wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział dwudziesty siódmy

  Znalazłam się w środku mieszkania, w którym nie byłam od kilku lat, a które kiedyś było moim rodzinnym domem. Wciąż pachniało tu tak samo jak w dzieciństwie; zapach alkoholu i papierosów, pomieszany z odświeżaczem powietrza. Wnętrze również się nie zmieniło. Wszystko stało dokładnie w tym samym miejscu, w którym dawniej.
  Po raz kolejny nabrałam powietrza w płuca i wypuściłam je bardzo powoli. Powtórzyłam tę czynność kilka razy, zdając sobie szybko sprawę, że uspokoję nienaturalne bicie swojego serca tylko wtedy, kiedy wreszcie porozmawiam z mamą.
  Weszłam do sypialni rodzicielki, widząc jedynie przygnębioną pielęgniarkę, która ścieliła łóżko. Od razu wiedziałam co to oznacza. Spóźniłam się.
- Mój Boże - jęknęłam, zakrywając dłonią twarz.
- Och, nie - zwróciła się do mnie młoda dziewczyna, kiwając głową - Pani Tomlinson jest w szpitalu, ponieważ gorzej się poczuła - wytłumaczyła, widząc moją reakcję.
- Więc mam jeszcze czas, by się z nią pożegnać? - zapytałam.
- Sądzę, że jeśli się pospieszysz, to ci się uda. Było z nią naprawdę źle - westchnęła bezradnie.
- W porządku. Dziękuję - uśmiechnęłam się słabo i wybiegłam z mieszkania.
  Kiedy pomyślałam, że naprawdę się spóźniłam, coś we mnie pękło. Przez te kilka sekund, zaczęłam się obwiniać za to, że wcześniej nie zdecydowałam się na odwiedzenie cierpiącej rodzicielki. Dostałam jednak drugą szansę i nie zamierzam jej przepuścić.
  W końcu znalazłam się w szpitalu. Chciałam spytać kogoś o pokój, w którym leży mama, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi i pochłonięty był swoimi ważniejszymi sprawami. Musiałam, więc zadzwonić do Lou.
- Cześć, braciszku. Jesteś w szpitalu?
- Hej, Kath. Tak, skąd wiesz?
- Bo byłam w naszym starym domu i pielęgniarka wszystko mi powiedziała.
- By.. Byłaś tam? - zdziwił się.
- Nie ma teraz na to czasu. Proszę, powiedz mi, w którym pokoju leży mama.
- 206. Drugie piętro - poinformował.
- Dziękuję, zaraz tam będę.
  Wbiegłam po schodach i zaczęłam szukać podanego przez Tommo numerku. Gdy w końcu udało mi się odnaleźć odpowiednią salę, wkroczyłam do niej zdyszana.
- Cześć, mamo - powiedziałam, widząc, że rodzicielka spogląda zaskoczona w moją stronę.
- Witaj, córeczko - odezwała się, unosząc lekko kąciki ust do góry.
- Przyjmuję przeprosiny. Wybaczam wszystkie twoje złe uczynki - podeszłam bliżej łóżka i chwyciłam jej dłoń, ściskając lekko - Tak bardzo cieszę się, że nie spóźniłam się, by cię o tym zawiadomić.
- A ja się cieszę, że tu jesteś, kochanie. - W jej oczach pojawiły się łzy.
- Dlaczego tutaj leżysz? Jest z tobą naprawdę źle? - dopytywałam zmartwiona.
- O mało nie dostała zawału serca, jednak lekarzom udało się opanować sytuację - głos przejął Lou, wiedząc jaką trudność sprawia mamie mówienie. - I przy okazji.. Jestem z ciebie bardzo dumny - splótł nasze dłonie.
- Nie spodziewałam się, że przed śmiercią zobaczę jeszcze taki widok, widok szczęśliwej rodziny. Mam dwójkę najcudowniejszych dzieci pod słońcem! Bardzo was kocham.
- My.. ciebie też - wydukałam, czując jak po policzkach spływają mi słone łzy.
