piątek, 30 maja 2014

Rozdział trzydziesty ósmy.

,, Wracaj skąd przybyłaś, prostaku. Nikt cię tutaj nie chce. Wszyscy obgadują cię za plecami. Chyba nie chcesz mieszkać w otoczeniu ludzi, dla których jesteś ciężarem, prawda? ''

  Zamrugałam kilkakrotnie i po raz kolejny przeczytałam nadesłaną mi wiadomość od zastrzeżonego numeru. Wtem telefon znów zabrzęczał. Drżącymi dłońmi otworzyłam nowego esemesa.

,, Zapomniałam wspomnieć. Piśnij cokolwiek Liamowi, jego rodzinie bądź swoim bliskim, a tobie lub twojemu bachorowi stanie się krzywda. Całuski! xX ''

  Powoli ruszyłam w stronę łóżka i zajęłam na nim miejsce. Do oczu zaczęły napływać mi łzy, a bijące w nienaturalnym rytmie serce nie pozwalało mi na trzeźwe myślenie.
  Uspokoiwszy się odrobinę, spojrzałam jeszcze raz na treści otrzymanych wiadomości.
  M a y a.
  To musiała być ona! Od początku nie pałała do mnie sympatią, unikała rozmów ze mną, pocięła moją ulubioną bluzę, a teraz postanowiła mi grozić. Wredna suka myśli, że tak łatwo wpadnę w jej pułapkę!
  Zerwałam się z miejsca i wybiegłam z pokoju.
- Maya! - zawołałam najgłośniej jak umiałam. - Maya!
- Jestem w kuchni!
  Ostrożnie zeszłam po schodach, by nie spaść, nie zapominając, że mam w swoim brzuchu rozwijający się płód, na który muszę uważać znacznie bardziej, niż na siebie. Gdy dotarłam do kuchni, znów uderzył we mnie ostry zapach mięsa, który sprawił, że na chwilę straciłam równowagę. Wtedy Maya podbiegła do mnie, pytając zmartwionym głosem:
- Wszystko w porządku?
- Interesuje cię to?! - krzyknęłam, odsuwając się od niej, jednocześnie podpierając się ręką o ścianę.
- Oczywiście, że tak. Katherine nie wyglądasz najlepiej. Powinnaś wrócić do swojego pokoju - poradziła, patrząc na mnie jak zbity pies. Cholera, jest całkiem niezłą aktorką.
- Nie chciałaś powiedzieć, że powinnam wrócić skąd przyszłam?! - rzuciłam jej surowe spojrzenie.
- Dlaczego miałabym to powiedzieć? - zdziwiła się.
- Dlatego! - Przysunęłam ekran swojego telefonu do jej twarzy.
- O mój Boże! Od kogo są te wiadomości? - zakryła swoje usta dłonią z przerażenia.
- Przestań ze mną grać w kotka i myszkę! Są od ciebie! Przyznaj się! - wrzeszczałam, dając upust wszystkim kumulującym się we mnie emocjom.
- Co tutaj się wyprawia? - W pomieszczeniu zjawiła się Ruth.
  Pokazałam siostrze Liego otrzymane esemesy, opowiadając przy tym o pierwszej reakcji Mayi na mój widok oraz o tym, jak zniszczyła moją szarą bluzę z znakiem batmana.
- Gdzie podziało się twoje dobre serce? - zwróciła się do niej Ruth. - Co tobą kieruje? Zazdrość? Kath to dobra dziewczyna! Natychmiast zaprzestań swoich gróźb! Inaczej, będę zmuszona cię zwolnić.
- Wierzysz jej? - pisnęła dziewczyna.
- Oczywiście. Wszystko wskazuje na ciebie - wzruszyła ramionami.
- Kiedy ja nic nie zrobiłam!
- Dość! Jeśli dowiem się, że Katherine dostała kolejną wiadomość, wylatujesz stąd - odrzekła stanowczo Ruth i opuściła pomieszczenie.
  Spojrzałam Mayę, która zaciekle powstrzymywała się przed rozpłakaniem.
- Nie mam pojęcia co się tutaj wyprawia, ale przysięgam, że to nie ja - pokręciła głową, patrząc na mnie z obolałą miną.
- Więc niby kto? - odezwałam się wściekle.
- Nie wiem, ale obiecuję, że dowiem się, kto próbuje mnie wrobić - syknęła, krzyżując swoje ręce na klatce piersiowej.
- Powodzenia, Sherlocku - rzuciłam, wychodząc z kuchni.
  Wróciłam do pokoju, trzymając w rękach telefon, który sekundę po tym, jak zajęłam miejsce na łóżku, znów zabrzęczał, informując, że otrzymałam nową wiadomość. Nabrałam powietrza w płuca, powoli je wypuściłam i otworzyłam esemesa.

,, Miałaś siedzieć cicho, nierozumna istoto! Na szczęście ja dotrzymuję obietnic. Uważaj na siebie i swojego dzieciaka, bo jestem gotowa posunąć się do wszystkiego! ''

  Odrzuciłam telefon za siebie, chowając twarz w dłonie. Nawet wiedząc, że osobą, od której dostaję pogróżki, jest Maya, jestem przerażona. Obie mieszkamy pod jednym dachem, więc w każdej chwili może mnie zaatakować, a potem dalej udawać niewinną gosposię o anielskiej duszy.
  Co powinnam zrobić? Wrócić do swojego mieszkania? Tylko co wtedy powiem Liamowi? Nie mogę przecież opowiedzieć mu o całym zajściu, bo Maya znów spróbuje mnie skrzywdzić, o ile za pierwszym razem nie zdecyduje się na odebranie mi ostatniego oddechu. Po słowach ,,jestem gotowa posunąć się do wszystkiego'' mogę spodziewać się najgorszego.
  Nie chcę psuć Liemu zabawy, Martina i Harry są na imprezie, Lou z Alice mają jeden z tych wieczorów tylko dla siebie, Emily się do mnie nie odzywa, Nialler ma swoje problemy i nie mam najmniejszej ochoty walić mu się na głowę, a Zayn.. Czy to dobry pomysł, by poprosić go o przyjście tutaj? Czułabym się znacznie bezpieczniej, gdyby zgodził się przyjść, jednak z jego strony mogłoby to być trochę niezręczne.
  Sięgnęłam po leżący za mną telefon i wybrałam numer do Malika.
- Cześć.
- Hej, Kath.- usłyszałam radosny głos czarnuszka.
- Jesteś zajęty? Może masz ochotę spędzić ze mną trochę czasu? - spytałam, przegryzając swoją dolną wargę.
- Jest piątek, nie powinnaś być teraz z Liamem?
- Nie czułam się najlepiej, więc postanowiłam zostać w domu. Liam chciał zostać ze mną, ale zwyczajnie mu na to nie pozwoliłam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Och - jęknął. - Przykro mi Katherine, ale mam randkę.
- Masz randkę?! Z kim?! Z Eve?! Proszę, powiedz, że z Eve! - wrzeszczałam do telefonu uradowana, odpychając moje troski na bok.
- Tak, z Eve - zaśmiał się dźwięcznie. - Idziemy razem do kina.
- To świetne wieści, Malik! Tak się cieszę!
- Spokojnie, promyczku. - Nie przestawał chichotać, wywołując tym szeroki uśmiech na mojej twarzy.
- Trzymam za was kciuki!
- Ja również mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. - Ton jego głosu miał teraz poważne brzmienie. - Wiesz.. Nie jestem do końca pewien, czy zaczynanie nowego związku jest dobrym krokiem w obecnym etapie mojego życia.
- Rozmawiałeś na ten temat z wujem?
- Oczywiście - odparł natychmiast. - Doradził mi bym spróbował, bo z moich opowieści wynika, że Eve jest fantastyczną dziewczyną i nie pożałuję, że się na to zdecydowałem.
- Przekaż wujowi, że kocham go najbardziej na świecie - odrzekłam, śmiejąc się pod nosem.
- Przekażę - obiecał. Nastąpiła chwila ciszy. - Jak myślisz, co powinienem ubrać?
- Czarne spodnie, koszulkę z odlotowym napisem oraz czarną, skórzaną kurtkę. Eve dostanie palpitacji serca, kiedy cię zobaczy.
- Sądzisz, że aż tak na nią działam?
- Wiem jak to jest ulec twojemu urokowi, Zayn.
- Och, tak - westchnął.
- Przepraszam, nie chciałam cię zasmucić. - Face palm.
- W porządku, Kath. Od kiedy na mojej drodze pojawiła się Eve, całkiem dobrze sobie radzę.
- Nie masz pojęcia jak cieszy mnie ta wiadomość!
- Mnie również. Muszę już kończyć. Dzięki za rozmowę. Pa!
- Pa!
  Zawsze obawiałam się, że kiedy wybiorę między Zaynem a Liamem, jednego z nich stracę na zawsze. Tymczasem los postanowił mnie pozytywnie zaskoczyć i sprawił, że jest możliwość posiadania całej dwójki.
  Rozejrzałam się po pokoju. Nie chciałam się stąd ruszać ze względu na grasującą po domu Mayę, ale zaczynała doskwierać mi nuda. Wtem mój wzrok padł na drzwi od garderoby, przywołując jednocześnie wspomnienie, kiedy razem z Liamem wkradliśmy się do obecnie zamieszkiwanego przeze mnie domu, a potem zostaliśmy zmuszeni do ukrycia się w garderobie przed Karen.
  Postanowiłam przejrzeć swoje ubrania, by sprawdzić, czy Maya nie zniszczyła czegoś poza moją ulubioną bluzą. Weszłam do środka ciemnego pomieszczenia i zapaliłam światło, zaczynając z dokładnością oglądać rozwieszone na wieszakach ciuchy.
  Gdy okazało się, że wszystko jest z nimi w porządku, podeszłam do kolekcji szpilek, należącej do Ruth. Nie mogłam się powstrzymać, by przyjrzeć im się dokładniej, niż ostatnim razem. Napadła mnie też ochota by je przymierzyć, ale z całych sił przekonałam się, że to nie najlepszy pomysł.
  Kierując się w stronę wyjścia, usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Przerażona podbiegłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę. Niestety, moje obawy się ziściły. Zostałam tutaj zamknięta.
  Stanęłam na środku garderoby, tępo wpatrując się w drzwi z bijącym w przyspieszonym tempie sercem. Ja i moje dziecko byliśmy w wielkim niebezpieczeństwie, a ja nie miałam nawet pieprzonego telefonu, z którego mogłabym zadzwonić po pomoc.
  Pod drzwiami pojawiła się biała kartka, zapisana odręczne czarnym długopisem. Ostrożnie po nią podeszłam.

