niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział trzydziesty pierwszy

- Sto lat! Sto lat!
  Przede mną stała cała grupa osób, która sprawiała, że cały ten niesprawiedliwy świat stawał się lepszy; Lou, Alice, Harry, Martina, Emily, Niall, Zayn, Liam i Eve. Po raz pierwszy słyszałam tak głośne śpiewanie piosenki urodzinowej! Miałam ochotę się rozpłakać, widząc jak bardzo się dla mnie starają.
- Wszystkiego najlepszego, Kath! - zawołali na końcu.
  Podczas składania mi osobnych życzeń, rozpłakałam się jak dziecko. To było cholernie wzruszające. Będąc w sierocińcu, na życzenia mogłam liczyć jedynie od swojego brata bądź jednej z zakonnic, która każdemu dzieciakowi w dzień jego święta przynosiła pyszną babeczkę z zapaloną świeczką do zdmuchnięcia. Dziś otaczają mnie przyjaciele, rodzina i moja druga połówka.
- Jesteście cudowni! Dziękuję wam za to wszystko! Kocham was, naprawdę - mówiłam to, uśmiechając się i płacząc jednocześnie.
- Dość ckliwych podziękowań! Czas wypić zdrowie mojej niesamowitej siostry - zawołał Lou.
- Ale przecież ja nie mam alkoholu - mruknęłam zaskoczona.
- My mamy - odezwała się Alice, popychając wszystkich do salonu.
  Pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem.
- Zayn? - Zatrzymałam chłopaka w pół kroku.
- Tak, promyczku? - podszedł bliżej mnie.
- Jeśli nie chcesz, nie pij. Martwię się, że twoje uzależnienie znów wróci.
- Chętnie napiłbym się za twoje szczęście, ale masz rację, lepiej będzie jak nie zaryzykuję. Dzięki za troskę.
- Przyjaźnimy się - odparłam.
  Zajrzałam do salonu. Każdy już zajął sobie miejsce i zaczęły się głośne rozmowy oraz śmiech. Czas przynieść coś do przekąszenia oraz szklanki i kieliszki. Jak dobrze, że byłam dziś na zakupach i kupiłam kilka opakowań ciastek oraz paczkę chipsów.
- Pomóc ci? - obok mnie zjawił się Niall.
- Myślałam, że nikt o to nie spyta - zaśmiałam się, krocząc do kuchni. - Korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj sami, chciałabym się dowiedzieć jak stoją sprawy z twoim tatą? Nie pytałam o to wcześniej, ponieważ czekałam, aż sam przyjdziesz mi wszystko opowiedzieć.
- Nic nie mówiłem, bo stchórzyłem - wzruszył ramionami, wyciągając produkty z siatek, które zabrał z korytarza.
- Stchórzyłeś? To znaczy, że..
- To znaczy, że nie powiedziałem o tym, co widziałem mamie i nie pogadałem o tym z ojcem - przerwał mi, wzdychając głęboko.
- Dlaczego, Horan?
- Bo się kurwa boję, Kath. Boje się, że przez swoje odkrycie moja rodzina się rozpadnie, a moja mama nie będzie w stanie tego znieść i wpadnie w jakieś gówno, z którego trudno ją będzie wyciągnąć - pokręcił głową.
- Więc chcesz żyć w kłamstwie, Niall? Chcesz udawać, że wszystko jest okej? Że nic się nie dzieje? - dopytywałam, patrząc na niego.
- Nie wiem co robić - odrzekł drżącym głosem.
  Przytuliłam go mocno do siebie, głaszcząc jego blond czuprynę. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak smutnym i zdezorientowanym. Na tego rodzaju smutek nie pomogą pocieszające lody i słowa ,,będzie dobrze''.
- Musisz porozmawiać z twoim tatą. Jeśli tylko będziesz tego potrzebował, mogę pójść z tobą. Gdy będziesz miał obok siebie kogoś, kto cię wspiera, będzie ci łatwiej.
- Masz rację, muszę z nim pogadać. Ale muszę zrobić to sam. Dziękuję za chęć pomocy, ale to sprawa pomiędzy moim ojcem, a mną.
- Długo będziemy jeszcze czekać?! - zawołał z wyrzutem Tommo.
- Chyba powinniśmy.. - odsunęłam się od niego.
- Tak. - Zaśmialiśmy się oboje.
  Po wskazaniu przyjacielowi miejsca szklanek oraz kieliszków, zaczął zanosić je do niecierpliwych gości, a ja rozkładałam do talerzy i półmisków przekąski.
- Jeszcze raz ci dziękuję, Katherine. I prosiłbym, byś nikomu o tym nie wspominała. Nawet Emily.
- W porządku. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Uśmiechnęliśmy się do siebie i wreszcie udaliśmy się z kartonami soku w rękach do salonu, by dołączyć do pozostałych.
- No to zdrowie solenizantki! - jako pierwszy kieliszek uniósł Payne, a potem słychać było tylko dźwięk tłuczącego się o siebie szkła.
  Jeśli chodzi o mnie, to wraz z Malikiem napiłam się soku porzeczkowego. Nie jestem zwolenniczką alkoholu, po tym jak przez to świństwo moja mama stoczyła się na dno, a także powinnam teraz bardziej uważać, gdyż jest duże prawdopodobieństwo, że w moim brzuchu rośnie mały człowiek.
- Ekhem - odchrząknął Harry - Kath czy wyjaśnisz nam zaistniałą sytuację? Z tego co pamiętam, jeszcze dziś rano twoje stosunki z Liamem były raczej.. chłodne.
- Co? Dlaczego? - odezwał się zainteresowany Louis.
- Więc muszę zacząć od początku - wywróciłam oczami. - Po pogrzebie mojej mamy, w domu zastaliśmy Eve, której Liam dał klucze, by spakowała jego rzeczy. Okazało się, że podjął decyzję wyprowadzenia się ode mnie i jednocześnie odejścia z mojego życia. Tak bardzo mnie to zszokowało, że nie zdołałam go zatrzymać. Postanowiłam pogadać z nim w szkole, ale nie chciał mnie słuchać. A potem wróciłam do domu i stało się coś, co zmusiło mnie do natychmiastowego znalezienia domu Eve. Gdy dotarłam na miejsce, okazało się, że Liam chce rozpocząć nowe życie w Londynie i właśnie czeka na swój pociąg. Byłam przerażona, ale Eve zaoferowała, że mnie podwiezie, sprowadzając mnie tym na ziemię. Zdążyłam. Opowiedziałam wszystko Liamowi i zgodził się wrócić.
- A Lou jak zawsze dowiaduje się ostatni - westchnął, obdarowując mnie oskarżycielskim wzrokiem. - Stary, co ona ci nagadała, że postanowiłeś zostać? - zwrócił się do Liego, powodując, że wzrok wszystkich zgromadzonych utknął na jego osobie.
- Katherine zrobiła test ciążowy i wyszedł pozytywnie, więc - splótł ze sobą nasze dłonie - prawdopodobnie zostaniemy rodzicami - uśmiechnął się lekko.
  Zapanowała cisza.
  Spojrzałam na Zayna. Siedział naprzeciw mnie z łagodnym wyrazem twarzy. Bałam się, że okazywanie czułości wobec mnie przez mojego obrońcę zdenerwuje go, bądź zasmuci, tak jak i opowieść, którą przed sekundą opowiedziałam, ale najwyraźniej nie przejął się tak bardzo, jak myślałam. Mógł też po prostu zabijać nas w swojej wyobraźni, ale tego wolałam nie brać pod uwagę, przypominając sobie nawiedzające mnie sny zaraz po jego wyjeździe z Doncaster.
- Zostanę ciocią? - swoim odzewem, Alice przerwała panującą ciszę.
- Na poniedziałek mamy umówioną wizytę u lekarza i wtedy przekonamy się, czy to prawda. Nie można mieć przecież stu procentowej pewności co do testu ciążowego - odpowiedziałam.
  Znów ta cholerna cisza. Błagam, jak wiadomość o mojej ciąży mogła ich tak zszokować? Przecież jestem już dorosła, mam swoje mieszkanie oraz całkiem dobrą pracę, a co najważniejsze, kochającego mnie partnera życiowego. Czego chcieć więcej?
- W takim razie napijmy się za mojego przyszłego siostrzeńca - uniósł kieliszek do góry Tommo.
- Albo siostrzenicę - powiedział Harry.
- Jestem pewny, że Kath urodzi chłopca!
- Przekonamy się za dziewięć miesięcy - wtrąciła Martina.
- Przecież nawet nie jesteśmy pewni czy jestem w ciąży - wywróciłam oczami, słysząc ich wymianę zdań.
- Tak czy inaczej, powinniśmy się napić - odparła Emily, również wznosząc kieliszek do góry.
  Moja niespodziankowa impreza urodzinowa powoli wracała do normy po wiadomości o tym, że jest duża możliwość iż mogę zostać mamą. Zaczęły się rozmowy, śmiech oraz jedzenie. Ktoś nawet zdecydował, że powinniśmy jeszcze odpalić jakąś muzykę, więc włączył telewizję na kanał muzyczny. Od razu zrobiło się jakoś.. raźniej?
  Zauważyłam jednak, że Louis ulotnił się z salonu z lekkim grymasem na twarzy, który próbował ukryć. Postanowiłam pójść za nim, uprzednio powiadamiając Liego o moim zamiarze, w razie gdyby ktoś mnie potrzebował.
- Lou? - zawołałam za chłopakiem, który wyszedł na taras.
- Hm? - mruknął.
  Gdy wyszłam na zewnątrz, lekki powiew uderzył w moją twarz, powodując dreszcze. Przetarłam dłońmi okryte długim rękawem ramiona i spojrzałam na Tomlinsona.
- TY PALISZ?! - wydukałam zaskoczona, widząc paczkę papierosów w jego rękach.
- Tylko wtedy, kiedy się denerwuję, bez obaw - wzruszył ramionami, zapalając jedną z fajek.
- Bez obaw? Kpisz sobie Tommo? Teraz martwię się o ciebie jeszcze bardziej! Nie wiem co się z tobą dzieje! - mówiłam do niego oskarżycielskim tonem.
- Nic się nie dzieje - prychnął, zaciągając się.
- Nic? - zmarszczyłam czoło. - Och! Nie porozmawiałeś z Alice na temat ślubu i rodzicielstwa, prawda? -  Przypomniałam sobie o naszej rozmowie, którą odbyliśmy w jego mieszkaniu w dzień śmierci naszej mamy.
- Nie - westchnął, wypuszczając dym.
- Cholera, Lou! - krzyknęłam. Miałam w sobie tyle złej energii, że wyrwałam mu z ręki całą paczkę papierosów, którą następnie zgniotłam pod swoimi stopami, a papierosa, którego trzymał w dłoni, wyrzuciłam pod sam koniec naszej działki.
- Co zrobiłaś? Moje pieniądze poszły się jebać! - oburzył się, patrząc na mnie wrogim tonem.
- Mam gdzieś twoje zasrane pieniądze! Chcę żebyś wrócił na ziemię! Byś znów był tym starym Louisem, który niczego się nie bał i tryskał pozytywną energią. Gdzie podziały się te cechy?!
- Przecież jestem tym samym człowiekiem, Katherine! Daj mi spokój - pokręcił głową, chcąc wrócić do salonu.
- Nigdzie nie odejdziesz, kolego - szarpnęłam go za łokieć. - Natychmiast mi powiedz dlaczego palisz i kto ci pokazał, że to jest fajne?
- Nikt! - warknął.
- Tomlinson do cholery! - powoli puszczały mi nerwy.
- Kolega z pracy zauważył, że ostatnio trochę się stresuję i zaproponował bym sięgnął po papierosy, ponieważ to mi pomoże. Zastosowałem się do jego rady, bo poczułem, że dzięki nim, naprawdę staję się bardziej spokojny i zrelaksowany - odpowiedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Czym się tak stresujesz, Bo Bear?
- Boję się pogadać z Alice. Uważam, że jeśli jej wszystko powiem, rozpętam III wojnę światową i nasz związek stanie na włosku. Poza tym śmierć, a następnie pogrzeb matki oraz zobaczenie Marka, który potraktował nas jak jakieś szczeniaki, nie mające zupełnie nic do powiedzenia, przywołały falę wspomnień, cierpienia i wściekłości.
  Podeszłam do niego i przytuliłam go mocno. Wydawało mi się, że skoro zawsze był silny, nic nie będzie go w stanie złamać, ale zdecydowanie za dużo na niego spadło i kotłowanie w sobie tych wszystkich myśli i odczuć było zbyt trudne, by wyjść z tego bez szwanku.
