poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział dwudziesty piąty

  W mojej głowie toczyła się zacięta walka. Nie wiedziałam czy powinnam odsunąć się i powiedzieć, by tego nie robił, ponieważ teraz jestem z Liamem, czy jednak poddać się swojej pokusie i oddać pocałunek. Ostatecznie wybrałam opcję numer jeden, wiedząc, że Payne miałby ogromny żal, gdybym złamała dane mu słowo.
- Zrobiłem coś nie tak? - spytał zdezorientowany, odsuwając się ode mnie.
- Zayn, jestem teraz z Liamem i nie powinnam się tak zachowywać - pokręciłam przecząco głową, wbijając wzrok w drewniany pomost.
- Zdecydowanie zbyt długo zwlekałem z powrotem do Doncaster - westchnął bezradnie. - Usiądziemy?
  Skinęłam głową i rozsiedliśmy się na końcu pomostu.
- Chcesz mnie odzyskać, prawda? - odezwałam się, patrząc na wodę pod nami.
- Czy bycie tutaj ze mną, nie jest odpowiedzią na twoje pytanie?
- Faktycznie, jest - odparłam i zamknęłam na chwilę oczy, by uspokoić swoje zdenerwowanie i bijące w nienaturalnym rytmie serce. - Chciałabym żebyś wiedział, że masz rację. Wciąż coś do ciebie czuję. Ale jest też Liam. Do niego również coś czuję..
- Chcesz mi powiedzieć, że będziesz musiała wybrać jednego z nas i raczej nie mam szans? - przerwał mi.
- Owszem, będę musiała zdecydować się z kim spędzę najbliższe lata. Jednak nie miałam na myśli tego, że bardziej jestem przekonana co do Liego. Oboje jesteście na równi - spojrzałam na niego, a potem splotłam nasze dłonie. - Musisz mnie zrozumieć i dać mi pewien czas, na przemyślenie wszystkiego.
- W porządku, Kath. Myślę, że to dobry pomysł, byś zastanowiła się dobrze nad wyborem - uśmiechnął się lekko.
- Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy i wiesz na czym stoisz, może porozmawialibyśmy o tym, co porabiałeś w Bradford? - uwolniłam jego dłoń i swoją położyłam na nodze.
- Właściwie to nic szczególnego. Dużo czasu zajęło mi wysłuchiwanie porad i mądrości wujka, czym na końcu już mnie odrobinę przynudzał - zaśmiał się. Och, jak dawno nie słyszałam tego, tak dokładnie znanego mi, pięknego śmiechu! - Mój wyjazd ograniczył się do spania, odpoczynku, jedzenia, pomagania ciotce w sprzątaniu mieszkania oraz gry na PSP - wzruszył ramionami.
- Dzięki braku większego wysiłku przybyło ci z dwa kilogramy. To świetna wiadomość, bo zawsze uważałam, że jesteś zbyt chudy.
- Spalę te dodatkowe kilogramy w dwa dni.
- Wracasz pracować w siłowni, nie mylę się? - uniosłam jedną brew do góry.
- Właśnie tak. Trenując innych, sam na tym skorzystam.
  Rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i rozmawialiśmy. Jego długo nieobecność sprawiła, że musiałam poinformować go o wszystkich ploteczkach, które go ominęły, by w razie potrzeby był na bieżąco.
  Opowiedziałam mu również dokładniej sytuację z Taylor. Zezłościł się, że Payne sprowadza na mnie niebezpieczeństwo, ale kiedy stanęłam w jego obronie, przeprosił mnie i wytłumaczył, że zwyczajnie przemawia przez niego zazdrość i troska o moją osobę. To wyznanie było naprawdę urocze.
- Zaczyna robić się trochę zimno. Czas chyba wracać, co? - odezwałam się, pocierając dłońmi swoje ręce.
  Mulat zgodził się ze mną i pomógłszy mi zejść z pomostu, objął mnie za szyję, każąc mi wtulić się w jego ciało. Choć wiedziałam, że to bardzo niestosowne, wykonałam jego rozkaz, ponieważ zwyczajnie trzęsłam się jak galareta i potrzebowałam odrobiny ciepła.
- Nie myśl, że przestanę o ciebie walczyć. Nigdy się nie poddam, Katherine - szepnął mi do ucha, kiedy przytuliliśmy się na pożegnanie.
  Weszłam do mieszkania, zamknęłam za sobą drzwi, a następnie zsunęłam się po nich na zimną podłogę. Powstrzymywanie się przed swoimi pragnieniami, bo są one niestosowne w obecnej sytuacji, było cholernie trudne, tym bardziej, że przed kilkoma dniami przeżywałam dokładnie to samo.
  Nabrałam powietrza w płuca, a potem wypuściłam je i wstałam, ruszając do kuchni. Przez te kilka chwil zdążyłam się nagrzać, więc zjedzenie moich ulubionych lodów na ogarniający mnie smutek nie było wcale złym posunięciem.
  Usiadłam w salonie. Owinęłam się kocem, a na nogach położyłam pudełko truskawkowo-śmietankowych lodów. Włączyłam telewizję i ustawiłam ją na kanał o modzie, zabierając się za jedzenie zimnych pyszności.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że wróciłaś? - Na dole zjawił się mój obrońca, siadając obok.
- Myślałam, że śpisz. - Skłamałam. Nie chciałam żeby przebywał ze mną, kiedy mam zły humor, wiedząc, że jest już dostatecznie przygnębiony.
- Jak było? - zainteresował się.
- Uwierzysz, że zabrał mnie w to samo miejsce co ty? Jakby w Doncaster istniało tylko ono - wywróciłam oczami. - Ale było w porządku. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i obgadaliśmy kilka tematów.
- Czy do czegoś między wami doszło? Jeśli tak było, to proszę, powiedz mi. Chcę żebyś była ze mną całkowicie szczera - odrzekł.
- Nie, Liam. Powiedziałam ci, że masz się nie martwić, ponieważ nic się nie wydarzy, i tak właśnie było. Mówiłam ci już, że to jedynie wyjście koleżeńskie.
- Pamiętam - skinął. - Wyjaśnisz mi dlaczego jesz ,,pocieszające'' lody o godzinie 22:30?
- Po prostu miałam na nie ochotę. Są zwykłym smakołykiem, i nie muszę ich jeść tylko wtedy, kiedy jestem smutna - uśmiechnęłam się do niego lekko. Oczywiście znów skłamałam. Ale nie chciałam mu powiedzieć, że jestem roztargniona bardziej, niż może mu się wydawać, i że powoli zaczyna mnie to przerastać.
- Jeżeli myślisz, że w to uwierzę, to grubo się mylisz. Ale rozumiem, że nie o wszystkim powinienem wiedzieć, dlatego zaakceptuje to, że nie chcesz wyjawić mi dlaczego jesteś przygnębiona - przysunął się do mnie i ucałował moje czoło.
- Dziękuję. Jesteś kochany - odparłam. Odłożyłam do połowy wypełnione pudełko lodów na stół i przytuliłam się do niego, ledwo powstrzymując pragnące się wydostać łzy.
- Może powinniśmy pójść już spać? Wydarzenia z dzisiejszego dnia z pewnością wycisnęły z ciebie ostatki energii - pogłaskał mnie delikatnie po włosach.
- Tak, zgadzam się.
  Po tym jak wzięłam szybki prysznic, udałam się do pokoju i wskoczyłam do łóżka. Położyłam głowę na poduszkę i skierowałam wzrok na sufit. Pomimo mojego zmęczenia, mózg nie dawał za wygraną i wciąż odtwarzał obrazy najlepszych momentów, jakie przeżyłam wraz z Zaynem i Liamem.
  Wyrwałam się z wspomnień dopiero wtedy, kiedy szatyn położył się obok mnie i wziął w swoje objęcia. Przylgnęłam do niego kurczowo, zamykając oczy. Chciałam jak najszybciej zasnąć i przestać już myśleć o tym cholernym wyborze, który wisiał nade mną jak burza gradowa.
- Bardzo mi na tobie zależy, Kath. Chciałem żebyś wiedziała - wyszeptał ledwo dosłyszalnie.
  W co ja się wpakowałam?!
  Obudziłam się bardzo wcześnie. Gdy spojrzałam na zegarek, była ósma rano. Spróbowałam jeszcze zasnąć, ale byłam na tyle rozbudzona, że kompletnie mi się to nie udało. Postanowiłam więc zejść na dół, by zjeść coś pożywnego, ponieważ mój brzuch domagał się czegoś lepszego, od wczorajszych lodów.
  Kiedy schodziłam ze schodów, zauważyłam pod drzwiami wyjściowymi białą kopertę. Natychmiast po nią podeszłam i wzięłam ją ze sobą do kuchni. Po otwarciu okazało się, że w środku jest krótki liścik o treści:

,, Dzień dobry mój promyczku. Musiałem dziś wstać bardzo wcześnie, dlatego pomyślałem, że mógłbym zostawić ci krótki liścik, który przeczytasz, kiedy wstaniesz. Chciałbym życzyć ci po prostu miłej niedzieli. Uśmiechaj się dużo!
                                                                                                    Twój Zayn. ''