,, Mówiłam, że jestem zdolna posunąć się do wszystkiego, prawda? Zmów ostatnią modlitwę, kochanie! To twoje ostatnie sekundy na tej ziemi! ''

  T a y l o r.
  Jej pismo rozpoznałabym nawet na końcu świata. Tylko co ona tutaj robi? Przecież powinna przebywać teraz w szpitalu psychiatrycznym, w którym mieli jej pomóc.
  Spanikowana zaczęłam wołać o pomoc, choć wydawało mi się, że nikt nie jest w stanie usłyszeć mojego drżącego głosu w tak wielkim domu.
  Z braku nadziei osunęłam się na podłogę, przygotowując się na mój zbliżający się ogromnymi krokami koniec. Bo co innego niby miałam zrobić? Swift z pewnością nie przyszła tutaj z pustymi rękoma. A czym ja mam się obronić? Wieszakiem? Butem należącym do siostry mojego chłopaka?
  Moje oczy powędrowały ku szparze pomiędzy drzwiami, a podłogą. Wtedy dostrzegłam coś jeszcze. Natychmiast stanęłam na równe nogi i ponownie podbiegłam do szpilek. Przeczesałam wzrokiem całe miejsce zarezerwowane dla kolekcji Ruth, ale nie udało mi się znaleźć pary butów, które spodobały mi się tamtego dnia, gdy zakradliśmy się tutaj z Liamem, co oznaczało, że..
  Taylor ma wspólniczkę. I jest nią R u t h.
  Jak to możliwe? Przecież była dla mnie bardzo miła podczas naszej pierwszej rozmowy, a potem jeszcze stanęła po mojej stronie, kiedy oskarżałam Mayę o przysyłanie mi esemesów z pogróżkami.
  Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Jak mogłam nie wpaść na to wcześniej? Maya była niewinna! Ruth wykorzystała jej nieufność wobec mojej osoby, bym wszystkie podejrzenia natychmiast zrzuciła na niewinną gosposię.
- Ruth! Taylor! Wiem, że tam jesteście! Wiem, że to wy! Nie zdołacie mnie skrzywdzić, wredne suki! Pokażę wam na co mnie stać! - krzyczałam, waląc pięściami w drzwi
  Nie wiedziałam co zrobię, kiedy tutaj wejdą. Moją jedyną bronią poza zębami i paznokciami są wieszaki i szpilki. Jak niby mam sobie poradzić, posiadając jedynie to?
  Wtedy usłyszałam kroki, dobiegające z korytarza.
- Katherine? Dlaczego drzwi od naszego pokoju są zamknięte? - odezwał się głos Liego, zagłuszany szmerami, które wywoływały Ruth i Tay.
- Na pomoc! Liam! Jestem uwięziona w garderobie! - krzyczałam na całe gardło, modląc się, by mój obrońca zdołał mnie wyratować.
  Wszystko potoczyło się tak szybko. W mgnieniu oka znalazłam się w ramionach swojego bohatera, który zdołał wyważyć drzwi, a następnie uwolnić mnie z pomieszczenia, w którym powoli zaczynało brakować mi tlenu.
  Tym wrednym sukom, które chciały położyć kres mojemu życiu, udało się uciec przez żywopłot, rosnący obok okna.
- Wszystko w porządku? - dopytywał zmartwionym głosem, tuląc mnie mocno do siebie.
- T-tak - odpowiedziałam, odsuwając się od niego. Wtedy za jego plecami dostrzegłam Mayę. - Ty sprowadziłaś tu Liama? - zapytałam bezpośrednio.
- Tak - skinęła. - Zauważyłam, że Ruth coś kręci, więc zaczęłam ją obserwować. Kilka minut po naszej kłótni, okazało się, że Ruth sprowadziła do domu Taylor. Nie czekałam z telefonem do Liama. Nie mogłam pozwolić, by coś ci zrobiły - pokręciła lekko głową.
- O mój Boże - jęknęłam, łapiąc się za głowę. - Maya ja.. nie jestem w stanie wyrazić słowami jak bardzo jest mi przykro, że oskarżyłam cię o rzeczy, których naprawdę nie zrobiłaś. Powinnam była ci uwierzyć. Przepraszam, naprawdę bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że kiedyś będziesz mi w stanie wybaczyć - wbiłam wzrok w ziemię.
- Wybaczam ci, Katherine. Ruth doskonale to zaplanowała. Na twoim miejscu, postąpiłabym tak samo - uśmiechnęła się lekko. - Ważne, że jest już po wszystkim, a ty i wasze dziecko jesteście cali i zdrowi.
- Dziękuję ci za wszystko, Mayu.
- Liczę na to, że od teraz nasze stosunki się ocieplą - odparła, podchodząc do mnie i kładąc na moim ramieniu rękę. - Pójdę już. Trzymaj się, Katherine.
- Chodź tutaj. - Usłyszałam głos Liego po wyjściu dziewczyny.
  Przytuliłam się do niego najmocniej jak potrafiłam, nie chcąc robić przez nadchodzącą noc nic innego.
- Co z Ruth i Taylor? - odezwałam się, odsuwając głowę od jego klatki piersiowej, jednocześnie wciąż obejmując go w talii.
- Nie mam pojęcia, kochanie - westchnął bezradnie. - Zaczekajmy z tym do rana, dobrze? - ucałował mnie czuje w czoło.
- Dobrze.
  Szatyn nie odstępował mnie na krok, ciągle przepraszając, że posłuchał mnie i poszedł na imprezę do Andy'ego. Kąpiel również wzięliśmy wspólnie, bo jak sądził, to dla mojego bezpieczeństwa. Akurat! Bardziej zależało mu na tym, żeby zobaczyć mnie nagą i móc onieśmielać mnie ile wlezie.
  Po porannej toalecie zeszłam na śniadanie w towarzystwie Liego. W kuchni krzątała się Maya, a Geoff siedział przy stole, czytając gazetę. Kiedy zajęliśmy miejsca, mężczyzna odłożył gazetę i spojrzał na nas z poważną miną.
- Dzień dobry - powiedziałam nieśmiało.
- Dzień dobry, dzieciaki - odrzekł, kładąc na stół splecione dłonie.
- Więc.. już wiesz? - Głos zabrał siedzący obok mnie chłopak.
- Niestety tak - skinął, kręcąc lekko głową. - Nie wiem dlaczego Ruth się do tego posunęła. Nie spodziewałem się także czegoś takiego ze strony Taylor, którą wszyscy bardzo polubiliśmy.
- Mogły zrobić krzywdę Katherine i naszemu dziecku!
- Wiem, synu - przytaknął.
  Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Maya natychmiast udała się, by otworzyć gościowi, z którym w kilka sekund później pojawiła się z kuchni z przerażeniem wypisanym na twarzy.
- Ruth - powiedzieliśmy równocześnie z Geoff'em surowym tonem.
- Okej, za nim na mnie napadniecie, dajcie mi coś powiedzieć - uniosła ręce w geście poddania. Liam ścisnął mnie za rękę, nakazując swojej siostrze mówić. - Nie mam bladego pojęcia co strzeliło mi do głowy. Wydaje mi się, że to wszystko przez Taylor, która każdego dnia namawiała mnie do usunięcia Katherine z życia Liama, ale to nieważne. Moje zadania ograniczały się jedynie do pisania pogróżek, pocięcia bluzy oraz zamknięcia Kath w garderobie. Nigdy nie posunęłabym się do tego, by zrobić jej jakąkolwiek krzywdę. Chciałam żebyście to wiedzieli. Przede wszystkim jednak, chciałam powiedzieć, że możecie ze mną zrobić wszystko, na co macie ochotę. Oddaję się w wasze ręce, bo wiem, że postąpiłam bardzo źle i gorzko tego żałuję.
- Powinienem posłać cię do więzienia - przemówił Geoff - Ale jestem twoim ojcem i nie zniósłbym twojego widoku za kratami.
- Dziękuję, tato! - krzyknęła uradowana dziewczyna, mając w zamiarze rzucić się na szyję mężczyzny.
- Jeszcze nie skończyłem - warknął, odsuwając jej ciało od swojego. - Na zawsze wylatujesz z naszej firmy. Zabieram wszystkie twoje karty kredytowe oraz kolekcję butów i drogich torebek, a także, masz zakaz wejścia do tego domu do odwołania. - Zapanowała chwilowa cisza, podczas której Geoff przeczesał ręką swoje krótkie włosy. - Nie chcę tego robić, bo to łamie mi serce Ruth, ale nie mogę ci już ufać, nawet jeśli wiem, że nikogo byś nie skrzywdziła. Musisz pokazać mi, że naprawdę żałujesz oraz że potrafisz radzić sobie sama.
- Myślę, że to sprawiedliwy wyrok, tato - odezwał się Liam, mocniej ściskając moją dłoń.
- Ja również sądzę, że zasłużyłam na wygnanie. Ale udowodnię wam, że wcale nie jestem niebezpieczna dla otoczenia i wrócę tutaj odmieniona.
- Przede wszystkim zacznij od zerwania kontaktów z Taylor. Ona jest szalona - odrzekłam.
- Wiem, Katherine - przeniosła swój wzrok na mnie, sekundę później spuszczając go na swoje palce. - Przepraszam za to, co ci zrobiłam. Jesteś dobrą dziewczyną i w pełni zasługujesz na to, by być szczęśliwą u boku mojego brata, który wreszcie zaczyna dostrzegać uroki tego świata, za co powinnam być ci ogromnie wdzięczna. - Podniosła głowę i tym razem spojrzała na Mayę. - Tobie też jestem winna przeprosiny. Naprowadziłam Katherine na ciebie, mogąc tym doprowadzić do niejednej katastrofy. Przykro mi z powodu tego, co się tutaj rozegrało - westchnęła, próbując powstrzymać płacz. - Mam nadzieję, że będziecie mi w stanie wybaczyć, gdy udowodnię wam, że nie jestem złą osobą. - Opuściła dom, wybiegając.
  Po śniadaniu, które przepłynęło w błogiej ciszy, udałam się z Liamem na górę.
- Co sądzisz o tym całym zajściu z Ruth? - zapytałam, siadając na łóżku po turecku.
- Mam przeczucie, że Taylor szantażowała moją siostrę, dlatego jej pomagała. Wiem jednak, że teraz naprawdę żałuje, że pozwoliła jej na manipulację. Zauważyłem to po sposobie w jaki przyjęła wymierzoną przez ojca karę. Ona kocha swoje buty, pracę w firmie, karty kredytowe, a przede wszystkim nas, swoją rodzinę. Gdyby tylko udawała, usłyszelibyśmy z jej ust słowa 'nie możesz tego zrobić', czy coś w ten deseń.  A tymczasem ona przyjęła wszystko z pokorą.
- Obyś miał rację. Liczę na to, że jakoś sobie poradzi i szybko tu powróci.
- Ja też - odparł, przytulając się do mnie.