- Sam mówiłeś mi, że mamie będzie lepiej tam do góry, szczególnie po tym, jak jej wybaczyliśmy. Z pewnością będzie teraz twoim małym aniołem stróżem, który zawsze już będzie nad tobą czuwał - odsunęliśmy się od siebie - A z Alice musisz tylko pogadać. Rozmowa niczego pomiędzy wami nie zmieni, a jedynie polepszy wasze stosunki. Więc proszę, obiecaj, że to zrobisz. Daję ci dwa dni. Jeśli we wtorek zapytam cię, czy porozmawiałeś z Alice i usłyszę odpowiedź ,,nie'', sama do niej pójdę. A tego chyba byś nie chciał, prawda?
- Prawda - skinął. - W porządku, obiecuję. Obiecuję także, że więcej nie sięgnę po papierosy. Nie wiem co sobie myślałem. Powoli staję się taki jak matka, za czasów naszego dzieciństwa - wzdrygnął się.
- Bardzo mnie to cieszy - uśmiechnęłam się, a potem dostrzegłam na swoim nadgarstku srebrną bransoletkę - Widzisz ją? - wysunęłam rękę w jego stronę - Mark mi ją dał. Przyszedł do biblioteki i powiedział, że coś dla mnie ma. Okazało się, że zatrzymał kilka rzeczy po Christine i postanowił mi ją dać, ponieważ wiedział jak bardzo lubiłam się nią bawić, kiedy byłam mała.
- Wiedziałem, że skądś ją kojarzę! - zawołał, dotykając jej delikatnie. - Rozmawiałaś z nim jeszcze?
- Skąd! Przyszło mi do głowy, że skoro jest wobec mnie taki miły, to jest to początek odnowienia naszych kontaktów, więc poprosiłam, by został i ze mną pogadał, ale on wstał i oznajmił, że musi wracać do swojej rodziny.
- Skurwiel w ogóle się nie zmienił! - syknął.
- Założył rodzinę z Meredith i my musimy to uszanować - wzruszyłam ramionami.
- Masz rację. Powinienem o nim zapomnieć - przytaknął.
- Wracamy? Pewnie reszta zastanawia się dlaczego tak długo nas nie ma - wskazałam palcem na dom.
- Tak, chodźmy.
  Kiedy wróciliśmy do reszty, Alice, Liam, Eve oraz Zayn rozmawiali o przepisach kulinarnych. Payne chyba nawet zapisywał sobie te, które go zainteresowały, a których nie znał. Cieszyłam się też, że Malik bierze czynny udział w wymianie zdań. Myślę, że teraz, kiedy zmienił się na lepsze, wszyscy będą traktować go jak fajnego kolesia. A przynajmniej taką mam nadzieję.
  Pozostali migdalili się na kanapie, a w tle leciało 5 seconds of summer - She looks so perfect. Strasznie lubiłam tą piosenkę, więc zaczęłam lekko bujać się w jej rytm.
  Wtem w mieszkaniu rozległ się dzwonek i zapanowała cisza.
- No otwórz! - zachichotał Mulat, widząc moje zaskoczenie.
  Ruszyłam do drzwi, zastanawiając się kto to może być.
- Sto lat! - zawołały równocześnie Doniya i Waliyha, która w dłoniach trzymała pysznie wyglądający tort z świeczkami w kształcie liczby 19.
- O mój Boże, dziękuję! - wrzasnęłam uradowana ich widokiem.
- Chyba nie myślałaś, że zabraknie nas na twojej urodzinowej imprezce? - zaśmiała się Wal.
- Tylko troszkę się spóźniłyśmy, ze względu na ten przeklęty tort - dodała szybko starsza siostra Zayna.
  Wpuściłam je do środka, mówiąc, by dołączyły do reszty, siedzącej w salonie, a ja skierowałam się do kuchni po dwa dodatkowe krzesła oraz pudełko zapałek.
- Czas zdmuchnąć świeczki! - klasnęła w dłonie Eve.
  Dzięki przyniesionym zapałkom udało nam się podpalić świeczki.
- Pomyśl życzenie - odezwała się Emily, za nim wypuściłam powietrze.
  Zastanowiłam się chwilę; chciałabym, by los nie wymagał ode mnie więcej krzywdzenia moich bliskich.
  A potem zdmuchnęłam świeczki i zapanowało wiwatowanie oraz oklaski.
Niall pomógł mi z talerzami do ciasta i po rozłożeniu na nich kawałka tortu, zaczęliśmy jeść przy dźwiękach piosenki Shakiry & Rihanny - Can't remember to forget you, której teledysk ściągał na siebie uwagę chłopaków.
- Śpisz dziś w drugim pokoju - oświadczyłam Liemu, który zagapił się na zgrabne ciało blondyny.
- Daj spokój kochanie. Jestem pewien, że gdyby na ekranie przesuwały się obrazy przystojnych, pół nagich facetów, również nie mogłabyś oderwać wzroku - odparł, przeżuwając ciasto.
- Nie martw się, Kath. Mężczyźni już tak mają - powiedziała Alice, spoglądając w kierunku Tommo.
- Czy ty coś sugerujesz? - zwrócił się do niej Lou.
- Skąd, skarbie. Wcale nie widzę jak oglądasz się za innymi podczas naszego spaceru - pokręciła głową, robiąc poważną minę.
- Doprawdy? - uniósł jedną brew do góry. - A..
- Koniec, Louis. Dziś są moje urodziny, postaraj się, by nie kojarzyły mi się z waszymi kłótniami - wywróciłam oczami.
- Powiedz to Alice, ona zaczęła - wzruszył ramionami.
  Czasem naprawdę zachowywał się jak gówniarz. ,,Ona zaczęła''. Tekst każdego dzieciaka z podstawówki, a on używa go mając prawie dwadzieścia lat!
  Gdy talerz każdego z gości został pusty, zebrałam je w jedną kupę, a potem zebrałam jeszcze sztućce i zaniosłam do kuchni. Ułożyłam je na blacie i puściłam wodę, mając na celu oczyścić je z brudu.
- Chyba żartujesz - usłyszałam głos Liama za plecami.
- Coś nie tak? - zmarszczyłam czoło.
- Dziś twoje święto! Natychmiast wracaj do gości, ja zajmę się zmywaniem - oznajmił, podchodząc do sterty talerzy.
- To przecież nic wielkiego - zaprotestowałam.
- Przed chwileczką mówiłaś, że nie chcesz, by twoje urodziny kojarzyły ci się z kłótniami, więc lepiej przestań być taka uparta i odpuść - powiedział stanowczo, sięgając po pierwszy z kolei talerz.
  Nie odezwałam się więcej. Usiadłam na jednym z blatów, przyglądając się mojemu obrońcy. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że po naszym burzliwym początku, a potem jeszcze sprawie z wyborem, on stoi w moim mieszkaniu i zwyczajnie zmywa naczynia. Nie mogłam uwierzyć, że miałam przy sobie kogoś tak niesamowitego, troskliwego, pomocnego i kochającego. Jestem pewna, że gdyby los nie postawił mi go na mojej drodze, wciąż byłabym z tym okrutnym Zaynem.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - zapytał, myjąc ostatni talerz.
- Bo mam najlepszego faceta pod słońcem - uśmiechnęłam się, co odwzajemnił, jednocześnie do mnie podchodząc.
- A ja kobietę - przetarł swoją mokrą ręką mój nos, zostawiając na nim białą pianę od płynu do mycia naczyń.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli rzeczywiście jestem w ciąży, nasze życie obróci się o sto osiemdziesiąt stopni? - oplotłam rękoma jego szyję.
- Jakoś sobie poradzimy. Najważniejsze jest to, byśmy nigdy więcej się nie rozstali i by nasze dziecko wychowywało się w ciepłej atmosferze rodzinnej - odparł, przybliżając się do mnie i obejmując wokół talii.
- Będziemy najlepszymi rodzicami na całej kuli ziemskiej, nie sądzisz?
- Ba! Nawet w całym wszechświecie - zaśmiał się, po czym złączył nasze usta w czułym pocałunku.
  Kiedy wreszcie oderwaliśmy się od siebie, szatyn zaczął wycierać mokre naczynia suchą ścierką, a następnie odkładać na odpowiednie miejsca. Próbowałam mu pomóc, ale wciąż twierdził, że dziś nie powinnam się przemęczać.
  Pomyślałam o Eve oraz Maliku i wtedy coś mi się przypomniało.
- Wiedziałeś o tej imprezie urodzinowej od wczoraj! - zawołałam oburzona.
- Owszem, wiedziałem - skinął.
- I nic nie powiedziałeś?!
- Kath chyba zapominasz, że to miała być niespodzianka. W tym wypadku musiałem trzymać język za zębami - wzruszył ramionami.
- Okej, rozumiem - skrzyżowałam swoje ręce na klatce piersiowej jak rozkapryszony dzieciak. - Zastanawiam się tylko, dlaczego Emily niczego mi nie wygadała. Ona nie umie dotrzymywać takich tajemnic.
- Dlatego właśnie Nialler powiedział jej dopiero w wczorajszy wieczór - zachichotał, widząc jak marszczę czoło.
- Niewdzięcznicy - wystawiłam język w jego stronę. - A mówiąc poważnie, my naprawdę musimy zeswatać Zayna i Eve.
- Chyba nie będziemy musieli maczać w tym palców.
- Dlaczego?
- Spójrz sama - wskazał palcem na salon.
  Zeszłam z blatu i skierowałam wzrok w wskazywane przez Liego miejsce. Okazało się, że dwójka o której przed chwilą wspomniałam, siedziała w swoim towarzystwie i dobrze się bawiła, co chwilę wybuchając śmiechem. Każdy głupiec stwierdziłby po pierwszym rzucie oka, że świetnie się dogadują.
- Malik najwyraźniej dostosował się do mojej rady - uniosłam kąciki ust do góry.
- Nie jesteś ani trochę zazdrosna? - spytał, spoglądając na mnie.
- Oczywiście, że nie. Cieszę się, że zaczął pracować na swoje szczęście - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
                                                         ***
  Impreza urodzinowa przeciągnęła się znacznie dłużej niż podejrzewałam. Punkt dwudziesta dziękowałam każdemu z osobna za zorganizowanie tej niespodzianki i swoją obecność. Ostatnim gościem, którego właśnie miałam żegnać, był Zayn.
- Widziałam jak dobrze dogadujesz się z Eve. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie usłyszę o waszej spektakularnej randce - uniosłam brwi w zabawnym geście.
- Na razie staram się oswoić z zaistniałą sytuacją, więc myślę, że za nim ją gdzieś zaproszę, musi upłynąć jakiś czas - odrzekł z łagodnym wyrazem twarzy.
- Och, rozumiem - skinęłam. - Mam nadzieję, że dobrze się dziś bawiłeś.
- Bardzo dobrze. Wreszcie dostrzegłem jakim skurczybykiem byłem wobec ciebie i jak bardzo nienawidzili mnie twoi bliscy, którym zależało jedynie na twoim dobru.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to dostrzegłeś i zacząłeś dogadywać się z moimi przyjaciółmi oraz Louisem - uśmiechnęłam się szeroko.
- Ja też - odparł, rozkładając szeroko swoje ręce.
  Po naszym pożegnaniu usiadłam na kanapie, chcąc na chwilę odpocząć od hałasu jaki panował w tym mieszkaniu przez kilka godzin i odrobinę się zrelaksować.
- Mam dla ciebie prezent urodzinowy - wyszeptał mi do ucha Liam, zachodząc od tyłu.
- Jaki prezent?
- Pójdź ze mną, a się przekonasz - wygiął usta w łobuzerskim uśmiechu.
- Gdzie mam z tobą pójść? - Wstałam z kanapy, zmierzając po swoje obuwie i kurtkę.
  Nie odpowiedział tylko ubrał na siebie kurtkę oraz trampki i wyszedł na zewnątrz. Gdy do niego dołączyłam, uprzednio zamykając drzwi na klucz, splótł nasze dłonie i skierował się drogą, którą odbywam, idąc na uniwersytet. Czyżby właśnie tam mnie prowadził? Ale po co?
- Powiedz mi, powiedz mi, powiedz mi - marudziłam, nie mogąc się doczekać tego, co chce mi podarować.
- Daj spokój. Zobaczysz, kiedy dojdziemy - wywrócił oczami.
- A kiedy dojdziemy? - Zachowywałam się dokładnie jak osioł z Shreka, ale miałam to gdzieś. Moja cierpliwość naprawdę ma swój limit.
- Widzisz tamten dobrze ci znany dom? - pokazał na jeden z budynków, oddalonych o kilka metrów od miejsca, w którym aktualnie byliśmy. Skinęłam głową. - Właśnie do niego cię prowadzę.
  Kiedy wreszcie dotarliśmy do celu, ujrzałam uśmiechającego się od ucha do ucha Andy'ego. Podszedł do mnie i złożył krótkie, aczkolwiek całkiem miłe życzenia, a potem zaprowadził nas pod drzwi prowadzące do garażu.
- Gotowa by zobaczyć co jest w środku? - odezwał się, nie opuszczając kącików ust.
- Gotowa - odpowiedziałam, mocniej ściskając dłoń Liego.