  Uśmiechnęłam się szeroko, czytając słowa napisane czarnym długopisem. Malik zawsze potrafił sprawić, że nawet w najgorszym momencie mogłam zdobyć się na uniesienie kącików ust do góry. Miał w sobie tę magiczną moc, która tamtego dnia, kiedy przyszedł mnie przywitać, jak na dobrego sąsiada przystało, zaintrygowała mnie na tyle mocno, że nie mogłam o nim zapomnieć przez cały dzień, miesiąc, a nawet rok.
  W chwilę potem spojrzałam jeszcze raz na starannie napisany liścik i odłożyłam go na stół. Powrót Mulata do Doncaster wszystko pokomplikował, choć naprawdę chciałam go zobaczyć i upewnić się, że jest cały i zdrowy. Rzeczy, które robi, by mnie odzyskać, sprawiają we mnie coraz więcej radości, tak samo jak czułe słowa i dotyk Liama.
  Pokręciłam głową, krzycząc w myślach ,,dość!''. Zayn napisał, że mam się dziś dużo uśmiechać, a nie spędzać czas na smutku i przemyśleniach. Musiałam się wreszcie od tego oderwać.
  Co niedzielę Payne przynosił mi śniadanie do łóżka, ponieważ jak stwierdził, to jego tradycja, w ramach podziękowania za to, że mógł u mnie zamieszkać. Ta niedziela jednak, należy do mnie, i to ja zamierzam przyrządzić mu przepyszne śniadanie, by okazać swoją wdzięczność za wszystko, co do tej pory dla mnie zrobił.
  Rozejrzałam się po kuchni i aż podskoczyłam do góry, kiedy natknęłam się w szafce na ciasto do robienia tortilli. To idealna przekąska dla mojego osobistego anioła.
  Danie szybko było gotowe. Rozłożyłam je na talerzu, który położyłam na tacy wraz z szklanką soku wieloowocowego. Zabrałam tacę i ruszyłam po schodach, starając się iść naprawdę ostrożnie. Nie chciałam niczego zepsuć.
  Kiedy weszłam do pokoju, Li wciąż smacznie spał. Podeszłam do łóżka i ułożyłam na nim tacę. Następnie lekko potrząsnęłam ciałem chłopaka. Z początku pomrukiwał coś pod nosem, ale w końcu otworzył swoje piękne oczy i spojrzał na mnie zaskoczony.
- Która godzina? - burknął, na powrót zatapiając głowę w poduszkę.
- Dziewiąta trzydzieści - poinformowałam go, chichocząc cicho.
- Cholera jasna! - zerwał się nagle.
- Uważaj! - ostrzegłam go, wskazując na przygotowane przeze mnie śniadanie.
- Dziś niedziela, prawda? - spytał, spoglądając na jedzenie.
- Tak - skinęłam.
- Kath, to ja powinienem ci zrobić śniadanie. Przecież to moja tradycja! - oburzył się.
- Zrobiłam ci jedzenie do łóżka, a ty jeszcze protestujesz? - przewróciłam oczami, siadając na łóżku.
- Przepraszam, ale przecież pamiętasz, że to było w ramach podziękowania..
- Pamiętam doskonale. Dzisiaj jednak to ja ci zrobiłam dziękczynne śniadanie - przerwałam mu, uśmiechając się lekko.
- Nie rozumiem? - uniósł brew do góry.
- Tyle dla mnie zrobiłeś, że właściwie to bardzo marny sposób podziękowania - westchnęłam.
- Katherine czy możesz mi wyjaśnić co ja takiego zrobiłem?
- Naprawdę nie wiesz, Liam? Jesteś aniołem, którego Bóg zesłał mi z nieba w ramach rekompensaty za niezbyt barwne dzieciństwo. Dziękuję ci za twoją obecność.
- To było.. bardzo miłe - przysunął się do mnie i objął za szyję.
  Kiedy oderwaliśmy się od siebie, szatyn zabrał tacę z swoim jedzeniem i zaczął się nim delektować, chwaląc mnie za idealne przyrządzenie tortilli. Przyznał, że dawno nie miał w buzi tego dania, więc był naprawdę usatysfakcjonowany.
- Wiesz.. Wczoraj minęły pełne dwa tygodnie, odkąd odszedłem z domu, a żaden członek mojej rodziny zupełnie się tym faktem nie przejął - westchnął, spuszczając wzrok w dół.
- Och - wyrwało mi się. - Oni nie zdają sobie sprawy jakim jesteś niezwykłym i dobrym człowiekiem. Nie rozumiem ich zachowania.
- Wydaje mi się, że praca w firmie ojca ich tak pochłonęła. Dowiedziałem się, że przedsiębiorstwo podupada i muszą zrobić wszystko, by nie zbankrutować. Podobno powoli wychodzą na prostą.
- Praca nie jest wszystkim. To rodzina jest zawsze najważniejsza - prychnęłam na jego wyznanie.
  Naszą rozmowę przerwał dzwoniący telefon Payne'a. Odebrał go, wypowiedział parę zdawkowych zdań i rozłączył się, spoglądając na mnie smutno.
- Andy poprosił bym mu w czymś pomógł. Nie martw się, wrócę pod wieczór. Spędzimy resztę niedzieli na leniuchowaniu na kanapie i oglądaniu filmów, a potem zabiorę cię na romantyczny spacer - ucałował moje czoło i wyszedł z pokoju.
  Zabrałam tacę z pustymi naczyniami i udałam się do kuchni. Korzystając z okazji, że Liam wychodzi, sięgnęłam po swój telefon i wybrałam numer do Harry'ego. Zapomniałam jednak, że jest jeszcze dość wcześnie i swoją próbą skontaktowania się z nim, zbudziłam go z smacznego snu. Zdenerwował się odrobinę, ale kiedy zaproponowałam, by wpadł dziś do mnie, z chęcią na to przystał.
- Będę mocno tęsknił - chłopak przytulił mnie od tyłu, całując w szyję.
- Ja też.
  Gdy miał już opuścić kuchnię, spostrzegł leżący na stole liścik. Sięgnął po niego i odczytał wypisane na nim słowa, marszcząc przy tym czoło.
- Chyba naprawdę nie doceniam swojego konkurenta - mruknął pod nosem i wyszedł z mieszkania, uprzednio odkładając papier na swoje miejsce.
  Wiedziałam, że się bardzo wkurzył. Przede wszystkim sposób, w jaki Malik próbuje mnie odzyskać wywołał u niego duże rozczarowanie. Myślę, że on po prostu przeraził się, że wkłada za mało wysiłku w zdobycie mnie.
  Po odłożeniu do szafek czystych naczyń, ruszyłam po schodach do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy czarne rurki i szarą bluzę z znakiem batmana, która tak bardzo spodobała się Liemu, gdy mnie pierwszy raz w niej zobaczył. Następnie udałam się do salonu i ułożyłam się wygodnie na kanapie, włączając telewizor.
- Kath? - usłyszałam krzyk przyjaciela, a w chwilę potem trzask zamykanych drzwi.
- W salonie! - zawołałam.
- Gdzie Liam? - spytał, siadając w fotelu.
- Poszedł pomóc Andy'emu w.. czymś. Właściwie to nawet nie wiem co będą robić.
- Męskie sprawy - wzruszył ramionami.
- Taaa. Co słychać? - zagadnęłam go, próbując chociaż na moment oderwać się od myślenia o otaczających mnie problemach..
- Wszystko w porządku. Piątkowa randka z Martiną wyszła wspaniale - uśmiechnął się szeroko, opierając głowę o oparcie.
- Doprawdy? W takim razie czekam na szczegóły!
- Podejrzewałem, że to od ciebie usłyszę - zaśmiał się pod nosem, a potem poprawił swoją grzywkę. - Zabrałem ją do Sheffield, na co była niezwykle podekscytowana. Oczywiście jej tata nie ma o niczym pojęcia, bo gdyby się dowiedział, że wywożę mu córkę z miasta, teraz leżałbym w grobie - przewrócił oczami. - Najpierw poszliśmy do kina, a potem wstąpiliśmy do Mcdonalda po shake'a. Kiedy zauważyłem, że słońce zmierza już ku dołowi, zabrałem ją w miejsce, w które często zabierał mnie mój wuj. Kiedy je ujrzała, była zachwycona! - skrzyżował swoje nogi w kostce. - Obejrzeliśmy razem zachód słońca, rozmawiając o różnych pierdołach. Było naprawdę fajnie!
- Pocałowaliście się? - dociekałam.
- Tak - skinął.
- I jak było?
- Genialnie? Fantastycznie? Niesamowicie? Magicznie? Czas chyba wymyślić nowe słowo, ponieważ żadne z tych w słowniku nie opisałoby momentu naszego zbliżenia.
- Styles ty miękniesz! - zachichotałam, rzucając go z poduszki.
- Skąd! Spytałaś jak było, więc po prostu ci powiedziałem. To, że jestem facetem, wcale nie znaczy, że nie mogę mówić w ten sposób - oburzył się, zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Nie gniewaj się, to były żarty, słońce.
- Słowo na końcu jak najbardziej mnie przekonuje - znów się uśmiechnął, ukazując dwa, słodkie dołeczki.
- Mówiłam ci już jak bardzo się cieszę, że pomiędzy wami się układa? Wreszcie jesteś w pełni szczęśliwy i korzystasz z atrakcji, jakie oferuje ci świat!
- Zgadzam się - przyznał. - Ale dość o mnie. Opowiadaj co u ciebie?
  Moja radość prysnęła w mgnieniu oka. Wiedziałam, że chwila, w której będę musiała wyjaśnić wszystko Harry'emu, nadejdzie, ale nie spodziewałam się, że tak szybko.
 Nabrałam powietrza w płuca, a potem powoli je wypuściłam i zabrałam się do opowieści.  Kiedy wypowiadałam słowa z swoich ust, czułam się jakbym opowiadała o filmie, który obejrzałam wczorajszego wieczoru. Ale randka z Liamem, powrót Malika i zastanawianie się nad wyborem jednego z nich były całkowitą prawdą.
- Mój Boże! - jęknął, gdy skończyłam. - Wiesz, nie mam pojęcia od czego zacząć.. - zamyślił się na chwilę. - Z jednej strony cieszę się, że zbliżyliście się do siebie z Payne'm, bo przecież wszyscy na to czekaliśmy. Ale z drugiej jest przecież Zayn. Koleś nie mógł sobie wybrać lepszego momentu - pokręcił przecząco głową, jakby nie mógł uwierzyć w powrót Mulata.
- Stało się, Hazz. I jedynym co muszę teraz zrobić jest dokonanie wyboru, który będzie najtrudniejszym z tych, z którymi do tej pory się spotkałam - westchnęłam.
- Cóż, masz rację. Nie mogę ci w tej sprawie pomóc, zresztą.. nikt nie może. Decyzja zależy wyłącznie od ciebie, a zadaniem twoich bliskich, i oczywiście mnie, jest zaakceptowanie jej, niezależnie od tego, czy nam się ona podoba, czy nie.
- Harry.. - wydukałam.
  Chłopak z burzą loków na głowie, podszedł do mnie i mocno do siebie przytulił. Wreszcie pozwoliłam swoim emocjom wziąć górę i z moich oczu popłynęły łzy. Wiszący nade mną wybór przerastał mnie coraz bardziej.
- Shh, Kath - przyjaciel pogłaskał mnie po włosach. - Jestem pewien, że podejmiesz dobrą decyzję i będziesz w pełni z niej szczęśliwa. Daj sobie trochę czasu, przeanalizuj wszystko, może poczekaj na jakiś znak. Jestem pewien, że w końcu się ułoży.
  Byłam cholernie wdzięczna losowi za postawienie na mojej drodze Stylesa. To zdecydowanie jedna z najlepszych rzeczy, jaka mnie w życiu spotkała. Nie musiałam przy nim nikogo udawać, a gdy go potrzebowałam, zawsze był obok i służył dobrą radą.
  Harry był ze mną dopóki Liam nie wrócił od Andy'ego. W tym czasie rozmawialiśmy, zrobiliśmy sobie coś do jedzenia i obejrzeliśmy program rozrywkowy, w którym ludzie odpowiadają na pytania, by zdobyć pieniądze. Oboje dobrze się bawiliśmy.
- Nie wytłumaczyłeś mi, dlaczego poszedłeś do Andy'ego - odezwałam się, gdy zajął miejsce obok mnie, na kanapie.
- To nic ważnego. Potrzebował mnie, bo znam się trochę na motorach. Męskie sprawy - odpowiedział zdawkowo. - Co oglądamy jako pierwsze?
  Po obejrzeniu Człowiek ciemności oraz Batman: Powrót Jokera wreszcie przyszedł czas na coś zabawniejszego, czyli Straszny film 3. Był to naprawdę dobry sposób na poprawę mojego humoru, tak jak i pieszczoty Payne'a, który nie odrywał się od mojej twarzy i szyi na dłużej niż dziesięć minut.
- Dość leniuchowania. Idziemy na spacer - ponaglił mnie, wyłączając telewizor.
  Po zamknięciu mieszkania na klucz, ruszyliśmy w stronę parku, łapiąc się za ręce. Byłam wtedy naprawdę szczęśliwa. Wieczorne przechadzanie się po ulicach Doncaster i trzymanie się za ręce było przecież moim skrytym marzeniem. Gdyby w zeszły poniedziałek ktoś powiedział mi, że tak spędzę swoją niedzielę, zaśmiałabym mu się w twarz.
  Niestety jednak musiałam przerwać swoje szczęście i poważnie porozmawiać z Liamem o tym, co siedzi w mojej głowie.
- Posłuchaj.. Chciałabym żebyś coś wiedział - zaczęłam - Czuję coś do ciebie, jak i do Zayna, o czym od początku naszej znajomości masz pojęcie. Nie wiem jak długo będę się powstrzymywać przy nim i udawać, że pomiędzy nami nie ma żadnej silnej więzi. Dlatego uważam, że powinniśmy się.. rozstać - powiedziałam jednym tchem, obawiając się reakcji szatyna.
- Więc mam rozumieć, że ja i Malik mamy się tobą tak po prostu dzielić? Że obu nam będziesz okazywać uczucia w tym samym czasie? - oburzył się, stając w pół kroku.
- Nie, Li..
- Daj spokój, Kath - machnął ręką, ruszając w przeciwnym kierunku od domu.
- Liam, zaczekaj! - zawołałam, próbując do niego podejść.
- Nie idź za mną. Zostaw mnie samego - oświadczył, znikając w ciemnościach.
  Ledwo powstrzymując łzy, wróciłam do mieszkania. Wiem, że go bardzo zraniłam, jednak wolałam uczynić to, niż ciągle go przepraszać, jeśli Zayn zbliżyłby się do mnie nieco bardziej niż powinien.
  Wzięłam odprężający prysznic i położyłam się w łóżku. Włożyłam słuchawki do uszu i jeszcze raz obejrzałam filmik, jaki udało mi się nakręcić w piątek. To dowód, z którego Taylor w życiu się nie wybroni. Mam nadzieję, że zniknie z mojego życia raz na zawsze.
  Pomimo tego, że martwiłam się o Payne'a, nie chciałam mu przeszkadzać wydzwanianiem na jego telefon, kiedy chciał być sam. Musiałam uszanować jego decyzję, choć tak bardzo miałam teraz ochotę go przytulić i usłyszeć z jego ust ,,wszystko będzie w porządku, kochanie''.
  Kiedy obudziłam się rano, nie zastałam swojego obrońcy, leżącego obok mnie, jak to do tej pory bywało. Brak jego widoku wzbudził we mnie narastający z chwili na chwilę strach, dlatego czym prędzej wyszłam na korytarz i zajrzałam do pokoju naprzeciw. Na szczęście, mój aniołek smacznie spał. Uff, co za ulga!
  Robiąc nam śniadanie, usłyszałam jego kroki. Wszedł do kuchni bez słowa, zabierając dwie gotowe kanapki, a potem nalał sobie soku.
- Wciąż jesteś na mnie zły? - zapytałam.
  Nie otrzymałam odpowiedzi. Chłopak ulotnił się zaraz po moim pytaniu. Choć bardzo mnie to bolało, musiałam zaakceptować jego milczenie, bo rozumiałam, że musi pogodzić się z obecną sytuacją.
  Nie czekałam na niego. Sama udałam się na uniwersytet. Po przekroczeniu progu budynku, przywitałam się z Harry'm, tuląc go mocno do siebie. Następnie odprowadził mnie do biblioteki. Usiadłam na swoim obrotowym krześle i już miałam wyciągnąć Zaćmienie, kiedy do pomieszczenia wpadła Martina.
- Kath, muszę ci coś powiedzieć - wydukała przerażona.

______________________________________________
Od autorki: Cześć misiaczki! Rozdział miał się pojawić jutro, ale zdecydowałam, że nie chcę byście dłużej czekali i dodałam go dziś, choć właściwie jestem bardzo do tyłu z kolejnymi notkami.
 Jak dwudziestka piątka? Spodziewaliście się, że Kath odsunie się od Zayna, kiedy ten chciał ją pocałować? Co myślicie o jej decyzji rozstania się z Liamem? Czy reakcja Payne'a jest słuszna? Co sądzicie o randce Harry'ego i Martiny? I co dziewczyna chce przekazać Katherine? Czekam na propozycje i komentarze (których z rozdziału na rozdział jest coraz mniej :c)!
 Miłego dnia, bąbelki. x

