Niech piekło pochłonie tą dziewuchę!
  Potrzebowałam się na czymś wyżyć albo z kimś pogadać, ale nikt się nie pojawiał. Zaczęłam się rozglądać nad jakimś przedmiotem, który jest tutaj zbędny i z łatwością będę go mogła pogruchotać.
- Kath? - usłyszałam jeden z moich ulubionych męskich głosów.
- Harry! - krzyknęłam i natychmiast wstałam z krzesła, by go przytulić.
  Objął mnie swoimi ramionami tak mocno, jak tylko potrafił, a ja przytuliłam głowę do jego piersi. Świetny pomysł na rozładowanie energii i przy okazji, dostarczenie sobie kilku endorfin szczęścia.
- Coś przegapiłem? Wczoraj byłaś na mnie okropnie zła - odezwał się, odsuwając od mojego ciała.
- Przemyślałam to, co się wydarzyło, na spokojnie. Zrozumiałam, że muszę być dla was bardzo ważna, skoro tak o mnie dbacie. Wiem, że cała wasza trójka się o mnie martwi, ale nie jestem małym dzieckiem i umiem o siebie zadbać, dlatego.. Nie słuchaj się więcej mojego nieodpowiedzialnego braciszka, zgoda? Wiesz jaki jest roztrzepany. Najpierw robi, potem myśli - westchnęłam.
- Prawie jak ty - zaśmiał się, za co dostał ode mnie kuksańca w bok. - Jasne, jasne, postaram się trzymać swoje zapędy do obicia mu buźki na wodzy.
- Cieszę się - uniosłam kąciki ust do góry.
- Wiesz już, co począć z wiadomością o zdradzie tej blondyny? Zdecydowałaś się? - spytał, przyglądając mi się uważnie.
  Nabierając powietrza w płuca, wytłumaczyłam mu co wydarzyło się na poprzedniej przerwie, a następnie tuż przed jego przyjściem. Uważnie słuchał co mam mu do przekazania. Bardzo mi to pomogło, ponieważ kiedy mi ktoś przerywa, by zadać pytanie, najczęściej gubię wątek i zastanawiam się na czym stanęłam.
- Jakim prawem ten cały Payne mógł o tobie pomyśleć, jako o złej osobie? Jesteś chyba najlepszym człowiekiem pod słońcem, czy on tego nie dostrzega?! No cóż, jeśli chodzi o tę całą Taylor, czy jak jej tam, jest straszna. Po pierwsze zgrywa milutką dziewczynę, służącą pomocą dla każdego. Po drugie zdradza swojego chłopaka i okłamuje go, patrząc mu prosto w oczy. No i po trzecie, odważyła się tutaj przyjść i ci grozić, za coś tak banalnego. Dlaczego tacy ludzie w ogóle istnieją?!
- Masz rację, opisując jej osobowość. Uważałam, że jest całkiem w porządku, dopóki nie zobaczyłam jej z tym chłopakiem - pokręciłam głową.
- Wiesz kim był ten, któremu wtykała swój język do gardła?
- Nie mam pojęcia, ale jeśli to był Jason, to Liam w końcu się o tym dowie i straci dwie najważniejsze dla niego osoby. To z pewnością będzie dla niego bardzo trudne, ale przecież liczy się jego dobro.
- Więc wciąż zamierzasz mu udowodnić, że masz rację? - uniósł jedną brew do góry.
- Nie wiem, Harry. Boję się tej kretynki, nie wiem na co ją stać. Ale z drugiej strony, nie jestem do końca pewna czy to, że skrzywdzi mnie i moich bliskich, było po prostu pogróżką, czy też wprowadzi ten plan w życie. No i jest jeszcze kwestia Payne'a. Wiesz jak bardzo przejmują mnie losy innych - westchnęłam.
- Kath, najlepiej daj sobie spokój - chwycił za mój podbródek, zmuszając mnie do spojrzenia w jego zielone, duże oczy. - Żyj tak, jak żyłaś do tej pory. Może mogłabyś zmienić Zayna na kogoś lepszego, ale reszta się zgadza - pogłaskał kciukiem mój policzek.
- Śnisz, kolego - pokazałam mu język i dźgnęłam palcem w brzuch.