  Mama uśmiechnęła się ostatni raz, a potem poczułam jak siła jej uścisku maleje. W końcu zamknęła oczy i aparatura zapiszczała, oznaczając zgon. Rzuciliśmy się sobie z Louisem w ramiona.
- Nie płacz, Kath. Będzie jej tam lepiej do góry. Czekała tylko na twoje wybaczenie. Teraz w spokoju mogła wreszcie odejść - mówił, mocno mnie obejmując.
- Dobrze, że tutaj przyszłam i zdążyłam przed jej śmiercią.
- Bardzo dobrze - ucałował lekko moje włosy. - Powinnaś pójść do mnie. Zjemy coś razem. Co ty na to?
- Zgadzam się.
  Przez całą drogę szliśmy obok siebie, nie mówiąc kompletnie nic. Oboje myśleliśmy o tym co się wydarzyło oraz o nadchodzącym pogrzebie.
- Alice? - zawołał Tommo, wchodząc do mieszkania.
  Nikt mu nie odpowiedział, więc ruszył do kuchni. Znalazł na stole liścik napisany przez jego partnerkę. Odczytał go i powiadomił mnie, że Johnson wyszła na zakupy, ponieważ ich lodówka praktycznie świeciła pustkami.
- Mam schowane pudełko Toffifee. Tylko ani słowa Alice - pogroził mi palcem jak dziecku.
- Jeśli się podzielisz, będę milczeć aż po grób.
- Poczekaj w salonie, zaraz wrócę.
  Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor, skacząc z kanału na kanał w poszukiwaniu czegoś, co choć odrobinę mnie zainteresuje. W końcu zatrzymałam się na Comedy Central, widząc nowe odcinki Jak poznałem waszą matkę.
- Jestem - powiedział Lou, zajmując miejsce obok mnie.
- Jadłeś po drodze! - zawołałam oburzona.
- Tylko jednego. W zamian możesz wziąć dwa - wysunął pudełko w moją stronę.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Mógłbym cię o coś zapytać?
- Śmiało - zachęciłam go, wpatrując się w ekran telewizora.
- Co u ciebie i Liama?
- Och - wyrwało mi się. - Mam ci tyle do powiedzenia!
  Zaczęłam od randki. Mimo, że miała ona miejsce trzy dni temu, mam wrażenie, że minęły od niej wieki, a wraz z nadejściem soboty, oddaliśmy się od siebie z Payne'm znacznie bardziej, niż mi się wydaję.
  Następnie opowiedziałam mu o powrocie Malika, naszych rozmowach, wieczornym spacerze i dzisiejszym lunchu. Napomknęłam przy okazji o Taylor i tym, jakiej zemsty dokonała na Harry'm.
- Od kiedy twoje życie stało się bardziej rozrywkowe od mojego? - zdziwił się. - A tak na poważnie to; wow! Z twojego życia powstałby niezły dramat. Może o tym gdzieś napisz? Chętnie zobaczę aktorów z teatru, odgrywających scenki, opisane w twojej książce - zaśmiał się.
- Miałeś być poważny, Bo Bear - wywróciłam oczami, zajadając się Toffifee.
- W porządku, już jestem. I właściwie to nie wiem od czego zacząć - podrapał się po głowie, udając zamyśloną minę. - Więc po pierwsze to.. cieszę się, że wreszcie pozbyłaś się Swift. Mam wielką nadzieję, że naprawdę da ci spokój. Co do jej problemów psychicznych, to nie wykluczam, że może je mieć. Poczekajmy na to, co powie dyrektorek.
- Po drugie - mówił dalej - Malik trafił w najgorszy moment. Kiedy właśnie zaczęłaś układać sobie życie, on tak po prostu wrócił i myśli, że znajdzie się jeszcze dla niego miejsce w twoim świecie. Nie, Katherine. Nie możesz mu ulegać. Pamiętasz jak cię bił? Jak próbował cię gwałcić? A to, kiedy nazwał cię dziwką? Zapomniałaś już o tym, czy jak?! - podniósł ton, wbijając we mnie swój złowrogi wzrok.