_____________________________________
Od autorki: Cześć misiaczki. Wiem, długo tutaj nic nie dodawałam, ale tak naprawdę dopiero dziś znalazłam czas. Dotychczas byłam pochłonięta egzaminami i powtórkami do nich. Jak wam poszły, moi kochani trzecioklasiści? Jeśli chcecie wiedzieć, to mnie najgorzej poszły przyrodnicze i matma :P
 Jak podoba wam się rozdział trzydzieści jeden? Ktoś zgadł, że to będzie niespodzianka urodzinowa, brawo! Chyba coraz bardziej mnie poznajecie i jesteście zdolni do przewidzenia moich ruchów :D Co sądzicie o imprezie? Lubicie Nath/Kiall? Jakie jest wasze zdanie na temat postawy Zayna? Co się dzieje z Lou? I wreszcie.. co Liam chce wręczyć Katherine? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
 No i WWA Tour rozpoczęta. Oglądałam filmiki z koncertu i aż mi się na łzy zebrało, wiedząc, że do nas nie przyjadą. Tak bardzo się staraliśmy, do cholery! Wkurza mnie fakt, że USA nic nie robi i ma totalnie wszystko.
 Miłego dnia słoneczka. x
 PS czy ktoś jeszcze miał zawał po selfies Liama, oprócz mnie? dfnkfbsdfof ☺ 

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział trzydziesty

* KONIECZNIE PRZECZYTAJCIE NOTKĘ OD AUTORKI.

Rzeczą, na którą się natknęłam, było pudełko pełne podpasek. Kupiłam je w ostatni dzień miesiączki, którą miałam.. pod koniec sierpnia!
  Zaczęłam wszystko dokładnie przeliczać. Okres dostaję regularnie około 26 dnia każdego miesiąca, a dziś mija ponad tydzień spóźnienia. Czy to możliwe, że.. jestem w ciąży?
  Porzuciłam sprzątanie łazienki i pobiegłam do swojego pokoju. W pośpiechu narzuciłam na siebie ubrania, w których byłam pracy, i za nim zamknęłam mieszkanie na klucz, chwyciłam swoją torebkę oraz telefon.
  Apteka była oddalona od mojego domu o około piętnaście minut, które biegiem pokonałam w niecałe dziesięć.
- Dzień dobry - powiedziałam do dziewczyny stojącej za ladą, oddychając głęboko. - Proszę o test ciążowy.
  Spojrzała na mnie przelotnie, a potem podała mi odpowiednie pudełko. Po zapłaceniu nie czekałam nawet na resztę, tylko czym prędzej wybiegłam z apteki i wróciłam do domu. Zamknęłam się w łazience i zaczęłam czytać instrukcję. Następnie postąpiłam według niej i odczekałam pięć minut. Gdy czas minął spojrzałam na test z bijącym w przyspieszonym tempie sercem.
- O mój Boże - jęknęłam do siebie, widząc pozytywny wynik.
  Jestem w ciąży! Jestem w ciąży! Jestem w ciąży! - powtarzałam pod nosem w przypływie szoku.
  W końcu jednak potrząsnęłam głową i zaczęłam myśleć racjonalnie. Ostatni stosunek uprawiałam z Liamem na naszej piątkowej randce, natomiast z Zaynem w sierpniu. Gdyby to Malik był ojcem maleństwa, które prawdopodobnie rozwija się w moim organizmie, już dawno miałabym jakieś objawy, chociażby wymioty, czy napady głodu.
  Jedyną rzeczą, którą teraz powinnam zrobić, jest pójście do Liama i opowiedzenie mu o wszystkim. Jak jednak mam trafić do mieszkania Eve, skoro jedyną informacją o położeniu jej domu jest ulica Christ Church Road?
  Nie zastanawiając się dłużej, ponownie opuściłam mieszkanie, uprzednio doprowadzając swoje włosy i twarz do ładu. Miałam wielką nadzieję, że spotkam kogoś, kto wskaże mi mój cel.
  Tym razem nie biegłam. Szłam spokojnie, analizując wszystko, co się właśnie wydarzyło. Wtedy właśnie doszłam do wniosku, że to jest ten znak, na który tak długo czekałam, a którym wcale nie było odejście Liama.

- Jesteśmy do siebie niezwykle podobni. Uwierzysz, jeśli powiem, że miałem dokładnie tak samo? - zaśmiał się cicho.
- Byliśmy głupcami.
- Widzisz te gwiazdy, o tam? - wskazał na ciemne niebo.
- Widzę - odrzekłam, kierując wzrok na wskazywane przez niego miejsce.
- Wyglądają trochę jak zniekształcone serce.
- Faktycznie, masz rację.
- Myślisz, że to znak?
- Znak? - zdziwiłam się, podnosząc znad jego klatki piersiowej i spoglądając w lśniące, czekoladowe oczy.
- Że miłość jest nam pisana - uśmiechnął się, przybliżając do mnie.