  Nie mogłam spełnić rady przyjaciela. Po pierwsze i najważniejsze, nie pozostawię Malika. Ten chłopak jest dla mnie całym światem i myśl, że za kilkadziesiąt minut poczuję jego przepiękne perfumy, przytulona do jego klatki piersiowej, sprawiała, że chciałam śpiewać i skakać z radości. Drugą sprawą jest oczywiście szatyn, o którym coraz częściej myślę. Nie mogę tak po prostu przejść obok tej sprawy, nie robiąc kompletnie nic, by mu pomóc. On musi się dowiedzieć, że związał się z potworem, by nie zaprzepaścić szansy na znalezienie kogoś o wiele lepszego. Już ja coś wymyślę, by w końcu wyszło na moje!
                                               ***
  Kilka minut po piętnastej, opuściłam uniwersytet, udając się do swojego domu. Po drodze myślałam właściwie o Lou. Powinnam go przeprosić za swoje zachowanie. Wiem, że on tego nie zrobi, ponieważ jego urażona duma mu na to nie pozwoli. Myślę, że jutro po pracy wpadnę do niego i Alice. Nie chcę, by nasze stosunki się pogorszyły, bo mój brat, jest częścią mnie, bez której nie przetrwam kolejnego dnia.
  Podeszłam do drzwi mieszkania i z przyzwyczajenia nacisnęłam na klamkę. Ku mojemu zdziwieniu, drzwi były otwarte. Czyżbym zapomniała rano zamknąć mieszkania na klucz? A co jeśli ktoś się dziś do mnie włamał? Przerażona weszłam do środka, rozglądając się na boki. Chwyciłam za parasol, wiszący na wieszaku, i podążyłam w głąb. Wtem ujrzałam ciemność.
- Zayn! - krzyknęłam, uświadamiając sobie, że czuję na swojej twarzy czyjeś dłonie.
- Niech to szlag! Jak mnie poznałaś? - zapytał, przywracając mi zdolność widzenia.
- Nikt inny nie używa tak ładnie pachnącego kremu, jak twój - zaśmiałam się, odwracając przodem do niego.
  Mulat przywrócił oczami po czym przysunął się do mnie bliżej i z łatwością wpił w moje usta. Świetnie czarnowłosa seks bombo, zdobyłeś dodatkowe punkty za odwrócenie mojej uwagi od niedających mi spokoju myśli.
- Przykro mi, że nie możemy pójść dziś na tę kolację - mruknęłam, odsuwając się od jego malinowych warg.
- Hej, pójdziemy w inny dzień. Skoro się umówiłaś, to nie wypada teraz odmawiać - uśmiechnął się tak, jak uwielbiam i musnął swoim kciukiem mój policzek.
- Na pewno nie jesteś zły?
- Na ciebie? Skąd!
- Cieszę się - również się uśmiechnęłam. - Martina za kilkanaście minut powinna wysłać mi swój adres. To właśnie do niej się wybieram. Zostało nam trochę czasu, więc przygotujemy lunch, a następnie odpoczniemy chwilę na kanapie, zgoda?
- Dlaczego pytasz, skoro dobrze wiesz, że zrobię z tobą wszystko.
- Wszystko? - uniosłam brew do góry - Więc obejrzyj ze mną Now is good.
- Nie! Tylko nie to!
- Przecież mówiłeś, że zrobisz ze mną wszystko - wystawiłam język w jego stronę.
- Dobra, są wyjątki - skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej.
- Chodź już do kuchni - zaśmiałam się, ciągnąc go za rękę.
  Wchodząc do pomieszczenia, ujrzałam talerz pełen naleśników, a na nich bitą śmietanę, obficie oblaną czekoladą. Na samym szczycie znalazły się dwie mandarynki. Danie wyglądało bardzo apetycznie, więc mój głód momentalnie wzrósł, domagając się pyszności ze stołu.
- Zrobiłeś to sam? - spojrzałam na chłopaka.
- Owszem. Zjemy wspólnie lunch, skoro kolacja nie wchodziła w grę - wzruszył ramionami.
- Dziękuję - szepnęłam, obdarowując go buziakiem w policzek.