- Och, doprawdy? A kto ostatnio mówił mi, że ludzie popełniają błędy, ale potem ich żałują?  Zayn przeprosił mnie i stara się naprawić nasze stosunki, po tym jak podle się zachował - skrzyżowałam swoje ręce na klatce piersiowej.
- Mówiłem tak, ale uważam, że nie będziesz z nim szczęśliwa, jeśli go wybierzesz - pokręcił przecząco głową.
- Mówisz tak tylko dlatego, że milion razy bardziej wolisz Liama! - wrzasnęłam.
- Bo taka jest prawda, siostrzyczko. On nigdy cię nie skrzywdził. Zawsze był przy tobie, kiedy tego potrzebowałaś. Pomagał ci, jak tylko mógł. Rezygnował z wielu rzeczy, byle byś tylko poczuła się lepiej. Był na każde twoje zawołanie, na litość boską! To się nazywa miłość.
- Louis ty nie rozumiesz - westchnęłam bezradnie. - Oni oboje są dla mnie bardzo ważni. Obojga obdarzyłam silnym uczuciem, które zostało odwzajemnione. Oboje są dobrymi ludźmi i wiem, że u ich boku będę szczęśliwa.
- Więc nie wybieraj żadnego - rzucił.
- Nie rozważałam jeszcze tej opcji.
- Pomyśl nad nią, skoro tak trudno jest ci wybrać jednego z nich.
- Czasami naprawdę warto z tobą porozmawiać, braciszku.
- A pomyślałaś kiedyś inaczej? Jesteś niewdzięczna - naskoczył na mnie, łaskocząc.
- Przestań! Proszę! Bo Bear! - krzyczałam, śmiejąc się i wijąc pod jego dotykiem.
- Miałem przestać, ale usłyszałem Bo Bear i jednak zmieniłem zdanie - zaśmiał się złowrogo.
  W końcu wyczerpani szarpaniną, opadliśmy na kanapę. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy chichotać, tak po prostu .
- Dzięki, że jesteś. Potrafisz mnie rozbawić nawet w najbardziej gównianym momencie mojego życia - odezwałam się, szturchając go w ramię.
- Nie ma za co. Od tego tutaj jestem - uśmiechnął się, odsłaniając ząbki.
- Wiesz.. Zastanawiam się, czy myślałeś już o ślubie bądź dziecku z Alice. Nie uważasz, że zbliża się czas, w którym powinniście już o tym pogadać?
- Niee, skąd - zaczął zezować oczami po pokoju.
- O co chodzi?
- Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz.
- Przecież wiesz, że możesz mi ufać.
- W porządku. - Zrobił krótką przerwę za nim ponownie się odezwał. - Ja.. Boje się, że po ślubie będzie inaczej. Że będziemy się więcej kłócić, a w najgorszym wypadku podejmiemy decyzję o rozwodzie, ponieważ tak najczęściej się zdarza. A jeśli wtedy będziemy mieli dzieci..? Jak one się poczują, kiedy ich rodzice się rozstaną? Nie chcę, by było im smutno.
- Woah, Lou - zamrugałam kilkakrotnie, by przekonać się, że to nie sen - Zawsze myślałam, że nie masz żadnych trosk, czy obaw. Ale najzwyczajniej w świecie byłam w błędzie, i to ogromnym! - odparłam rozentuzjazmowana, a on spojrzał na mnie z wyrzutem. - Okej, będę poważna. Posłuchaj mnie, Tommo. Potraktuj ślub jako całkowite przypieczętowanie waszego związku, który będzie trwał aż po grób. Małżeństwo zmienia jedynie to, że będziesz mężem, a Alice żoną, i zupełnie nic więcej. Będzie tak samo, jeśli tylko oboje będziecie się starać o wzajemne wsparcie, pomoc i zrozumienie - uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
- To tylko puste słowa. Spójrz na większość małżeństw, które wzięły ślub. Rozpadają się nawet po 13 latach bycia ze sobą! To jest przerażające.