   Może Payne rzeczywiście miał rację, mówiąc, że miłość jest nam pisana?
   Przez cały czas próbowałam dodzwonić się na jego telefon, ale wciąż włączała się sekretarka. Właśnie miałam wciskać jego numer po raz trzydziesty z kolei, gdy okazało się, że dotarłam do szukanej przeze mnie ulicy. Rozejrzałam się i moim oczom ukazał się mężczyzna ubrany w długi płaszcz i czarny kapelusz. Podeszłam do niego ostrożnie, będąc odrobinę przerażoną jego osobą.
- Dzień dobry - odezwałam się. - Czy wie pan może, gdzie znajdę dom Eve Payne?
- Nie znam nikogo takiego - pokręcił przecząco głową, odchodząc pospiesznie.
  Westchnęłam bezradnie, nie zauważając nikogo więcej, kto mógłby mi pomóc. Byłam już gotowa odejść, gdy z domu naprzeciw którego stałam, wyszła we własnej osobie Eve.
  Chyba nasz stwórca naprawdę chce mi pomóc.
- Hej! - zawołałam i podbiegłam do niej.
- Co tutaj robisz, Kath? - zdziwiła się na mój widok, stając w pół kroku.
- Szukam Liama. Muszę z nim natychmiast porozmawiać - odpowiedziałam.
- Nie ma go.
- A gdzie będę mogła go znaleźć?
- Na dworcu. Za chwilę powinien mieć pociąg do Londynu.
- Co? - wyrwało mi się. - Do Londynu? Jak to do Londynu? Dlaczego chce tam pojechać? - dopytywałam.
- Ponieważ chce rozpocząć nowe życie w dużym mieście. Jeśli masz choć trochę rozumu, nie mąć mu więcej w głowie.
- Eve prawdopodobnie jestem z nim w ciąży! Muszę go o tym powiadomić! - podniosłam głos, patrząc jej prosto w oczy.
- Naprawdę? - wydukała, patrząc na swój zegarek. - Jego pociąg odjeżdża za piętnaście minut! Wsiadaj do auta, zawiozę cię na dworzec - powiedziała stanowczo.
- Dziękuję!
  Na miejsce dojechałyśmy w pięć minut, łamiąc kilkakrotnie przepisy, by tylko jak najszybciej dotrzeć do celu. Wybiegłam z auta nie zważając na Eve. Wpadłam do ogromnego budynku i zaczęłam się rozglądać. Niestety nie było go na żadnym z krzeseł, na których siedzieli czekający ludzie. Postanowiłam się przejść, wytężając wzrok jeszcze bardziej.
  W końcu go dostrzegłam, gdy wychodził z łazienki.
- Liam! - krzyknęłam, ale mój głos znikł w hałasie. - Liam! - zawołałam raz jeszcze, biegnąc w jego stronę.
- Kath? Co tutaj robisz? - zapytał zaskoczony, kiedy złapałam go za ramię.
- Nie możesz wyjechać - pokręciłam głową, oddychając głośno i głęboko.
- Proszę, pozwól mi na bycie szczęśliwym - westchnął, spuszczając wzrok w podłogę.
- Li ja.. ja.. - jąkałam się, nie mogąc wydusić z siebie słów, które jeszcze pół godziny temu powtarzałam do siebie - chyba jestem z tobą w.. ciąży - dokończyłam, zniżając ton.
- W ciąży? - otwarł szerzej oczy z zdziwiona.
- Zrobiłam test ciążowy, który wyszedł pozytywnie. Oczywiście pójdę jeszcze na badanie krwi bądź do ginekologa, by się upewnić, ale chciałam żebyś wiedział od razu.
- Och, cóż - zastanowił się przez chwilę - będę płacił alimenty na dziecko, a ty i Zayn możecie je wspólnie wychować.
- Co? - wyrwało mi się. - Liam ja chcę, by moje dziecko miało biologicznego ojca!
- Możesz mu przecież powiedzieć, że to ja jestem jego tatą. W takim wypadku będę spędzał z nim każdą swoją wolną chwilę, co odpowiada mi znacznie bardziej niż opcja numer jeden - odparł, spoglądając na wiszący na ścianie zegar.
  Zostało pięć minut do odjazdu jego pociągu.
- Nie rozumiesz mnie, Leeyum? Ta ciąża jest znakiem, który wskazuje mi iż się pomyliłam pozwalając ci odejść i to z tobą powinnam spędzić resztę swojego życia.
- Kath, ja podjąłem już decyzję i..
- Kocham cię, Liam - przerwałam mu, rzucając się w jego ramiona.
  Objął mnie mocno wokół talii. - Ja ciebie też - szepnął ledwo słyszalnie, całując moje włosy.
  W takiej pozycji zastała nas Eve.
- Więc będę musiała szukać nowego właściciela dla mojego apartamentu w Londynie? - odezwała się, unosząc kąciki ust do góry.
- Chyba tak - odsunęłam się od szatyna, kierując wzrok na jego twarz.
- Będę tatą, Evie! - zawołał w chwilę później, chwytając dziewczynę swoje ramiona i okręcając ją wokół własnej osi.
- Gratulację!
  Całą trójką wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy spod dworca w fantastycznych humorach. Teraz moje myśli skupione były wokół wiadomości o ciąży i przyszłym macierzyństwie u boku Liama. Nic innego nie miało dla mnie znaczenia.
  Eve podwiozła nas do mojego mieszkania, ponieważ w drodze postanowiliśmy, że ja i Payne znów zamieszkamy razem. Dziewczyna ciągle powtarzała, że bardzo cieszy się, iż mój obrońca zostaje w Doncaster i nie może doczekać się, aż będziemy mieli maleństwo. Zaoferowała również swoją pomocną dłoń w opiece nad nim.
- Jesteś głodny? - spytałam chłopaka, wchodząc do środka.
- Bardzo - odparł, odkładając swoje bagaże w salonie, a następnie podszedł do mnie z szerokim uśmiechem - Nie mogę uwierzyć, że to właśnie mnie wybrałaś, po tym jak poddałem się i zostawiłem ci otwartą drogę do Zayna - splótł nasze dłonie, patrząc mi w oczy.
- Więc uwierz - musnęłam delikatnie jego usta - A co do Zayna.. Powinnam teraz do niego pójść i o wszystkim mu powiedzieć. Chcę by wiedział od razu.
- W porządku, idź. Ja w tym czasie coś przekąszę.
- Na lunch zrobiłam ryż, więc jeśli masz ochotę, to możesz go zjeść - oznajmiłam, próbując wyswobodzić swoje ręce z jego uścisku.
- Za nim odejdziesz.. - nie dokończył zdania, tylko przysunął się bliżej mnie i złączył nasze wargi w tęsknym i namiętnym pocałunku. - Tęskniłem za tobą - odsunął się i oparł się swoim czołem o moje.
- Nic już do mnie nie mów, bo nigdy stąd nie wyjdę - pokręciłam głową, chichocząc.
  Odwiesiłam torbę na wieszak i opuściłam mieszkanie. Teraz, gdy był w nim Liam, czułam jakby nasze oddalenie się nigdy nie miało miejsca, jakby jego wyprowadzka w ogóle się nie wydarzyła.
  Ale to wszystko zadziało się naprawdę, a teraz muszę powiadomić Zayna o podjętej decyzji i.. ciąży. Nie mam pojęcia jak zareaguje ten ,,nowy'' Malik. Po ,,starym'' mogłabym spodziewać się krzyków, a nawet agresji. Jak będzie dziś?
- Zayn? Safaa? - zawołałam wchodząc do środka.
- W salonie! - krzyknęła dziewczynka.
  Podążyłam do dużego salonu i zastałam poszukiwaną dwójkę na kanapie, oglądających bajki dla dzieci. Jak na dwadzieścia jeden lat, które Mulat w tym roku ukończył, był bardzo zainteresowany wydarzeniami rozgrywającymi się na ekranie plazmowego telewizora.
- Cześć - odezwałam się, zajmując miejsce w fotelu.
- Hej. Może pójdziemy do kuchni? Safaa zostaniesz tutaj, prawda? - chłopak spojrzał na siostrę, która skinęła głową w odpowiedzi, a potem opuścił salon.
- Mogę prosić o szklankę soku? - zapytałam, idąc za nim.
- Oczywiście - uśmiechnął się, wchodząc do kuchni.
  Usiedliśmy przy stole. Zayn rozlał do dwóch szklanek soku porzeczkowego, który był wręcz uwielbiany przez jego rodzinę, i spojrzał na mnie z uniesionymi kącikami ust do góry.
- Cieszę się, że tutaj przyszłaś.
- Och - westchnęłam, wiedząc, że muszę zniszczyć jego radość. - Nie jestem tutaj z powodów, o których myślisz.
- Więc? - zmarszczył czoło.
- Zrobiłam test.. ciążowy i wyszedł.. pozytywnie. - Błagam niech ktoś doprowadzi moje serce do normalnego rytmu! - Prawdopodobnie jestem w ciąży z Liamem, Zayn - spuściłam wzrok, czekając na jego reakcję.
- Ale przecież on odszedł z twojego życia, byśmy mogli znów być razem - przeczesał ręką swoje czarne, ułożone w nieładzie włosy.
- Wiem, że to zrobił. I zamierzał nawet wyjechać z Doncaster, ale..
- Poszłaś do niego - dokończył za mnie.
- Kilka minut przed przyjazdem jego pociągu, znalazłam go na dworcu i opowiedziałam mu o moim odkryciu. Stwierdził wtedy, że będzie spotykał się z dzieckiem w wolnych chwilach i oczywiście będzie płacił na nie alimenty, a my wspólnie możemy je wychowywać na co dzień.
- Więc ma jednak trochę rozumu - znów mi przerwał, tym razem się uśmiechając.
- Malik, ja.. Przekonałam go, żeby został i podjął się roli bycia pełnoetatowym tatą. My.. wróciliśmy do siebie i.. ponownie zamieszkaliśmy razem.
  Wstał i zaczął kroczyć po pomieszczeniu wzdłuż i w szerz. Nie wiedziałam co robić, więc po prostu na niego patrzyłam, doskonale zdając sobie sprawę, że musi pomyśleć i oswoić się z aktualną sytuacją.
- Jestem największym kretynem na świecie! Jak mogłem wyjechać z Doncaster na tak długo, uprzednio z tobą zrywając? To był mój największy błąd w życiu, kurwa! - wrzeszczał.
- Uspokój się, bo Safaa zacznie się martwić - wstałam z krzesła, podchodząc do niego - Hej spójrz na mnie - powiedziałam, kładąc ręce na jego ramionach, a on podniósł głowę do góry - Wiesz, że cię kocham, ale przeznaczenie wybrało, że to właśnie z Liamem powinnam się zestarzeć.
- Wiem - westchnął, rozluźniając się odrobinę.
- Ale nie jestem jedyną dziewczyną, która stąpa po tej ziemi. Powinieneś zacząć się rozglądać za kimś, kto będzie na ciebie zasługiwał, ponieważ jesteś dobrym człowiekiem, w szczególności po swojej zmianie - uśmiechnęłam się lekko.
- Postaram się - odwzajemnił gest. - Ale obiecaj, że chociaż będziemy się kumplować.
- Nie jestem pewna, czy to aby na pewno dobry pomysł. Nie chciałabym żadnych spięć pomiędzy tobą o Payne'm - opuściłam ręce wzdłuż ciała.
- Czy widziałaś kiedyś, bym był wobec niego chamski i arogancki?
- Nie - pokręciłam głową.
- Więc nie masz się o co martwić, promyczku.
- W porządku. Ale ty obiecaj mi, że pomiędzy nami zapanują jedynie stosunki przyjacielskie i nie będziesz robił nic, co wzbudziłoby zazdrość w Liamie.
- Obiecuję, obiecuję - przewrócił oczami, a potem rozłożył szeroko ręce - Cóż.. więc kumple?
  Przylgnęłam do jego klatki piersiowej, czując jak obejmuje mnie w talii. Oboje będziemy musieli stanąć na wysokości zadania i zachowywać się, jakby nic między nami nigdy nie zaszło.
- Pójdę już - odsunęłam się od niego, zdając sobie sprawę, że nasza chwila bliskości trwa zbyt długo - Miłego wieczoru - uśmiechnęłam się do niego, a za nim wyszłam z mieszkania, porozmawiałam chwilę z Safą.
  Wróciłam do domu, kiedy Liam leżał na kanapie i przeglądał coś w telefonie. Chwileczkę. Czy to nie mój telefon?
- Co robisz? - zapytałam, stając obok niego.
- Nic - mruknął.
- Coś się stało? - zmarszczyłam czoło.
- Wiesz.. - zaczął, podnosząc się do postawy siedzącej - Zastanawiam się, czy powiedziałaś mi, że mnie kochasz tylko dlatego, że potrzebujesz dla dziecka biologicznego ojca, który pomoże ci w wychowywaniu go, a to był jedyny sposób na zatrzymanie mnie w Doncaster, czy jednak twoje wyznanie było prawdą.
- Jak możesz myśleć, że okłamałam cię dla własnych korzyści? - zajęłam miejsce obok niego, wpatrując się w niego z oburzeniem.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że to powiedziałaś, po tym jak w żaden sposób nie zareagowałaś, kiedy wyprowadzałem się z twojego mieszkania - wzruszył ramionami, wciąż gapiąc się w ekran telefonu.
- Bo byłam w szoku, Leeyum. Sparaliżował mnie na tyle, że nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa, a za nim się zorientowałam, już cię nie było. Byłam tak wściekła, że wyrzuciłam z domu Malika, który wręcz skakał z radości na wieść o twojej decyzji.
- Doprawdy? - spojrzał na mnie, unosząc jedną brew do góry.
- Oczywiście. Myślałeś, że nie obeszło mnie twoje odejście? Byłam z tego powodu zła, smutna i zdezorientowana, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że spotkamy się na uniwersytecie. Liczyłam na to, że zdołam cię jakoś pocieszyć, ale nasze zetknięcie się, gdy wychodziłeś z gabinetu dyrektora, nie odbyło się w sposób, który sobie wyobrażałam.
- Racja, dostrzegłem zawód w twoich oczach, kiedy zostawiałem cię samą na środku szkolnego korytarza.
- Więc wierzysz mi, że mówiłam prawdę?
- Teraz wierzę - uśmiechnął się lekko, opierając policzek o moje ramię.
- Liam? - odezwałam się.
- Mhm? - mruknął, pozostając w tej samej pozycji.
- Co robiłeś dziś w gabinecie dyrektora?
- Czekałem, aż spytasz - odparł, podnosząc głowę do góry. - Proszę obiecaj, że się na mnie nie wściekniesz.
- Zależy o co chodzi.
- Kath!
- W porządku, obiecuję - wywróciłam oczami.
- Byłem u niego wypisać się z uniwersytetu. Ponieważ chciałem wyjechać do Londynu, postanowiłem, że właśnie tam będę kształcił się na strażaka. Przyszło mi to do głowy w dzisiejszą noc, podczas której w ogóle nie potrafiłem zapaść w sen - wytłumaczył, bawiąc się swoimi palcami.
- Mój Boże, zrezygnowałeś z tak wielu rzeczy z mojego powodu.
- Nie obwiniaj się, to była tylko i wyłącznie moja decyzja. Mogłem tutaj przecież zostać i ewentualnie przepisać się na inny uniwersytet, ale nie miałem dla kogo, więc zdecydowałem, że wyjazd będzie najlepszym wyjściem.
  Słysząc to co mówi, zrobiło mi się bardzo smutno. ,,Nie miałem dla kogo''. Jak mogłam doprowadzić do czegoś takiego? Czemu po prostu od razu nie zdecydowałam się pozostać w związku z Liamem i wytłumaczyć Malikowi, że nie powinien rujnować tego, co udało mi się zbudować po tym jak mnie skrzywdził?
- Wciąż zamierzasz zostać strażakiem?
- Tak. W niedzielę zajmę się wszystkim - skinął głową.
- Jaki jest powód podjęcia się tego trudnego zawodu? - zainteresowałam się.
- Chcę pomagać innym, robić coś dla dobra tego złego i niesprawiedliwego świata - odpowiedział.
- Jesteś aniołem - skomentowałam, uśmiechając się.
  Sięgnęłam po mój telefon i odblokowałam go. Okazało się, że szatyn przez cały ten czas wpatrywał się w nasze zdjęcie, które sobie zatrzymałam. Jestem pewna, że gdy na nie patrzył, myślał o naszej randce, mojej ciąży i czekającej nas przyszłości.
- Jest piątkowy wieczór, a my siedzimy w domu. Może gdzieś się wyrwiemy? - odezwał się.
- Chętnie.
- Masz jakieś życzenia co do drugiej randki? - zaśmiał się dźwięcznie.
- Kolacja przy świecach z dobrym jedzeniem - odpowiedziałam, uprzednio chwilę się zastanawiając.
- Więc masz pół godziny na zrobienie się na bóstwo - rzucił, wstając z kanapy.
- Idziemy na romantyczną kolację?! - zawołałam za nim, ale ten zniknął za drzwiami łazienki.
  Czym prędzej pobiegłam na górę i zajrzałam do swojej szafy. Nie przepadałam za sukienkami, więc miałam ich bardzo niewiele. Musiałam włożyć inną niż białą i miętową, ponieważ Payne już mnie w nich widział. I nagle przypomniałam sobie, że w wakacje, Emily oddała mi swoją czarną mini, gdyż stwierdziła, że przestała pasować do jej gustu. Będzie nadawać się idealnie!
  Założyłam wybraną sukienkę i udałam się do łazienki. Włosy ułożyłam na lewym boku i z kilku pasm zrobiłam loki. Następnie nałożyłam lekki makijaż i dokładniej przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądałam prawie jak jedna z hollywoodzkich gwiazd!
  Zeszłam z schodów i zastałam Liama, czekającego na mnie w garniturze. Włosy ułożone miał na jeża, a zarost zniknął z jego twarzy, odsłaniając gładką i piękną skórę. Myślałam, że dziś to ja będę lsnić, ale zdecydowanie pierwsze miejsce należy do Liego.
- Wow - wypowiedzieliśmy równo, chichocząc.
  Ubraliśmy obuwie oraz kurtki i trzymając się za ręce, wyszliśmy z mieszkania. Wreszcie czułam się w pełni szczęśliwa, nie mając nad sobą wiszącego jak chmura gradowa wyboru i nie raniąc nikogo wokół.
- Nie opowiedziałaś mi jeszcze jak przebiegła wizyta u Zayna.
- Trochę się powściekał, ale nie zrobił mi krzywdy. Myślę, że wyjazd do Bradford naprawdę go zmienił w lepszego człowieka, i mam nadzieję, że szybko znajdzie sobie kogoś, kto pokocha go tak mocno, jak ja.
- Chyba nawet mam już kandydatkę - uśmiechnął się łobuzersko.
- O kim mówisz? - zdziwiłam się, unosząc brew do góry.
- Eve mówiła mi wczoraj, że Malik wygląda jak chodząca seks bomba i po części rozumie, czemu tak trudno było ci zdecydować się na któregoś z nas.
- Musimy ich zeswatać! - krzyknęłam z entuzjazmem.
- Już niedługo będziemy mieli okazję - odparł, po czym szybko dodał: - Zapomniałbym. Umówiłem nas na poniedziałek do lekarza, by zbadał twoją krew.
- W porządku, dziękuję - delikatnie ucałowałam jego policzek, by nie zostawić śladu po szmince.
                                                       ***
  Randka udała się perfekcyjnie; restauracja była przepiękna, jedzenie wyśmienite, a nasza dwójka spędziła ze sobą kilka cudownych chwil na rozmowach i żartach.
  Po powrocie do domu wzięłam kąpiel, a po niej ułożyłam się w łóżku, czekając na Liego. W końcu przyszedł, wślizgując się pod kołdrę. Przytuliłam się do niego, a on jak zwykle ucałował moje włosy.
- Dobranoc, kwiatuszku.
- Dobranoc, tygrysku. - Zachichotaliśmy.
  Gdy zbudziłam się rankiem, Liam jeszcze smacznie spał. Wyciągnęłam z szafy czyste ubrania i podążyłam do łazienki. Następnie udałam się do kuchni i zajrzałam do lodówki, która wręcz świeciła pustkami. Och, czas pójść do sklepu.
  W drodze dostałam esemesa od Harry'ego z pytaniem co właśnie robię. Odpisałam, że idę na zakupy, ponieważ zaczęła brakować nam jedzenia na przeżycie. I to właściwie było na tyle z naszej konwersacji. Dziwne.
  Gdy zapakowałam wszystkie produkty, wyszłam na zewnątrz, zastając przed sklepem białą, ozdobioną kwiatami bryczkę z końmi i siedzącego w niej starszego faceta.
- Katherine Tomlinson? - zapytał uprzejmie.
- Tak - skinęłam.
- Wsiadaj - wskazał na wolne miejsce za jego plecami.