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział dwudziesty czwarty

- Za.. Zayn? - wydukałam zaskoczona, mrugając szybciej z zdenerwowania.
- Kath! - wykrzyknął i rzucił się na mnie.
  Objął mnie za szyję, więc swoją twarz przycisnęłam do jego klatki piersiowej. Jego głos, ciało, perfumy, ten uśmiech.. Mój Boże on wrócił! To nie jest jakiś cholerny sen! Malik naprawdę tutaj jest i przytula mnie do siebie z ogromną siłą, jaką w sobie posiada.
  Wtem jednak oprzytomniałam. Wczoraj byłam na randce z Liamem. Byliśmy ze sobą naprawdę blisko. A teraz cieszę się z widoku ex chłopaka, o którym wcale przecież nie zapomniałam.
- Tak bardzo się za tobą stęskniłem! - powiedział zadowolony, odsuwając mnie od siebie.
- Mogłabym prosić, um.. żebyś był odrobinę ciszej. Liam wciąż śpi - wydukałam cicho, bojąc się jego reakcji.
- Więc wciąż tutaj mieszka? - spytał, odwieszając swoją kurtkę.
- Tak.
- Czy mógłbym ci zadać pytanie?
- Jasne, słucham - uśmiechnęłam się lekko, podążając do kuchni.
- Łączy cię coś z tym kolesiem? - Zajął miejsce przy stole.
- Wiesz.. Tak. Właściwie od wczoraj - westchnęłam, nalewając soku do szklanek.
- Cóż, mało mnie to interesuje. Wiem, że nadal o mnie pamiętasz. Wypytywanie mojej rodziny i dzwonienie do mnie ewidentnie wskazuje na to, że dalej ci zależy. Zamierzam pokazać ci, że się zmieniłem, Katherine. Nie jestem tym dawnym typem, który cię krzywdził - pokręcił przecząco głową, sięgając po szklankę, którą położyłam na stole.
- Co wpłynęło na twoją zmianę i gdzie podziewałeś się przez tyle czasu? - Wolałam pominąć pierwszą część jego wypowiedzi. Nie chciałam na razie o tym myśleć.
- Po prostu zauważyłem, że jestem złym człowiekiem i popadam w alkoholizm, choć wiele razy temu zaprzeczałem. Kiedy to do mnie dotarło, spakowałem się i wyjechałem do wuja, do Bradford. Przyjął mnie z otwartymi ramionami, obiecując pomóc mi nie sięgać więcej po alkohol i pokazać, że życie nie opiera się tylko na uciekaniu od problemów, a zmierzeniu się z nimi - wytłumaczył upijając łyk napoju.
- Bardzo się cieszę, że tam wyjechałeś i wróciłeś odmieniony. Jestem z ciebie dumna.
- Dziękuję - odsłonił ząbki, przeczesując palcami swoje czarne włosy.
  Między nami zapanowała cisza, która wywołana była hałasem schodzącego po schodach Payne'a. Z pewnością oboje nie będą zadowoleni, kiedy staną z sobą ramię w ramię.
- Cześć, Zayn.
- Cześć, Liam.
  Żadne z nas się nie odezwało. Szatyn zabrał z lodówki jogurt oraz sięgnął po widelec i wyszedł z kuchni. Za nim opuścił pomieszczenie, obrócił się delikatnie w moją stronę. Jego spojrzenie było niepewne i smutne.
- Więc co u ciebie? - odezwał się Mulat, poważniejąc.
- Jeśli mam być szczera to nie jest w porządku. Mama próbuje nawiązać ze mną kontakt, ale ja nie mam nawet najmniejszej ochoty na rozmowę z nią. Niestety Lou wpadł w jej sidła i teraz również namawia mnie do tego samego. Dodatkowo jedna dziewczyna na uniwersytecie bardzo lubi uprzykrzać mi życie. Będzie musiała z tym jednak skończyć, ponieważ mam niezłe dowody, obciążające jej osobę.
- Była tutaj twoja mama? - zdziwił się równie mocno, co ja, kiedy zobaczyłam ją wtedy za drzwiami.
- Owszem. Przyszła przeprosić i oznajmić, że przestała sięgać po alkohol od kiedy dowiedziała się, że ma raka. Uznała, że to znak od Boga, że musi wreszcie uzyskać wybaczenie od swoich dzieci, by spocząć w trumnie w spokoju - wywróciłam oczami, bawiąc się szklanką.
- Nie sądzisz, że wykazała się odwagą, przychodząc i przepraszając? - uniósł swoją gęstą brew do góry.
- I ty jesteś po jej stronie? - oburzyłam się. - Nikt nie rozumie ile wycierpiałam! Nikt nie wie jak się czułam, siedząc przy tym pieprzonym oknie i codziennie wyczekując aż wróci, pocałuje mnie w czoło i powie, że wszystko będzie dobrze. Nikt nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo bolało mnie, że odeszła i nastawiła przeciw nam całą rodzinę, z którą po dziś dzień nie mam kontaktu.
  Malik widząc nabierające się w moich oczach łzy, wstał z miejsca i podszedł by mnie przytulić. Zatopiłam głowę w jego białej koszulce, opinającej jego umięśniony tors, czując jakby nasze rozstanie nigdy nie miało miejsca. Ta myśl raczej przyniesie mi dużo kłopotów.
- Przepraszam, Kath ale muszę wracać do domu. Obiecałem pomóc mamie sprzątać dom, więc rozumiesz, wzywają mnie obowiązki. Dasz się gdzieś wyciągnąć wieczorem? - odsunął się ode mnie lekko, pocierając swoim kciukiem mój policzek.
- Jasne - odparłam, wycierając ślady po łzach.
- Wyślę ci esemesa, kiedy będę się szykował. A teraz się uśmiechnij i odepchnij na bok smutki - pocałował mnie w czoło i zniknął w korytarzu.
  Wypuściłam ciążące powietrze z płuc i podążyłam do salonu. Liam siedział na kanapie, a tuż przed nim stał kubek jogurtu z widelcem w środku, postawiony na stole. Szatyn wyglądał na bardzo przygnębionego.
- Pomożesz mi w czyszczeniu domu? - zapytałam.
  Chłopak spojrzał na mnie przelotnie, wyłączył grający telewizor i podążył po schodach na górę. Dlaczego tak się zachował? Przecież nie miałam pojęcia, że dziś w moich drzwiach stanie Zayn.
  Przebrałam się w brudne stare dresy oraz za dużą, czarną koszulkę i udałam się do łazienki. Payne sprzątał z kurzy pokój, w którym oboje spaliśmy. Puściłam z telefonu swoje ulubione kawałki i zabrałam się za czyszczenie lustra.
  Kiedy wszystko dokładnie umyłam, zrobiłam pranie, a to, które nie było jeszcze wyprasowane, zniosłam na dół. Zauważyłam, że Liam ściera ze stołu i szaf w kuchni. Przystanęłam na chwilę i przyglądałam się jego sylwetce, zastanawiając się od czego powinnam zacząć rozmowę i co mam mu powiedzieć.
- Dlaczego tak patrzysz? - odezwał się, spostrzegając mnie.
- Po prostu myślę nad tym, dlaczego jesteś na mnie wściekły - odpowiedziałam, odkładając ubrania na kanapę i ruszając w stronę kuchni.
- Wcale nie jestem.
- Ach tak? Więc czego oznaką jest twoje milczenie? - uniosłam jedną brew do góry, zakładając ręce na biodra.
- W porządku, przyznaję, jestem wkurzony - opadł na krzesło, spuszczając wzrok w dół.
- Czy mogę poznać powód? - również usiadłam.
- Jeszcze pytasz? Wczoraj byliśmy na r a n d c e i przespaliśmy się ze sobą, a dzisiejszego ranka widzę cię w towarzystwie ex chłopaka - westchnął, bawiąc się swoimi palcami.
- Liam ja naprawdę nie wiedziałam o jego wizycie. Zaskoczył mnie - wytłumaczyłam oburzona.
- Hmm, w takim razie przepraszam. Myślałem, że byłaś poinformowana o jego wizycie, a zataiłaś wszystko przede mną, sądząc, że będę spał na tyle długo, że nie zdołam wpaść na Malika.
- Myślałeś tak? Mój Boże - podeszłam do niego i zajęłam miejsce na jego kolanach, podnosząc jego podbródek, zmuszając go tym samym do spojrzenia mnie - Przecież wiesz, że taka nie jestem. Nigdy, przenigdy, nie zrobiłabym czegoś takiego, kochanie.
- Masz rację, nie powinienem tak myśleć - przytaknął, zakładając moje włosy za ucho. Zawsze lubił tak robić, a ja uwielbiałam, kiedy muskał swoim palcem moją skórę.
- Czy będziesz zły, jeżeli wyjdę dziś wieczór z Zaynem? Rozumiesz.. Musimy porozmawiać i wszystko sobie wytłumaczyć - przegryzłam dolną wargę, czekając na reakcję.
- Nie mam nic przeciwko - odparł, spuszczając wzrok. Kłamał!
- O nic nie musisz się martwić - zapewniłam.
- Poważnie? Katherine jestem pełen obaw! - poprawił się na krześle, jednocześnie spoglądając mi prosto w oczy. - Wreszcie kiedy przeżyliśmy coś pięknego i mieliśmy szansę na cudowną przyszłość, panicz Zack nagle powraca i jest niewiarygodnie potulny. Na litość boską, jak mam się nie martwić, skoro dobrze wiem, że coś do niego czujesz, a on nie przyszedł tutaj, by cię odwiedzić, tylko odzyskać?!
  Nie wiedziałam co powiedzieć, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że wszystkie słowa jakie przed chwilą wypowiedział, są prawdą. Moje silne uczucie do Zayna wcale nie zgasły, a on sam obiecał, że pokaże mi swoją zmianę. I zaczął od zaproponowania mi spotkania dziś wieczorem.
- Rozumiem twój strach, ale obiecuję, że to będzie jedynie koleżeńskie wyjście - spróbowałam się uśmiechnąć, żeby wszystko to brzmiało bardziej wiarygodnie, ale w tej sytuacji wyszedł raczej grymas.
- Mam wrażenie, że tych ,,koleżeńskich wyjść'' będzie coraz więcej i więcej.
- Wszystko będzie w porządku, zaufaj mi - musnęłam lekko jego usta. - Pamiętasz, że wypożyczyliśmy we wtorek kilka filmów na niedzielny seans? Czy taki plan dnia jest wciąż aktualny?
- Oczywiście, że tak - uniósł kąciki ust do góry, jakby nasza poważna rozmowa nie miała miejsca.
  Odczułam ogromną potrzebę przytulenia go, więc po prostu to zrobiłam. Owinęłam silnie ręce wokół jego szyi, natomiast on oplótł mnie wokół talii. Trwaliśmy tak dość długi czas. Widocznie oboje zwyczajnie tego teraz potrzebowaliśmy. Potrzebowaliśmy bliskości.
- Wiesz, posiedziałabym tak jeszcze przez kolejny rok, ale czas wracać do sprzątania mieszkania - westchnęłam, odsuwając się mozolnie.
- Zajmę się kuchnią i łazienką na dole. Tobie pozostawiam uprasowanie prania oraz uprzątnięcie salonu.
  Zeszłam z kolan mojego obrońcy i powędrowałam po deskę, potrzebną do wyprasowania pogniecionych ubrań. Uporałam się z nimi w dwadzieścia minut, a następnie umyłam okna w salonie i starłam w nim kurze.
- Mam już dosyć! Jestem niemiłosiernie głodny. - Poczułam na swoich biodrach ciepłe dłonie, a następnie muśnięcie w szyję. Jak zwykle przeszły mnie przyjemne prądy, a na twarz wstąpił szeroki uśmiech.
- Co przyrządzimy na lunch? Masz jakieś specjalne życzenia? - spytałam, odwracając się do niego przodem.
- Pamiętasz te p.. piu.. pierogi! Tak, pierogi, które zrobiła Alice? Mam na wielką ochotę - oblizał swoją górną wargę.
- W porządku. Zabierajmy się do pracy! - zawołałam z entuzjazmem. Chciałam się odsunąć, lecz napotkałam na swojej drodze opór ze strony Payne'a.
- Odejdziesz tylko wtedy, kiedy dostanę buziaka - wytłumaczył swoje zachowanie.
  Przewróciłam oczami i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
- Naprawdę tylko na tyle cię stać? - udał obrażonego.
  Zachichotałam i znów przysunęłam się do jego warg. Nasz pocałunek był bardzo zachłanny i namiętny, a języki walczyły ze sobą o dominację.
- Teraz mogę cię już puścić - odezwał się, unosząc kąciki ust wysoko do góry.
  Po tym co przed chwilą się wydarzyło, byłam pewna swojego uczucia do Liama. Byłam w nim zakochana tak mocno, jak z początku w Zaynie. I co do cholery powinnam teraz niby zrobić?!
  Podczas przygotowywania pierogów, Liemu spodobało się brudzenie mnie mąką. Nie protestowałam, myśląc, że w końcu mu się znudzi. Ale on najwyraźniej nie zamierzał przestać. Lekko zdenerwowana wzięłam garść mąki i rozsypałam ją na jego włosach. Spojrzał na mnie złowrogo i odrzekł, że mam się do niego nie odzywać, bo miał dziś świetnie ułożone włosy, a ja oczywiście musiałam wszystko zepsuć.
- Nie gniewaj się na mnie - zamruczałam mu do ucha, ale nie otrzymałam żadnej reakcji. - Wiesz, to twoja wina. Sprowokowałeś mnie.
- Więc teraz zwalasz wszystko na mnie? - uniósł jedną brew do góry.
- Gdybyś po prostu pomógł mi przy tych pierogach, nic by się nie stało - skrzyżowałam swoje ręce na klatce piersiowej.
- Kobiety - wywrócił oczami, układając przygotowane pierogi na drewnianą deskę.
  Kiedy nasze danie się gotowało, ja zajęłam się zamiataniem podłogi, a Liam zetarciem mąki ze stołu. Wciąż się nie odzywał, a jego włosy pozostawały białe.
- Daj już spokój - zmarszczyłam czoło, obejmując go od tyłu. - Wyglądasz idealnie - ucałowałam lekko płatek jego ucha.
- Dłużej nie mogę się na ciebie gniewać - przyznał, wzdychając głęboko.
  W końcu nasze pierogi były gotowe. Zasiedliśmy razem do stołu, gawędząc o przepięknej pogodzie za oknem.
- Właściwie to chciałem cię dziś zabrać wieczorem na spacer, który musieliśmy odwołać we wtorek z powodu twojej ważnej rozmowy z Martiną, ale Zayn mnie wyprzedził - odparł, patrząc w stół.
- Bardzo mi przykro. Może jutro się przejdziemy? - zaproponowałam, by jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
- Tak, to dobry pomysł - skinął, wracając do jedzenia.
  Po zmyciu naczyń, podążyłam po schodach do swojego pokoju i zabrałam z niego czyste ubrania, a następnie ruszyłam do łazienki. Usiadłam na podłodze i wzięłam do rąk swój telefon, który przyniosłam razem z ciuchami. Weszłam w kontakty i wybrałam numer, pod który chciałam zadzwonić.
- Cześć, Emily - odezwałam się, gdy dziewczyna podniosła słuchawkę.
- Hej, K. - usłyszałam jej radosny głos.
- Masz dziś chwilę? Muszę z kimś pogadać i zaciągnąć się rady. Mogę na ciebie liczyć?
- Zawsze! Odwołam spotkanie z Niallem i..
- Em, jeśli jesteś z nim umówiona, to się spotkajcie - przerwałam jej, przemawiając stanowczym tonem.
- Jesteś moją przyjaciółką, a blondaska mam na co dzień. Zrozumie.
- Właściwie to przyda mi się również i jego zdanie. Mogłabym wpaść za godzinę? Chciałabym, żeby Nialler również u ciebie był.
- Jasne! Do zobaczenia! - rzuciła, rozłączając się.
  Odetchnęłam z ulgą, kiedy weszłam pod gorący prysznic. Mam ogromne szczęście, że posiadam tę szaloną dwójkę zakochanych w sobie popaprańców, którzy zrezygnują z wielu rzeczy, by zjawić się, kiedy tylko ich potrzebuję.
  Po prysznicu ubrałam na siebie przyniesione ciuchy, a następnie wysuszyłam włosy, związałam w koka i nałożyłam na twarz delikatny make-up. Załatwiwszy swoją potrzebę fizjologiczną, wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Zabrałam wiszącą na wieszaku torebkę i usiadłam w salonie. Wyłożyłam z niej papierki i zużyte chusteczki, a włożyłam telefon, portfel, klucze od mieszkania, lusterko oraz słuchawki.
- Już wychodzisz? - usłyszałam głos mojego obrońcy.
- Idę do Emily - odpowiedziałam, wstając z kanapy.
- Będę bardzo, bardzo tęsknił - zrobił smutną minę.
- Z pewnością nie bardziej niż ja - podeszłam do niego i musnęłam jego policzek. - Baw się dobrze i bądź grzeczny.
- Ty też! - zawołał za mną, kiedy wychodziłam na zewnątrz.
  Droga zajęła mi mniej więcej dwadzieścia minut. Po upływie tego czasu zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi mieszkania Forbesów. Otworzyła mi pani Sarah, uprzejmie oznajmiając, że zastanę Emily w jej pokoju. Podziękowałam jej za wiadomość i ruszyłam do celu.
- Cześć - rzuciłam, siadając obok pary na łóżku.
- Dłużej nie mogłaś?! - oburzyła się blondynka.
- Co się stało? - zapytałam zmartwiona.
- Wiesz jak bardzo nie lubię, kiedy mówisz, że musimy poważnie porozmawiać, nie dodając na jaki temat, i ja muszę czekać, aż przywleczesz się wreszcie i mi opowiesz! - skrzyżowała swoje ręce na klatce piersiowej.
- Spokojnie, księżniczko - Horan ucałował jej policzek.
- Wybaczysz mi, jeśli teraz w końcu wyjawię o co chodzi?
- Tak! Tylko pospiesz się, bo moja cierpliwość naprawdę ma granice.
  Nabrałam powietrze w płuca i zaczęłam swoją opowieść od randki, na którą zabrał mnie Liam w piątek. Podczas mówieniu o moim obrońcy cała nasza trójka uśmiechała się szeroko, wiedząc ile szczęścia sprawiła mi jego niespodzianka. Jednak, gdy wkroczyłam na temat Zayna, kąciki ust opadły i na twarzach można było dostrzec rozczarowanie, pomieszane z zaskoczeniem.
- Nie wiem co robić. Z jednej strony - podniosłam lewą rękę - mamy moją pierwszą miłość. Mam pojęcie, że wiele razy przez niego cierpiałam, ale widzę, że się zmienił. Sprawia wrażenie potulnego faceta, a nie bad boy'a, jak to wcześniej miało miejsce. Jednak z drugiej - podniosłam prawdą rękę - jest Payne. Trzy tygodnie wystarczyły bym zakochała się w nim bez pamięci, zresztą sami doskonale o tym wiecie. Teraz, kiedy odwzajemnił moje uczucie, kiedy wreszcie miałam nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży, w moje życie znów wkracza Malik, który bezpośrednio daje mi do zrozumienia, że zamierza mnie odzyskać. Co ja mam robić? - zaczęłam nerwowo bawić się swoimi palcami.
- Rozumiem, że czeka na ciebie trudny wybór. Jeśli chodzi o mnie, to nie zamierzam ci wmawiać, że masz wybrać Liama, bo nie lubię twojego ex. Zrobisz, co uważasz za stosowne, a ja zaakceptuję każdą twoją decyzję - uśmiechnął się do mnie pocieszająco blondasek.
- Tylko, że ja nie wiem co jest stosowne i którego z nich mam wybrać. Nie chcę stracić ani jednego, ani drugiego.
- Daj sobie czas, K. Jestem pewna, że stanie się coś, co bez większego namysłu podpowie ci, który z nich jest dla ciebie odpowiednim facetem - głos zabrała Emily, łapiąc mnie za rękę.
  Wtedy usłyszałam swój dzwoniący telefon. Oczywiście to był Zayn, który oznajmił, że za pół godziny mam być gotowa. Wyjaśniłam mu gdzie jestem, a on odparł, że mam zostać u Forbes, a on po mnie wpadnie. Rzucając krótkie ,,do zobaczenia'' odłożyłam telefon.
- Ciekawe gdzie cię zabierze - zainteresowała się dziewczyna.
- To jest mało istotne. Zżera mnie strach. Nie wiem czego mam się spodziewać po nowym Maliku - westchnęłam bezradnie, opadając całym ciałem na łóżko.
  Nie rozmawialiśmy więcej o moich sprawach, wiedząc, że nie ma to większego sensu. Wszystko co było do powiedzenia, zostało powiedziane. Teraz wybór zależał jedynie ode mnie samej.
- Przyszedł - zakomunikowała Em, słysząc dzwonek.
  Pożegnałam przyjaciół i wyszłam na zewnątrz, zastając Mulata przed drzwiami. Wręczył mi moje ulubione czekoladki i uśmiechnął się pięknie, mówiąc:
- Cześć, ślicznotko.
- Hej - odpowiedziałam nieśmiało, wbijając wzrok w ziemię.
- Zabiorę cię gdzieś, okej?
- W porządku, prowadź.
  Ruszyliśmy. Z początku kompletnie nie orientowałam się w terenie, ale kiedy zobaczyłam na drodze dom, o którym oboje z Liamem zachwycaliśmy się wczorajszego wieczoru, dokładnie wiedziałam, gdzie idę. Cholera jasna, czy musiał mnie zabierać właśnie tam?! Doncaster nie jest na tyle małe i jest tutaj dużo innych miejsc, na litość boską!
- Zamilkłaś. Coś się stało?
- Skąd! - Nie zamierzałam powiedzieć mu o moich przemyśleniach. - Kiedy będziemy? - zapytałam.
- Już.
  Skręciliśmy w drogę i w chwilę potem znaleźliśmy się koło pomostu. Skierowaliśmy się w jego kierunku. Zayn wszedł na niego w pierwszej kolejności, a potem wyciągnął do mnie rękę, by pomóc mi wejść. Kiedy ją uchwyciłam, przyciągnął mnie do siebie na tyle blisko, że nasze twarze dzieliła niewielka odległość. Chłopak powoli zaczął zbliżać się do moich warg, mając na celu złączenia ich ze swoimi w pocałunek.