- Wy nie jesteście jak większość małżeństw. Jesteście wyjątkowi.
- Nie wiem, może masz rację - spuścił wzrok, bawiąc się rogiem poduszki.
- Rozmawiałeś o swoim strachu z Alice? - Pokręcił przecząco głową. - Więc to zrób. Ona ma dar przekonywania, który co prawda nie zawsze działa, ale warto próbować. Zresztą, powinna wiedzieć co myślisz. Może ona tylko czeka na pierścionek zaręczynowy, tylko boi się ci o tym powiedzieć? W związkach potrzebna jest szczerość, Louis.
- Zawsze byłaś tą mądrzejszą - zaśmiał się pod nosem. - Dziękuję, Kath - powiedział, a potem przytulił się do mnie.
  Z godziny dziewiętnastej zrobiła się dwudziesta pierwsza. W między czasie wróciła Alice z zakupów, więc pomogliśmy jej uporać się z rozpakowywaniem produktów. Za nim wyszłam z mieszkania, zachęciłam jeszcze raz Lou, by spróbował pogadać z Johnson o jego lękach. To na pewno mu pomoże. Obiecał, że to zrobi.
  Wróciłam do swojego domu i zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam obuwię oraz kurtkę i podążyłam do salonu, zastając w nim Liama, leżącego wygodnie na kanapie i sączącego piwo.
- Cześć. - Usiadłam na drugiej kanapie.
- Hej.
- Co robisz?
- Upijam się, nie widać? - odpowiedział wymijająco, wpatrując się w ekran telewizora.
- Jesteś zły? - Przesiadłam się obok niego.
- Na ciebie? Nigdy.
- Więc o co chodzi? Dlaczego pijesz? Co jest tego powodem? - dopytywałam, czując jak żal ściska mi serce.
- Bo Zayn jest zawsze o krok dalej ode mnie. Zna cię dłużej, wie co lubisz, a czego nie. Macie ze sobą wspaniałe wspomnienia. I on dokładnie wie, jak ma cię zdobyć - upił łyk napoju z puszki.
- Nigdy nie powiedziałam, że Malik jest lepszy.
- Ale tak właśnie jest, i boisz się mi się przyznać, że tak właśnie myślisz, bo zwyczajnie się nade mną litujesz.
- Co? - wyrwało mi się. - Wcale tak nie jest, Liam. Odłóż to piwo - zabrałam mu puszkę i odłożyłam na stół - A teraz chodź tu do mnie - otworzyłam szeroko ramiona.
  Przytuliłam go mocno do siebie, czując, że zaraz się rozpłaczę.
  Wybór był coraz bliżej. Nawet gdybym oznajmiła, że chcę być sama, oni oboje dalej by się starali. Nie chcę żeby tak było, nie chcę ich obu krzywdzić. Co ja mam zrobić? Którego wybrać? Boże daj mi jakiś znak, tylko o to cię proszę.
- Trochę lepiej? - zapytałam, odsuwając się od niego powoli.
- Ty zawsze potrafisz sprawić, że jest lepiej - uśmiechnął się lekko.
- To miłe - pogłaskałam go delikatnie po policzku. - Gdzie poszedłeś, kiedy Zayn poprosił cię, byś dał nam trochę prywatności?
- Przechadzałem się jak idiota w tę i z powrotem po parku, karmiłem kaczki, obserwowałem radosne rodziny na spacerze. Nic wielkiego - wzruszył ramionami, wracając do pochmurnego wyrazu twarzy.
- Przepraszam, że tak wyszło, ale o niczym nie miałam pojęcia.
- Wiem, Zack mówił, że to niespodzianka. Skurwiel uśmiechał się od ucha do ucha, żeby tylko mnie rozdrażnić - zacisnął dłonie w pięść.
- Obiecaj mi na mały paluszek, że nigdy, przenigdy nie stanie mu się krzywda z twojej ręki - wysunęłam w jego stronę mały palec.
- Więc nogą mogę? - uniósł jedną brew do góry.
- Nie.
- Ale wspomniałaś tylko o..