  Zaskoczona jego rozkazem, usiadłam w wyznaczonym celu, co dziesięć sekund dopytując, co właściwie się dzieje. Mężczyzna nic mi nie wyjaśnił, a jedynie zapewnił, że jestem bezpieczna i jego zadaniem jest dostarczenie mnie do domu.
  Pięć minut później stałam już przed drzwiami swojego mieszkania. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka, a wtedy stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.

____________________________________________
Od autorki: Witajcie kochani! Na wstępie chciałabym się odnieść do ciąży Katherine. Nie znam się na tych wszystkich sprawach, dlatego improwizuję. Uprzedzam was, byście nie oskarżali mnie o nieprawdziwe informacje. W wstępie do bloga podawałam, że może pojawić się fikcja :)
 Jak trzydziestka? (O cholera, kiedy to zleciało?!) Czy ktoś oprócz Olivii (gratulacje słonko) pomyślał, że Kath znajdzie podpaski i zorientuje się, że jej okres zaczyna się spóźniać? Co myślicie o reakcji Liama i jego obawach, dotyczących wyznania Katherine? Sądzicie, że Zaynowi uda się zaprzyjaźnić z Kath? Polubilibyście Eve i Malika jako parę? Co stało się na końcu rozdziału? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ ☺
 Chciałabym też poznać wasze zdanie na temat teledysku do You & I! Osobiście, bardzo go lubię. Jest prosty, aczkolwiek ma w sobie to coś, co sprawia, że jest taki.. fantastyczny. Zbliżenie na Harry'ego, ich przemiany, Nialler robiący gwiazdę, zabawa z balonikiem i Ziam moments. Zdecydowanie uwielbiam to wideo! ♥
 Jeszcze raz zdrowych, spokojnych i wesołych świąt! Życzę wam, byście zawsze dożyli do wyznaczonego celu i spełnili swoje najskrytsze marzenia!
 PS dziękuję za prawie 20 tys. wyświetleń! Rozdział 31 pojawi się dopiero po egzaminach. Życzcie mi powodzenia! :P

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział dwudziesty dziewiąty

- O mój Boże - jęknęłam, ściskając ramię Lou.
- Co on tutaj robi? - zapytał, spoglądając złowrogo w stronę idącego mężczyzny.
  To był Mark, nasz ojciec, który porzucił całą naszą rodzinę dla skąpo ubierającej się, wykształconej i młodej kochanki, Meredith. Nienawidziłam jej za to, że odebrała mi mojego cudownego tatusia, który w wieku kilku lat otoczył mnie troską i miłością. Jednak wraz z byciem coraz starszą, rozumiałam też znacznie więcej. Wtedy pojęłam w końcu, że Meredith nie jest niczemu winna. To mój ojciec zdecydował się od nas odejść dla innej kobiety.
  Mark podszedł do naszej grupki i zaczął wpatrywać się w trumnę. Ubrany był w czarny garnitur oraz białą koszulę. Jego twarz wyrażała smutek i spokój zarazem.
  Ceremonia dobiegła końca i mogliśmy rozejść się do domów. Podziękowałam wszystkim znajomym za obecność, a oni mocno uściskali mnie na pożegnanie i dodali kilka słów na pocieszenie. Przy grobie zostałam tylko ja, Zayn, Liam, Alice, Tommo i mój tata.
- Miałeś czelność przychodzić tutaj po wszystkim, co się wydarzyło? - syknął Lou przez zaciśnięte zęby do Marka.
- Daj spokój, Louis. To moja była żona. To był wręcz obowiązek - odpowiedział łagodnie.
- Twoim obowiązkiem było również utrzymywać z nami kontakt - wtrąciłam się do rozmowy.
- Zawaliłem, zdaję sobie z tego sprawę. Jednak kiedy dowiedziałem się o śmierci Christine nie mogłem tak po prostu nie przyjść. Kiedyś ją przecież bardzo kochałem - przyznał, spuszczając wzrok. - Szczerze mówiąc to myślałem, że was tu nie spotkam. Z tego co udało mi się dowiedzieć, byliście przez długi czas w sierocińcu przez nieodpowiedzialność waszej matki i..
- I twoją! Gdybyś nie odszedł, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej - przerwał mu Lou.
- W porządku, rozumiem waszą złość. Jednak chciałbym teraz zostać sam przy grobie Christine. Muszę się pożegnać.
- Chodź Kath, nic tu po nas - Tommo pociągnął mnie za sobą.
  Kiedy wyszliśmy poza granice cmentarza, Lou zaczął przeklinać pod nosem na Marka. Nie mógł uwierzyć, że tak po prostu tutaj przyszedł i rozmawiał z nami, jak z jakimiś obcymi gówniarzami, którzy nie mają mu nic do powiedzenia. Ja też nie mogłam w to uwierzyć.
- Wystarczy tego. Idziemy do domu, kochanie - powiedziała stanowczo Alice.
- Ona ma rację, braciszku. Powinieneś się uspokoić - odparłam łagodnie, kładąc dłoń na jego ramieniu.
  Louis machnął ręką i wraz z swoją partnerką odeszli. Pozostałam tylko ja, Zayn i Liam. Nasze domy nie były oddalone od cmentarza o więcej niż dwadzieścia minut, jednak wiedziałam, że to będzie najdłuższa droga na świecie. Ex chłopacy, którzy wciąż starają się o moje względy, obok siebie? To nie wróży nic dobrego.
- Możemy już wracać? - odezwałam się, przerywając głuchą ciszę.
  Ruszyliśmy we trójkę, nie mówiąc kompletnie nic. Nie do końca byłam pewna, czy było to wywołane pogrzebem i rozmową z moim ojcem, czy po prostu zaistniałą pomiędzy nami sytuacją.
- Dawno ze sobą nie gadaliśmy. Może spędzimy dziś ze sobą trochę czasu? Rozerwiesz się i zapomnisz o wydarzeniach tego dnia - zaproponował Mulat, uśmiechając się pięknie.
- Mieliśmy jakieś plany na wieczór? - spojrzałam na szatyna, a ten pokręcił przecząco głową, zaraz spuszczając ją w dół. - W takim razie w porządku.
  Dalsza droga była odrobinę żywsza. Malik opowiadał mi co dzieje się w świecie gwiazd, a ja zagłębiałam się w te tematy bardziej niż zazwyczaj, by nie musieć dłużej wsłuchiwać się w ciszę, od której aż bolały mnie uszy. Niestety mój obrońca w ogóle nie podejmował się rozmowy, a na zadane mu pytania odpowiadał zdawkowo.
- Wreszcie! - zawołałam zadowolona, wchodząc w głąb mieszkania.
  Gdy weszłam do salonu, zastałam w nim dwie czarne walizki, które należały do Payne'a. Sekundę później zauważyłam również Eve. Wyglądała dziś inaczej niż wtedy, kiedy ją poznałam. W czasie spotkania w galerii tryskała pozytywną energią i wyglądała na szczęśliwą, a teraz stała przede mną z grymasem na twarzy i smutnymi oczyma.
- Cześć, Kathrine - odezwała się mniej życzliwym tonem, niż podczas naszego pierwszego zetknięcia się.
- Hej, Eve - odpowiedziałam. - Co tutaj robisz? I czemu walizki Liego są w salonie? - dopytywałam, marszcząc czoło.
- Bo się wyprowadzam - zakomunikował właściciel bagażu, zabierając go w swoje ręce.
- Jak to się.. wyprowadzasz? - otworzyłam szerzej oczy, patrząc na niego zdziwiona.
- Usuwam się z twojego życia, byś dłużej nie musiała męczyć się z wyborem. Życzę ci szczęścia z Zaynem - uśmiechnął się ponuro. - A ty - zwrócił się do chłopaka stojącego za mną - opiekuj się nią i nie rań jej więcej.
  Nie mogłam uwierzyć w jego słowa. Odchodzi? Daje mi wolną drogę? Poddaje się? Dlaczego? Co to wszystko ma znaczyć? Miliony pytań kołatało mi się w głowie, które chciałabym zadać Liamowi, ale ten ucałował mnie czule w czoło i zniknął za drzwiami domu, za nim zdążyłam się zorientować. Eve rzuciła mi złowrogie spojrzenie i również wyszła na zewnątrz.
- Czekałem na to całe życie - Mulat uniósł kąciki ust wysoko do góry. - Wreszcie będziemy mogli żyć jak dawniej - ucieszył się, podchodząc do mnie z otwartymi ramionami.
- Co? - wydusiłam z siebie, odzyskując zdolność mówienia, po szoku jaki mnie obezwładnił.
- Nie słyszałaś Liama? Odszedł, byśmy mogli być razem. Wybrał za ciebie.
- Jak śmiesz tryskać radością, kiedy on tak po prostu odszedł? - syknęłam do niego. - Mój Boże, Leeyum.. - mówiłam do siebie, jakbym była w jakimś transie.
- Kath daj spokój. Skoro odszedł, to znaczy, że tego właśnie chciał i nikt go nie zmusił do podjęcia takiej decyzji - wzruszył ramionami.
- Zostaw mnie samą, Zayn.
- Dlacz..
- Po prostu wyjdź! - krzyknęłam zdenerwowana.
- W porządku, już sobie idę. Ochłoń trochę - musnął szybko mój policzek, jakby bojąc się, że go za to jakoś skarcę,  i opuścił mieszkanie.
  Upadłam na ziemie, niedokładnie wiedząc o powinnam teraz zrobić. Payne mnie zostawił. W kogo ramionach będę teraz zasypiać? Kto będzie przygotowywał lunche, gdy ja będę w pracy? Kto będzie śmiał się zawsze, kiedy ubrudzę się bitą śmietaną? Kto będzie jadł ze mną pocieszające lody o godzinie drugiej w nocy?
  Odpowiedź sama się nasuwała: Zayn.
  Jednak czy po tym wszystkim co się właśnie wydarzyło, nie wyrzuciłam go z domu? Nie nakrzyczałam na niego, za radość, jaka go ogarnęła po odejściu Liego? Dlaczego to zrobiłam?
  Miałam okropny mętlik w głowie. Byłam zmęczona, więc podniosłam się z zimnej podłogi i powędrowałam do swojego pokoju. Wszystko w nim wyglądało jak zawsze, jakby Liam wciąż tutaj mieszkał. Westchnęłam głęboko i wygrzebałam z szafy czarną bluzkę z znakiem batmana, która cholernie przypominała mi mojego byłego współlokatora, oraz dresy i podążyłam do łazienki. Weszłam do kabiny prysznicowej i puściłam gorącą wodę, która chociaż na chwilę pozwoliła mi na spokój ducha i relaks.
  Po wysuszeniu swoich długich, brązowych włosów, udałam się do pokoju i wślizgnęłam się pod ciepłą kołdrę. Gdy dotknęłam miejsca, w którym zawsze leżał szatyn, okazało się, że natknęłam się na białą, zapisaną czarnym długopisem kartkę. Podniosłam się do postawy siedzącej i odwinęłam liścik.

 ,,
  Powinienem teraz być koło ciebie i szeptać ci czułe słowa na dobranoc, prawda? Przepraszam, że nie zdołałem dłużej walczyć, ale nie wygram z twoją pierwszą miłością za nic w świecie. Wiedziałem od samego początku, że jestem spisany na straty, ale nie chciałem jeszcze od ciebie odchodzić, bo.. bo Cię kocham, Kath. Rozłąka będzie dla mnie niewiarygodnie bolesna, ale przynajmniej będziesz szczęśliwa.
Wszystkiego dobrego!
                                                                             Na zawsze twój, Leeyum
''

  Słone łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Wydawało mi się, że to ja najbardziej z naszej trójki cierpię, bo spadł na mnie trudny do podjęcia wybór. A jednak nie zdawałam sobie nawet sprawy jak przez cały ten czas czuł się Payne, kiedy musiał dzielić się mną z Malikiem, choć tak bardzo tego nie chciał. 
  Bo Cię kocham, Kath.