                                  CZTERY MIESIĄCE PÓŹNIEJ

  Obudziłam się z uśmiechem na twarzy, myśląc o tym, jak piękny jest świat. No, może poza śniegiem, który utrzymuje się od świąt Bożego Narodzenia. Nienawidzę śniegu.
  Za nim ruszyłam się z łóżka, zaczęłam rozmyślać o ostatnich czterech miesiącach, podczas których wszystko stopniowo się układało.
  Mama Niallera zdecydowała się wziąć rozwód. Blondas postanowił zostać przy niej, ale jednocześnie utrzymywać dobre stosunki z Bobby'm. Jego relacja z Emily wróciła do normy. Moja zresztą też.
  Ruth odwiedziła nas ostatnio podczas niedzielnego lunchu, oznajmiając, że znalazła pracę w sierocińcu oraz dopytując co słychać w rezydencji Payne'ów i jak przebiega moja ciąża. Wydawała się być przy tym wszystkim naprawdę szczera. Sądzę, że już niedługo będzie mogła do nas wrócić i żyć jak dawniej.
  Liam zdał egzaminy śpiewająco i przyjęli go na okres próbny.
  A dziś.. idziemy do ginekologa, by przekonać się czy dziecko jest zdrowe oraz jakiej jest płci.
  Usłyszałam dźwięk swojego telefonu, oznaczającego nadejście esemesa.

,, Trzymam kciuki, żebyś miała w brzuchu małego faceta! ''

  Oczywiście nadawcą był nie kto inny, jak Louis.
  Założywszy na siebie ubrania, ruszyłam do łazienki. Po wykonaniu porannej toalety oraz doprowadzeniu swoich włosów do ładu, zeszłam na śniadanie.
- Hej, Maya - przywitałam się.
  Nasze stosunki znacznie się polepszyły. Byłyśmy teraz dla siebie jak najlepsze przyjaciółki.
- Hej, Kath - odpowiedziała z uśmiechem. - Zdenerwowana? - spytała, kładąc przede mną talerz, na którym miały zaraz pojawić się tosty.
- Bardzo. Mam nadzieję, że dziecko dobrze się rozwija.
- Na pewno wszystko jest w porządku, nie przejmuj się.
                                                            ***
  Najpierw doktor Watson rozsmarował zimny żel na moim brzuchu. Wciąż ciężko było się do tego przyzwyczaić, nawet jeśli powtarzało się to już wiele razy.
- Dobrze - powiedział przesuwając małym urządzeniem po moim brzuchu. Ścisnęłam dłoń Liego, kiedy oboje spojrzeliśmy na monitor. - Zobacz, to jest głowa - zwrócił uwagę na okrągły kształt. - To ramiona.. - urwał, patrząc na ekran. - Och - zatrzymał się. Odetchnęłam cicho, mocniej ściskając dłoń Liama.
- Niech pan wreszcie zdradzi czy ty chłopiec, czy dziewczynka - nalegał szatyn, kiedy mężczyzna nie odzywał się dłuższą chwilę, tak po prostu wpatrując się w ekran.

____________________________________
Od autorki: Witajcie kochani! Jestem mega zmęczona po komersie (który był naprawdę świetny!), ale dodaję rozdział, tak jak obiecałam :)
 Jak podoba wam się trzydziestka ósemka? Cieszycie się, że Malik radzi sobie z uczuciem d Kath i wychodzi z Eve na randki? Spodziewaliście się tego, że Maya jest niewinna? Podejrzewaliście Ruth, a co lepsze, Taylor, o wysyłanie pogróżek do Kath? Czy Geoff dokonał sprawiedliwego wyroku? Jest w końcu rodzicem. Żaden rodzic nie chciałby oglądać swojego dziecka za kratami. Czy Maya dobrze postąpiła, wybaczając Kath? I wreszcie.. Katherine urodzi dziewczynkę, czy chłopca? Czekam na komentarze ☺
 Miłego dnia, promyczki. xx

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział trzydziesty siódmy.