  Podczas spożywania przepysznych naleśników, dostałam esemesa od Martiny. Wysłała mi swój adres i dopisała, że mogę wpaść, o której tylko najdzie mi ochota, ponieważ ona nie ma żadnych planów. Miło z jej strony, że nie wyznaczyła konkretnej godziny, a ja nie musiałam się martwić, że się spóźnię.
- Może zostaniesz jeszcze dziesięć minut? - prosił Zayn, trzymając mnie w swoim szczelnym uścisku.
- Nie ma mowy panie Malik! Już dość się dziewczyna na mnie naczekała. Muszę iść.
- Więc może zgodzisz się, bym cię podwiózł?
- Błagam! To wcale nie jest tak daleko. Spacer dobrze mi zrobi.
- No dobrze - westchnął, wiedząc jak bardzo jestem uparta. - Ale obiecaj, że kiedyś mi to wynagrodzisz - przysunął się do mojej twarzy, stykając nasze czoła.
- Oczywiście kochanie - musnęłam jego usta. - Zamknij dom na klucz! Na razie! - krzyknęłam, wychodząc na zewnątrz.
  Do domu Stoessel trafiłam w dwadzieścia minut. Kiedy pierwszy raz go ujrzałam, zastanawiałam się przez kilkadziesiąt sekund, czy aby na pewno przyszłam pod właściwy adres. Zaryzykowałam i podeszłam do drzwi, a tuż po naciśnięciu dzwonka, przede mną stanęła uśmiechnięta studentka pierwszego roku. Wpuściła mnie do środka, śmiejąc się z mojej zdziwionej miny. Ja po prostu.. Zaparło mi dech w piersiach! Dom, a raczej powinnam powiedzieć apartament, był wielki! Z pewnością nie raz się w nim zgubię, jeśli będę chciała pójść do łazienki. Wnętrza były urządzone przytulnie, ale nowocześnie. Zauważyłam drogie obrazy oraz przyciągające do siebie, skórzane kanapy. Było tam tak pięknie!
- Ładnie, prawda? - wyrwała mnie z zachwytu.
- Bardzo! - odpowiedziałam podekscytowana.
  Martina zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Tutaj również szczęka dosłownie mi opadła. W środku, tuż na samym końcu pomieszczenia, namalowane było graffiti. Po prawej stronie mieściło się łóżko, biurko oraz okno, natomiast po lewej były szafy, kanapa oraz wiszący na ścianie telewizor. Pokój był ogromny! Zawsze o takim marzyłam, wyobrażając sobie idealne życie.
  Usiadłyśmy na wspomnianej wcześniej kanapie, zaczynając luźną rozmowę. Dowiedziałam się z niej, że mama dziewczyny zmarła w wypadku samochodowym. Mieszkali tutaj całą trójką już wcześniej, ale jej ojciec, chcąc odseparować córkę od wspomnień, zabrał ją do Włoch. To musiało być dla niej straszne! Mimo tego, wciąż się uśmiechała. Mogę z ręką na sercu stwierdzić, że to bardzo dobra dziewczyna.
- Słuchaj Kath, chciałabym ci coś powiedzieć, ale - spuściła wzrok, robiąc długą przerwę między kolejnymi słowami, jakie popłynęły z jej ust  - ale.. boję się, że to komuś wygadasz i zostanę pośmiewiskiem roku.
- Możesz mi zaufać, nie jestem jedną z tych popularnych plotkar - uniosłam kąciki ust do góry. Skinęła głową, co oznaczało, że rozumie. - Więc? O co chodzi?

_________________________________________________
Od autorki: Cześć kochani. Przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero dzisiaj, ale wczoraj miałam takiego lenia po imprezie, że właściwie nic mi się nie chciało. Mam jednak nadzieję, że mi to wybaczycie :P
 Jak podoba wam się notka numer cztery? Spodziewaliście się tego, że Kath wyzna sekret, jaki skrywa Taylor, Liamowi? Czy Tay zrobi krzywdę Kath lub jej bliskim? Co chce powiedzieć Martina Katherine? Czekam na wasze propozycje! Jeśli przeczytaliście rozdział, proszę, pozostawcie po sobie jakiś komentarz, bo to one mnie motywują do dalszego pisania! Dziękuję wam za wszystko, a przede wszystkim za te 2 tysiące wejść! Miłego dnia. x