  Rzuciłam się na poduszkę, dając upust swoim emocjom. Jeśli po powrocie Zayna myślałam, że gorzej być nie może, pomyliłam się w stu procentach. Teraz byłam w jeszcze gorszym gównie. Jedna strona mojego ciała chciała pobiec do domu obok i wtulić się w umięśnione ciało chłopaka o czarnych włosach, a druga zadzwonić do Liego i spytać czy z nim w porządku i dowiedzieć się gdzie teraz przebywa.
  Z bezsilności wreszcie zasnęłam.
  Kiedy się zbudziłam, miałam wielką nadzieję, że wszystko co się wydarzyło było jedynie strasznym koszmarem, który był niezwykle rzeczywisty. Jednak nieobecność mojego obrońcy potwierdziła moje najgorsze obawy.
  Westchnęłam i podniosłam się z łóżka. Zwlokłam się po schodach i udałam się do kuchni, gdzie przygotowałam sobie śniadanie w postaci płatków czekoladowych z mlekiem. Kiedy je jadłam, przypomniało mi się, że Liam jest przecież studentem na uniwersytecie, w którym pracuję! Muszę z nim koniecznie porozmawiać.
  Gdy byłam gotowa, wyszłam na zewnątrz, czując się odrobinę lepiej. Ciepłe promienie słońca owiały moją twarz, zmuszając mnie do lekkiego uśmiechu. Kocham taką pogodę!
- Cześć, piękna - odezwał się znajomy głos.
- Och, Zayn. Cześć - odparłam, kierując na niego wzrok.
- Jak się czujesz? - zapytał, podchodząc bliżej.
- Jakoś się trzymam - odpowiedziałam. - Przepraszam, że wczoraj cię tak oschle potraktowałam. Po prostu nie mogłam pogodzić się z odejściem Liama, a ty aż skakałeś z radości. Nie mogłam tego znieść.
- Masz rację, źle się zachowałem - przyznał.
- Oboje nawaliliśmy.
- Tak - zgodził się. - Mogę cię odprowadzić?
- Jasne, będzie mi miło.
  I nie będę tyle myśleć o Payne'ie - dodałam w myślach.
- Katherine chciałbym wiedzieć na czym stoję - powiedział gdy ruszyliśmy, spoglądając w moim kierunku.
- Jeśli mam być z tobą szczera, to mam niezły mętlik w głowie. Czy o za dużo będę wymagać, jeśli poproszę cię o parę dni odpoczynku? Chciałabym spędzić czas z przyjaciółmi, bądź sama, i na chwilę zapomnieć o zdarzeniach z minionego tygodnia.
- To ci dobrze zrobi - uśmiechnął się do mnie. - Cieszę się, że mówisz mi co czujesz. Nie chciałbym abyś mnie okłamywała.
- Nigdy bym tego nie zrobiła.
  Przez dalszą drogę rozmawialiśmy o pracy Malika. Byłam mu wdzięczna, że mnie zagaduje, bo sama nie miałam pomysłu na temat. Byłam smutna, zdenerwowana i zdezorientowana.
- Jesteśmy - zakomunikowałam.
- Mówisz tak, jakbym odprowadzał cię pierwszy raz - zachichotał. - Miłego dnia, ślicznotko - delikatnie musnął moje wargi i oddalił się z szeroko uniesionymi ustami.
  Spojrzałam na jego idącą sylwetkę po raz ostatni i zdecydowałam się wejść do środka. Jak zwykle przy wejściu czekał na mnie Harry. Podeszłam do niego i objęłam mocno, prawie dusząc go pod swoim naciskiem.
- Co się dzieje, Kath? - spytał zmartwiony.
- Nie pogniewasz się, jeśli opowiem ci wszystko na przerwie? Teraz muszę znaleźć Liama. Widziałeś go może?
- Tak. Szedł do gabinetu dyrektora.
- Co? Po co? - zdziwiłam się.
- Pójdź tam i go zapytaj. Na co jeszcze czekasz? - popchnął mnie w stronę korytarza prowadzącego do gabinetu pana Wrighta.
  Sprawa z Taylor, na pewno - pomyślałam.
  Gdy skręcałam w drugi korytarz, wpadliśmy na siebie. Przez chwilę po prostu patrzeliśmy sobie w oczy, nie mówiąc kompletnie nic.
- Jak się masz? - odezwałam się w końcu, przerywając panującą między nami ciszę.
- Dobrze, dziękuję - skinął, chcąc odejść.
- Poczekaj, Li - odwróciłam się za nim.
- Tak?
- Mogę wiedzieć gdzie teraz mieszkasz?
- Przy Christ Church Road, u Eve - odpowiedział, po czym westchnął - Nie musisz się o mnie martwić. Poradzę sobie, Kath - dodał i czym prędzej odszedł.
  Nie tego oczekiwałam dzisiejszego ranka, jedząc nasze ulubione płatki śniadaniowe. Liczyłam na to, że porozmawiamy ze sobą i zdołam go chociaż na chwilę rozweselić. A tymczasem dystans pomiędzy nami bardzo znacznie wzrósł, powodując, że moje przygnębienie wróciło z zdwojoną siłą.
  Udałam się do gabinetu dyrektora i ostrożnie zapukałam. Oznajmił, że mam wejść, więc wślizgnęłam się do środka, a po krótkim powitaniu, zajęłam miejsce naprzeciw mężczyzny siedzącego za biurkiem.
- Wiem, że nie powinnam się interesować tą sprawą, ale co z.. Swift? - poprawiłam się na krześle, wyczekując odpowiedzi.
- Zrobiono jej kilka badań i aktualnie przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Tam powinni jej pomóc. Mam nadzieję, że z tego wyjdzie i wróci na nasz uniwersytet. Była bardzo pożądną uczennicą - odparł.
- Również mam nadzieję, że wyzdrowieje - uśmiechnęłam się lekko. Mówiłam prawdę. Jednocześnie jednak, miałam uspokajającą pewność, że jest teraz pod stałą opieką i ani mnie, ani moim bliskim nie grozi nic złego. - To wszystko o co chciałam zapytać. Pójdę już.
- Miłego dnia - rzucił, wracając do przeglądania papierów.
- Panu też życzę miłego dnia - powiedziałam, opuszczając gabinet.
  Choć bardzo chciałam dowiedzieć się od Wrighta, co tutaj robił Liam, wiedziałam, że to niestosowne posunięcie. Nie powinnam interesować się Taylor, a co dopiero sprawą, z którą przyszedł tutaj mój były współlokator.
  Udałam się do biblioteki i gdy usadowiłam się wygodnie w skórzanym krześle przy biurku, zauważyłam, że w końcu pomieszczenia siedzi nie kto inny, jak Mark. Zaskoczona jego obecnością, podeszłam do niego, zakładając ręce na biodra.
- Czego chcesz? - syknęłam, spoglądając na niego złowrogo.
- Rozumiem, że jesteś na mnie wściekła, ale chciałbym ci coś dać - odrzekł, sięgając do kieszeni swojego czarnego garnituru.
- Właściwie to skąd wiesz gdzie pracuję? - zmarszczyłam czoło.
- Popytałem ludzi. Chciałem cię znaleźć, by przekazać ci to - wysunął do przodu swoją rękę. Okazało się, że na jego dłoni leży srebrna bransoletka z malutkim serduszkiem. Była prześliczna i taka.. delikatna. Zupełnie jak ja. - Należało do twojej mamy. Zatrzymałem kilka jej rzeczy na pamiątkę i pomyślałem, że mógłbym ci to ofiarować - uśmiechnął się lekko. - Jeśli chcesz wiedzieć, to należała do twojej babki, która następnie podarowała ją Christine. Teraz ja daję ją tobie i proszę, byś w przyszłości przekazała ją swojej córce bądź wnuczce - dodał, podając mi ją.
- Jest.. cudowna - mruknęłam, oglądając ją.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - przyznał, wstając. - Pora już na mnie.
- Umm.. tato, czy nie zostaniesz na chwilę? Chciałabym spytać cię o kilka rzeczy - odezwałam się do niego, czując, że żal do jego osoby odrobinę zelżał.
- Muszę wracać do swojej rodziny, Katherine. Uważaj na siebie - odparł i opuścił bibliotekę.
  Przez chwilę pomyślałam, że jest jeszcze w nim coś z tego starego Marka, ale zwyczajnie się pomyliłam. Byłam gotowa z nim porozmawiać! A on tak po prostu mnie zbył, mówiąc, że musi wracać ,,do swojej rodziny''. Ja też byłam kiedyś twoją rodziną, tato. K I E D Y Ś.
  Spojrzałam na trzymaną w dłoni bransoletkę. Wtedy przypomniałam sobie, że gdy byłam mała, mama ciągle ją nosiła, ponieważ uwielbiałam się nią bawić. Teraz rozumiem, dlaczego Mark wiedział, że mi się spodoba.
  Zapięłam ją na prawą rękę i wróciłam za biurko, wyciągając z szafki Przed Świtem. Wreszcie mogłam się choć na chwilę odprężyć i odpłynąć w świat, który pozwala odgonić swoje problemy na bok.
  Zadzwonił dzwonek i w pomieszczeniu zaczęli pojawiać się studenci. Jedni chcieli coś wypożyczyć, inni przyszli by tutaj posiedzieć, jeszcze inni by ze mną porozmawiać. I takimi osobami byli Martina i Harry, którzy przekroczyli próg trzymając się za ręce. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych! I pomyśleć, że to wszystko moja zasługa!
- Teraz gadaj - powiedział chłopak z lokami na głowie, opierając się o biurko.
- Po powrocie naszej trójki do mieszkania, zastaliśmy tam Eve, kuzynkę Payne'a. Okazało się, że Liam się do niej wyprowadza. Byłam w takim szoku, że nawet nie zdołałam go zatrzymać. Natomiast Zayn, będący obok mnie, cieszył się jak dzieciak z tej wiadomości, bo Li stwierdził, że teraz wreszcie będę mogła być szczęśliwa u boku Malika. Nakrzyczałam na niego, a potem siedziałam na podłodze i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Mam cholerny mętlik w głowie - westchnęłam.
- Liam się poddał? O cholera - burknął Hazz.
- Szczerze mówiąc to rozumiem go w stu procentach. Miał dość mojego niezdecydowania i ciągłej obecności mojej pierwszej miłości - przeczesałam ręką włosy.
- Więc może powinnaś dać szansę Zaynowi? - odezwała się Martina, która nie do końca przecież wiedziała, jaki był wobec mnie przed swoim wyjazdem.
- To chyba dobry pomysł. Zacznijcie od nowa i upewnij się, że nastąpiła w nim zmiana na lepsze - dodał Styles.
- Nie spodziewałam się, że poprzesz tą myśl - skierowałam wzrok na niego, unosząc jedną brew do góry.
- Uważam, że odejście Liama może być znakiem na który czekałaś. Być może to właśnie Malik jest ci przeznaczony i teraz wasze drogi powinny się ponownie zejść i już nigdy więcej nie rozłączyć.
- Tak, to rzeczywiście jest znak - powiedziałam po chwili namysłu. - Jednak za nim podejmę ostateczną decyzję chcę przez chwilę ochłonąć, przyzwyczaić się do całej tej sytuacji i wyjść gdzieś z przyjaciółmi. Ostatnio mocno wszystkich zaniedbałam, a problemy zawładnęły moim życiem - westchnęłam.
- Przykro mi, ale ja i Martina mamy plany na cały weekend - uśmiechnął się szeroko Harry, całując dziewczynę czule w policzek.
- Ach, tak? Co takiego będziecie robić, gołąbeczki?
- Tajemnica - puściła oczko Stoessel i oboje opuścili pomieszczenie, ze względu na dzwonek, wzywający studentów na lekcję.
  Patrzyłam na nich i uśmiechałam się pod nosem do siebie. Gołym okiem widać, że ich uczucia wobec siebie są szczere i każdego dnia znacznie wzrastają. Właściwie to zazdrościłam im tego wszystkiego. Ich związek był bezproblemowy, wręcz mogłabym rzec, i d e a l n y.
  Na następnej przerwie w pomieszczeniu było prawie pusto. Wynikało to z tego, że dyrektor miał ogłosić jakąś informację w korytarzu i wszyscy studenci zgromadzili się w jednym miejscu, by dowiedzieć się, co takiego chce przekazać im Wright.
  Pięć minut po dzwonku na przerwę, do biblioteki przyszli Emily i Niall z zmartwionymi minami.
- Co się dzieje? - zapytałam zaskoczona.
- Wiesz gdzie jest Swift? - odezwała się przyjaciółka.
- Więc to wam ogłosił.. - powiedziałam do siebie. - Tak, jest w szpitalu psychiatrycznym.
- P s y c h i a t r y c z n y m! Słyszysz? Nikt nie zdawał sobie sprawy z jej szaleństwa, a ona mogła doprowadzić do katastrofy! W szczególnym niebezpieczeństwie byłaś ty, Katherine! - krzyczała przerażona.
- Uspokój się, Em - położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Dobrze, że w porę dostarczyłaś dyrektorowi nagranie i list, obciążający jej osobę. Kto wie, czego mogłaby się dokonać, bo pomimo swojego szaleństwa, była bardzo sprytna - głos zabrał Nialler.
- Jak dobrze, że jest już po wszystkim! - Emily rzuciła się na mnie, obejmując kurczowo moje ciało.
- Co to za bransoletka? - zainteresował się Horan, pokazując na moją prawą rękę, którą trzymałam na plecach jego dziewczyny.
- Mark tutaj był - powoli odsunęłam się od blondynki - i oznajmił, że coś dla mnie ma. Okazało się, że zatrzymał tą srebrną bransoletkę po mamie i postanowił mi ją wręczyć, ponieważ doskonale wiedział, jak bardzo lubiłam ją, gdy byłam mała - wyjaśniłam.
- Może to pierwszy krok do odbudowy waszych stosunków?
- Też tak myślałam, Niall. Byłam gotowa nawet z nim porozmawiać. Ale on wstał i powiedział, że musi wracać do swojej rodziny, dając mi do zrozumienia, że wciąż jest tym samym Markiem-dupkiem, który opuścił swoją żonę i dzieci, zostawiając ich na pastwę losu.
- Och - wyrwało mu się. - W porządku, nie gadajmy o tym. Może powiesz nam co słychać u Liama? Czemu go tutaj nie ma?
  Opowiedziałam im dokładnie to samo, co Harry'emu i Martinie, a oni słuchali, otwierając szerzej oczy ze zdziwienia. Byli zaskoczeni, że Payne tak po prostu się poddał. Liczyli na to, że będzie walczył na tyle mocno, że to właśnie jego wybiorę.
  Dodałam też, że Hazza twierdzi, iż to znak, że teraz powinnam wrócić do Zayna. Spojrzeli po sobie, a potem oboje zgodzili się, że tak właśnie mam postąpić, ale jednocześnie być ostrożną, w razie powrotu starego Malika.
                                                            ***
  Po powrocie do domu upichciłam sobie na lunch ryż, który oblany śmietaną, cukrem i cynamonem, smakował wyśmienicie. Następnie położyłam się w salonie na kanapie, włączając telewizor na kanał muzyczny.
  Wtem w mojej kiszeni coś zawibrowało. Wysunęłam z niej swój telefon, który pokazywał jedną wiadomość od Zayna.

,, Zajmuję się dziś Safą, więc jeśli tylko będziesz miała ochotę, wpadnij do nas wieczorem :) ''

  Postanowiłam, że to właśnie zrobię, zaraz po tym, jak posprzątam łazienkę na górze. Od teraz, kiedy znów mieszkam sama, będę musiała zacząć sprzątanie domu już od piątku. Cudownie!
  Za nim jednak wstałam z kanapy, coś kazało mi wejść w zdjęcia, jakie miałam na swoim telefonie. Zaczęłam je przeglądać. Pierwsze z nich przedstawiało śpiącego Liama, którego kiedyś zastałam w mieszkaniu, po powrocie z pracy. Następnie natknęłam się na nasze zdjęcie razem. Pamiętam jak strzelaliśmy sobie selfies z głupimi minami. Jedno jednak, postanowiliśmy zrobić normalne i właśnie to zatrzymałam na pamiątkę.
  Nie chcąc dłużej myśleć o Payne'ie i o tym jak było nam razem dobrze, przesunęłam palcem po ekranie na kolejne zdjęcie, którym była fotka z Niallem, potem z Emily, Lou, Alice i Martiną, a dalej zdjęcie z Hazzą:


  Dokładnie pamiętałam ten dzień, ponieważ przez nadmiar alkoholu, Styles prawie pocałował mnie podczas tańczenia w barze. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że czuje do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń, gdyż wytłumaczył mi, że był za bardzo pijany, by móc zorientować się kogo zamierza pocałować, a ja naiwnie mu w to uwierzyłam.
  I wreszcie zaczęły pojawiać się zdjęcia z Zaynem. Miałam jedno ulubione, które zrobiliśmy sobie na weselu jego wujka:


  Im dłużej się w nie wpatrywałam, tym pewniejsza byłam, że powinnam do niego wrócić, a jednocześnie do swojego starego życia, i na zawsze już zapomnieć o Liamie.
  W końcu podniosłam się z kanapy i udałam się do swojego pokoju, by ubrać dresy i czarną, za małą mi już bokserkę, a następnie podążyłam do łazienki. Gdy otworzyłam szafkę, z której chciałam wyciągnąć odpowiednie detergenty do sprzątania, natknęłam się na coś, co uświadomiło mi jeden, znaczący fakt.
_______________________________