- Pamiętasz, że wraz z Harry'm idziemy dziś na imprezę do Amandy Wilson, prawda? - Popatrzyła na mnie, a ja skinęłam w odpowiedzi. - Organizatorka utworzyła grupę na facebooku i miały do niej dołączać osoby, które się zjawią. Przejrzałam listę gości i natknęłam się na.. Jorge - przeczesała ręką swoje włosy. Zmarszczyłam czoło. Kim był Jorge? - To mój były chłopak, który wciąż przysyła mi e-maile o treści 'tęsknię' oraz 'ciągle nie mogę o tobie zapomnieć'. Boję się, że kiedy mnie zobaczy, pomyśli, że wciąż jestem jego własnością, a Harry się wścieknie - pokręciła lekko głową, jakby próbując odgonić od siebie przerażające myśli. - Czy Harry jest zdolny do bójki?
- Obawiam się, że tak.
- Cholera - zaklęła pod nosem, zaciskając ręce w pięść. - Muszę wymyślić jakąś wymówkę, by nie pójść na tą imprezę.
- Nie rób tego Hazzie. On tego potrzebuje. A jeśli ty nie pójdziesz, on zostanie z tobą, choć tak naprawdę nie będzie myślał o niczym innym, jak o tym, że mógłby być właśnie z swoimi znajomymi, których dawno nie widział.
- Co ja mam robić Kath? - westchnęła.
- Pójdźcie na tą imprezę. Jeśli wpadniesz na Jorge, powiedz mu, że masz kogoś i powinien o tobie zapomnieć. Bądź przez cały czas przy Harry'm. On cię ochroni w przypadku nachalności twojego ex.
- Uważasz, że to dobry pomysł? - uniosła swoją idealnie wyregulowaną brew do góry.
- Najodpowiedniejszy.
- W takim razie właśnie tak zrobię - odetchnęła z ulgą, wiedząc, że teraz jakoś sobie poradzi. - Dzięki Katherine. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
- Zawsze służę dobrą radą - wyszczerzyłam się.
- I skromnością - rzuciła, wystawiając w moją stronę język. - Jak mają się sprawy z Liamem?
- Wczoraj przeprowadziliśmy się do jego rezydencji.
- Nie wyglądasz na zadowoloną z takiego obrotu sprawy - zauważyła, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nie wiem jak zareaguje na mnie Ruth, siostra Liego. Poza tym.. wydawało mi się, że Maya, młoda dziewczyna będąca gosposią w apartamencie Payne'ów, leci na mojego chłopaka i szczerze mnie nienawidzi za to, że jej go odebrałam i w dodatku zaszłam z nim w ciążę - wyznałam, spuszczając wzrok na swoje palce.
- Pewnie tylko ci się wydawało. Być może jest nieufna po aferze z Taylor.
- Hm, to ma sens - bąknęłam, poprawiając swoje włosy.
- Muszę już lecieć. Trzymaj za mnie kciuki! Pani Fidels postanowiła, że zapyta nas dziś z materiału od początku roku - mruknęła niezadowolona.
- Będę trzymać! - zawołałam, pokazując jej zaciśnięte dłonie.
  Czasem zastanawiam się, czemu nie mogę mieć takich problemów jak Martina. W jej przypadku wszystko jest takie łatwe do rozwiązania, a mnie ciągle spotyka coś znacznie poważniejszego, niż obecność mojego byłego na imprezie, na której będę z swoim obecnym chłopakiem.
  Podczas załatwiania spraw dla Wrighta, napisałam do Nialla z prośbą o przyjście na przerwie. Po dzwonku w bibliotece jak zwykle zjawili się studenci. Kilku z nich wydałam książki i usiadłam na powrót na swoim krześle, wyczekując nadejścia blondaska.
  W końcu się zjawił, wchodząc z przygnębioną miną.
- Co się dzieje? - zapytałam zmartwiona, natychmiast do niego podchodząc.
- Emily wściekła się na mnie, że ukrywałem przed nią coś tak poważnego - przeczesał ręką swoje włosy - I nie powiedziałem jeszcze o niczym Gregowi.
- Daj jej trochę czasu. Obiecuję, że Em się opamięta i wszystko ci wybaczy - uśmiechnęłam się lekko, próbując jakoś zarazić tym gestem i Horana. - Mogę z tobą pójść do Grega. Pamiętasz, że kiedy rozmawiałeś z Bobby'm, byłam obok ciebie? To dodało ci odwagi. Może i tym razem tak będzie.
- Naprawdę byś to dla mnie zrobiła? - podniósł na mnie swoje niebieskie oczy.
- Jestem twoją przyjaciółką, głuptasie. Oczywiście, że ci pomogę - szturchnęłam go w ramię.
  Przytulił mnie mocno do siebie. Potem rozmawialiśmy o mojej przeprowadzce. Również jak Martina stwierdził, że Maya jest po prostu odrobinę nieufna i z biegiem czasu przekona się, że chcę dla Liama dobrze, a wszystko co robię jest szczere.
  Zadzwoniłam do Emily, chcąc ją przekonać, że blondasek nie miał złych intencji, nie mówiąc jej o sytuacji w domu i powinna z nim jeszcze raz na spokojnie porozmawiać, ale ta nie odbierała. Cholera. Zapomniałam, że jest na mnie zła, że zataiłam przed nią powód, przez który jej chłopak chodził przygnębiony.
                                                 ***
- Loki! - zawołałam do szczeniaka, który wybiegł na moje powitanie.
  Liam napisał mi esemesa dziś rano, że jego rodzice zgodzili się, by Loki miał swoje legowisko w domu, więc zaraz po tym jak mnie usłyszał, natychmiast do mnie doskoczył. Wzięłam go w swoje ramiona, przytulając, głaszcząc i przemawiając do niego przesłodzonym tonem.
- Hej. - Usłyszałam nieznajomy głos i obróciłam się w stronę, z którego doszedł. - Jestem Ruth.
- Katherine - odpowiedziałam, uśmiechając się.
- Jak podoba ci się nasz apartament? - zapytała, przyglądając się trzymanemu przeze mnie psu.
- Jest bardzo.. duży i przytulny. Przejawia się tu tylko odrobina nowoczesności, co naprawdę przykuwa uwagę. Wnętrze jest bardzo interesujące - wydukałam, czując jak moje serce wciąż bije w przyspieszonym tempie.
- Mnie się nie podoba - wzruszyła ramionami.
- Dlaczego? - zainteresowałam się, głaszcząc domagającego się pieszczot, Lokiego.
- Za duży przepych.
- No cóż, nie każdemu to się może podobać.
- Myślałam, że się ze mną zgodzisz, żeby mi się podlizać - zaśmiała się pod nosem.
- Lizusy są nudne i.. przewidywalne. Chyba wolę pozostać sobą - dołączyłam do jej śmiechu, odrobinę się rozluźniając.
- Katherine chciałabym żebyś coś wiedziała - powiedziała, poważniejąc.
- Wolę kiedy mówi się na mnie Kath - poprawiłam ją. Cholera, właśnie sama kopię sobie grób. - O czym powinnam wiedzieć?
- Ukrywałam przed wszystkimi, że nie lubię Taylor. Nie chcę tego znów robić wobec ciebie, więc byłoby miło, gdybyś była po prostu sobą. Nie próbuj być zawsze idealna, bo każdy z nas popełnia czasem gafę.
- N-nie zamierzam się zmieniać, bez obaw - wypaliłam, zaskoczona jej słowami.
- Więc mam nadzieję, że będziemy darzyć się sympatią - puściła mi perskie oko i ruszyła po masywnych schodach na górę.
  Dlaczego tak bardzo obawiałam się stanięcia oko w oko z Ruth, skoro to naprawdę sympatyczna dziewczyna?
  Zaburczało mi w brzuchu, więc odłożyłam Lokiego do jego kosza, i ruszyłam do kuchni. Mieszkam tutaj teraz, więc powinnam czuć się jak u siebie, a zamiast tego zdawało mi się, że każdy mój ruch jest dokładnie monitorowany i zaraz negatywnie komentowany przez domowników i służbę. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Zajrzeć do lodówki? Zrobić coś sama? Może pójść po zakupy do sklepu?
- Ekhem - odchrząknęła Maya, która weszła do pomieszczenia poprawiając swój fartuch. - Coś podać?
- Po prostu powiedz mi, co mogłabym przygotować dla siebie do jedzenia. - Zdobyłam się na miły ton, przypominając sobie rozmowę z Martiną, która stwierdziła, że Maya jest z pewnością trochę nieufna.
- Ja jestem tutaj od przygotowywania potraw - rzuciła, krzyżując swoje ręce na klatce piersiowej.
- W porządku - skinęłam.
- Odgrzeję ci lunch - odparła, podchodząc do piekarnika.
- Co upichciłaś? - zainteresowałam się, próbując nawiązać z nią rozmowę.
- Mac and cheese.
- Co to takiego? - zmarszczyłam czoło.
- Nic innego jak makaron z serem. Przepis pochodzi z kuchni amerykańskiej - poinformowała mnie, spoglądając w okno.
- Z pewnością smakuje wyśmienicie.
- Z pewnością - powtórzyła.
  Próbowałam być wyrozumiała, ale irytowało mnie jej zachowanie. Jestem pewna, że nigdy w życiu nie zdobyłaby się na taki ton przy Liamie.
- Powinno być gotowe - mruknęła po dłuższej chwili, zaglądając do piekarnika.
  Kiedy zabierałam się do jedzenia, już nie było jej w kuchni. Dlaczego sobie poszła, nie czekając nawet na pochwałę z mojej strony? Wezwały ją obowiązki? A może chciała jak najszybciej uwolnić się od mojego towarzystwa?
  Zabierając swoją torbę, ruszyłam do pokoju Liego, który mogłam teraz nazywać również swoim. Usiadłam na łóżku, rozglądając się. Mój wzrok powędrował na drzwi od garderoby. Zajrzałam do niej, by upewnić się, że Maya rozpakowała nasze rzeczy. Gdy znalazłam się w środku moją uwagę przykuła należąca do mnie szara bluza z znakiem batmana. Z bijącym w przyspieszonym rytmie sercem podeszłam do niej, chwytając w dłonie.
- Nie, to nie może być prawda - bąknęłam do siebie.
  Była cała p o c i ę t a. Nie przypominam sobie, żeby była taka w momencie, w którym Payne wkładał ją do walizki w moim mieszkaniu. Kto mógł to zrobić?
  Och. M a y a.
  Wyciągnęłam bluzę z garderoby i rzuciłam ją na łóżko. Wyjęłam z torebki telefon i wybierając numer do mojego obrońcy, przycisnęłam słuchawkę do ucha. Wolałam zadzwonić do niego i zapytać gdzie jest, niż szukać go w tym wielkim domu z mnóstwem pomieszczeń.
- Katherine? - zdziwił się.
- Gdzie jesteś?
- Na tarasie. Uczę się do egzaminu.
- Przyjdź proszę do naszego pokoju. N a t y c h m i a s t.
- Daj mi sekundę - rzucił, rozłączając się.
  Opadłam na łóżko kierując swój wzrok na moją ulubioną bluzę. Chciało mi się płakać. Wiązało się z nią tyle wspomnień, a teraz będę musiała ją wyrzucić, bo ta głupia suka nie umie pogodzić się z tym, że Liam nie należy do niej, a ja naprawdę go uszczęśliwiam.
- Co się stało? - Szatyn wpadł do pokoju przerażony.
- Spójrz - wskazałam palcem na zniszczony materiał.
- Kto to zrobił? - zapytał, oglądając bluzę.
- Maya.
- Maya? Dlaczego? - spojrzał na mnie z podniesioną brwią.
- Zleciłeś jej rozpakowanie naszych walizek, pamiętasz? - Skinął w odpowiedzi. - Gdy weszłam przed chwilą do garderoby, zastałam ją w takim stanie.
- Jesteś pewna, że to ona?
- Liam! - wrzasnęłam oburzona. Przecież to było oczywiste! - Nie sądzisz chyba, że potraktowałabym tak moją ulubioną bluzę?
- Zawołam Mayę - odrzekł, wychodząc na korytarz. - Maya! Maya! Przyjdź proszę do mojej sypialni!
  Ha! Teraz ta wredna małpa dostanie za swoje.
- Tak? - Pojawiła się w pomieszczeniu zdyszana po pokonaniu masywnych schodów.
- Możesz wytłumaczyć mi, co się z tym stało? - warknął, podnosząc do góry materiał.
- D-dlaczego mnie o to pytasz?
  Więc będzie udawać niewiniątko? Żałosna kretynka.
- Ponieważ Kath znalazła tą bluzę w takim stanie, a jeśli pamięć mnie nie myli, zleciłem ci rozpakowanie naszych ubrań. Z tego wynika, że ty ostatnia miałaś ją w swoich rękach.
- J-ja nic nie zrobiłam - pokręciła przecząco głową. - Odwiesiłam ją tylko na wieszak.
- To była moja ulubiona bluza - bąknęłam, wycierając mokry od spływającej łzy policzek.
- Kiedy ja naprawdę nie miałam z tym nic wspólnego! Czemu mi nie wierzysz? - spojrzała na Liego z wyrzutem.
  Może dlatego, że próbujesz zniszczyć życie jego ukochanej - prychnęłam w myślach.
- Jesteś uczciwą osobą, ale dowody wskazują na ciebie - westchnął bezradnie.
- Dowody? Jakie dowody? - dopytywała, krzyżując swoje ręce na klatce piersiowej. Kiedy zapadła cisza, znów zabrała głos: - Może twoja dziewczyna pocięła bluzę i zrzuciła winę na mnie, bo zwyczajnie mnie nie lubi?
- Co? - wyrwało mi się. - Jak śmiesz mnie posądzać o coś takiego?
- Spokojnie, kochanie - powiedział Liam, patrząc na mnie błagalnie. To oznaczało, że nie wiedział co robić. Wierzy mi, ale nie ma wystarczających dowodów przeciwko Mayi. Niech ją piekło pochłonie! - Odłożmy tę sprawę.
- Dziękuję - mruknęła dziewczyna. - A teraz przepraszam, ale muszę wrócić do swoich obowiązków - ukłoniła się nieco i opuściła pokój.
- Przepraszam - jęknął, siadając obok mnie.
- To nie twoja wina - pokręciłam lekko głową.
- Jesteś tutaj nieszczęśliwa, prawda? - odezwał się.
- To tylko mały incydent. Już w porządku - delikatnie uniosłam kąciki ust do góry, naprawdę próbując myśleć, że nic ważnego się nie wydarzyło. - Poza tym.. po powrocie z pracy rozmawiałam z Ruth. Wydaje mi się, że znajdziemy ze sobą wspólny język.
- Więc.. nie chcesz stąd odchodzić?
- Nie chcę, głuptasie - szturchnęłam go lekko.
  Szatyn chwycił za mój podbródek i przysunął się do moich ust. Wciąż podczas naszego pocałunku czułam mrowienie na każdym milimetrze swojego ciała.
- O niczym innym nie marzyłem przez cały dzień - mruknął, przegryzając moją dolną wargę.
- W poniedziałek masz swój ważny egzamin. Skup się na nim, bo zawalisz - powiedziałam, próbując zachować poważny wyraz twarzy.
- To wszystko przez ciebie.
  Nasza rozmowa została przerwana przez pukanie do drzwi. Odsunęliśmy się odrobinę od siebie, kiedy Liam krzyknął 'proszę'.
- Cześć synu. Witaj Katherine - przywitała nas Karen, wchodząc do pomieszczenia z szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry.
- Możesz mnie zostawić samą z Katherine? Muszę z nią pogadać. Wiesz.. babskie sprawy - zachichotała kobieta, patrząc na siedzącego obok mnie chłopaka.
- Będę na dole - cmoknął mnie w policzek i opuścił pokój.
  Poprawiłam swoją pozycję, prostując plecy. Nie rozmawiałam z Karen od naszego spotkania w restauracji i właściwie nie wiedziałam czego się spodziewać. Będzie miła? Może znów obdaruje mnie swoim lodowatym spojrzeniem i chłodnym tonem?
- Jak się czujesz? - odezwała się, zajmując miejsce obok mnie.
- Dobrze, dziękuję. A pani?
- Również - uśmiechnęła się, kładąc swoją dłoń na moją. - Masz już swojego ginekologa, do którego będziesz chodzić na wizyty?
- Nie.
- Więc zapiszę cię do naszego rodzinnego ginekologa, do którego uczęszczają moje córki. Bardzo chwalą pracę doktora Watsona, więc mam nadzieję, że i tobie będzie się podobać. Musimy zadbać o rozwijający się w twoim brzuchu płód.
  Patrzyłam na nią osłupiała. Gdybym stała gdzieś z tyłu, jako zwykły obserwator, nigdy nie przypuszczałabym, że ta kobieta może mieć w sobie choć odrobinę złości. Przemawiała do mnie tak ciepło i tak.. szczerze, że z tego wszystkiego zakręciła mi się łezka w oku.
- Dlaczego płaczesz? - zapytała zmartwiona.
- Ponieważ to strasznie miłe, że chce się pani mną zaopiekować. Potrzebuję teraz kogoś, kto zastąpi mi.. mamę - odparłam, wycierając ściekającą łzę.
- Możesz na mnie liczyć - uśmiechnęła się, mocniej ściskając moją dłoń.
- Bardzo pani dziękuję i.. chciałabym przeprosić za moje zachowanie w dniu, w którym przyszłam tu z Liamem. Powinnam siedzieć cicho.
- Właściwie to, co wtedy powiedziałaś dało mi wiele do myślenia - spuściła wzrok. - Jedyną osobą, która powinna tutaj przepraszać, jestem ja. Byłam jędzą w stosunku do ciebie, chociaż nie miałam do tego podstaw. Obiecuję, że już nigdy więcej nie będę się tak zachowywać.
- Cieszę się, że pani to mówi - uniosłam swoje kąciki ust do góry.
- Och, dość tych ckliwych chwil - zachichotała, próbując powstrzymać gromadzące się w jej oczach łzy. - Muszę przygotować odpowiednie papiery do firmy. Odpoczywaj. - Wstała.
- Dziękuję za pani dobroć - bąknęłam, gdy stanęła obok drzwi.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
  Rzuciłam się na łóżko, kierując swój wzrok na sufit. Z jednej strony przeprowadzka do tego domu była bardzo dobrym pomysłem, zważając na fakt, że otaczają mnie osoby, które mają doświadczenie z dziećmi i zawszę mogę na nie liczyć, jednak z drugiej, biorąc pod uwagę zachowanie Mayi i jej incydent, mam ochotę uciekać do swojego małego mieszkania i żyć w nim jak dawniej.
  Rozmowa z Karen przywołała wspomnienia związane z mamą. Choć nasze stosunki ociepliły się dopiero w dniu jej śmierci, chciałabym żeby tu była, żeby była przy mnie podczas wizyty u ginekologa, żeby pomagała mi wybierać ubranka dla mojej kruszynki i żeby służyła pomocną dłonią przy wychowaniu dziecka.
- Idziemy na imprezę do Andy'ego? - W pokoju zjawił się szatyn, kładąc się obok mnie.
- Chciałabym pójść na cmentarz - odpowiedziałam, dodając zaraz: - Ale ty możesz się do niego wybrać. Zupełnie mi to nie przeszkadza.
- Nie chcę iść bez ciebie - jęknął. - Poza tym chciałbym ci towarzyszyć. Boję się, że coś może ci się stać.
- Poprzez pójście na cmentarz? - wywróciłam oczami. - Nic mi się nie stanie.
- Mogę cię chociaż prosić, by Noel cię zawiózł i odebrał?
- Jeśli to sprawi, że będziesz spokojniejszy to się zgadzam.
- Dziękuję. - Zawisł nade mną, opierając się na swoich dłoniach. Pocałował mnie w czoło i odsunął się, przyglądając mi się przez kilka następnych sekund.
- Mam coś na twarzy? - odezwałam się zaskoczona.
- Skąd - zaśmiał się pod nosem. - Po prostu jestem ciekaw jak będzie wyglądało nasze dziecko.
- Ja też - przyznałam. - Wolałbyś bym urodziła chłopca czy dziewczynkę? - uniosłam jedną brew do góry.
- To nie jest istotne. Ważne, by urodziło się zdrowe i tak śliczne, jak moja przyszła żona.
- Kocham Cię - palnęłam, nie mogąc powstrzymać wkradającego się na moją twarz uśmiechu.
- Ja ciebie mocniej - przybliżył się i złączył nasze usta w długim pocałunku.
                                                     ***
  Obiecałam Liemu, że pozwolę, by Noel zawiózł mnie na cmentarz, więc zaraz po wyjściu z apartamentu Payne'ów, udałam się do czarnego Range Rovera i zajęłam miejsce obok szofera.
- Jak podoba ci się rezydencja? - odezwał się ciepłym tonem mężczyzna.
- Jest przepiękna. Czuję się tutaj jak księżniczka.
- I tak będziesz czuła się już zawsze - obdarował mnie przyjaznym uśmiechem.
  Droga prowadząca na cmentarz nie była długa. Cieszyłam się, że zdecydowałam się pojechać z Noelem. To świetny facet, przy którym nie mogłam przestać mówić i wciąż chichotać. Dodatkowo, opowiedział mi trochę o kilku śmiesznych wyczynach Liama, mającego zaledwie kilka lat.
- Dzięki - rzuciłam, naciskając na klamkę.
- Poczekam tutaj na ciebie. Nie musisz się spieszyć.
  Kiwnęłam głową i wyszłam na zewnątrz. Przeszłam przez bramę cmentarza, a następnie ruszyłam ścieżką do grobu mojej rodzicielki.
- Cześć mamo - powiedziałam, siadając na ławce obok grobu. - Przepraszam, że nie przyszłam tutaj od dnia twojego pogrzebu, ale musiałam oswoić się z twoją śmiercią, by nie rozpłakać się od samego zobaczenia napisu ' ś.p. Christiene Tomlinson' - westchnęłam, spoglądając w niebo. - Wszystko powoli zaczyna się układać. Moje stosunki z Karen się polepszyły, mam najlepszego faceta pod słońcem, a za dziewięć miesięcy urodzę swoją małą kruszynkę, której poświęcę tyle czasu, ile to będzie konieczne - uśmiechnęłam się do siebie na myśl o dziecku. - Muszę tylko pomóc Niallowi. Nienawidzę patrzeć na niego, kiedy jest w takim stanie. Mam nadzieję, że urodzinowa niespodzianka choć na chwilę poprawi mu humor.
  Kiedy o wszystkim opowiadałam, czułam obecność mamy obok. Jakby siedziała na ławce i wpatrywała się we mnie zainteresowana tym, co mam jej do powiedzenia.
  Po kolejnych dziesięciu minutach siedzenia i bezczynnego wpatrywania się grób pośród wszechogarniającej mnie ciszy, postanowiłam wracać. Noel czekał na mnie w samochodzie.
  Dotarłszy do domu, weszłam do mieszkania i poczułam ostry zapach mięsa. Natychmiast pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam do toalety.
- Wszystko w porządku? - W pomieszczeniu zjawiła się Karen, która najprawdopodobniej, przechodząc obok otwartych drzwi, których nie zdążyłam zamknąć, usłyszała dziwne odgłosy.
- Minusy bycia w ciąży - skrzywiłam się, czując swój brzydki oddech.
- Och, tak - skinęła. - Gdyby coś się działo, natychmiast wołaj.
- Będę to miała na uwadze.
  Kiedy wyszła, podeszłam do umywalki i chwyciłam swoją szczoteczkę do mycia zębów, którą dziś rano tu przyniosłam. Dokładnie oczyściłam zęby i wykonałam kilka uspokajających oddechów, wciąż nie czując się najlepiej.
  Udałam się do swojego pokoju. Gdy odkładałam telefon na komodę, ten akurat zabrzęczał, informując mnie, że dostałam wiadomość. Po odczytaniu treści esemesa, o mało nie osunęłam się na podłogę. W ostatniej chwili zdążyłam oprzeć się o ścianę.