_________________________________
Od autorki: Cześć misiaczki. Wiem, że tym razem rozdział pojawił się znacznie później, niż zazwyczaj, ale naprawdę nie miałam czasu, żeby go dodać, a co dopiero napisać nowy, bo jestem strasznie do tyłu. Trzecia klasa gimnazjum jednak nie jest tak łatwa, jak się tego spodziewałam i wymaga naprawdę dużo czasu, poświęconego na naukę.
 Jak podoba wam się 24? Wiedzieliście, że tym razem zrobię coś spodziewanego, i za drzwiami Kath ujrzy Zayna? Co myślicie o jego zmianie? Wolicie Katherine z Liamem czy Malikiem? I wreszcie.. Czy Kath ulegnie urokowi przepięknego Mulata? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
 Wielkie dzięki za wszelkie komentarze oraz ponad 15 tysięcy wejść ♥
 Mam coś dla moich Ziam shippers, ale także dla osób, które niezbyt przepadają za Zerrie. Oczywiście Ci, którzy są ciekawscy, również mogą zajrzeć :) Będąc szczerą, moja wiara w Ziama jest znacznie silniejsza, po obejrzeniu: The story of Ziam part 1 & The story of Ziam part 2. Miłego oglądania oraz miłego dnia, promyczki. x