Od autorki: Witajcie! Dziękuję, że po moim apelu pojawiło się aż o 10 komentarzy więcej niż pod poprzednim rozdziałem. Zrozumcie, że tu nie chodzi o to, by szpanować tym, jak bardzo ludzie lubią mój blog. Chodzi o to, że chcę poznać wasze zdanie, chcę wiedzieć co wam się nie podoba, co byście zmienili i za co lubicie to opowiadanie :)
 Jak dzwudziestka dziewiątka? Spodziewaliście się, że na pogrzebie zjawi się ojciec Kath i Lou? Pomyśleliście, że potraktuje ich z góry, a potem podaruje swojej córce srebrną bransoletkę? Co z przeprowadzką Liama? Dobrze postąpił? Czy Katherine i Zayn w końcu będą razem? Jak podobają wam się dodane zdjęcia (oczywiście nie są wykonane przeze mnie!) ? I co uświadomiła sobie Kath? Czekam na wasze propozycje, miśki ☺
 Ochhh! Wolne! Nareszcie, co? Powinnam dodać jeszcze rozdział przed świętami, ale dla którzy wyjeżdżają, bądź będą zbyt zajęci; zdrowych, wesołych i spokojnych świąt słonka! Miłego dnia. x

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział dwudziesty ósmy

- Śmiało - zachęciłam go.
- Czy dobrze zrobię, jeśli pokażę mamie to nagranie z Taylor, w którym ci grozi oraz liścik z jej podpisem? Nie jestem pewny, czy powinienem to zrobić.
- Cóż, ja sądzę, że tak. Pokażesz jej wtedy, jak bardzo się myliła, uważając Swift za idealną partię dla ciebie - odparłam, siadając obok niego.
- Nie myślisz, żebym dał sobie spokój? Przecież nie interesowała się mną przez tak długi czas. Wydaje mi się, że muszę odpuścić.
- Jeśli tego nie zrobisz, będziesz smutny, a ja nie chcę cię takiego widzieć - pokręciłam głową, częstując się leżącą przed nim czekoladą.
- Zastanawiam się co będzie potem. Przeprosi mnie? Wrócę do domu? I co? Dalej nie będę się dla nich liczył, tak jak teraz? - westchnął bezradnie.
- Jeżeli właśnie tak będzie, obiecuję, że porozmawiam z twoją mamą osobiście.
- Naprawdę? - spojrzał na mnie.
- Oczywiście, że tak. Być może właśnie tą pogadanką coś wskóram.
- Dziękuję - szepnął, obejmując mnie.
  Trwaliśmy w tym uścisku przed dłuższą chwilę. Odsunęłam się jednak szybko od szatyna i zawołałam z entuzjazmem, że czas ruszać do wesołego miasteczka. Chciałam jak najszybciej zobaczyć wreszcie ten przepiękny uśmiech na jego twarzy, który z pewnością wywoła dobra zabawa i chwilowe oderwanie się od trosk i problemów.
  Kiedy mieliśmy już wychodzić, do mieszkania wpadła Waliyha.
- Kath! - krzyknęła drżącym głosem.
- Co się stało?! - podeszłam do niej.
- Doniya.. Ona.. Jest w szpitalu! - rzuciła mi się w ramiona.
- Jak to? Co się wydarzyło? - zapytałam zszokowana.
- Remontujemy balkon.. Nie ma na nim żadnego zabezpieczenia i ona.. potknęła się i upadła na trawę - wydusiła z siebie, ścierając płynące po policzkach łzy.
- W którym jest szpitalu?
- Bassetlaw.
- Dobrze się tam nią zaopiekują - przygarnęłam ją na powrót do siebie. - Kto jest w waszym domu?
- Tylko Safaa, która niczego nie świadoma, odrabia lekcje - poinformowała.
- Musimy do niej pójść - zakomunikowałam stanowczo.
- Tak, tak - dziewczyna odsunęła się i podążyła w kierunku drzwi.
- Zaraz do ciebie przyjedziemy - zawołałam za nią i odwróciłam się w stronę Liama, który opierał się o framugę drzwi w kuchni. - Przepraszam! Wiem, że mieliśmy pójść do wesołego miasteczka i zapomnieć o Bożym świecie. Ale sam widzisz.. Nie mogę zostawić sióstr Zayna. Wal liczy na moje wsparcie, nie mogę jej zawieść.
- W porządku - powiedział, spuszczając wzrok. - Chcesz bym poszedł z tobą?
- Tak. Inaczej zwariuję.
  W moich oczach zebrały się łzy, więc szatyn podszedł i mocno mnie do siebie przytulił. Nie miałam już sił, by dłużej powstrzymywać płacz. Ostatni czas jest dla mnie naprawdę ciężki;
wyznanie Harry'ego, śmierć mamy, wybór, Taylor..
- Musisz być silna, Kath - szepnął mi do ucha, głaszcząc moje włosy.
- Masz rację - nabrałam powietrza, a potem powoli je wypuściłam. - Pójdźmy już.
  Zamknęłam mieszkanie na klucz i ruszyliśmy do sąsiadów. Kiedy weszliśmy do mieszkania Malików, Wal siedziała skulona na kanapie. Natychmiast do niej podeszłam i objęłam ją mocno.
- Uspokój się, kochanie. Wszystko będzie z nią dobrze - mówiłam łagodnym głosem.
- Wiem, ale wkurzam się, bo muszę tutaj siedzieć i pilnować Safy, podczas gdy chciałabym być przy swojej siostrze, żeby wiedziała, że naprawdę się o nią martwię - oparła swój policzek o moje ramie.
- Ona o tym wie, głuptasie. Ale musisz zrozumieć, że masz jeszcze jedną siostrę, która cię teraz potrzebuje, bo jest mała i nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Tak, masz rację - westchnęła bezradnie, odsuwając się ode mnie. - Pójdę pomóc jej przy odrabianiu zadań domowych.
- Ja i Liam zostaniemy tutaj, w razie gdybyś nas potrzebowała - uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Dzięki - odwzajemniła gest, ścierając mokre policzki, i opuściła pomieszczenie.
  Poprosiłam Payne'a by usiadł obok mnie, ponieważ do tej pory stał przy ścianie i tak po prostu patrzył, niezupełnie wiedząc co ma robić.
- Jeszcze raz bardzo cię przepraszam. To wesołe miasteczko miało być naszą odskocznią od problemów, a zamiast tego, pojawił się kolejny - przytuliłam się do niego, odczuwając wielką potrzebę bliskości.
- Przecież nie miałaś wpływu na rozwój wydarzeń, księżniczko - ucałował moje czoło. - Jeśli będziesz chciała, pójdziemy jutro.
- Pójdziemy, obiecuję - spojrzałam na niego, a potem musnęłam lekko jego policzek.
  Wtedy na dole zjawiły się siostry Zayna. Safaa wskoczyła Liemu na kolana, będąc ciekawska nowego gościa w jej domu. Zaczęła zadawać mu mnóstwo pytań, które wywoływały na jego twarzy szeroki uśmiech. Byłam jej za to niezwykle wdzięczna, chociaż z pewnością nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Kath, jestem głodna. Zrobiłabyś mi coś do jedzenia? - poprosiła Safaa, robiąc uroczą minę.
- Wal, pomożesz? - spytałam.
- Jasne.
  Udałyśmy się do kuchni. Okazało się, że Trisha przygotowała zupę warzywną, więc wstawiłam ją na gaz i usiadłam przy stole.
- Jesteś z Liamem? - odezwała się Waliya, strzelając oczami.
- Byliśmy parą przez dwa dni, ale potem wrócił twój brat i przewrócił cały mój świat do góry nogami - odpowiedziałam.
- Co masz na myśli?
- Jestem zakochana w nich obu i nie mam pojęcia, którego z nich wybrać, a nawet jeśli zdecyduję, że chcę być sama, oni wciąż będą się o mnie starać, więc to zupełnie bezsensowne posunięcie.
- Och, jaka szkoda. Tworzyliście z Zaynem świetną parę. Sądziłam nawet, że w najbliższym czasie weźmiecie ślub - przyznała.
- Byliśmy ze sobą przez rok, nie uważasz, że za daleko wybiegasz w przyszłość? - zaśmiałam się cicho.
- Ja po prostu chciałam już zostać ciocią - wyznała, spuszczając wzrok.
- Bardzo lubisz dzieci, prawda?
- Tak. Są strasznie słodkie.
- Obiecuję, że kiedy będę miała swojego małego szkraba, pozwolę ci się nim opiekować jak długo tylko sobie tego zażyczysz  - powiedziałam, unosząc kąciki ust do góry.
- Naprawdę? - podniosła na mnie swoje brązowe oczy, a potem podbiegła, by mnie przytulić. - Jesteś wspaniała!
  Kiedy zupa nareszcie była ciepła, zawołałam Safę i Liama do kuchni. Szatyn był w o niebo lepszym humorze, co choć odrobinę poprawiło i mój.
  Podczas gdy oni zajadali się lunchem, ja wyszłam na taras i wyłożyłam z kieszeni telefon. Wybrałam numer do Zayna i przyłożyłam słuchawkę do ucha, wsłuchując się w dźwięk, oznaczający próbę nawiązania połączenia.
- Słucham? - odezwał się po piątym sygnale.
- Jestem w twoim domu, ponieważ Wal poprosiła, bym tutaj przyszła, ale to mało istotne. Proszę, powiedz mi co dzieje się z Doniyą? Czy wszystko z nią w porządku? - dopytywałam, czując swoje bijące w przyspieszonym tempie serce.
- Na szczęście jest tylko trochę poobijana i ma lekki wstrząs mózgu. Zostanie do piątku na obserwacji - poinformował mnie - I dziękuję, że przyszłaś do moich sióstr. Właśnie wychodzę na parking. Za dziesięć minut powinienem być w domu.
- Jak dobrze, że nic jej nie jest! - ucieszyłam się niezmiernie, czując jak strach opuszcza moje ciało - Czekamy na ciebie. Właśnie odgrzałam zupę, więc kiedy wrócisz, będzie jeszcze ciepła - powiedziałam, a potem rozłączyłam się i wróciłam do kuchni.
- I? - spytała krótko Walihya, by jej młodsza siostrzyczka niczego się nie domyśliła.
- Trochę poobijana i lekki wstrząs mózgu. Wszystko będzie okej - uśmiechnęłam się do niej.
- Nareszcie jakieś dobre wieści! - zawołała, klaszcząc w dłonie.
  Safaa zaciągnęła Wal do salonu, a ja i Liam pozmywaliśmy brudne naczynia.
- Chyba masz wielbicielkę - zaśmiałam się, widząc, że Safaa ciągle zerka w stronę Liego.
- Chociaż ją - odpowiedział, rzucając małej swój przepiękny uśmiech.
  Wtem do domu wszedł Zayn. Rozebrał swoją kurtkę oraz buty nike i od razu do mnie podszedł, mocno obejmując.
- Nie wiesz nawet, jak bardzo jestem ci wdzięczny za zajęcie się moją rodziną. Bardzo ci dziękuję, Katherine - dyskretnie musnął moją szyję, co wywołało gęsią skórkę na całym moim ciele. - Och, cześć Payne - dodał szybko, odsuwając się ode mnie.
- Cześć - kiwnął.
- Nim wyjdę, jak czuje się Doniya? Potrzeba jej czegoś?
- Odpoczynku, tego jej właśnie teraz potrzeba. Nic jej nie będzie - odpowiedział, unosząc kąciki ust wysoko do góry.
- W porządku. Do zobaczenia - pomachałam jemu oraz dziewczynom siedzącym w salonie i wraz z Liamem wyszliśmy z mieszkania Malików.
- Widziałem z jaką czułością przytulałaś Zayna - odezwał się, gdy znaleźliśmy się w domu, spuszczając wzrok w dół.
- Zrozum.. musiałam. Nie chciałam tego robić na twoich oczach, wiedząc jak się będziesz z tym czuł, ale on tego potrzebował. Gdyby twoja siostra była w szpitalu, nie odstępowałabym cię na krok - podniosłam jego podbródek, zmuszając by na mnie spojrzał.
- Tak, masz rację - westchnął.
- Daj mi jeszcze trochę czasu - pogłaskałam kciukiem jego policzek.
- Wiem, że powinienem być wyrozumiały, ale spróbuj też zrozumieć mnie. Stoję teraz przed tobą i jedyne co mogę zrobić, to przytulić się do ciebie. Nie mogę sobie pozwolić na bliższy kontakt, chociaż tak bardzo bym tego chciał - mruknął, strzelając oczami na boki.
- Może w takim razie nie powinniśmy ze sobą spać?
- Czy to znaczy, że Malik ma znacznie więcej punktów ode mnie?
- To znaczy, że się o ciebie martwię i nie chcę byś w tak dużym stopniu cierpiał - pokręciłam głową na jego pytanie.
- Nie odbieraj mi najlepszej chwili, jaka dotyka mnie pod koniec każdego, pieprzonego dnia, kiedy leżymy w swoich objęciach i mogę cię pocałować w czoło, mówiąc ,,dobranoc'' - skierował swój błagalny wzrok na mnie.
- To było słodkie - uśmiechnęłam się szeroko.
- Ty jesteś słodka - odwzajemnił gest, a potem pocałował mnie czule w policzek. - Idziemy obejrzeć Niemożliwe?
- To pytanie retoryczne, Payne - wywróciłam oczami i udaliśmy się do salonu.
  Usiedliśmy obok siebie. Szatyn włączył telewizor na odpowiedni kanał.
  Chociaż całą swoją wolą próbowałam skupić się na programie, w rzeczywistości byłam w innym świecie. Tak bardzo bolał mnie widok smutnego Liama, że chciałam go tulić do siebie przez najbliższą godzinę, ale jednocześnie pragnęłam być teraz koło Zayna i móc powiedzieć mu kilka kojących słów na rozluźnienie. Wciąż byłam rozdarta i ciągle nie wiedziałam, którego z nich mam wybrać, zdając sobie sprawę, że im dłużej z tym zwlekam, tym bardziej obu ich ranię, a przecież na to zupełnie nie zasłużyli.
  Może powinnam stąd wyjechać i pozwolić, by o mnie zapomnieli?
- Widziałaś to? Musiało nieźle boleć! - szturchnął mnie, śmiejąc się głośno.
- Taa, ałć - skomentowałam, budząc się z rozmyśleń.
- Mogę cię o coś prosić?
- O wszystko - odparłam natychmiast.
- Nawet o pojechanie ze mną na Grenlandię? - uniósł jedną brew do góry. Zachichotaliśmy. - Chciałbym byś przestała się zamartwiać i skupiła się na programie. Wiesz przecież, jak nie lubię kiedy się smucisz, a zapas twoich pocieszających lodów niestety się już skończył.
- Jak to.. skończył się? Leeyum, musimy iść na zakupy! - aż podskoczyłam.
- Wybiorę się jutro, kiedy ty pójdziesz odwiedzić Doniyę.
- Skąd wiedziałeś, że zamierzam?
- Bo cię znam, Kath. Wiem, że ta dziewczyna jest dla ciebie ważna, więc to absolutnie normalne, że chcesz do niej pójść.
- Umm, tak. Ale co z naszym wesołym miasteczkiem?
- Pójdziemy odrobinę później. Chciałbym, żebyśmy poszli, ponieważ w czwartek czeka cię ciężki dzień - pogrzeb mamy.
- Jesteś kochany. Dziękuję - przytuliłam go mocno do siebie.
  Po krótkiej bitwie na poduszki, oboje poszliśmy wziąć kąpiel.
  Wróciłam do pokoju i położyłam się w łóżku. Po raz pierwszy zastanowił mnie fakt, dlaczego Liam zawsze wraca z łazienki później ode mnie. Przecież jestem kobietą, to ja powinnam dłużej brać prysznic, prawda?
  W końcu wrócił. Przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, a następnie złożył delikatny pocałunek na moich włosach, jak co wieczór. Teraz, kiedy wiedziałam jakie ta chwila ma dla niego znaczenie, objęłam go jeszcze mocniej, o ile to w ogóle było możliwe.
- Dobranoc, Payne - odezwałam się.
- Dobranoc, księżniczko - odpowiedział. Niemal czułam, że się uśmiecha.
                                                          ***
  Przez cały ten czas, który spędziłam w bibliotece, myślałam o wesołym miasteczku. Bardzo chciałam tam pójść, nie tylko ze względu na siebie, ale również na Liego. Uwielbiam patrzeć, kiedy się śmieje i cieszy jak dzieciak z niczego, a zarazem wszystkiego. To zawsze sprawia, że robi mi się ciepło na sercu.
  Rankiem, jak zwykle, spotkałam się z Harry'm. Spytałam go o Martinę, a ten uśmiechnął się do mnie łobuzersko i oznajmił, że oficjalnie zawarli związek. Bardzo się ucieszyłam, widząc, że teraz, kiedy mają siebie, są znacznie szczęśliwsi niż wcześniej. Cholera, chyba jestem dobra w łączeniu ludzi - zaśmiałam się pod nosem.
  Wróciłam do mieszkania chwilę po moim współlokatorze. Gdy weszłam do kuchni, chłopak obierał właśnie ziemniaki, więc zaoferowałam mu pomoc.
- Pójdź już do siostry Zayna. Kiedy wrócisz, w spokoju zjesz lunch i pójdziemy do wesołego miasteczka - odrzekł, odbierając mi z rąk kartofla.
- Na pewno?
- Na pewno - skinął.
  Na powrót ubrałam obuwie oraz kurtkę, a na ramię zarzuciłam torbę. Wyciągnęłam z niej słuchawki i podłączyłam je do telefonu, włączając Eda Sheerana Give me love, od której wręcz nie mogę się odpędzić przez ostatnie kilka dni.
  W niezbyt długi czas dotarłam do szpitala, w którym leżała Doniya. Zapytałam recepcjonistki, w której sali ją znajdę, a ta oznajmiła, że mam kierować się na drugie piętro, do pokoju numer 190. Podziękowałam jej życzliwie i podążyłam do celu.
- Kath? - zdziwiła się na mój widok, kiedy weszłam.
- Hej - uśmiechnęłam się. - Jak się czujesz?
- W porządku. Boli mnie wszystko, ale w porównaniu z wczorajszymi katuszami, dziś jest naprawdę dobrze - odparła, poprawiając swoją poduszkę.
- Bardzo się cieszę - usiadłam na skraju łóżka.
  Zaczęłyśmy rozmawiać o wypadku, a potem opowiedziała mi, co działo się, gdy się zbudziła. Dużo mówiła o Zaynie, więc zwróciłam jej uwagę, by nie robiła tego tylko dlatego, żeby jeszcze bardziej wyidealizować go w moich oczach, na co zaczęła dopytywać się o Liama i całą tę sprawę z wyborem. Wyjaśniłam jej wszystko, dodając, że rozmyślałam nad ucieczką z Doncaster, ale natychmiast mi to odradziła, sądząc, że tym posunięciem skrzywdzę nie tylko ich obojga, ale i całą resztę moich bliskich, na co zareagowałam jedynie westchnięciem. Czy to wreszcie może się skończyć?
  Doniya podziękowała mi za odwiedziny, a ja wróciłam do domu. Odgrzałam sobie placki ziemniaczane, które Li dziś przygotował i zaczęłam się nimi delektować. Już nie mogłam się doczekać pójścia do wesołego miasteczka i chwilowego rozerwania!
  Kończąc zajadać się pysznym lunchem, usłyszałam dzwonek, rozlegający się po całym mieszkaniu. Podeszłam do drzwi i ujrzałam za nimi Nialla, który stał z spuszczoną głową. Och, kto skrzywdził go tym razem?
- Co się dzieje? - wypaliłam, podchodząc i przytulając go do siebie.
  Blondasek nie odpowiedział, a jedynie mocniej mnie objął. Tym razem to naprawdę coś poważniejszego od jakieś tam kłótni z Emily, byłam tego pewna.
  Zaprowadziłam go do salonu, a potem zawołałam na dół Liama. Zwlókł się po schodach, zaglądając ukradkiem do salonu.
- Przepraszam - rozłożyłam bezradnie ręce. - Wiem, że znów obiecałam, że pójdziemy wspólnie do wesołego miasteczka, i naprawdę przez cały dzień nie myślałam o niczym innym, ale nie sądziłam, że Horan tutaj przyjdzie. Wydarzyło się coś, co sprawiło mu dużą przykrość. Sam widzisz jak żałośnie wygląda. Zrozum.. Nie mogę go teraz zostawić - pokręciłam przecząco głową, patrząc na niego błagalnie.
- W porządku, idź do niego - machnął ręką, wychodząc na taras.
  Serce krajało mi się, kiedy patrzyłam jak odchodzi z wzrokiem wbitym w podłogę, ale musiałam teraz pomóc przyjacielowi, który wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Chciałbyś się czegoś napić lub coś zjeść? - zapytałam, siadając obok niego.
- Nie, dzięki.
- Nialler, co się stało?
- Ja.. Szedłem właśnie do sklepu. Zachciało mi się czegoś słodkiego i kalorycznego, a w domu nie mogłem nic znaleźć - wzruszył ramionami, kontynuując: - W połowie drogi zauważyłem całującą się parę. Wyglądali na nieźle zakochanych - uśmiechnął się blado - Cieszyłem się ich widokiem, dopóki nie zorientowałem się, że to mój tata z kobietą, której nigdy w życiu nie widziałem na oczy.
- Co? - wyrwało mi się. - Ale.. ? Przecież to niemożliwe! - zawołałam.
- Też tak myślałem - westchnął. - Kath co ja mam robić? - schował twarz w dłoniach.
- Daj mi chwilę pomyśleć - odparłam, próbując trochę ochłonąć, po tym co mi wyznał. - Sądzę, że powinieneś pogadać z swoim ojcem i wypytać o wszystko. To najlepsze wyjście. Uważam, że razem dojdziecie do rozwiązania całej tej sprawy - potarłam ręką jego plecy.
- Tak, to chyba najbardziej odpowiedni plan - skinął.
- Zostaniesz u mnie, czy chciałbyś jak najprędzej być w domu i pogadać z tatą?
- Jeśli to nie problem, chciałbym tu trochę posiedzieć. Muszę jakoś odreagować.
- Możesz tutaj być, ile tylko zapragniesz - uniosłam kąciki ust do góry. - Liam dziś kupił nowy zapas lodów, a na półce wciąż leżą filmy, które ostatnio wypożyczyliśmy, a których jeszcze nie oddaliśmy.
- Ekstra!
                                                         ***
  Nialler opuścił moje mieszkanie kilka minut po dwudziestej drugiej, uprzednio dziękując mi z całego serca, że go wsparłam i że zawsze może liczyć na moją obecność. Po jego wyjściu wzięłam prysznic, a następnie udałam się do swojego pokoju, w którym Payne smacznie spał. Nie chcąc go budzić, położyłam się na drugim końcu łóżka, nie wtulając się w jego klatkę piersiową, jak to miało miejsce dotychczas.
  Mój obrońca nie odezwał się do mnie ani przy śniadaniu, ani w drodze na uniwersytet, ani nawet podczas przerwy, którą spędził w bibliotece, czytając książkę. Wiedziałam, że jest mu przykro, po tym jak kolejny raz go zawiodłam.
  Teraz znajduję się na cmentarzu, gdzie chowają trumnę mojej matki. Obok mnie stoi Harry, Martina, Niall, Emily, Lou, Alice, Liam i Zayn, czyli najważniejsze osoby w moim gównianym i problemowym życiu.
- Trzymasz się? - odezwałam się do Tommo, spoglądając na niego.
  Skinął w odpowiedzi.
  Nie lubiłam pogrzebów. Unikałam patrzenia na trumnę, w której leżało ciało kobiety, która dziewiętnaście lat temu wydała mnie na świat. Z tego wszystkiego aż zachciało mi się płakać, więc zaczęłam się rozglądać na boki, by skupić uwagę na czymś innym. I wtedy mój wzrok spoczął na pewnej osobie, zbliżającej się do naszej, ubranej na czarno, grupki.