_________________________________________
Od autorki: Witajcie moi drodzy! Opowiadanie YC dobiega powoli do końca. Zostały dwa rozdziały i epilog. W następnym znajdziecie coś, czego się nie spodziewaliście (a przynajmniej tak sądzę), natomiast 39 rozdział został napisany z perspektywy Liama. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu :)
 Jak  podoba się wam trzydziestka siódemka? Wiedzieliście, że Martina będzie miała po prostu problem z swoim byłym? Kath zdecydowanie ma czego jej zazdrościć! Ona musiała się zmagać m.in. z agresywnym chłopakiem, z którym była przez rok, czy z grożącą jej Taylor. Co teraz wydarzy się w życiu Katherine? Jak myślicie, co było w wiadomości, która zwaliła ją z nóg? Co sądzicie o Ruth? Dlaczego Maya zachowuje się w tak.. dziwny sposób? Czy to właśnie ona pocięła tą bluzę? Polubiliście już Karen, która jak się okazało, wcale nie jest złą osobą? Czekam na wasze komentarze :)
 Uch, jeszcze miesiąc do końca roku szkolnego! ☺
 Z góry mówię, że rozdział pojawi się dopiero w piątek. W środę totalnie nie mam czasu na dodanie, zwłaszcza, że czeka mnie robienie paznokci i spotkanie do bierzmowania, a w czwartek mam komers i sami rozumiecie, muszę się przygotować! Nie mogę się doczekać! ❤
 Miłego dnia, króliczki. x

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział trzydziesty szósty.