sobota, 22 marca 2014

Rozdział dwudziesty trzeci

  Szatyn mocno uchwycił w swoją silną dłoń moją rękę i zaczął ciągnąć przed siebie. Próbowałam w jakiś sposób go zatrzymać, ale durne szpilki kompletnie się do tego nie nadawały.
- Dlaczego jesteś taki brutalny? Czemu mam zasłonięte oczy, a na rękach kajdanki? Gdzie mnie prowadzisz? Co się dzieje? - dopytywałam, ale po raz kolejny bez skutku. - Odpowiedz mi do cholery! Mam chyba prawo wiedzieć co się ze mną stanie, prawda?!
- Zamkniesz się, jeśli ci powiem? - odezwał się aroganckim tonem.
- Chcę po prostu wiedzieć co zamierzasz ze mną zrobić.
- Jestem w gangu, w którym kiedyś również był Zayn. Odszedł, kiedy spotkał ciebie, mówiąc, że musi zmienić swoje życie na lepsze. Przystaliśmy na to, ale pod jednym warunkiem; Malik miał zapłacić nam 10 tysięcy funtów i absolutnie nikomu o nas nie wspominać. Obiecał, że zdobędzie pieniądze i tyle go widzieliśmy - poprawił swoją dłoń, którą ściskał mi rękę. - Daliśmy mu dużo czasu, ale nasza cierpliwość w końcu się skończyła, dlatego zaczęliśmy go zastraszać. Groźby niczego nie wskórały, więc pomyślałem o tobie. Gdy Zack, bo taką miał u nas ksywkę, dowiedział się, że wprowadziłem się do twojego mieszkania, uciekł gdzie pieprz rośnie, sądząc, że damy ci spokój - roześmiał się złowrogo. - Ale bardzo się mylił.
- O czym ty do mnie mówisz? - Byłam w szoku. Z jednej strony byłam wściekła i buzowała we mnie nienawiść, ale z drugiej naprawdę chciało mi się płakać. - To niemożliwe! Ty w gangu? Jesteś zbyt łagodny!
- Nie krzycz maleńka, bo nie chcę ci naklejać taśmy na usta - ostrzegł mnie, po czym westchnął. - Nie pojmujesz, że tylko udawałem? Kiedy wreszcie przekonałem się, że mi ufasz, postanowiłem działać. Właśnie prowadzę cię do zimnego lochu, z którego możliwość wyciągnięcia cię, będzie miał jedynie Zayn.
- Co?! - wydukałam zaskoczona, czując wciąż narastający strach.
- Nie będę się powtarzał dwa razy. Nie martw się, nie zginiesz z głodu - pogłaskał mnie po policzku, ale natychmiast odwróciłam twarz.
- Nie dotykaj mnie, psychopato! - wrzasnęłam, próbując zatrzymać wydostające się łzy. - Jaka byłam głupia i naiwna! Z każdym dniem zakochiwałam się w tobie coraz bardziej, a ty tak po prostu udawałeś kogoś, kim w ogóle nie jesteś!
  Payne nic nie odpowiedział, więc i ja postanowiłam być cicho. Wciąż szliśmy przed siebie. Moja głowa wypełniona była po brzegi myślami o Liamie i Zaynie. Jak mogłam się co do nich tak bardzo pomylić? Gang? Nigdy w życiu nie pomyślałabym o gangu!
- Długo jeszcze? - jęknęłam, czując, że zaczynają boleć mnie stopy.
- Właściwie to jesteśmy na miejscu - odparł, popychając mnie na lewo.
  Stanęliśmy. Nie czułam pod sobą żadnego twardego podłoża, które świadczyłoby o tym, że jesteśmy już w moim ,,domu'' na najbliższe dni, miesiące bądź lata. Nawierzchnia była raczej miękka. To wprawiło mnie w zaskoczenie. Wtem jednak, zrozumiałam, że piwnica, w której Li zamierza mnie trzymać, może znajdować się w ziemi.
- Nie ruszaj się. Zdejmę twoją opaskę z oczu, ale ich nie otwieraj. Jeśli to zrobisz, zabiję cię natychmiast. - Poczułam na szyi coś zimnego i metalowego, więc przełknęłam głośno ślinę i skinęłam głową na znak zgody. - Potem uwolnię twoje ręce, ale..
- Nie wykonuj gwałtownych ruchów, bo zginiesz. Kumam. Teraz po prostu to zrób. Chciałabym już zostać sama i nie musieć dłużej wysłuchiwać twojego chamskiego tonu i gróźb - odezwałam się władczo.
  Chłopak uwolnił moje oczy, a następnie ręce. Potarłam lekko nadgarstki, a następnie opuściłam ręce wzdłuż ciała. Wciąż otaczała mnie ciemność, ponieważ zastosowałam się do rady porywacza i ani na chwilę nie uniosłam powiek.
- Teraz możesz już otworzyć oczy - szepnął mi do ucha.
  Zrobiłam to bardzo powoli. Kiedy wreszcie zobaczyłam roztaczający się przede mną obraz, zaniemówiłam. Okazało się, że wcale nie stałam przed wejściem do jakiegoś zimnego i brzydkiego lochu, a znajdowałam się nad jeziorem. Blisko wody ułożone były palące się świeczki, ułożone w kształcie serca, a w środku nich leżał niebieski koc, taki jak ten mój z tarasu. Na jednym z jego rogów stał drewniany koszyk.
- Co to wszystko ma znaczyć? - wydusiłam z siebie wreszcie, odwracając się w stronę szatyna.
- Jesteśmy na randce - uśmiechnął się szeroko.
- Na randce? - zdziwiłam się. - Przed chwilą przecież opowiadałeś mi o gangu, Zaynie i lochu, w którym miałam spędzić najbliższe kilka dni albo miesięcy!
- Och, głuptasie - pokręcił głową, podchodząc do mnie bliżej. - Wszystko co się zadziało od domu Andy'ego aż do teraz, było czymś w rodzaju odwrócenia twojej uwagi. Chciałem zabrać cię na randkę w wyjątkowe miejsce, ale jednocześnie chciałem przy tym wypaść oryginalnie - wyjaśnił.
  Omal nie zeszłam na zawał, kiedy jego słowa dotarły do mojego mózgu. Więc jestem bezpieczna, a przede mną stoi mój ukochany i łagodny Liam? Więc nie ma żadnego gangu, a Malik nie wisi mu kasy? Więc mój obrońca po prostu zaprosił mnie na randkę?
- O mój Boże - wyrwało mi się, po czym zakryłam usta dłonią.
- Co się dzieje, kochanie? - zapytał zmartwiony.
- Ty.. zabrałeś.. mnie.. na ran.. randkę?
- Więc naprawdę cię zaskoczyłem - zachichotał. - Tak, słonko. Ja i ty jesteśmy na randce. Pójdziemy wreszcie usiąść na koc?
  Skinęłam w odpowiedzi. Głos utknął mi w gardle. Zabrakło mi słów, by określić to, co działo się w mojej głowie. Kompletny chaos.
  Usiedliśmy na kocu. Rozejrzałam się teraz uważniej i zdałam sobie sprawę, że nigdy tutaj nie byłam, a to miejsce było naprawdę fantastyczne! Jezioro, mały pomost, zieleń i przepiękny widok na rozgwieżdżone niebo.
- Wywołałem na tobie aż tak duże wrażenie? - odezwał się rozbawiony.
- To jest sen, prawda?
- Chyba nie muszę cię znów szczypać w rękę, byś uwierzyła, że to dzieje się naprawdę? - Przysunął bliżej siebie drewniany koszyk.
  Spojrzałam na swoją rękę i dwoma paznokciami złapałam za kawałek skóry, zamykając przy tym oczy. Kiedy je otworzyłam, wciąż znajdowałam się w środku dużego serca, stworzonego z palących się, zapachowych świeczek. Dla upewnienia się, dotknęłam ramienia mojego obrońcy i teraz byłam już w stu procentach pewna, że to jest rzeczywistość.
- Nie mogę w to uwierzyć - szepnęłam.
  Właściwie nie umiałam określić co czuję. Strach, szczęście, radość, zaskoczenie. Było tego mnóstwo, przez co nie zachowywałam się jak prawdziwa ja i niczego nie rozumiałam.
- Katherine Tomlinson - wypowiedział moje imię i nazwisko uroczystym tonem - Zabrałem cię na randkę w to niesamowite miejsce, ponieważ mówiłaś, że właśnie tak powinna wyglądać twoja wymarzona randka. Mam więc nadzieję, że ci się tutaj podoba.
- Bardzo! - zawołałam uradowana, zupełnie nie panując nad swoim entuzjazmem. - Tylko nie mogę pojąć, dlaczego to wszystko dla mnie zrobiłeś, skoro byłam dla ciebie jedynie najlepszą przyjaciółką. - Patrzyłam na niego, niecierpliwie wyczekując wyjaśnienia.
- Albo byłem na tyle dobry, że nie dostrzegłaś tego, jak bardzo mi się podobasz, albo po prostu byłaś ślepa i niczego nie zauważyłaś - zaczął wyciągać z koszyka świeże owoce.
- Więc.. Ty też coś do mnie czujesz? - Otwierałam szerzej oczy ze zdziwienia.
- Och, błagam! - wywrócił oczami, uśmiechając się pod nosem. - To była miłość od pierwszego wejrzenia. Od trzech tygodni nieustannie o tobie myślę. Nie masz pojęcia jak wiele razy powstrzymywałem się od pocałowania cię, bo przez cały ten czas myślałem, że wciąż czekasz na Zayna.
- Chyba mam pojęcie ile razy się powstrzymywałeś, bo sama wiele razy o mało tego nie zrobiłam - uniosłam kąciki ust do góry. Wreszcie zaczynałam się czuć swobodnie, a radość napływała do każdej mojej komórki w ciele.
- Chyba powinnyśmy się zgłosić do jakiegoś castingu, bo nieźli z nas aktorzy - skomentował, chichocząc.
- Zgadzam się. - Zabrałam z talerza, który Liam położył na kocu, dużą truskawkę. - Właściwie to dlaczego zdecydowałeś się wziąć mnie na randkę? - spytałam, unosząc brew do góry.
- Przyrzeknij, że nikogo nie zabijesz.
- Więc ktoś ci wygadał! - podniosłam ton.
- Jeśli nie obiecasz, że nikt nie zginie z twoich rąk, nie dowiesz się wszystkiego.
- W porządku - westchnęłam, dając za wygraną.
- Kiedy wczoraj poszliśmy z Alice po napoje, zaczęliśmy rozmawiać o tobie. Czułem ogromną potrzebę wygadania się komuś, więc powiedziałem jej o tym, że zależy mi na tobie w inny sposób, niż na to wygląda. Roześmiała się głośno, a następnie zaczęła mnie namawiać do zaproszenia cię na randkę. Mówiła o tym, że raz się żyje i mam zaryzykować, by w końcu jakoś pomóc swojemu szczęściu. Więc jej posłuchałem - wyjaśnił, sięgając po winogrono.
- Właściwie to powinnam być jej wdzięczna, że cię do tego namówiła. Bałam się, że powiedziała ci wtedy o wiele więcej, niż powinna - odetchnęłam z ulgą.
- Jeśli, by to zrobiła, byłoby mi znacznie łatwiej - odparł. - Czy to nie wydaje ci się śmieszne? Mieszkaliśmy pod jednym dachem, czuliśmy to samo, ale wzajemnie się okłamywaliśmy?
- Tak, to naprawdę zabawne. Brzmi jaki fabuła filmu.
- Yeah - skinął.
  Między nami zapanowała cisza. Nie ta ciążąca. Raczej oboje musieliśmy do tego wszystkiego przywyknąć. Musieliśmy zrozumieć co się stało i że oboje czujemy do siebie to samo. Do mnie dotarła jeszcze jedna myśl; Zayn. Czy kiedy stworzę mój wymarzony związek z Liamem, Mulat zniknie z moich myśli i mojego serca?
- Może popatrzymy w gwiazdy? - zaproponował.
- Jasne.
  Odsunęliśmy koszyk oraz talerz owoców i położyliśmy się koło siebie. Szatyn objął mnie swoim ramieniem, a ja ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Jak zwykle kiedy poczułam jego dotyk, moje ciało przeniknęło mnóstwo przyjemnych prądów.
- Pamiętasz kiedy obudziłeś się w nocy, bo całowałam twoją szyję? - odezwałam się, bawiąc się jego wolną dłonią.
- To było cholernie dziwne - przyznał.
- Powiedziałeś wtedy, że to Taylor Lautner musiał mi się przyśnić. Potwierdziłam to, chociaż było to jedno wielkie kłamstwo. Ty mi się śniłeś, Li. - Moje serce biło szybciej niż zwykle, a w brzuchu czułam te niesamowite motyle, które są objawem szczęścia przy bliskiej osobie.
- Dlaczego mi tego wtedy nie powiedziałaś? - Splótł mocno nasze dłonie.
- Bo myślałam, że traktujesz mnie tylko jako swoją przyjaciółkę i byłam przerażona, że jeśli moje uczucie do ciebie wyjdzie na jaw, to odejdziesz. A ja naprawdę nie chciałam cię stracić - odpowiedziałam, lekko muskając jego opuszki palców.
- Jesteśmy do siebie niezwykle podobni. Uwierzysz, jeśli powiem, że miałem dokładnie tak samo? - zaśmiał się cicho.
- Byliśmy głupcami.
- Widzisz te gwiazdy, o tam? - wskazał na ciemne niebo.
- Widzę - odrzekłam, kierując wzrok na wskazywane przez niego miejsce.
- Wyglądają trochę jak zniekształcone serce.
- Faktycznie, masz rację.
- Myślisz, że to znak?
- Znak? - zdziwiłam się, podnosząc znad jego klatki piersiowej i spoglądając w lśniące, czekoladowe oczy.
- Że miłość jest nam pisana - uśmiechnął się, przybliżając do mnie.
  Nasze usta złączyły się wreszcie w pocałunek, którego oboje od tak dawna pragnęliśmy, a który tyle razy sobie wyobrażałam. Wargi przylgnęły do siebie, a języki poczęły ocierać się o siebie delikatnie, sprawiając na mojej skórze gęsią skórkę.
  Gdy pocałunek zmienił się w ten bardziej zachłanny i namiętny, Liam powoli zaczął zdjemować moją białą sukienkę.
- Jesteśmy na zewnątrz, Payne! Co jeśli nas ktoś zauważy? - zaprotestowałam, opierając się na swoich dwóch dłoniach.
- Jak to mawia Alice..
- Raz się żyje - dokończyliśmy równocześnie i powróciliśmy do poprzednich czynności.
  Szybko pozbyliśmy się swoich ubrań, oddając się chwili rozkoszy. Nasze ciała złączyły się w jedność, wreszcie zaspokajając ciągle narastające pożądanie.
  Seks na pierwszej randce? To źle brzmi, prawda? Ale nie mogliśmy zatrzymać naszego wzajemnego pragnienia siebie. To było silniejsze od nas i wzięło nad nami górę, a my jedynie postanowiliśmy zaczerpnąć z tego odrobiny przyjemności.
  Po skończonym stosunku, założyliśmy swoje rozrzucone ubrania i na powrót usiedliśmy na kocu, delektując się przyniesionymi przez mojego obrońcę owocami. Czułam się taka szczęśliwa i radosna jak nigdy przedtem! To zdecydowanie była moja wymarzona randka!
- Zaczyna robić się zimno - przetarłam rękoma swoje ramiona.
- Trzymaj moją kurtkę.
  Założyłam czarną, skórzaną kurtkę na siebie i zaciągnęłam się zapachem jego perfum.
- Andy powiedział, że gdybyśmy chcieli, możemy wrócić na imprezę - odezwał się.
- Chciałbyś pójść?
- Tylko jeśli ty masz na to ochotę.
- Nie chcę żebyś był zależny ode mnie, Liam.
- W porządku. Więc ja mam ochotę pójść, a ty?
- Ja również - skinęłam.
- Więc teraz pomóż mi ogarnąć to wszystko.
  Wspólnymi siłami złożyliśmy niebieski koc, zgasiliśmy świeczki, ułożone na kształt serca oraz schowaliśmy talerz owoców, z których prawie nic nie zostało. Chłopak upchnął wszystko w drewnianym koszyku i po wzięciu go w rękę, splótł nasze dłonie, ruszając w stronę domu kolegi.
- Przyznaj, że byłem całkiem dobry, odgrywając rolę gangstera i porywacza.
- Powinnam cię za to znienawidzić. Byłam przerażona! Nie miałam pojęcia jak długo będziecie mnie trzymać w tym lochu i czy Zayn zdoła mnie uratować - oburzyłam się.
- Ale mnie nie nienawidzisz, prawda? - spytał zmartwiony, spoglądając na mnie.
- Skąd, głuptasie - szturchnęłam go lekko.
  W niedługim czasie dotarliśmy do celu. Odetchnęłam z ulgą, siadając w wygodnej kanapie w wielkim domu Andy'ego. Ubranie dziś szpilek nie było jednym z tych dobrych pomysłów. Okropnie bolały mnie stopy i obawiałam się, że skręcę sobie kostkę czy źle postawię nogę w drodze na imprezę.
- Przynieść ci drinka? - szepnął mi do ucha szatyn.
- Tak, proszę.
  Oparłam się i zamknęłam na chwilę oczy, przypominając sobie chwile z minionych dwóch godzin. Było naprawdę fantastycznie. Z szczęścia aż uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Popatrzcie jaka radosna! - usłyszałam głośny chichot Johnson.
- Alice? Co tutaj robisz? - zdziwiłam się.
- Twój przystojniak zaprosił mnie i Lou, który właśnie poszedł mi po drinka - odpowiedziała, uśmiechając się szeroko - Jak tam randka? Właściwie to nie wiem dlaczego pytam, skoro gołym okiem widać jak bardzo jesteś usatysfakcjonowana.
- Cóż, nie dalej jak dwie godziny temu, miałam gęsią skórkę i dygotałam ze strachu. Wyobrażasz sobie, że Liam nawciskał mi, że prowadzi mnie do lochu, bo Zayn nie zapłacił gangowi należnej forsy?
- Chłopak wykazał się niezłą wyobraźnią i oryginalnością! - Aż klasnęła w dłonie.
- Taa.
- Nie zamierzasz mi podziękować? - popchnęła mnie lekko swoim ramieniem.
  Uśmiechnęłam się pod nosem i zarzuciłam ręce na szyję dziewczyny. Wyściskałam ją mocno, powtarzając bardzo głośno ,,dziękuję, dziękuję, dziękuję''.
- Musiałam coś zrobić, Kath. Kiedy Li powiedział mi, że coś do ciebie czuje, zapaliła się w mojej głowie lampka i postanowiłam namówić go do zorganizowania randki. Jak dobrze, że chociaż on słucha moich rad - rzuciła mi gniewne spojrzenie.
- Cieszę się, że niczego mu nie wspomniałaś o moim uczuciu do niego. Inaczej, byłabyś martwa.
 Przy kanapie zjawili się Payne i Tommo, podając nam drinki. Upiłyśmy z Alice łyka, a nasi partnerzy od razu wyrwali nas do szalonego tańca prowadzonego w rytm piosenki A little party never killed nobody. Znałam słowa, właściwie, dzięki Harry'emu, który nieustannie nucił ją pod nosem.
- Dobrze się bawisz? - Szatyn przysunął się bliżej mojej twarzy i po wyszeptaniu owych słów, musnął delikatnie płatek mojego ucha.
- Jak najbardziej - odpowiedziałam, okręcając go lekko.
  Przy następnym utworze zrobiliśmy wymianę. W tym wypadku wylądowałam ze swoim bratem, który nie szczędził żartobliwych komentarzy i ciągłego podnoszenia brwi w znaczącym geście. Czasami miałam dosyć jego, nadzwyczaj, dobrego humoru.
                                                       ***
  Około 1:30 w nocy poczułam się naprawdę wykończona. Postanowiliśmy z Liamem wrócić do domu, podczas gdy Louis i Alice wciąż doskonale bawili się na parkiecie.
  Kiedy mój obrońca splótł nasze dłonie znów przeszły mnie te przyjemne prądy, które zawsze zjawiały się przy zetknięciu ze sobą naszego ciała. Nadal nie mogłam uwierzyć, że nasza randka miała miejsce i nie jesteśmy już zwyczajnymi przyjaciółmi.
- Jesteś głodna? - zapytał, gdy wchodziliśmy w głąb ciemnego mieszkania.
- Nie, raczej nie - pokręciłam głową.
- To dobrze, będzie więcej dla mnie - zaśmiał się i ruszył do kuchni.
  Po zabraniu swoich dresów i bluzki, ruszyłam do łazienki, wskakując pod odprężający prysznic. Poczułam wielką ulgę, kiedy wreszcie nie miałam na sobie szpilek, a po moim ciele spływały stróżki kojącej wody.
  Od razu po wyjściu z łazienki, udałam się do pokoju i rzuciłam się na łóżko, szczelnie okrywając kołdrą. Li zjawił się około dziesięć minut później, przygarniając mnie jak zwykle do swojej klatki piersiowej. Tym razem jednak, nie musieliśmy powstrzymywać swoich pragnień.
- Dobranoc, kochanie - złożył delikatny pocałunek na moich wargach.
- Dobranoc - odpowiedziałam, unosząc wysoko kąciki ust do góry.
  Teraz miałam wszystko, by poczuć się w pełni szczęśliwą.
  Zbudziłam się wcześniej w celu zrobienia dla naszej dwójki śniadania. Zabrałam z szafy czyste ubrania i wykonałam poranną toaletę. Następnie zeszłam na dół i zaczęłam przygotowywać ciasto na gofry, na które naprawdę miałam wielką ochotę.
  Wtem rozległ się dzwonek. Zaskoczona ruszyłam do drzwi. Kiedy je otwarłam, trzymana w ręce łyżka, wypadła mi z rąk, a nogi stały się nagle jak z waty.