- Obiecaj mi! - odezwałam się stanowczo.
- W porządku, obiecuję - przewrócił oczami, a potem splótł nasze palce.
- Dziękuję - musnęłam lekko jego policzek. - Jutrzejsze odwiedziny wesołego miasteczka wciąż w planach?
- A chciałabyś pójść? - spojrzał na mnie z nadzieją.
- Oczywiście, że tak.
  Wspólnie pooglądaliśmy jeszcze telewizję, a potem, wspinając się po schodach, zaczęliśmy się przepychać, przez co Payne o mało nie spadł. Na szczęście w ostatnim momencie zdążył się uchwycić poręczy, a dwie sekundy później pociągnęłam go za bluzkę, by mógł złapać równowagę. Wszystko dzięki Bogu skończyło się dobrze.
  Zabierając swoją piżamę, składającej się z dużej, czarnej bluzki z batmanem oraz szarych, rozciągniętych dresów, ruszyłam do łazienki. Weszłam pod prysznic i zamknęłam oczy, by w pełni zrelaksować się kąpielą.
  Po wyjściu wysuszyłam swoje włosy i podążyłam do swojego pokoju, wskakując do wygodnego łóżka. Przykryłam się kołdrą pod samą szyję, wyczekując nadejścia Liego.
  Minęło pięć minut, dziesięć, piętnaście, a on wciąż się nie zjawiał. Zaczęłam się o niego martwić, więc wygrzebałam się spod ciepłego nakrycia i natychmiast zbiegłam po schodach do łazienki. Nacisnęłam na klamkę drzwi i pchnęłam je. Okazało się, że były otwarte, więc weszłam do środka. To, co tam zobaczyłam było przerażające.
- Liam! - krzyknęłam, upadając na płytki.
  Szatyn leżał nagi na ziemi, a z jego głowy ciekła krew. Jedna z jego nóg, wciąż była w kabinie. Musiał się potknąć, kiedy sięgał po ręcznik!
- Liam, proszę, obudź się. Nie rób mi tego, Li - potrząsałam jego ciałem, czując jak po policzkach spływają mi łzy. Tak bardzo bałam się, że lada chwila zabraknie go w moim świecie. - Muszę zadzwonić po karetkę! Jestem taka głupia - walnęłam się otwartą dłonią w czoło i już miałam wyjść, kiedy poczułam na nadgarstku jego dłoń. Odwróciłam się gwałtownie.
- Kath - szepnął, a potem otworzył oczy i wybuchnął śmiechem. - Szkoda, że nie widzisz swojej miny!
- Ale.. krew..?
- Jest sztuczna, słonko - wciąż rechotał, leżąc na zimnych płytkach.
- Co? Czemu mi to zrobiłeś palancie? Przeraziłam się! Myślałam, że cię stracę!
- Wpadłem dziś do sklepu z rzeczami dla dzieciaków. Zobaczyłem sztuczną krew i pomyślałem ,,hej, może zrobię dziś kawał?'' i właśnie tak się stało - podniósł się wreszcie, opierając się na jednej dłoni.
- To w ogóle nie było śmieszne - pokręciłam przecząco głową, próbując skupić się wyłącznie na jego twarzy.
- Dla mnie było - chichotał dalej, łapiąc się za brzuch.
  Powędrowałam wzrokiem za jego ręką, przysłaniającą wyrzeźbiony tors, a potem spojrzałam jeszcze niżej, na dolną partię jego ciała. Cholera, to było silniejsze ode mnie!
- Masz na mnie ochotę - odezwał się, uśmiechając łobuzersko.
- Wcale nie! - zaprotestowałam, wbijając oczy w podłogę.
- Więc dlaczego jesteś zdenerwowana i próbujesz nie zerkać na mój ,,sprzęt''? - podniósł mój podbródek.
- Nie jestem zdenerwowana - przełknęłam ślinę, podnosząc się. - Pójdę już spać. Posprzątaj to, żartownisiu.
- Ładnie mnie nazwałaś - podniósł brwi w zabawny sposób.