  Blondasek stał przede mną z spuszczoną głową. Czekałam na jego odpowiedź, ale nie zapowiadało się na to, bym ją usłyszała.
- Hej, Niall - podeszłam bliżej niego, kładąc rękę na jego ramieniu - Pamiętasz, że to ja, Kath? Twoja przyjaciółka?
- W porządku, powiem ci - westchnął, wiedząc, że i tak to z niego wyciągnę. - Chodzi o to, że Emily ma idealne życie; rodziców, którzy są gotowi zrobić dosłownie wszystko, byleby ich córka była szczęśliwa, oraz siostrę, z którą pokłóciła się ostatnio prawdopodobnie co najmniej rok temu - podniósł na mnie swoje oczy - Przyszedłem z tym wszystkim do ciebie, bo pomyślałem, że ty znacznie bardziej mnie zrozumiesz i będziesz wiedziała co robić.
- Bardzo mi to schlebia - powiedziałam, po czym zaraz dodałam; - Ale to nie oznacza, że twoja dziewczyna nie powinna o wszystkim wiedzieć. Nialler ona widzi, że coś się dzieje i zaczęła mnie wypytywać. Niczego jej nie wyjaśniłam, ponieważ sądzę, że powinieneś to zrobić osobiście. I chciałabym, żebyś zrobił to jak najszybciej, gdyż nie jest łatwo okłamywać mi Em.
- Dzięki, że dotrzymałaś obietnicy - przytulił mnie do siebie delikatnie. - Przepraszam, że postawiłem cię w takiej sytuacji. Masz rację, powinna wiedzieć co się stało, bo związek powinien opierać się przecież na szczerości. Dziś jej o wszystkim opowiem - odsunął się, patrząc mi w oczy - I nie martw się, wytłumaczę jej, że o niczym jej nie wspomniałaś, bo cię o to poprosiłem.
- Cieszę się, farbowany - uśmiechnęłam się, co chłopak natychmiast odwzajemnił.
- Skoro już tu jestem, to chciałbym wiedzieć co u ciebie - odparł, zajmując moje miejsce przy biurku, na co obdarowałam go złowrogim spojrzeniem.
- Cóż, Karen mnie zaskoczyła. Spodziewałam się, że potraktuje mnie tak, jak podczas mojej wizyty z Liamem w jej domu, i właściwie początek naszego spotkania na to wskazywał, lecz już w chwilę później okazało się, że mamy wspólne hobby i tematy do rozmów.
- To bardzo dobre wieści, Katherine! Niepotrzebnie tak się zamartwiałaś, prawda?
- Prawda - skinęłam. - Zaproponowała mi, żebyśmy ze względu na dziecko wprowadzili się do rezydencji Payne'ów.
- Zgodziłaś się? - uniósł swoją brew do góry.
- Powiadomiłam ją, że chciałabym to najpierw uzgodnić z Liamem. Dziś przy lunchu mamy przemyśleć tą ofertę.
- A ty zastanowiłaś się już, czy to dobry pomysł?
- Nie wiem, Nialler - wbiłam wzrok w ścianę.
- Sądzę, że powinnaś przede wszystkim podziękować Karen za chęć pomocy i w ramach wdzięczności, przeprowadzić się. Byłaś przerażona tym, jak sobie poradzicie z waszym małym szkrabem, skoro totalnie nie macie doświadczenia, a matka Liama przyszła z odsieczą - powiedział dość niepewnie, nie wiedząc jak zareaguje.
- Może i masz rację, ale i tak mam wątpliwości.
- Mam nadzieję, że Payno je rozwieje. Spadam na lekcje. Obiecuję, że wszystko powiem Emily. Miłej pracy - musnął delikatnie mój policzek i opuścił bibliotekę, tak jak pozostali studenci, którzy zaszyli się tutaj podczas przerwy.
  Opadłam na krzesło, zastanawiając się nad słowami przyjaciela. Zupełnie nie wiedziałam jaką powinnam podjąć decyzję.
                                                     ***
- Cześć kochanie. - Drzwi otworzył mi mój obrońca, całując delikatnie w usta na powitanie.
- Chyba ktoś ma dziś dobry humor - zaśmiałam się pod nosem, zdejmując swoje obuwie.
- To przez tą pogodę - oparł się o framugę wyjściowych drzwi i spojrzał przed siebie.
  Rzeczywiście, na zewnątrz było pięknie. Słońce delikatnie otulało zmęczone i smutne twarze, powodując szeroki uśmiech, a białe, puszyste chmury powoli przesuwały się po błękitnym niebie.
  Objęłam szatyna od tyłu.
- Jak nauka do egzaminu? - musnęłam go w szyję, musząc przy tym odrobinę podnieść się na palcach.
- Trudno się na niej skupić, kiedy ciągle o tobie myślę, a Loki zachęca mnie do wspólnej zabawy - odparł, obracając się przodem do mnie.
- Zadomowił się, więc będzie jeszcze bardziej rozrabiał - wzruszyłam ramionami.
- To nie było zbyt pocieszające - wywrócił oczami, przybliżając się do mnie i złączając nasze w usta w namiętnym pocałunku. - Natomiast to, owszem.
  Śmiejąc się, ruszyliśmy do kuchni, gdzie roznosiły się przepiękne zapachy, na które aż zaburczało mi w brzuchu, a stół był już nakryty dla naszej dwójki.
- Co upichciłeś? - zainteresowałam się, zajmując miejsce przy stole.
- Lazanię, madame - postawił przede mną półmisek z lazanią.
- Wygląda apetycznie - skomentowałam, biorąc jeden z kawałków.
  Zaczęliśmy jeść, rozmawiając o codziennych sprawach i zbliżającym się teście Liego. Próbowałam jak najdłużej zagadywać go różnymi błahymi tematami, byśmy nie zaczęli mówić o sprawie, której za wszelką cenę starałam się uniknąć.
- Mieliśmy obgadać propozycję mojej mamy - odezwał się, popijając jedzenie sokiem jabłkowym.
  Cholera.
- Tak, mieliśmy - przytaknęłam, wzdychając. Czemu łudziłam się, że zdołam ominąć tą rozmowę?
- Więc.. co o tym sądzisz? - odłożył sztućce na talerz i oparł brodę na swoich dłoniach.
- Nie mam pojęcia, Leeyum - wydukałam, zaskoczona, że w ogóle to powiedziałam.
- Masz wątpliwości? Jakie? - zmarszczył czoło, przypatrując się każdemu mojemu ruchowi.
- Oczywiście uważam, że to bardzo szlachetne ze strony Karen, że chcę nam pomóc, ale - odsunęłam od siebie pusty talerz i złożone ręce położyłam na stole - boję się, że kiedy wprowadzimy się do twojego rodzinnego domu, ktoś z domowników bądź służby mnie nie polubi, boję się, że nie będziemy mieli prywatności, boję się, że moi bliscy nie będą mogli mnie tak często odwiedzać, jak tutaj, boję się, że będziemy musieli oddać Lokiego, boję się, że będziesz poświęcał mi znacznie mniej uwagi.. Och, jest tyle rzeczy - spuściłam wzrok na swoje palce, bawiąc się kciukami.
- Przepraszam Katherine, ale.. - wybuchnął śmiechem, powodując, że zmarszczyłam czoło. Co ja takiego zrobiłam, co okazało się być tak bardzo zabawne? - Twoje wątpliwości są absurdalne. Mamy zamieszkać z moją rodziną, nie w więzieniu, kochanie.
- Liam potraktuj mnie poważnie, bo to co ci właśnie wyznałam, naprawdę zaprząta moją głowę od momentu zaczęcia tego tematu przez Karen.
- W porządku - uspokoił się, przeczesując ręką swoje włosy. - Zupełnie cię nie rozumiem. Nasza służba składa się z ludzi szczerych, miłych, uczciwych i pracowitych, więc nie ma opcji, że ktoś mógłby cię nie polubić. Jeśli zaś chodzi o członków mojej rodziny, to nie poznałaś jedynie Ruth, z którą z pewnością znajdziesz wspólny język. Loki należy do m o j e j rodziny, więc rodzice muszą uszanować obecność szczeniaka w domu. Myślę, że mogą go z czasem naprawdę polubić - uśmiechnął się wyciągając do mnie rękę. Gdy ją złapałam, wylądowałam na jego kolanach. - Twoi bliscy, to również i moi bliscy, więc mogą bywać w naszym apartamencie zawsze, kiedy będą mieli na to ochotę - przysunął się bliżej i zetknął nasze czoła, zamykając oczy. - Ty i nasze dziecko jesteście ważną częścią mojego życia. Zmieniamy tylko dach nad głową, nie nasze stosunki. Wciąż będę o ciebie dbał, pomagał ci, a co niedziele robił śniadania do łóżka, tak jak to do tej pory bywało.
  Nie wiedziałam co powiedzieć. Chłopak brzmiał naprawdę szczerze, więc nie miałam powodu do protestów. Uspokoił moje myśli, które poczęły już stwarzać czarne scenariusze.
  Pocałowałam go wśród ogarniającej nas ciszy.
- Więc mam przekazać mamie dobrą nowinę? - odsunął się ode mnie, obejmując na powrót w talii.
- Chyba tak - skinęłam.
- Bardzo mnie to cieszy - ucałował moje czoło. - Może od razu zabierzemy się za spakowanie twoich najważniejszych rzeczy?
- Co z twoją nauką? Materiału jest naprawdę wiele, a nie chciałabym byś stracił swoją szansę na spełnienie marzenia - mruknęłam, bawiąc się jego włosami.
- Pozostały jeszcze trzy dni, dam sobie radę - oznajmił.
  Payne poszedł spakować swoje ubrania, książki oraz sprzęt, który udało mu się zabrać z domu, do pokoju, naprzeciw którego każdego dnia zasypialiśmy w swoich ramionach, a w którym aktualnie siedziałam na podłodze, przypominając sobie pierwszą noc spędzoną w tym mieszkaniu, pierwszego gościa, którym był Zayn, pierwszą imprezę.. Tyle wspomnień!
- Wciąż nie zaczęłaś? - usłyszałam nad sobą głos Liego.
- Skupiłam się na wspomnieniach - bąknęłam, bawiąc się zamkiem od swojej walizki, która leżała obok, gotowa na pakowanie.
- Polubisz nasz nowy dom, przysięgam - usiadł obok mnie.
- Mam taką nadzieję - uśmiechnęłam się do niego lekko. - Hej, pomyślałam, że powinnam sprzedać moje gniazdko i za otrzymane pieniądze kupić sobie jakieś małe auto. Co ty na to? - uniosłam swoje brwi do góry.
- To dobry pomysł - przytaknął. - Ale wstrzymaj się jak na razie z sprzedażą.
- Wiem. Dopóki nie stwierdzę, że czuję się dobrze w twoim domu, nie będę nawet o tym myślała.
- Więc zabieraj się do pakowania - szturchnął mnie lekko, otwierając drzwi od mojej szafy. - Pójdę spakować twoje kosmetyki z łazienki - oznajmił, podnosząc się i opuszczając pomieszczenie.
  Wkładałam swoje ubrania do walizki, myśląc o Zaynie i jego siostrach. Powinnam do nich pójść, powiedzieć, że się wyprowadzam i porozmawiać chwilę z Malikiem. Ostatnim razem widzieliśmy się na moich urodzinach. Aż wstyd mi, że od tego czasu nie wysłałam mu nawet esemesa z zapytaniem 'co słychać?'.
  Na dnie szafy znalazłam bluzkę, którą wręczył mi Mulat w rocznicę miesiąca naszego związku. Totalnie nie trafił w mój gust, więc od razu wrzuciłam ją głęboko do szafy. To dziwne, że od tego wydarzenia minął już prawie rok. Pamiętam to wszystko, jakby działo się dosłownie wczoraj.
- Nie poradzisz sobie bez mojej pomocy, prawda? - zaśmiał się, wchodząc ponownie do pokoju i po raz kolejny widząc jak po prostu siedzę i myślę.
  Po spakowaniu przeze mnie trzech walizek; dwóch z ubraniami oraz butami, jednej z najważniejszymi rzeczami, takimi jak kosmetyki, ładowarka do telefonu czy zdjęcia, które stały na pułkach i komodach, znieśliśmy wspólne nasze walizki do salonu.