___________________________________________
Od autorki: Cześć kochani! Dziękuję wam bardzo serdecznie za wszystkie wejścia i komentarze pod rozdziałami. Są dla mnie naprawdę ważne ♥
 Jak podoba wam się 23? Czy po przeczytaniu początku, uwierzyliście w słowa Liama? Co sądzicie o ich randce? Są fajną parą? Kto stoi za drzwiami? Czekam na wasze KOMENTARZE ☺
 Dziś rozdział wcześniej, bo musiałam wstać na drzwi otwarte w technikach i nie zdążyłam posprzątać, więc po obiedzie zabieramy się za robotę! Miłego dnia, słonka. x

środa, 19 marca 2014

Rozdział dwudziesty drugi

- Dyrektor Wright nie uwierzy mi, kiedy powiem, że jestem zastraszana przez Swift, ponieważ uzna, że nie mam na to zupełnie żadnych dowodów. Pomyślałam więc, że trzeba je zdobyć - uśmiechnęłam się lekko. - Mam w swojej szufladce, obok łóżka, jedną, bardzo przydatną mi karteczkę. Jest na niej napisane, że moje szczęście runie tak szybko, jak runęło jej. Dodatkowo, podpisała się ,,Twoja ukochana, Taylor''.
- Dobry pomysł, ale obawiam się, że Tay może się wszystkiego wyprzeć, a jej siła przekonywania i wymyślone argumenty podziałają na dyrektora - zmarszczył czoło, bawiąc się swoimi kciukami.
- Więc wpadłam na plan awaryjny.
- Mam wrażenie, że to się uda.
- Nawet nie wiesz co mam na myśli - zachichotałam.
- Ale to nie oznacza, że nie mogę mieć dobrego przeczucia - wystawił w moją stronę język, ale zaraz powrócił do poważnego wyrazu twarzy - Więc?
- Niezauważalnie nagramy kolejne groźby, które w najbliższym czasie mi przedstawi. Musimy ją jednak do tego w jakiś sposób sprowokować.
- Jesteś genialna! - zawołał z entuzjazmem.
- Staram się jedynie ochronić bliskich. Musimy naprawdę szybko działać, ponieważ ostrzegła Harry'ego, że pożałuje za oszczerstwa w jej stronę.
- Nie martw się, poradzimy sobie - odparł pocieszająco.
- Mam taką nadzieję - westchnęłam.
- Kiedy ten pomysł przyszedł ci do głowy? - spytał, unosząc brew do góry.
- Gdy blondie przyszła do mnie dzisiejszego dnia - rzuciłam, wstając po swój telefon, który znajdował się w torebce, wiszącej przed wyjściem.
- Co ona ci znów nagadała? - wyrwał się - I dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Pamiętasz, że obiecałaś mnie o wszystkim informować?
- Spokojnie, Liam - wróciłam na swoje miejsce, spoglądając na jego zmartwiony wyraz twarzy. - Chciałam z tobą porozmawiać o wszystkim w domu. Na uniwerku ściany mają uszy - wyjaśniłam.
- W porządku - skinął głową.
- Przyszła do biblioteki, poprosić, a raczej rozkazać mi, bym cię skrzywdziła, porzuciła i zaprzestała kontaktowania się z tobą, tylko dlatego, że wtedy ona mogłaby cię pocieszyć i sprawić, byś dostrzegł jak dobrą jest osobą - odpowiedziałam.
- Ona jest wariatką! - krzyknął - I pomyśleć, że akceptowałem to wszystko przez pół roku! Jestem cholernym idiotą.
- Chciałeś po prostu być szlachetny i wykonać jedyną prośbę złożoną przez najbliższego przyjaciela.
- Cóż, pewnie masz rację. Zrobiłem co w mojej mocy - spuścił wzrok.
- Przerabialiśmy to już, Li. Nie zamartwiaj się. Jesteś najlepszym facetem pod słońcem. Kto normalny zgodziłby się na związek z laską, która w ogóle mu się nie podoba? Jestem pewna, że nikt. A ty poświęciłeś całe swoje szczęście.
- Zawsze masz na wszystko odpowiedź?
- Zazwyczaj - uśmiechnęłam się lekko, ale tego nie odwzajemnił, wciąż pozostając z zatroskanym i smutnym obliczem. - Modlę się, by kręgle i dobry humor Lou sprawiły ci odrobinę radości.
- Na pewno tak będzie - odrzekł, wychodząc z kuchni.
  Zabrałam w dłonie telefon i wybrałam numer do swojego brata.
- Liczę, że nie macie na dziś planów - odezwałam się, kiedy tylko podniósł słuchawkę.
- Ja liczę na to, że uratujesz mnie od robienia internetowych zakupów z Alice.
- Będę twoją superbohaterką i zaproponuję wam kręgle z moimi znajomymi - zaśmiałam się.
- Jeśli wśród nich jest Liam, obiecuję, że tym razem przegra!
- Przekonamy się!
- Katherine to jest już przesądzone - powiedział władczo.
- Niech ci będzie - wywróciłam oczami. - Osiemnasta?
- Będziemy.
- Cieszę się. To do zob..
- Muszę z tobą porozmawiać po kręglach - przerwał moje pożegnanie, zmieniając ton na ten rzadko przeze mnie słyszalny.
- Zgoda. Więc do zobaczenia - nacisnęłam czerwoną słuchawkę i odłożyłam telefon.
  Próbowałam sobie przypomnieć kiedy ostatni raz Louis odezwał się do mnie takim poważnym, a zarazem zmartwionym głosem. Wtedy do głowy wpadła mi nasza rozmowa o mamie. To z pewnością ma z nią związek. Tylko o co chodzi tym razem?
  Potrząsając głową dla odgonienia kłębiących się myśli, ruszyłam po schodach na górę. Dochodziła 16:30 więc została mi godzina do wyjścia.
- Leeyum? - szepnęłam, wchodząc do swojego pokoju.
  Szatyn siedział na łóżku, trzymając w dłoni biały papier. Od razu domyśliłam się, że to liścik, który kiedyś zostawiła mi Taylor w bibliotece.
- Dlaczego się krzywdzisz? - usiadłam obok niego.
- Chciałem to po prostu zobaczyć i utwierdzić się w tym, że Swift nie jest idealną partią dla mnie, jak sądzi moja mama.
- Może jej również pokażesz tą kartkę, a potem jeszcze nagranie, które w najbliższym czasie zdobędziemy? Może wtedy zrozumie jak bardzo się pomyliła i postara się wynagrodzić swój długi brak zainteresowania synem?
- Myślisz, że naprawdę to mogłoby się udać? - spojrzał na mnie.
- Zaryzykuj, a się przekonasz - uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Z pewnością - odwzajemnił gest. - Mamy jeszcze trochę czasu. Obejrzymy wspólnie Niemożliwe na MTV? Śmianie się z tego jest o wiele zabawniejsze w towarzystwie.
- Jasne!
  Zeszliśmy na dół, zajmując miejsca obok siebie na kanapie. Sięgnęłam po pilot i włączyłam telewizor na wspomniany przez mojego obrońcę kanał. Program właśnie się rozpoczynał.
- Bo Bear się dziś zjawi w kręgielni? - odezwał się, poprawiając poduszkę.
- Nie używaj przy nim tego określenia, bo najpierw zabije ciebie, a w następstwie mnie - pogroziłam mu palcem, jak dziecku - I tak, zjawi się. Wyczuwam kolejną sprzeczkę.
- Jeśli przegram to obiecuję, że z dumą poniosę porażkę.
- Obawiam się, że po raz kolejny Tommo zajmie drugie, niesatysfakcjonujące go, miejsce.
- Czy masz na myśli to, bym dał mu wygrać?
- Skąd! Ani przez chwilę nie przemknęło mi to przez głowę.
  Skinął głową i zaczęliśmy oglądać. Po czwartym filmiku nadesłanym przez jakiegoś mężczyznę, oboje kładliśmy się na siebie, rechocząc ze śmiechu. Bolał mnie brzuch, który trząsł się jak galareta, a od nieustannego uśmiechu rozbolały mnie również policzki.
- To było fantastyczne! - skomentował Payne.
- I bolesne! Naprawdę mam ciarki - pokazałam na swoją skórę, na której widoczna była gęsia skórka.
  Przed wyjściem z mieszkania załatwiłam wszystkie potrzeby w łazience i wreszcie byłam gotowa żeby wyjść. Cała droga do kręgielni opierała się na omawianiu widzianych przed kilkunastoma minutami filmików i dodatkową dawką niekontrolowanego śmiechu. Bardzo mnie to cieszyło, wiedząc, że po złym nastroju Liego nie ma już śladu.
  Dotarliśmy do celu chwilę przed omówioną godziną. Na miejscu byli wszyscy oprócz Martiny i Harry'ego. Postanowiłam zadzwonić do przyjaciela, żeby spytać czy coś przypadkiem się nie zadziało.
- Zaraz będziemy! - rzucił, rozłączając się.
- Może wejdziemy już do środka? - zaproponował blondasek.
  Zakomunikowałam dziewczynie zza lady, że mamy zarezerwowany tor na nazwisko Tomlinson, a ta wskazała na okienko, w którym mieliśmy odebrać specjalne buty. Gdy do niego podeszliśmy wreszcie zjawił się Styles z Stoessel.
- Potargane loczki i ubranie, hmm - zaśmiał się Lou, szturchając lekko spóźnionego chłopaka.
- Po prostu byłem już spóźniony i wszystko robiłem w biegu, Tommo - wywrócił oczami, poprawiając swoją niechlujną fryzurę.
  Weszliśmy głębiej i spojrzeliśmy równocześnie na ekran. Według przedstawionej na nim kolejności pierwsza była Alice, więc ta od razu podeszła do toru.
- Czujesz się pewnie odrobinę speszona, co? - zagadnęłam Martinę, siadając obok niej na czarnej kanapie.
- Trochę. Zbyt dużo tutaj ludzi, z którymi mam okazję pierwszy raz porozmawiać - przyznała, uśmiechając się lekko.
- Kiedyś trzeba przełamać te pierwsze lody, a to naprawdę fantastyczne osoby.
- Nie wątpię.
  Po Alice swoją kolejkę miał Liam, a następnie ja. Udało mi się zbić sześć kręgli, co jak na razie dawało mi wysokie miejsce trzecie. Jestem jednak pewna, że za chwilę to ulegnie zmianie i spadnę na sam dół.
  Chciałam spytać Payne'a co takiego robię źle, że gra nie wychodzi mi tak dobrze, jak jego, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Zapadł się pod ziemię, zupełnie jak Joshnson.
- Widziałeś gdzieś..
- Poszli po napoje - odpowiedział Nialler, przerywając mi.
  Nie było ich naprawdę długi czas. Zaczynałam się martwić, podczas gdy inni mieli ich nieobecność zupełnie gdzieś. Może panikowałam, że Alice powie coś za dużo? Przecież wie o tym, że zależy mi na Liamie w inny sposób, niż jemu na mnie. Co jeśli przypadkiem wyjdzie z jej ust zbyt wiele?
- Jesteśmy! - zawołała partnerka mojego brata, niosąc tacę z szklankami coli.
  Kiedy ją odłożyła i podeszła do toru, doskoczyłam do niej, korzystając z okazji, że wszyscy skupili się na napojach.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Dlaczego pytasz? Czy coś się stało? - włożyła trzy palce do jasnozielonej kuli.
- Skąd. Tylko.. nie zdradziłaś niczego Liemu, prawda?
- Czyli miałam nie mówić, że każdego dnia ślinka cieknie ci na jego widok? - spoważniała, a następnie wybuchnęła śmiechem, widząc moje narastające przerażenie. - Żartowałam, głuptasie!
  Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do towarzystwa, które właśnie wznosiło toast za wspólne spędzanie czasu. Dodatkowo Liam i Louis założyli się o pierwsze miejsce. Przegrany będzie musiał stawić dziś wszystkim piwo. Nie pochwalałam tego, ale nie byli już pięcioletnimi dzieciakami i byli odpowiedzialni za to, co robią.
                                                     ***
  Ostatecznie grę wygrał Tommo. Podskakiwał do góry i cieszył się jak małolat, a przecież ma w tym roku 20 lat!
- Więc piwo dla wszystkich! - zawołał radośnie Payne, który ani trochę nie przejął się zajęciem drugiego miejsca.
- My zaraz dołączymy - zakomunikował Lou, popychając mnie w stronę wyjścia.
  Stanęliśmy na zewnątrz.
- Czy rozmowa, którą chcesz ze mną przeprowadzić, związana jest z mamą?
- Zgadza się - skinął. - Byłem u niej.
- Co? - wydusiłam z siebie z wyrzutem. - Niby po co?
- Bo jej wybaczyłem, Kath. Każdy w życiu popełnia jakieś błędy, czy to większe, czy mniejsze. To jest nieistotne. Ważne jest to, że zdobywa się na odwagę, przeprasza i okazuje skruchę, tak jak zrobiła to nasza mama. Dlatego uznałem, że powinienem ją odwiedzić. Spytać o jej samopoczucie i czy czegoś nie potrzebuje - wyznał, patrząc mi w oczy.