- To piwo chyba za bardzo uderzyło ci do głowy - wywróciłam oczami i czym prędzej udałam się na górę.
  Położyłam się w łóżku, nie mogąc skupić się na spaniu. Czułam, że mój mózg zaraz eksploduje z nadmiaru napływających myśli i obrazów. Nagi Liam, jego przepiękny uśmiech, kogo wybrać, śmiech Zayna.. Byłam wykończona psychicznie.
  Gdy tak leżałam, próbując usnąć, do pokoju wszedł Payne. Położył się obok mnie, przytulając do siebie. Przylgnęłam do jego klatki piersiowej.
- Skąd wiedziałeś, że zejdę? - zapytałam.
- Nie wiedziałem - odpowiedział. - Ale zeszłaś i pokazałaś mi, że naprawdę ci na mnie zależy. Płakałaś nade mną, próbując mnie jakoś ratować - dodał szybko.
  Mój obrońca miał rację. Naprawdę mi na nim zależało. Nie umiałabym żyć z myślą, że jego już nie ma na tym świecie. Pogodziłam się z śmiercią mamy, ponieważ nic już nie mogło jej uratować, ale nie chciałam stracić jednej z najważniejszych osób w moim życiu.
- Byłam dziś u mamy - powiedziałam, orientując się, że nie zdążyłam go jeszcze o tym zawiadomić.
- Naprawdę? I jak? - odsunął mnie od siebie, by móc patrzeć na moją twarz.
- Wybaczyłam jej. Po rozmowie z Martiną, która jak wiesz, nie ma mamy, coś we mnie pękło, a cała złość nagle zniknęła. Poczułam, że muszę pójść ją odwiedzić. Więc od razu to zrobiłam. Kiedy wpadłam do naszego starego, rodzinnego domu, nie zastałam jej, a pielęgniarka ścieliła właśnie łóżko. Pomyślałam ,,Kath, spóźniłaś się kretynko'', ale na szczęście okazało się, że mama trafiła do szpitala, bo jej stan się pogorszył. Natychmiast się do niego udałam i zdążyłam przed jej odejściem powiedzieć jej, że przyjęłam przeprosiny. Ucieszyła się i za nim zasnęła na zawsze, wypowiedziała niesamowite słowa, które brzmiały ,,Mam dwójkę najcudowniejszych dzieci pod słońcem. Kocham was''.
- Warto było, prawda? - uśmiechnął się, zaczesując kosmyk moich włosów za ucho.
- Zdecydowanie - przytaknęłam. - Przepraszam, że nie słuchałam cię od początku. Powinnam była wcześniej do niej pójść.
- Ważne, że w ogóle to zrobiłaś. Bardzo się cieszę.
- Ja też.
  Na powrót przysunęliśmy się do siebie i zasnęliśmy w swoich objęciach.
                                                       ***
  Dzisiejszego dnia na uniwersytecie nie działo się nic wielkiego; kilku studentów przyszło wypożyczyć książki, zaczęłam czytać kolejną część Zmierzchu Przed świtem, a Emily z Niallem dopytywali, czy podjęłam wreszcie jakąś decyzję.
  Wróciłam do mieszkania, i kiedy znalazłam się w środku, usłyszałam wołanie Liama. Czym prędzej odwiesiłam torebkę na wieszak i ruszyłam do kuchni, w której zastałam go siedzącego przy stole i pochłaniającego kawałki czekolady.
- Tak? - odezwałam się zaciekawiona.
- Mogę cię o coś spytać?