- Zadzwonię do Noela, żeby przyjechał. Nie uda nam się zanieść tego bagażu i Lokiego. Jest tego zbyt wiele - odezwał się Liam, znosząc z góry ostatnią walizkę.
- Kim jest Noel? - zainteresowałam się.
- Szofer, który pracuje dla nas od bardzo dawna. To facet w średnim wieku, z żoną i dwójką dzieci - wyjaśnił.
- Żyjesz jak w bajce - mruknęłam, poprawiając swoje długie, brązowe włosy.
- Moi rodzice za wszelką cenę starali się, by zapewnić mnie i moim siostrom jak najwygodniejsze życie, jednocześnie nie zapominając o rodzinnym cieple.
- To dobrze. Większość rodziców skupia się na pracy, totalnie olewając swoje pociechy - pokręciłam lekko głową, a potem spojrzałam na niego z nadzieją. - Masz coś przeciwko, jeśli pójdę do sąsiadów? Chciałabym im powiedzieć, że się wyprowadzamy i pogadać chwilę z Zaynem, jeśli będzie w domu.
- Dlaczego pytasz mnie o pozwolenie? - zdziwił się, unosząc brwi. - Śmiało, idź. I pozdrów ode mnie Zacka!
  Musnęłam delikatnie policzek szatyna i po obraniu obuwia, ruszyłam do mieszkania znajdującego się obok mojego. Nacisnęłam na dzwonek i po kilku sekundach drzwi otworzyła mi Trisha.
- Dzień dobry - powitałam ją z uśmiechem, co natychmiast odwzajemniła.
- Witaj, Katherine. - Wpuściła mnie do środka. - Dziewczyny są w pokoju Wal, a Zayn u siebie - powiadomiła mnie.
- Dziękuję.
  Skierowałam się do pierwszego wskazanego przez kobietę miejsca.
- Hej - weszłam do środka.
- Kath! - zawołały równocześnie, śmiejąc się pod nosem.
- Co słychać? Co porabiacie? - Usiadłam obok nich na łóżku.
- Doniya ma w przyszłym tygodniu randkę, z przystojniakiem którego poznała w Sturbuksie, rozlewając na niego kawę, i szukamy dla niej czegoś odpowiedniego na tę okazję - wypaliła jednym tchem Waliyha, jak to miała w zwyczaju, kiedy była czymś nieźle podekscytowana.
- Co to za przystojniak? - poruszyłam zabawnie brwiami.
- Ma na imię Ben, jest wysokim blondynem o niebieskich oczach i cudownym uśmiechu - odparła, nie mogąc powstrzymać uniesienia kącików ust do góry.
- I ma seksowny głos - dodała za nią Wal.
- Wydaje się naprawdę hot - zachichotałam. - Będę trzymać kciuki, żeby randka wyszła jak najlepiej!
- Dzięki.
- Muszę wam coś powiedzieć - zaczęłam, powracając do poważnego wyrazu twarzy.
- Nie strasz nas tą swoją miną, tylko gadaj co się dzieje - zmarszczyła czoło młodsza z sióstr.
- Zdecydowaliśmy się z Liamem na przeprowadzkę do jego rezydencji, ze względu na dziecko, więc obawiam się, że nie będziemy dłużej sąsiadkami - zrobiłam smutną minę, dodając; - Ale możecie wpadać, kiedy wam tylko najdzie ochota, do mojego nowego miejsca zamieszkania.
- Rezydencji? - Waliyha otworzyła szerzej oczy. - Jak wielki jest jego dom?
- W a l! - skarciła ją Doniya, spoglądając na mnie przepraszająco. - Oczywiście będziemy odwiedzać cię jak najczęściej. Nie zapomnij nas powiadomić, jeśli będziesz chciała pójść na zakupy!
- Wy również nie zapomnijcie - wstałam z łóżka, powoli kierując się do drzwi. - Miło było was zobaczyć. Pa!
- Pa! - odpowiedziały równocześnie, machając rękoma.
  Stanęłam na korytarzu, przed wejściem do pokoju Malika. Wzięłam kilka wdechów i wydechów za nim nacisnęłam na klamkę.
  Weszłam do pomieszczenia, rozglądając się. Już nie pamiętam kiedy byłam w nim ostatni raz. Mulat siedział na łóżku, żywo gestykulując rękoma, by nadać rozmowie telefonicznej odrobinę emocji.
- Przepraszam, oddzwonię później - odparł, kiedy zobaczył jak wchodzę przez framugę drzwi. - Cześć, Kath - uśmiechnął się szeroko, wskazując na miejsce obok siebie.
- Z kim rozmawiałeś? - spytałam, siadając obok niego.
- Z Eve - odpowiedział, nie przestając się uśmiechać.
- Naprawdę? - zamrugałam kilkakrotnie.
- Naprawdę - powtórzył.
- Widzę, że dobrze się dogadujecie - spojrzałam na niego podejrzliwie, a on od razu zrozumiał co próbuję od niego wyciągnąć.
- Po twoich urodzinach zadzwoniłem do wujka - zaczął, poważniejąc - On poradził mi, bym zmierzył się ze swoją przeszłością, co korzystnie na mnie wpłynęło, ponieważ mimo tego, że jesteś teraz z innym facetem, nie chciałem cię stracić i ważna jest dla mnie twoja przyjaźń. Od zawsze dawał mi dobre rady, więc postanowiłem zaciągnąć się jego zdania i tym razem. Nie wiedziałem co zrobić w związku z Eve. To naprawdę fantastyczna dziewczyna. Wuj zasugerował mi, bym spróbował małymi krokami. Myślałem nad tym całą niedzielę, przez co wydawałem się być trochę nieobecny, martwiąc tym Doniyę. Również i z nią obgadałem ten temat. Przyznała rację wujowi, zachęcając mnie do wysłania Eve miłej wiadomości. Zgodziłem się. Zaczęliśmy esemesować. Dziś po raz pierwszy do mnie zadzwoniła, bo niezupełnie wiedziała co ma z robią z zatkaną toaletą - zachichotał.
  Słuchając tego, wydawało mi się, że to jakiś sen. Przecież jeszcze niedawno to ja byłam dziewczyną Zayna, która była zazdrosna o każdą laskę, która kiedykolwiek na niego spojrzała. A teraz oboje żyjemy wyłącznie w przyjacielskich stosunkach i nie ogarnia mnie zazdrość, czy złość, bo Malik zaczyna nowe życie, które prawdopodobnie podzieli z Eve.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! - aż klasnęłam w dłonie, nie mogąc pohamować wkradającego się na moją twarz uśmiechu.
- Też się cieszę.
- Więc kiedy randka? - uniosłam swoją brew do góry.
- R-randka?
- Chyba nie myślałeś, że wasza relacja będzie opierać się jedynie na esemesach i ewentualnych rozmowach telefonicznych - wywróciłam oczami, siadając po turecku.
- Owszem. Ale nie zastanawiałem się jeszcze nad.. randką - spuścił wzrok.
- Zayn - powiedziałam uroczyście, czekając aż znów na mnie spojrzy. - Skoro tak dobrze się dogadujecie, powinniście się umówić. Wiem, że randka może być dla ciebie większym krokiem, na który nie jesteś jeszcze gotów, dlatego myślę, że moglibyście się spotkać jako przyjaciele.
- Nie wiem czy to dobry pomysł - westchnął.
- Spróbuj, Zayn. Pójdźcie na imprezę do Andy'ego, która odbędzie się jutro w jego domu. Nie będziecie skazani wyłącznie na swoje towarzystwo i dodatkowo oboje odrobinę się zabawicie.
- Cóż.. To nie najgorszy plan - przyznał, rozluźniając się.
  Dalsza rozmowa kręciła się wokół imprezy u Samuelsa. Wciąż nie mogłam nadziwić się temu, z jaką łatwością przyszło nam siedzieć obok siebie i normalnie rozmawiać, po tym wszystkim, co nas łączyło i jak silne były nasze uczucia. To oczywiście nie oznaczało, że chciałabym cokolwiek zmieniać.
- Chyba powinnam się już zbierać. - Na moją twarz wstąpił grymas, kiedy Payne wysłał mi esemesa z wiadomością, że Noel będzie za dwie minuty.
- Zostań jeszcze - poprosił, rzucając mi błagalne spojrzenie.
- Muszę iść, Malik - wstałam z łóżka. - Przyszłam tutaj, by powiedzieć ci, że razem z Liamem przeprowadzamy się do jego rodziców. Robimy to ze względu na dziecko, sam rozumiesz, brak doświadczenia i wiedzy na temat niemowląt nie pozwoliłby nam na przetrwanie w moim mieszkaniu.
- Szkoda, że już nie będziemy sąsiadami. Mam jednak nadzieję, że to nie znaczy, iż nasze stosunki ulegną zmianie.
- Skąd! - zapewniłam go.
  Mulat wstał i podszedł do mnie, otaczając swoimi ramionami. Objęłam go wokół talii, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Dziękuję za rozmowę - powiedział, odsuwając się ode mnie.
- Cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnęłam się. - Zapomniałabym! Masz pozdrowienia od Liego. - Przypomniałam sobie nagle.
- Również go pozdrów.
- W porządku. Pa!
- Narazie, Kath!
                                                     ***
  Noel okazał się być naprawdę miłym facetem, z którym przyjemnie odbyliśmy drogę do rezydencji Payne'ów. Po zaparkowaniu przez niego czarnego Range rovera, wysiedliśmy z samochodu, zabierając swoje walizki, z którymi pomógł nam Noel.
- Witaj w domu, kochanie - powiedział do mnie szatyn, całując w policzek.
  Przez kilka sekund rozglądałam się, jakbym była tutaj po raz pierwszy. Nie mogłam uwierzyć, że przyjdzie mi mieszkać w tym apartamencie, który był niezwykle duży i elegancki, czyli zupełnie nie pasujący do tak prostego człowieka, jakim jestem ja.
- Maya! - zawołał donośnie chłopak.
  W chwilę później stanęła przed nami młoda dziewczyna o długich blond włosach, niebieskich oczach i szczupłej figurze. Była niewiarygodnie śliczna. I pachniała drogimi, słodkimi perfumami, o których zawsze marzyłam.
- Tak, Liam? - zaszczebiotała, poprawiając swoje włosy.
- Czy mój pokój jest przygotowany? - zapytał, obejmując mnie ramieniem.
- Wszystko jest gotowe - potwierdziła skinieniem głowy, nie odrywając wzroku od Liego.
- Dobra robota. Jutro z rana rozpakujesz nasze walizki, brudne rzeczy wrzucając do prania.
- Jej też? - Maya wskazała na mnie palcem, krzywiąc się.
- Katherine jest moją dziewczyną, która w dodatku jest w ciąży. Chciałbym, żebyś dobrze ją traktowała - powiedział stanowczo.
- Tak jest, szefie - zasalutowała mu, odchodząc od naszej dwójki z grymasem.
  Chciałam wypytać o Mayę, ale uznałam, że to zbędne. Może tylko wydawało mi się, że dziewczyna mnie nie polubiła?
  Wnieśliśmy nasz bagaż do pokoju Liama, w którym pachniało cynamonowym odświeżaczem powietrza, a samo pomieszczenie błyszczało czystością.
- Wszyscy do późna są dziś w pracy, więc dopiero jutro poznasz Ruth i przywitasz się z pozostałymi członkami rodziny - poinformował mnie mój obrońca.
- Myślisz, że Ruth mnie polubi?
- To jest prawie pewne - zaśmiał się i podszedł do mnie, obejmując w talii. - Co ty na to, byśmy wzięli wspólny prysznic? - zaczesał moje włosy za ucho. - Mamy specjalnie przyrządy do masażu - zachęcił mnie, uśmiechając się łobuzersko.
- Chodźmy! - zawołałam radośnie, nie mogąc się już doczekać chwili relaksu.
                                                    ***
   W momencie, w którym przekroczyłam próg biblioteki, wracając od kserokopiarki, zadzwonił dzwonek na przerwę. Usiadłam za swoim biurkiem, porządkując papiery pana Wrighta, które musiałam skopiować, a w pomieszczeniu zaczęli gromadzić się studenci. Wtem dostrzegłam Martinę i jej wykrzywioną w grymasie twarz, z którą zmierzała w moją stronę.
- Co się stało? - wypaliłam zmartwiona.