- Oszalałeś! - krzyknęłam, zupełnie nie przejmując się ludźmi wokół nas.
- Wcale nie oszalałem. Sądzę, że ty również powinnaś jej przebaczyć.
- Louis, cholera! Ona zniszczyła nam dzieciństwo! Zraziła do siebie całą rodzinę, przez co nikt nie przejmował się naszym losem! Byliśmy przez tyle lat w sierocińcu i ani razu nas nie odwiedziła, a przecież czekaliśmy i mieliśmy nadzieję! Dlaczego tego nie widzisz?! - Byłam bliska płaczu, zawsze, kiedy wspominałam te wszystkie smutne dni bez rodzicielki, która posłużyłaby dobrą radą, spędziła ze mną czas na spacerze i mówiła mi ,,kocham cię, córeczko''.
- Wiem, że tak było! - chwycił moje ramiona, wciąż nie spuszczając wzroku z moich oczu - Ale ona naprawdę tego żałuje. Wiesz jak długo zbierała się do tej rozmowy z nami? Prawie rok! Od roku wie, że ma raka i sama się z tym wszystkim zmaga! Jej zdrowie nieustanie się pogarsza! Nawet w obliczu śmierci nie jesteś w stanie jej wybaczyć?!
  Spuściłam wzrok z jego oczu i odsunęłam się od niego. Pomimo racji, jaką zawierały słowa Tommo, lata spędzone bez matki były dla mnie bardzo bolesne i ostatecznie uczucie złości jednie odrobinę zelżało, ale nie ustąpiło całkowicie.
- Przyzwyczaiłam się do myśli, że jest dla mnie nikim - wreszcie wydukałam, bawiąc się kosmykami swoich długich włosów. - Ale rozumiem, że ty postanowiłeś być tym lepszym i trwać przy jej boku. Nie będę ci mówić, że to złe, bo kiedy my jej potrzebowaliśmy, miała nas gdzieś. Po prostu rób co chcesz - wzruszyłam ramionami, wracając do środka.
  Dobry humor prysnął w jednej chwili. Teraz myślałam jedynie o Lou i naszej mamie. Dodatkowo powracały do mnie te wszystkie wspomnienia, które przez długi czas próbowałam ulokować na dnie swojego mózgu.
- W porządku? - zagadnął mój obrońca, kiedy zajęłam miejsce przy stoliku obok niego.
- Jasne - zdobyłam się na sztuczny uśmiech, co z łatwością łyknął.
- Pójdziesz ze mną do łazienki? - szepnęła mi do ucha Martina.
  Skinęłam głową i obie przeprosiłyśmy na chwilę towarzystwo.
- Jak podoba ci się wieczór w gronie moich przyjaciół? - zapytałam zaciekawiona, otwierając drzwi od kabiny, w której znajdował się sedes.
- Przyjemnie. Już dawno tak dobrze się nie bawiłam! Tata z pewnością się ucieszy, że spotkałam takich dobrych ludzi - odpowiedziała z entuzjazmem.
- Fajnie, że tak o nich sądzisz. - Po załatwieniu swojej potrzeby, wyszłam z kabiny i podeszłam do umywalki, by umyć ręce. - A jak z Harry'm?
- Mówiłam ci już, że jest perfekcyjny pod każdym minimalnym szczegółem? - Opuściła swoją kabinę z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jakieś dziesięć tysięcy razy - zachichotałam. - Nie masz pojęcia jak bardzo jestem zadowolona, że się umawiacie!
- Ja też!
  Po poprawieniu wyglądu w lustrze, wróciłyśmy na swoje miejsca. Wszyscy śmiali się z żartu Horana i delektowali piwem na koszt przegranego Payne'a.
- Więc kiedy dogrywka w FIFĘ? Skoro wygrałem z tobą w kręgle, to na pewno i w piłce mi się powiedzie - rzucił Louis, wyginając usta w łobuzerskim uśmiechu.
- Wpadniemy z Kath na któryś niedzielny lunch - odparł szatyn, popychając mnie lekko dla zabawy.
  Kilka minut po godzinie dwudziestej pierwszej znaleźliśmy się w moim mieszkaniu. Przez całą drogę udawałam, że wszystko jest okej, nie chcąc psuć dobrego humoru Liego, któremu naprawdę jest ciężko znieść swoje problemy. Nie chcę, by zamartwiał się jeszcze mną.
- Mówiłeś poważnie z tym niedzielnym lunchem u Alice i Tommo? - Weszłam do kuchni i nalałam sobie pół szklanki wody.
- A nie chciałabyś pójść? - zawołał z korytarza, męcząc się z rozebraniem swoich trampków.
- Nawet tak nie pomyślałam. Po prostu chciałam się upewnić.
- Yeah, cóż, naprawdę polubiłem twojego brata - wszedł z uniesionymi kącikami ust do góry - To znaczy nie myśl sobie, że na niego lecę - uniósł otwarte dłonie do góry, jakby chcąc tym udowodnić, że jest niewinny.
- Liam w wersji geja - podrapałam się po podbródku. - Ty i.. - zastanowiłam się przez chwilę - Harry! Cholera, bylibyście najseksowniejszą parą gejów na całym świecie! - zaśmiałam się. To był szczery śmiech. Nasz temat i wyobrażenie sobie moich przyjaciół jako pary homoseksualistów naprawdę mnie rozbawiło.
- Nie jestem pewny czy Martina podzieliłaby twoje zdanie.
- Jakoś bym ją przekonała - pokazałam mu język. - A wracając do tematu. Lubisz Alice?
- Bardzo! Jest świetną dziewczyną! Nie dziwię się Louisowi, że z nią jest. Pasują do siebie idealnie - odrzekł, zaglądając do lodówki.
- Też tak sądzę.
  Po krótkiej rozmowie z współlokatorem, ruszyłam na górę. Zabrałam z swojego pokoju szare dresy oraz czarną koszulkę z znakiem batmana, i poszłam wziąć odprężający prysznic, podczas którego próbowałam się na maksa wyluzować i skupić na ciepłych kroplach wody, by chociaż na chwilę pozwolić swojemu przeciążonemu mózgowi na odpoczynek.
  Kiedy położyłam się w łóżku, przez drzwi wszedł Li. Położył się obok mnie i jak zawsze przygarnął mnie do swojej klatki piersiowej.
- Co zrobimy z Taylor? - odezwałam się, ciesząc się, że przy tym temacie nie musiałam udawać radosnej i zadowolonej z życia nastolatki.
- Przeanalizowałem jej ostatnie groźby i uważam, że powinniśmy odstawić małą scenkę, która ją rozzłości oraz wprawi w zazdrość, natomiast ta pociągnie ją do ciebie. Wtedy wszystko nagrasz i wreszcie będziemy mieli dowody - powiedział ze spokojem, bawiąc się moimi włosami.
- Co dokładnie musimy zagrać w tej scenie? - zainteresowałam się, odsuwając lekko od jego ciała, by móc spojrzeć na jego łagodną twarz.
- Wejdziemy na uniwersytet trzymając się za ręce. Następnie odprowadzisz mnie do szafki, przy której zawsze spotykam Tay, i podarujesz mi buziaka w policzek, mówiąc ,,miłego dnia, kochanie''.
  Serce zaczęło walić mi jak oszalałe, a zaspane szare komórki nagle się ożywiły. Mamy przez kilka chwil udawać parę, by wkurzyć blondie? Świetny plan! Tylko czy będę potrafiła utrzymać swoje pragnienie na wodzy i nie angażować się w całą tą akcję bardziej niż powinnam?
- Więc? Zgadzasz się? - Przyjemny głos Payne'a wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jasne - uśmiechnęłam się lekko. - A teraz pójdźmy już spać. Dobranoc - przysunęłam się bliżej jego klatki piersiowej i zamknęłam oczy.
  Rankiem, po zjedzeniu miski płatków czekoladowych, opuściliśmy mieszkanie, dokładnie omawiając nasz plan działania. Skupiliśmy się przede wszystkim na tym, jak powinnam nagrać groźby Swift, by Wright nie pomyślał, że wszystko jest ustawione i fałszywe. Miałam wielką nadzieję, że nareszcie będziemy mieli spokój, a Taylor nie zdąży skrzywdzić Hazzy.
- Gotowa? - zapytał wystawiając w moją stronę, swoją rękę.
- Gotowa - skinęłam, łącząc nasze dłonie.
  Zaraz po zbudzeniu się, powiadomiłam drogą esemesową Styles'a, że nie spotkamy się dzisiejszego ranka przed jego zajęciami, ponieważ mam coś ważnego do załatwienia. Tak więc zaraz po przekroczeniu progu budynku od razu skierowaliśmy się do szafki szatyna, uśmiechając się do siebie szeroko. Studenciaki patrzyli na nas krzywo, wciąż jeszcze pamiętając o sprawie z ,,moim'' nagim zdjęciem.
  Tak, jak się spodziewaliśmy, obok naszego celu stała Tay.
- Miłego dnia, kochanie - uniosłam kąciki ust do góry i złożyłam soczystego buziaka na policzku Liama, doskonale zdając sobie sprawę, że nasza ofiara wszystkiemu się przygląda.
  Ruszyłam w stronę biblioteki, czując motylki w brzuchu i wypieki na policzkach. Gdy dotarłam, otworzyłam zamknięte na klucz drzwi i zajęłam miejsce za biurkiem, wyciągając nastawiony na nagrywanie telefon, a następnie sięgnęłam po swoją książkę, całkowicie się w niej zatracając.
                                                    ***
  Blondie zjawiła się na drugiej przerwie. Szybko i prawie niezauważalnie chwyciłam swój telefon w ręce i bez żadnych podejrzeń, wymachiwałam nim w powietrzu. Groźby się powtarzały. ,,Zostaw Liama w spokoju!''. ,,Zrań go!''. ,,Nienawidzę cię!''. ,,Twój Harry zapłaci za twoje błędy i nieposłuszeństwo'. Wszystko udało mi się uchwycić.
  Postanowiłam pójść z sprawą do dyrektora dopiero w poniedziałek, ponieważ z tego co udało mi się dowiedzieć, miał dziś naprawdę napięty grafik. Poza tym Tay przez weekend nie będzie w stanie zrobić krzywdy Stylesowi (a przynajmniej taką mam nadzieję), a ja nie chciałam zostawać w piątkowe południe dłużej w pracy, by wszystko wyjaśnić.
  Wróciwszy do mieszkania, wspólnie z moim obrońcą przygotowaliśmy na lunch gulasz. Po zjedzeniu go, rozsiedliśmy się wygodnie w kanapie i nastawiliśmy telewizor na kanał MTV, na którym właśnie zaczął lecieć nasz ulubiony program, Niemożliwe. Jak zwykle, nieźle się przy nim uśmialiśmy, wzdrygając się przy okazji na widok bolesnych upadków, bądź uderzeń.
  Po godzinie szesnastej zaczęłam swoje przygotowania do imprezy u Andy'ego. Wzięłam długą kąpiel, wysuszyłam włosy, nałożyłam odrobinę mascary na rzęsy oraz pudru na twarz, a następnie założyłam swoją zakupioną w wtorek sukienkę. Stanęłam przed lustrem, mierząc się od góry do dołu. Wyglądałam naprawdę zjawiskowo! Wybór tej kiecki był genialnym pomysłem.
  O 17:30 wspólnie z Payne'm wyszliśmy z mieszkania, rozmawiając o moich czarnych szpilkach. Bardzo się bałam, że powtórzy się sytuacja sprzed tygodnia, ale Li zapewnił mnie, że wszystko będzie w porządku.
  W niekrótkim czasie znaleźliśmy się na miejscu.
- Zamknij oczy - odezwał się Liam.
- Dlaczego?
- Po prostu mi zaufaj - mruknął mi do ucha, stojąc za moimi plecami.
  Wykonałam jego polecenie, a w chwilę później poczułam, że szatyn zakrywa moje oczy czarnym materiałem. Następnie wziął obie moje ręce i.. O mój Boże, mam na sobie kajdanki!
- Co się dzieje?! - zawołałam przerażona.
________________________________________
Od autorki: Cześć, kochani! Wiem, że ostatnio coraz rzadziej dodaję rozdziały, ale brakuje mi czasu na pisanie nowych. Przepraszam, że tak się dzieję, ale staram się jak mogę.
 Jak podoba wam się dwudziestka dwójka? Co myślicie o planie Kath? Był całkiem prosty, co? Ale czy uda jej się pogrążyć Taylor? Co Katherine zrobi w końcu w związku z mamą? Czy wreszcie przekona się, żeby jej wybaczyć, skoro jej złość na nią trochę zelżała? Co sądzicie o małej scence, jaką odegrali Liam i Kath jako para? I wreszcie.. O co chodzi na końcu rozdziału? Dlaczego Payne ją związał? Co się dzieje? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ ☺
 Mam rekolekcję, więc jakoś postaram się zabrać do pisania kolejnych rozdziałów. Jak na razie, o nic się nie martwcie. Miłego dnia, misie. x