___________________________________
Od autorki: Och, jak dziś ciepło! Kwiecień! Normalnie uwielbiam wiosnę :)
 Jak podoba wam się dwudziestka siódemka? Myśleliście, że Kath naprawdę się spóźniła, gdy wpadła do mieszkania i zastała zasmuconą pielęgniarkę, ścielącą łóżko? Dobrze zrobiła, wybaczając mamie? Co uważacie o obawach Lou? Są słuszne? Czy Tommo porozmawia o swoim strachu z Alice? Co z momentami Kiam/Lath? I o co Liam chce zapytać Kath, pożerając czekoladę, która jak wiadomo, służy przede wszystkim do pocieszenia nas? Czekam na propozycję! CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
 Dzięki za wszystkie komentarze i jeśli macie jakiekolwiek pytania, to pamiętajcie, że możecie zadawać je w komentarzach, a także po prawej stronie widnieje nick do mojego twittera, więc możecie je też kierować na tt. To chyba wszystko. Miłego dnia, dzióbaski. x

13 komentarzy:

  1. Jezu już się boję .... PIERWSZA!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny, zresztą jak wszystkie. Naprawdę się wystraszyłam, że Kath nie zdąży i bardzo się, że wybaczyła mamie. Strasznie się przestraszyłam, myślałam, że Liasiowi naprawdę się coś stało. Naprawdę nie wiem o co chce spytać Kath. Życzę weny i z niecierpliwością czekam na next ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo dokładnie cieplitko,aż prsyjemnie siedsieć na dworze.Dziś było tak ciepło,że musiałam kupić sobie loda.
    Rozdział dwódziesty sódmy genialny.Szczerze to myślałam,że się spóźniła.Ciesze się,że wybaczyła mamie.Każdy człowiek popełnia błędy.Mama Kath i Louisa odeszła w spokoju ciesząc się,że dzieci jej wybaczyli.Myśle,że każdy ma takie obowy przed ślubem.Myśle,że tak powinien z nią o tym porozmawiać.Nie wiem,ale coś ważnego.Dani :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg! Super, Liam daje takie teksty ze zwijam się ze śmiechu :D, czekam NN :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chcę więcej Kiam / Lath! Oni są wspaniali! Wydaje mi się że Liam ja zapyta o to czy w końcu kogoś wybrała! Albo cos z jego rodzina? Mze chce się wyprowadzić? A może Taylor.? .Nie wiem! Znając cie to pewnie i tak wymyślić cos ciekawego! Z niecierpliwością czekam na następny! Weny życzę! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG zajebiste, troszke sie wzruszylam, a troszke posmialam . Boski, boski, boski...


    WIERNA CZYTELNICZKA

    OdpowiedzUsuń
  7. Super bosko zajebiście nie wiem co pisać yolo xx
    Tak że ten może już się pożegnam :d
    Kocham Ciebie i to opowiadanie.
    Piszę żeby nie było że komentuje miłego tygodnia
    Anka xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że wybaczyła mamie :) Ciekawe kogo Kath wybierze. Co za emocje xd Myślałam, że Liam naprawdę jest nieprzytomny! Tak w ogóle to założyłam instagrama i byłabym was wdzięczna siostry ( i może bracia ) jeżeli zaobserwowali byście i polubili zdjęcia. http://instagram.com/_leeyum# Odwdzięczę się i dziękuję ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowny rozdział, pełen wzlotów i upadków czyli takie jakie lubię najbardziej :)
    Cieszę się, że zdążyła wybaczyć mamie, a co do obaw Lou to uważam, że są bezpodstawne! On i Alice powinni już dawno być po ślubie! W sumie tak samo jak Liam z Kath. Uwielbiam ich i chyba wolę tą wersję! Jednak decyzja zależy od Ciebie dlatego też czekam niecierpliwie jak to rozegrasz!
    Do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeeej tak sie przestraszylam z tym ,,wypadkiem". Liaś zartowniś ;)

    Dobrze ze Kath wybaczyla mamie. Rozdzial jakis taki krotki sie wydaje ale wiem ze nie masz czasu na pisanie no ale zeby nie bylo to nie mam ci tego za zle ;D

    XYZ

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże Liam XD to nie śmieszne :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie no świetne !!! <3 Ten żart xd nagi Liam w łazience xd Na prawdę genialny <3 Uwielbiam twojego bloga <3 Już nie mogę sie doczekać kolejnego :D Proszeee niech Li będzie z Kath <3 Pozdrawiam :* <3 /K.

    OdpowiedzUsuń