_______________________________________
Od autorki: Witajcie. Szczerze mówiąc to mocno mnie zawiedliście. Pod poprzednim rozdziałem znajduje się JEDYNIE 13 komentarzy. Zważając na fakt, że 48 osób obserwuje mój blog + konta anonimowe, to bardzo mała liczba. Co na to wypłynęło? Jeśli coś wam się nie podoba, mówcie śmiało! Rady od moich czytelników są naprawdę ważne :)
 Jak podoba wam się dwudziestka ósemka? Spodziewaliście się czegoś spektakularnego, kiedy Liam chciał o coś spytać Kath? Co myślicie o tym, by pokazał swojej zaślepionej matce Taylor w jej prawdziwym świetle? Podobał wam się moment Zath? A co z momentami Lath/Kiam? Co, waszym zdaniem, powinien zrobić Nialler w swojej obecnej sytuacji? I kto zjawił się na pogrzebie Christine Tomlinson? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
 Dzięki wielkie za grupo ponad 18 tysięcy wyświetleń ♥.
 Miłego dnia, słonka. x

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział dwudziesty siódmy

  Znalazłam się w środku mieszkania, w którym nie byłam od kilku lat, a które kiedyś było moim rodzinnym domem. Wciąż pachniało tu tak samo jak w dzieciństwie; zapach alkoholu i papierosów, pomieszany z odświeżaczem powietrza. Wnętrze również się nie zmieniło. Wszystko stało dokładnie w tym samym miejscu, w którym dawniej.
  Po raz kolejny nabrałam powietrza w płuca i wypuściłam je bardzo powoli. Powtórzyłam tę czynność kilka razy, zdając sobie szybko sprawę, że uspokoję nienaturalne bicie swojego serca tylko wtedy, kiedy wreszcie porozmawiam z mamą.
  Weszłam do sypialni rodzicielki, widząc jedynie przygnębioną pielęgniarkę, która ścieliła łóżko. Od razu wiedziałam co to oznacza. Spóźniłam się.
- Mój Boże - jęknęłam, zakrywając dłonią twarz.
- Och, nie - zwróciła się do mnie młoda dziewczyna, kiwając głową - Pani Tomlinson jest w szpitalu, ponieważ gorzej się poczuła - wytłumaczyła, widząc moją reakcję.
- Więc mam jeszcze czas, by się z nią pożegnać? - zapytałam.
- Sądzę, że jeśli się pospieszysz, to ci się uda. Było z nią naprawdę źle - westchnęła bezradnie.
- W porządku. Dziękuję - uśmiechnęłam się słabo i wybiegłam z mieszkania.
  Kiedy pomyślałam, że naprawdę się spóźniłam, coś we mnie pękło. Przez te kilka sekund, zaczęłam się obwiniać za to, że wcześniej nie zdecydowałam się na odwiedzenie cierpiącej rodzicielki. Dostałam jednak drugą szansę i nie zamierzam jej przepuścić.
  W końcu znalazłam się w szpitalu. Chciałam spytać kogoś o pokój, w którym leży mama, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi i pochłonięty był swoimi ważniejszymi sprawami. Musiałam, więc zadzwonić do Lou.
- Cześć, braciszku. Jesteś w szpitalu?
- Hej, Kath. Tak, skąd wiesz?
- Bo byłam w naszym starym domu i pielęgniarka wszystko mi powiedziała.
- By.. Byłaś tam? - zdziwił się.
- Nie ma teraz na to czasu. Proszę, powiedz mi, w którym pokoju leży mama.
- 206. Drugie piętro - poinformował.
- Dziękuję, zaraz tam będę.
  Wbiegłam po schodach i zaczęłam szukać podanego przez Tommo numerku. Gdy w końcu udało mi się odnaleźć odpowiednią salę, wkroczyłam do niej zdyszana.
- Cześć, mamo - powiedziałam, widząc, że rodzicielka spogląda zaskoczona w moją stronę.
- Witaj, córeczko - odezwała się, unosząc lekko kąciki ust do góry.
- Przyjmuję przeprosiny. Wybaczam wszystkie twoje złe uczynki - podeszłam bliżej łóżka i chwyciłam jej dłoń, ściskając lekko - Tak bardzo cieszę się, że nie spóźniłam się, by cię o tym zawiadomić.
- A ja się cieszę, że tu jesteś, kochanie. - W jej oczach pojawiły się łzy.
- Dlaczego tutaj leżysz? Jest z tobą naprawdę źle? - dopytywałam zmartwiona.
- O mało nie dostała zawału serca, jednak lekarzom udało się opanować sytuację - głos przejął Lou, wiedząc jaką trudność sprawia mamie mówienie. - I przy okazji.. Jestem z ciebie bardzo dumny - splótł nasze dłonie.
- Nie spodziewałam się, że przed śmiercią zobaczę jeszcze taki widok, widok szczęśliwej rodziny. Mam dwójkę najcudowniejszych dzieci pod słońcem! Bardzo was kocham.
- My.. ciebie też - wydukałam, czując jak po policzkach spływają mi słone łzy.
  Mama uśmiechnęła się ostatni raz, a potem poczułam jak siła jej uścisku maleje. W końcu zamknęła oczy i aparatura zapiszczała, oznaczając zgon. Rzuciliśmy się sobie z Louisem w ramiona.
- Nie płacz, Kath. Będzie jej tam lepiej do góry. Czekała tylko na twoje wybaczenie. Teraz w spokoju mogła wreszcie odejść - mówił, mocno mnie obejmując.
- Dobrze, że tutaj przyszłam i zdążyłam przed jej śmiercią.
- Bardzo dobrze - ucałował lekko moje włosy. - Powinnaś pójść do mnie. Zjemy coś razem. Co ty na to?
- Zgadzam się.
  Przez całą drogę szliśmy obok siebie, nie mówiąc kompletnie nic. Oboje myśleliśmy o tym co się wydarzyło oraz o nadchodzącym pogrzebie.
- Alice? - zawołał Tommo, wchodząc do mieszkania.
  Nikt mu nie odpowiedział, więc ruszył do kuchni. Znalazł na stole liścik napisany przez jego partnerkę. Odczytał go i powiadomił mnie, że Johnson wyszła na zakupy, ponieważ ich lodówka praktycznie świeciła pustkami.
- Mam schowane pudełko Toffifee. Tylko ani słowa Alice - pogroził mi palcem jak dziecku.
- Jeśli się podzielisz, będę milczeć aż po grób.
- Poczekaj w salonie, zaraz wrócę.
  Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor, skacząc z kanału na kanał w poszukiwaniu czegoś, co choć odrobinę mnie zainteresuje. W końcu zatrzymałam się na Comedy Central, widząc nowe odcinki Jak poznałem waszą matkę.
- Jestem - powiedział Lou, zajmując miejsce obok mnie.
- Jadłeś po drodze! - zawołałam oburzona.
- Tylko jednego. W zamian możesz wziąć dwa - wysunął pudełko w moją stronę.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Mógłbym cię o coś zapytać?
- Śmiało - zachęciłam go, wpatrując się w ekran telewizora.
- Co u ciebie i Liama?
- Och - wyrwało mi się. - Mam ci tyle do powiedzenia!
  Zaczęłam od randki. Mimo, że miała ona miejsce trzy dni temu, mam wrażenie, że minęły od niej wieki, a wraz z nadejściem soboty, oddaliśmy się od siebie z Payne'm znacznie bardziej, niż mi się wydaję.
  Następnie opowiedziałam mu o powrocie Malika, naszych rozmowach, wieczornym spacerze i dzisiejszym lunchu. Napomknęłam przy okazji o Taylor i tym, jakiej zemsty dokonała na Harry'm.
- Od kiedy twoje życie stało się bardziej rozrywkowe od mojego? - zdziwił się. - A tak na poważnie to; wow! Z twojego życia powstałby niezły dramat. Może o tym gdzieś napisz? Chętnie zobaczę aktorów z teatru, odgrywających scenki, opisane w twojej książce - zaśmiał się.
- Miałeś być poważny, Bo Bear - wywróciłam oczami, zajadając się Toffifee.
- W porządku, już jestem. I właściwie to nie wiem od czego zacząć - podrapał się po głowie, udając zamyśloną minę. - Więc po pierwsze to.. cieszę się, że wreszcie pozbyłaś się Swift. Mam wielką nadzieję, że naprawdę da ci spokój. Co do jej problemów psychicznych, to nie wykluczam, że może je mieć. Poczekajmy na to, co powie dyrektorek.
- Po drugie - mówił dalej - Malik trafił w najgorszy moment. Kiedy właśnie zaczęłaś układać sobie życie, on tak po prostu wrócił i myśli, że znajdzie się jeszcze dla niego miejsce w twoim świecie. Nie, Katherine. Nie możesz mu ulegać. Pamiętasz jak cię bił? Jak próbował cię gwałcić? A to, kiedy nazwał cię dziwką? Zapomniałaś już o tym, czy jak?! - podniósł ton, wbijając we mnie swój złowrogi wzrok.
- Och, doprawdy? A kto ostatnio mówił mi, że ludzie popełniają błędy, ale potem ich żałują?  Zayn przeprosił mnie i stara się naprawić nasze stosunki, po tym jak podle się zachował - skrzyżowałam swoje ręce na klatce piersiowej.
- Mówiłem tak, ale uważam, że nie będziesz z nim szczęśliwa, jeśli go wybierzesz - pokręcił przecząco głową.
- Mówisz tak tylko dlatego, że milion razy bardziej wolisz Liama! - wrzasnęłam.
- Bo taka jest prawda, siostrzyczko. On nigdy cię nie skrzywdził. Zawsze był przy tobie, kiedy tego potrzebowałaś. Pomagał ci, jak tylko mógł. Rezygnował z wielu rzeczy, byle byś tylko poczuła się lepiej. Był na każde twoje zawołanie, na litość boską! To się nazywa miłość.
- Louis ty nie rozumiesz - westchnęłam bezradnie. - Oni oboje są dla mnie bardzo ważni. Obojga obdarzyłam silnym uczuciem, które zostało odwzajemnione. Oboje są dobrymi ludźmi i wiem, że u ich boku będę szczęśliwa.
- Więc nie wybieraj żadnego - rzucił.
- Nie rozważałam jeszcze tej opcji.
- Pomyśl nad nią, skoro tak trudno jest ci wybrać jednego z nich.
- Czasami naprawdę warto z tobą porozmawiać, braciszku.
- A pomyślałaś kiedyś inaczej? Jesteś niewdzięczna - naskoczył na mnie, łaskocząc.
- Przestań! Proszę! Bo Bear! - krzyczałam, śmiejąc się i wijąc pod jego dotykiem.
- Miałem przestać, ale usłyszałem Bo Bear i jednak zmieniłem zdanie - zaśmiał się złowrogo.
  W końcu wyczerpani szarpaniną, opadliśmy na kanapę. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy chichotać, tak po prostu .
- Dzięki, że jesteś. Potrafisz mnie rozbawić nawet w najbardziej gównianym momencie mojego życia - odezwałam się, szturchając go w ramię.
- Nie ma za co. Od tego tutaj jestem - uśmiechnął się, odsłaniając ząbki.
- Wiesz.. Zastanawiam się, czy myślałeś już o ślubie bądź dziecku z Alice. Nie uważasz, że zbliża się czas, w którym powinniście już o tym pogadać?
- Niee, skąd - zaczął zezować oczami po pokoju.
- O co chodzi?
- Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz.
- Przecież wiesz, że możesz mi ufać.
- W porządku. - Zrobił krótką przerwę za nim ponownie się odezwał. - Ja.. Boje się, że po ślubie będzie inaczej. Że będziemy się więcej kłócić, a w najgorszym wypadku podejmiemy decyzję o rozwodzie, ponieważ tak najczęściej się zdarza. A jeśli wtedy będziemy mieli dzieci..? Jak one się poczują, kiedy ich rodzice się rozstaną? Nie chcę, by było im smutno.
- Woah, Lou - zamrugałam kilkakrotnie, by przekonać się, że to nie sen - Zawsze myślałam, że nie masz żadnych trosk, czy obaw. Ale najzwyczajniej w świecie byłam w błędzie, i to ogromnym! - odparłam rozentuzjazmowana, a on spojrzał na mnie z wyrzutem. - Okej, będę poważna. Posłuchaj mnie, Tommo. Potraktuj ślub jako całkowite przypieczętowanie waszego związku, który będzie trwał aż po grób. Małżeństwo zmienia jedynie to, że będziesz mężem, a Alice żoną, i zupełnie nic więcej. Będzie tak samo, jeśli tylko oboje będziecie się starać o wzajemne wsparcie, pomoc i zrozumienie - uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
- To tylko puste słowa. Spójrz na większość małżeństw, które wzięły ślub. Rozpadają się nawet po 13 latach bycia ze sobą! To jest przerażające.
- Wy nie jesteście jak większość małżeństw. Jesteście wyjątkowi.
- Nie wiem, może masz rację - spuścił wzrok, bawiąc się rogiem poduszki.
- Rozmawiałeś o swoim strachu z Alice? - Pokręcił przecząco głową. - Więc to zrób. Ona ma dar przekonywania, który co prawda nie zawsze działa, ale warto próbować. Zresztą, powinna wiedzieć co myślisz. Może ona tylko czeka na pierścionek zaręczynowy, tylko boi się ci o tym powiedzieć? W związkach potrzebna jest szczerość, Louis.
- Zawsze byłaś tą mądrzejszą - zaśmiał się pod nosem. - Dziękuję, Kath - powiedział, a potem przytulił się do mnie.
  Z godziny dziewiętnastej zrobiła się dwudziesta pierwsza. W między czasie wróciła Alice z zakupów, więc pomogliśmy jej uporać się z rozpakowywaniem produktów. Za nim wyszłam z mieszkania, zachęciłam jeszcze raz Lou, by spróbował pogadać z Johnson o jego lękach. To na pewno mu pomoże. Obiecał, że to zrobi.
  Wróciłam do swojego domu i zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam obuwię oraz kurtkę i podążyłam do salonu, zastając w nim Liama, leżącego wygodnie na kanapie i sączącego piwo.
- Cześć. - Usiadłam na drugiej kanapie.
- Hej.
- Co robisz?
- Upijam się, nie widać? - odpowiedział wymijająco, wpatrując się w ekran telewizora.
- Jesteś zły? - Przesiadłam się obok niego.
- Na ciebie? Nigdy.
- Więc o co chodzi? Dlaczego pijesz? Co jest tego powodem? - dopytywałam, czując jak żal ściska mi serce.
- Bo Zayn jest zawsze o krok dalej ode mnie. Zna cię dłużej, wie co lubisz, a czego nie. Macie ze sobą wspaniałe wspomnienia. I on dokładnie wie, jak ma cię zdobyć - upił łyk napoju z puszki.
- Nigdy nie powiedziałam, że Malik jest lepszy.
- Ale tak właśnie jest, i boisz się mi się przyznać, że tak właśnie myślisz, bo zwyczajnie się nade mną litujesz.
- Co? - wyrwało mi się. - Wcale tak nie jest, Liam. Odłóż to piwo - zabrałam mu puszkę i odłożyłam na stół - A teraz chodź tu do mnie - otworzyłam szeroko ramiona.
  Przytuliłam go mocno do siebie, czując, że zaraz się rozpłaczę.
  Wybór był coraz bliżej. Nawet gdybym oznajmiła, że chcę być sama, oni oboje dalej by się starali. Nie chcę żeby tak było, nie chcę ich obu krzywdzić. Co ja mam zrobić? Którego wybrać? Boże daj mi jakiś znak, tylko o to cię proszę.
- Trochę lepiej? - zapytałam, odsuwając się od niego powoli.
- Ty zawsze potrafisz sprawić, że jest lepiej - uśmiechnął się lekko.
- To miłe - pogłaskałam go delikatnie po policzku. - Gdzie poszedłeś, kiedy Zayn poprosił cię, byś dał nam trochę prywatności?
- Przechadzałem się jak idiota w tę i z powrotem po parku, karmiłem kaczki, obserwowałem radosne rodziny na spacerze. Nic wielkiego - wzruszył ramionami, wracając do pochmurnego wyrazu twarzy.
- Przepraszam, że tak wyszło, ale o niczym nie miałam pojęcia.
- Wiem, Zack mówił, że to niespodzianka. Skurwiel uśmiechał się od ucha do ucha, żeby tylko mnie rozdrażnić - zacisnął dłonie w pięść.
- Obiecaj mi na mały paluszek, że nigdy, przenigdy nie stanie mu się krzywda z twojej ręki - wysunęłam w jego stronę mały palec.
- Więc nogą mogę? - uniósł jedną brew do góry.
- Nie.
- Ale wspomniałaś tylko o..
- Obiecaj mi! - odezwałam się stanowczo.
- W porządku, obiecuję - przewrócił oczami, a potem splótł nasze palce.
- Dziękuję - musnęłam lekko jego policzek. - Jutrzejsze odwiedziny wesołego miasteczka wciąż w planach?
- A chciałabyś pójść? - spojrzał na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że tak.
  Wspólnie pooglądaliśmy jeszcze telewizję, a potem, wspinając się po schodach, zaczęliśmy się przepychać, przez co Payne o mało nie spadł. Na szczęście w ostatnim momencie zdążył się uchwycić poręczy, a dwie sekundy później pociągnęłam go za bluzkę, by mógł złapać równowagę. Wszystko dzięki Bogu skończyło się dobrze.
  Zabierając swoją piżamę, składającej się z dużej, czarnej bluzki z batmanem oraz szarych, rozciągniętych dresów, ruszyłam do łazienki. Weszłam pod prysznic i zamknęłam oczy, by w pełni zrelaksować się kąpielą.
  Po wyjściu wysuszyłam swoje włosy i podążyłam do swojego pokoju, wskakując do wygodnego łóżka. Przykryłam się kołdrą pod samą szyję, wyczekując nadejścia Liego.
  Minęło pięć minut, dziesięć, piętnaście, a on wciąż się nie zjawiał. Zaczęłam się o niego martwić, więc wygrzebałam się spod ciepłego nakrycia i natychmiast zbiegłam po schodach do łazienki. Nacisnęłam na klamkę drzwi i pchnęłam je. Okazało się, że były otwarte, więc weszłam do środka. To, co tam zobaczyłam było przerażające.
- Liam! - krzyknęłam, upadając na płytki.
  Szatyn leżał nagi na ziemi, a z jego głowy ciekła krew. Jedna z jego nóg, wciąż była w kabinie. Musiał się potknąć, kiedy sięgał po ręcznik!
- Liam, proszę, obudź się. Nie rób mi tego, Li - potrząsałam jego ciałem, czując jak po policzkach spływają mi łzy. Tak bardzo bałam się, że lada chwila zabraknie go w moim świecie. - Muszę zadzwonić po karetkę! Jestem taka głupia - walnęłam się otwartą dłonią w czoło i już miałam wyjść, kiedy poczułam na nadgarstku jego dłoń. Odwróciłam się gwałtownie.
- Kath - szepnął, a potem otworzył oczy i wybuchnął śmiechem. - Szkoda, że nie widzisz swojej miny!
- Ale.. krew..?
- Jest sztuczna, słonko - wciąż rechotał, leżąc na zimnych płytkach.
- Co? Czemu mi to zrobiłeś palancie? Przeraziłam się! Myślałam, że cię stracę!
- Wpadłem dziś do sklepu z rzeczami dla dzieciaków. Zobaczyłem sztuczną krew i pomyślałem ,,hej, może zrobię dziś kawał?'' i właśnie tak się stało - podniósł się wreszcie, opierając się na jednej dłoni.
- To w ogóle nie było śmieszne - pokręciłam przecząco głową, próbując skupić się wyłącznie na jego twarzy.
- Dla mnie było - chichotał dalej, łapiąc się za brzuch.
  Powędrowałam wzrokiem za jego ręką, przysłaniającą wyrzeźbiony tors, a potem spojrzałam jeszcze niżej, na dolną partię jego ciała. Cholera, to było silniejsze ode mnie!
- Masz na mnie ochotę - odezwał się, uśmiechając łobuzersko.
- Wcale nie! - zaprotestowałam, wbijając oczy w podłogę.
- Więc dlaczego jesteś zdenerwowana i próbujesz nie zerkać na mój ,,sprzęt''? - podniósł mój podbródek.
- Nie jestem zdenerwowana - przełknęłam ślinę, podnosząc się. - Pójdę już spać. Posprzątaj to, żartownisiu.
- Ładnie mnie nazwałaś - podniósł brwi w zabawny sposób.
- To piwo chyba za bardzo uderzyło ci do głowy - wywróciłam oczami i czym prędzej udałam się na górę.
  Położyłam się w łóżku, nie mogąc skupić się na spaniu. Czułam, że mój mózg zaraz eksploduje z nadmiaru napływających myśli i obrazów. Nagi Liam, jego przepiękny uśmiech, kogo wybrać, śmiech Zayna.. Byłam wykończona psychicznie.
  Gdy tak leżałam, próbując usnąć, do pokoju wszedł Payne. Położył się obok mnie, przytulając do siebie. Przylgnęłam do jego klatki piersiowej.
- Skąd wiedziałeś, że zejdę? - zapytałam.
- Nie wiedziałem - odpowiedział. - Ale zeszłaś i pokazałaś mi, że naprawdę ci na mnie zależy. Płakałaś nade mną, próbując mnie jakoś ratować - dodał szybko.
  Mój obrońca miał rację. Naprawdę mi na nim zależało. Nie umiałabym żyć z myślą, że jego już nie ma na tym świecie. Pogodziłam się z śmiercią mamy, ponieważ nic już nie mogło jej uratować, ale nie chciałam stracić jednej z najważniejszych osób w moim życiu.
- Byłam dziś u mamy - powiedziałam, orientując się, że nie zdążyłam go jeszcze o tym zawiadomić.
- Naprawdę? I jak? - odsunął mnie od siebie, by móc patrzeć na moją twarz.
- Wybaczyłam jej. Po rozmowie z Martiną, która jak wiesz, nie ma mamy, coś we mnie pękło, a cała złość nagle zniknęła. Poczułam, że muszę pójść ją odwiedzić. Więc od razu to zrobiłam. Kiedy wpadłam do naszego starego, rodzinnego domu, nie zastałam jej, a pielęgniarka ścieliła właśnie łóżko. Pomyślałam ,,Kath, spóźniłaś się kretynko'', ale na szczęście okazało się, że mama trafiła do szpitala, bo jej stan się pogorszył. Natychmiast się do niego udałam i zdążyłam przed jej odejściem powiedzieć jej, że przyjęłam przeprosiny. Ucieszyła się i za nim zasnęła na zawsze, wypowiedziała niesamowite słowa, które brzmiały ,,Mam dwójkę najcudowniejszych dzieci pod słońcem. Kocham was''.
- Warto było, prawda? - uśmiechnął się, zaczesując kosmyk moich włosów za ucho.
- Zdecydowanie - przytaknęłam. - Przepraszam, że nie słuchałam cię od początku. Powinnam była wcześniej do niej pójść.
- Ważne, że w ogóle to zrobiłaś. Bardzo się cieszę.
- Ja też.
  Na powrót przysunęliśmy się do siebie i zasnęliśmy w swoich objęciach.
                                                       ***
  Dzisiejszego dnia na uniwersytecie nie działo się nic wielkiego; kilku studentów przyszło wypożyczyć książki, zaczęłam czytać kolejną część Zmierzchu Przed świtem, a Emily z Niallem dopytywali, czy podjęłam wreszcie jakąś decyzję.
  Wróciłam do mieszkania, i kiedy znalazłam się w środku, usłyszałam wołanie Liama. Czym prędzej odwiesiłam torebkę na wieszak i ruszyłam do kuchni, w której zastałam go siedzącego przy stole i pochłaniającego kawałki czekolady.
- Tak? - odezwałam się zaciekawiona.
- Mogę cię o coś spytać?

___________________________________
Od autorki: Och, jak dziś ciepło! Kwiecień! Normalnie uwielbiam wiosnę :)
 Jak podoba wam się dwudziestka siódemka? Myśleliście, że Kath naprawdę się spóźniła, gdy wpadła do mieszkania i zastała zasmuconą pielęgniarkę, ścielącą łóżko? Dobrze zrobiła, wybaczając mamie? Co uważacie o obawach Lou? Są słuszne? Czy Tommo porozmawia o swoim strachu z Alice? Co z momentami Kiam/Lath? I o co Liam chce zapytać Kath, pożerając czekoladę, która jak wiadomo, służy przede wszystkim do pocieszenia nas? Czekam na propozycję! CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
 Dzięki za wszystkie komentarze i jeśli macie jakiekolwiek pytania, to pamiętajcie, że możecie zadawać je w komentarzach, a także po prawej stronie widnieje nick do mojego twittera, więc możecie je też kierować na tt. To chyba wszystko. Miłego dnia, dzióbaski. x