sobota, 15 marca 2014

Rozdział dwudziesty pierwszy

  Cholerny sygnał informujący o próbie nawiązania połączenia, tak okropnie mnie wkurzał, że z całej tej presji, rzuciłam telefonem o kanapę. Nie odbierał ode mnie! O co mu w ogóle chodzi? Najpierw zrywa ze mną, nazywając mnie bezpodstawnie dziwką, następnie wyznaje, że wciąż mnie kocha, a potem jeszcze, wysyła mi moje ulubione czekoladki.
  Potrząsnęłam głową, zastanawiając się dlaczego tak bardzo jestem wkurzona faktem, że Zayn nie odbiera ode mnie telefonu. Może po prostu był zajęty i oddzwoni później? A może śpi, a ja zawzięcie próbowałam się do niego dodzwonić? W każdym razie, musiałam to skończyć. Jutro czeka mnie kolejny niemiły dzień w pracy, a ja nie chcę być dodatkowo śpiąca, co jeszcze bardziej spotęgowałoby mój zły humor. Poszłam więc wziąć prysznic, a następnie znalazłam się w pokoju, w którym Liam siedział na laptopie.
- Co porabiasz? - spytałam, chowając czyste ubrania do szafy.
- Gram.
- W co? - zainteresowałam się, wślizgując się pod kołdrę.
  Spojrzałam w ekran.
- Wyścigi samochodowe! - zawołałam entuzjastycznie.
- Ściągnąłem je kiedyś, ale o nich zupełnie zapomniałem. Przydały się, kiedy dopadła mnie nuda - odparł, robiąc skupioną minę.
- Czy można zagrać w dwóch?
- A co? Chciałabyś się zmierzyć z mistrzem? - zaśmiał się.
- Owszem. Byłabym zaszczycona, gdybym mogła ścigać się z mistrzem.
- A więc do dzieła!
  Ja operowałam strzałkami, natomiast Liam pozostałą, lewą częścią klawiatury. Naprawdę świetnie się przy tym bawiliśmy! Co prawda nie zajęłam pierwszego miejsca, ale chociaż na chwilę pozwoliłam mojemu mózgowi odpocząć od zbytniego myślenia.
- Idziemy spać? - odezwał się po naszym wyścigu, wyłączając laptopa.
- Mhm. Chcę mieć jutro naprawdę dużo energii.
- Żeby jakoś przetrwać i nie dać się zgnieść tym gnidom na uniwerku? - Odłożył sprzęt.
- Właśnie - skinęłam, układając głowę na poduszce.
- Dzwoniłaś do Malika? - Oparł się na łokciu, układając głowę na dłoni i spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami.
- Tak. Niestety nie odebrał - westchnęłam, poprawiając kołdrę.
- No cóż, mógł być zajęty albo po prostu spać.
- Też doszłam do takich wniosków, ale dzięki za próbę pocieszenia - uśmiechnęłam się lekko.
- W takim razie dobranoc. Niech ci się przyśni coś ładnego - odwzajemnił gest, oplatając moje ciało swoimi ramionami.
- Wiesz, Li.. Bo..
- Po prostu to powiedz - przewrócił oczami.
- Przyznaj się, jeśli chciałbyś móc wreszcie spać w pokoju naprzeciw. Nie powinnam mieć już złych snów z Zaynem w roli głównej, po tym wszystkim co się wydarzyło. Zrozum, tutaj nie chodzi o to, że mi przeszkadza spanie razem. Ja tylko nie chcę cię wykorzystywać. Więc powiedz mi, jeśli..
- Wiesz, co mi przeszkadza? - przerwał mi.
- Słucham uważnie.
- To, że ciągle gadasz na ten temat. Nieustannie słyszę to samo! Błagam, Kath. Mam skończone dziewiętnaście lat i naprawdę umiem się przyznać, jeśli coś mi się nie podoba.
- Okej, rozumiem. A przy okazji.. Kiedy miałeś urodziny?
- 29 sierpnia.
- Och - mruknęłam - Jak dobrze, że się wtedy nie znaliśmy. Przestraszyłam się, że ominęłam twoje święto.
- Skąd - zachichotał. - Skoro już jesteśmy przy tym temacie..
- 5 października - odpowiedziałam, wiedząc co ma na myśli.
- Więc tylko rocznikowo masz dziewiętnaście? I jestem od ciebie starszy?
- Tak i tak.
- Jestem od ciebie starszy! - zawołał głośniej.
- Co w tym takiego fajnego? - zmarszczyłam czoło, przyglądając się jego twarzy.
- Bycie starszym, jest czasem dobrym argumentem - wytłumaczył.
- Jesteś dziwny. - Ziewnęłam. - A teraz naprawdę pójdźmy już spać. Dobranoc - powiedziałam, przysuwając się do jego klatki piersiowej.
- Dobranoc.
  Rankiem wspólnie zjedliśmy płatki czekoladowe i kiedy byliśmy gotowi, wyszliśmy z mojego mieszkania, kierując się w stronę uniwersytetu. Bardzo się bałam starcia z bezdusznymi studenciakami, ale starałam się tego aż tak bardzo nie okazywać. Nie chciałam, żeby Payne się martwił. Ma dość swoich problemów, by oglądać się jeszcze na mnie. I tak wiele dla mnie robi.
- Odprowadzę cię do biblioteki, dobrze?
- Nie, poproszę Harry'ego. Pamiętasz, że każdego ranka się z nim witam?
- W porządku. Tylko obiecaj, że go poprosisz.
- Obiecuję.
  Przekroczyłam próg budynku, przygotowując się psychicznie poniżanie i wyśmiewanie.
- Katherine! - zawołał Styles, biegnąc w moją stronę.
  Wziął mnie w swoje ramiona i okręcił wokół własnej osi.
- Co brałeś i dlaczego się nie podzieliłeś? - zapytałam, gdy wreszcie postawił mnie na płytkach.
- Jak zwykle, skłonna do żartów - objął mnie ramieniem i zaczęliśmy iść w stronę mojego miejsca pracy. - Jak się czujesz?
  Wtem ujrzałam Taylor wraz z kilkoma dziewczynami na czele.
- Spójrzcie kto się pojawił! - odezwała się kpiąco, blondie, otaksowując mnie wzrokiem.
- Hazz, słońce, jak możesz się z nią kumplować. Nie widzisz jaka jest popaprana? - głos zabrała jakaś dziewczyna w ciemnych włosach.
- Rebecca odpuść sobie. Swift ty też. Zajmijcie się zakupami, modą i paznokciami, bo tylko wyłącznie o tym potraficie gadać, płytkie idiotki - rzucił, wymijając je, przy czym mocniej mnie do siebie przytulił, o ile to w ogóle było jeszcze możliwe.
- Nie ujdzie ci to na sucho! - krzyknęła Tay za nami.
- Nie musiałeś..
- Posłuchaj - stanęliśmy oboje, a on spojrzał mi głęboko w oczy - Mam totalnie w dupie te puste dziewuchy, które myślą, że rządzą tą szkołą, chociaż są tutaj zaledwie od niecałych trzech tygodni. Jeśli cokolwiek postanowią mi zrobić, w zupełności się tym nie przejmę. Mam tutaj kilkoro osób, którym ufam. Reszta może się jebać.
- Umm, to było trochę.. Brutalne - spuściłam wzrok, będąc odrobinę przerażona postawą przyjaciela.
- Przepraszam, ale chciałem, żebyś wiedziała - uniósł lekko kąciki ust do góry, znów mnie obejmując. - Więc wracając, jak się czujesz?
- Stanowczo lepiej. Dzień spędzony w towarzystwie Liama naprawdę mi pomógł - odpowiedziałam, rozluźniając się odrobinę.
  Dotarliśmy pod drzwi.
- Katherine Tomlinson, czy ja o czymś nie wiem?
- To był tylko przyjacielski wypad - odrzekłam, poszukując w swojej torebce klucze od biblioteki.
- Niech ci będzie - westchnął. - Muszę lecieć. Spotkamy się dziś po południu?
- Tylko jeśli zabierzesz mnie na hamburgera. Mam wielką ochotę na jakieś fast foody.
- Payne aż tak źle gotuje? - zachichotał.
- Nie! Mój Boże jak mogłeś tak pomyśleć! To doskonały kucharz! - oburzyłam się, waląc go z pięści w ramię. - Po prostu mam ochotę na coś tłustego i kalorycznego - dodałam, przyciszając ton.
- Okej, nie atakuj mnie - podniósł ręce w geście poddania. - Siedemnasta?
- Pasuje. Do zobaczenia! - rzuciłam, za nim znalazłam się w pomieszczeniu.
 Rozejrzałam się wokół siebie, przygotowana na czyhające na mnie niespodzianki. Na szczęście wszystko stało na swoim miejscu. Chyba naprawdę popadam w jakąś paranoję.
 Usiadłam na swoim obrotowym krześle. Przeczytałam parę ostatnich kartek, jakie mi zostały i odłożyłam Księżyc w nowiu, sięgając po kolejną część sagi zmierzch, Zaćmienie. Zdecydowanie powinnam pogratulować autorce za te cudowne dzieła. One naprawdę mnie uzależniły!
  Zaraz po dzwonku w bibliotece pojawił się Li, siadając na moim krześle.
- Jak tam?
- W porządku. Na korytarzu zetknęliśmy się z Swift i jej bandą, ale Hazz stanął w mojej obronie.
- Będę musiał uciąć sobie z nią pogawędkę - zmarszczył czoło, bawiąc się ołówkiem, który leżał na biurku.
- Daj spokój. Przecież wiesz, że to nie przyniesie żadnych skutków. Musimy wymyślić coś innego, by ją pogrążyć.
- Masz rację - skinął.
  Do biblioteki wbiegła Emily, a zaraz za nią Niall. Dziewczyna rzuciła się na mnie, wciąż powtarzając ,,przepraszam, że nie było mnie przy tobie, kiedy mnie potrzebowałaś'' oraz ,,ale się stęskniłam!''.
- Przestań, Em. Po pierwsze byłaś chora, więc twoja nieobecność jest całkowicie usprawiedliwiona. A po drugie miałam ochroniarzy, którzy zmieniali warty - mówiąc to, rzuciłam szatynowi dziękczynne spojrzenie.
- Ja też przepraszam, że mnie przy tobie nie było. Musiałem się opiekować swoją ciągle narzekającą dziewczyną. Uwierzysz, że zrobiłem jej gorącą herbatę z pysznym miodem, a ona tak po prostu ją wylała za okno, bo uznała, że poparzyłaby sobie jezyk? - wtrącił Horan.
- Nialler masz swoje życie. Naprawdę dziękuję, że się martwisz, ale jej byłeś bardziej potrzebny, z tego co mówisz - spojrzałam znów na przyjaciółkę - Na serio nie mogłaś poczekać z tą herbatą?
- Miałam na nią ochotę właśnie w tamtym momencie! Nie chciało mi się czekać, aż gorąca herbatka w końcu odpuści i stanie się zdolna do picia.
- Chyba czas zadać sobie pytanie; Kath z tym ty się zadajesz? - Zaśmialiśmy się. - Dawno się nie widzieliśmy poza uniwerkiem. Może się zobaczymy w czwartek?
- Może znów poszlibyśmy na kręgle? Liam i Lou zagrają dogrywkę, a ja postaram się tym razem cię pokonać - zaoferował blondasek.
- To świetny pomysł! Zadzwonię dziś do swojego brata. Dowiem się również, czy Harry i Martina nie mieliby ochoty pójść. Szykuje się niezła zabawa! - uśmiechnęłam się.
  Po krótkiej rozmowie, przyjaciele zmyli się na lekcję. Ja znów usiadłam za biurkiem i wyciągnęłam swoją lekturę, pogrążając się w niej całkowicie.
  Wtem usłyszałam kroki na korytarzu. Podniosłam oczy, wyczekując.
- Czego tu chcesz? - rzuciłam, widząc przed sobą Taylor.
- Dasz wreszcie spokój Liamowi, czy dalej mam cię torturować? Och, a może mam się mścić na twoim seksownym przyjacielu o słodkich dołeczkach w policzkach i cudownym uśmiechu? - uniosła kąciki ust do góry, patrząc na mnie morderczym wzrokiem.
- Naprawdę jesteś tak płytka, że nie widzisz, iż to Li trzyma się mnie? Nie prosiłam go, żeby mnie bronił. Nie prosiłam go, żeby tutaj przychodził ze mną posiedzieć. Nie prosiłam go, żeby był moim przyjacielem. On zwyczajnie mnie lubi, ty tępa idiotko! - wybuchnęłam, posyłając jej to samo mordercze spojrzenie, które ona ofiarowała mi od samego progu.
- Przestań mnie tak nazywać! - wrzasnęła. - Po prostu się od niego odpierdol. Skrzywdź go, odtrąć. Spraw, bym mogła go pocieszyć, a wtedy wszystko będzie jak dawniej. Wróci do mnie i znów stworzymy wspaniałą parę.
- Oszalałaś?! Zdecydowanie oszalałaś! Nigdy w życiu czegoś takiego nie zrobię! Payne jest najlepszym przyjacielem pod słońcem i nie zamierzam go stracić, bo jakaś blondie tego chce - zmierzyłam ją od góry do dołu, krzyżując swoje ręce na klatce piersiowej.
- Okej, więc tego pożałujesz - powiedziała zaciskając zęby, po czym uspokoiła się i zmieniła ton głosu na niewinny i słodki - A teraz daj mi atlas.
  Po jej wyjściu opadłam na swoje krzesło, zastanawiając się skąd we mnie tyle siły, żeby się jej przeciwstawiać. Może to sprawka Hazzy, który zaraził mnie swoją zaciętością tego ranka? A może to obawa przed stratą Liego? Cokolwiek miało wpływ na moje zachowanie, cieszę się, że tak postąpiłam. Do tej pory byłam zwykłą ciotą, która tylko odbierała atak. Teraz pora na przemianę!
  Im dłużej myślałam o wtargnięciu Swift do biblioteki, tym bardziej byłam blisko czegoś, co mogło ją pogrążyć. W końcu myśl stała się namacalna i mogłam z dumą powiedzieć, że właśnie wpadłam na genialny plan zniszczenia tej przebiegłej suki.
                                                    ***
  Przed godziną szesnastą byłam w swoim mieszkaniu. Mój obrońca chciał pozostać ze mną do końca mojej pracy, ale zapewniłam go, że wszystko jest w porządku i kazałam pójść do domu. Gdy wchodziłam do środka, zastałam go śpiącego na kanapie. Musiał zasnąć, wyczekując mojego przyjścia.
  Odłożyłam torebkę w kuchni i zajrzałam do szafek. Niestety, nic w nich nie znalazłam Przeszukałam jeszcze prawie pustą lodówkę, w której znalazłam jedynie zapiekankę. Położyłam ją na stole i napisałam liścik:

,, Przepraszam, ale nie mogłam znaleźć nic, z czego dałoby się zrobić cokolwiek pożywnego. Musisz się zadowolić tą zapiekanką. Nie martw się o zakupy. Pójdę z Harry'm do sklepu, a potem pomoże mi z siatkami. Miłego wieczoru. x ''

  Po ułożeniu karteczki obok zapiekanki, udałam się na górę. Przebrałam się w inne ciuchy i poszłam do łazienki. Kosz na ubrania był pełen, więc wstawiłam brudną odzież do pralki. Muszę dopisać do liściku, że Li ma powiesić mokre pranie na suszarce!
  Kiedy byłam gotowa, zeszłam na dół, po drodze pisząc do Stylesa ,,gdzie jesteś?''. Weszłam do kuchni i dopisałam u dołu kartki prośbę o powieszenie prania. W tym czasie przyjaciel odpisał, że właśnie wyszedł z domu i mam kierować się w jego stronę.
- Więc Mc'donald? - zapytał chłopak, kiedy wreszcie się spotkaliśmy.
- Och, tak! Zamówię sobie hamburgera, mcwrapa oraz dużego, truskawkowego shake'a - uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o pysznościach, jakie niedługo pochłonę.
- Wow, musisz być naprawdę głodna - zaśmiał się.
- Nic nie jadałam po powrocie do domu - odparłam. - Hazz?
- No?
- Wiem, że chodzenie ze mną na zakupy to dla ciebie katorga, ale proszę, proszę, proszę, pójdź ze mną do supermarketu - ścisnęłam dłonie jak do modlitwy, patrząc na niego błagalnie.
- W porządku, pójdę - przewrócił oczami.
- Dzięki - musnęłam lekko jego policzek. - Od kiedy Li ze mną zamieszkał, lodówka jest szybciej pusta.
- Czy ty na niego narzekasz? - zdziwił się, szturchając mnie lekko.
- Wcale nie! To było raczej stwierdzenie faktu - pokręciłam przecząco głową - Nie mogłabym na niego narzekać. On jest idealny!
- Więc zastanawiam się dlaczego wciąż jesteście przyjaciółmi.
- Tłumaczyłam ci to setki razy, Styles.
- Niech ci będzie - westchnął bezradnie.
  W drodze do naszego celu, opowiedziałam przyjacielowi o Zaynie. Dodałam, że bardzo mnie zirytował tym, że nie odebrał mojego telefonu, a także nie oddzwonił, na co ten zaczął mówić o moim współlokatorze. Może naprawdę powinnam zapomnieć o Maliku, skoro mam przy sobie wymarzonego faceta, który jest prawie na wyciągnięcie ręki? Bo tak naprawdę nie wiedziałam czy jestem dla niego jak młodsza siostra, czy jak pociągająca go kobieta.
- Co zamawiasz? - zapytałam.
- Wezmę to co ty, ale zamiast shake'a colę i poproszę jeszcze o frytki.
  Usiedliśmy wraz zamówionym jedzeniem przy stoliku.
- Gadaj co wyciągnęłaś od Martiny - odezwał się, pożerając hamburgera.
- A więc jej wymarzoną randką jest ujrzenie zachodu słońca, w jakimś naprawdę ładnym miejscu, w objęciach chłopaka, który odwzajemnia jej uczucia.
- I tylko tyle?
- Czy ty również spodziewałeś się disney landu, samolotów, skakania z spadochronu i tym podobnych? - uniosłam brew do góry, przyglądając się mu.
- No, czegoś w tym rodzaju z pewnością. Ale po słowach ,,czy ty również'' rozumiem, że nie jestem jedyną osobą.
- Odpowiedź jest raczej oczywista; Liam.
- Mogłem się spodziewać - zachichotał, sięgając po frytkę. - Dzięki za pomoc. Znam odpowiednie miejsce na naszą piątkową randkę.
- Cieszę się, że wam się układa - uniosłam kąciki ust do góry. - Masz jakieś plany na jutro?
- Wydaje mi się, że nie.
- Więc wybierz się ze mną, Lou, Alice, Niallem, Emily, Liamem oraz Martiną na kręgle.
- Z przyjemnością!
  Po zjedzeniu naszego zamówionego, niezdrowego jedzenia, opuściliśmy lokal, kierując się do supermarketu. Styles obiecał, że pójdzie ze mną na zakupy, więc nie mógł się od tego wymigać.
  Zapłaciłam młodej ekspedientce, a Harry spakował produkty. Następnie podzieliliśmy się siatkami i ruszyliśmy w kierunku mojego mieszkania, nieustannie się zaczepiając, przez co o mało nie zrównałam się z ziemią.
  Przyjaciel pomógł mi wnieść zakupy do środka, a potem pożegnał się i wyszedł. Ja rozłożyłam produkty na odpowiednie miejsca i zawołałam Liego. Zbiegł zmartwiony, dopytując czy coś się stało.
- Właściwe tak - zaczęłam, uśmiechając się cwaniacko - Wymyśliłam doskonały plan pogrążenia Swift.
- Zamieniam się w słuch! - odparł podekscytowany, siadając na krześle.

_____________________________________
Od autorki: Cześć misiaczki! Miałam dziś nagrywać filmik z dziewczynami, który zostanie wyświetlony na oficjalnym zlocie Directioners, ale oczywiście pogoda musiała pokrzyżować wszystkie plany. Cóż, może jeszcze zdążymy. A teraz dziękuję wam za grubo ponad 13 tysięcy! Jesteście niesamowici ♥
 Jak podoba wam się 21? Spodziewaliście się, że Zayn nie odbierze? Co myślicie o odważnej stronie Kath? Gdzie Harry zabierze Martinę? A wreszcie.. Na jaki pomysł wpadła Katherine? Macie pomysły? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
 Bądźcie dumni, bo dziś zrobiłam swój pierwszy, a co najważniejsze, smaczny obiad! Miłego dnia, dzióbasy. x