___________________________________
Od autorki: Witajcie kochani! O cholera, ale gorąco, co? Tęskniłam za taką pogodą, a wy? :)
 Jak podoba wam się trzydziestka szóstka? Obstawialiście, że Nialler miał właściwie błahy powód by nie mówić Emily o jego problemach, czy podejrzewaliście, że to coś znacznie poważniejszego? Co sądzicie o wątpliwościach Kath, które ogarnęły ją przed podjęciem decyzji wprowadzenia się do Payne'ów? Były słuszne? Jak oceniacie relację Katherine i Liama? Myślicie, że polubicie Noela? A co z Mayą? I dlaczego Martina zjawiła się w bibliotece z nie najlepszą miną? Czekam na wasze komentarze ♥
 Jeszcze tydzień do mojego komersu, a 37 dni do końca roku szkolnego! ☺
 Miłego dnia, kociaki. xx

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział trzydziesty piąty

- Mam dla ciebie propozycję - powiedział biznesowym tonem, splatając swoje dłonie, a następnie kładąc je przed siebie na biurku.
- Czego dotyczy? - odezwałam się zainteresowana.
- Pomyślałem, że skoro podczas lekcji masz wolny czas, może pomogłabyś w niektórych sprawach naszej sekretarce? Ma masę roboty i wciąż nie dostaję niczego na czas - westchnął. - Oczywiście dostaniesz większą pensję, jeśli zgodzisz się na mój pomysł.
- To bardzo szlachetne z pańskiej strony, ale ja się na tym wszystkim nie znam - odparłam.
- Do twoich obowiązków będzie należało odbierać telefony i umawiać mnie na różnego rodzaju spotkania oraz drukowanie i kopiowanie dokumentów. Mam nadzieję, że jesteś w stanie temu podołać? - uniósł swoją cienką brew do góry.
- Cóż, jeśli to należałoby do moich zadań, to sądzę, że mogę się zgodzić - uśmiechnęłam się.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - odwzajemnił gest.
- Och - wyrwało mi się, na co zmarszczył brwi, niezupełnie wiedząc co chodzi mi po głowie. - Panie Wirght ja.. jestem w ciąży.
- Ależ to świetna wiadomość! - aż klasnął w dłonie. - Gratulacje!
- Bardzo dziękuję - skinęłam - Ale biorąc pod uwagę ten fakt, będę pomagać pańskiej sekretarce tylko przez pół roku i nie wrócę już do pracy w tym roku szkolnym.
- Nie przejmuj się tym, Katherine - pokręcił lekko głową. - Na okres twojego urlopu macierzyńskiego zatrudnimy kogoś innego.
- Więc jestem teraz asystentką pani Elli?
- Owszem, jesteś. Będziecie się dobrze dogadywać, ponieważ Ella to pogodna, miła i zawsze chętna do pracy kobieta, właściwie niewiele starsza od ciebie.
- Mam taką nadzieję! Jeszcze raz panu za dziękuję. Nie tylko za to, co robi pan dla mnie, ale także dla mojego chłopaka.
- Nie ma za co. Liczę na to, że rozmowa Liama przebiegnie rewelacyjnie.
- Ja również - zgodziłam się.
- W porządku, możesz wrócić do swojej pracy. Dziś jeszcze wykonujesz swoje dotychczasowe obowiązki. Jutro Ella dostarczy ci mój harmonogram, a ja postaram się by zamontowano telefon w bibliotece, dzięki czemu nie będziesz musiała się zbytnio fatygować, szczególnie kiedy nosisz w swoim brzuchu rozwijający się płód - uniósł kąciki ust do góry.
- Jeszcze raz za wszystko dziękuję! - powiedziałam, wstając. - Do widzenia.
- Do widzenia - odpowiedział.
  Kiedy usiadłam na swoim obrotowym krześle, okręciłam się wraz z nim wokół własnej osi, mając ochotę skakać i piszczeć na cały regulator. Zamartwiałam się tym, skąd weźmiemy pieniądze na utrzymanie dziecka, a Wright przyszedł z odsieczą, proponując mi podwyżkę za dodatkową robotę. Cóż za dobra wiadomość!
  Na kolejnej przerwie w bibliotece zjawił się Harry, jak zwykle siadając na moim biurku. Opowiedziałam mu w skrócie o przyjętej przeze mnie propozycji dyrektora, a następnie o wizycie w rezydencji Payne'ów.
- Dziś wieczorem mam kolację z Karen. - Na mojej twarzy zagościł grymas.
- Chyba nie masz ochoty na nią pójść - spostrzegł.
- A ty miałbyś? Pamiętasz jak się wczoraj wobec mnie zachowywała. Jak sobie poradzę bez Liego, który cały czas stawał w mojej obronie? - rozłożyłam bezradnie ręce.
- Jesteś Katherine Tomlinson - wywrócił oczami - Pójdzie ci doskonale.
- Trzymaj za mnie kciuki - rzuciłam, opierając się plecami o oparcie krzesła. - Co u ciebie i Martiny?
- Sądzę, że właśnie odbyliśmy swoją pierwszą sprzeczkę - zachichotał, poprawiając swoją grzywkę.
- I ani trochę się tym nie przejąłeś? - zdziwiłam się.
- Po prostu śmieszy mnie powód naszej kłótni - wzruszył ramionami.
- Czy będzie dane mi go poznać? - spytałam nonszalancko, na co obdarował mnie swoim pięknym uśmiechem, wywołującym moje dwa, ulubione dołeczki w policzkach.
- Martina sądzi, że może mieć mnie na własność, dlatego podczas najbliższej imprezy dla studentów naszego uniwersytetu, którą organizuje Amanda Wilson, według niej powinienem być przez cały czas z nią. Znasz mnie i wiesz, że lubię bawić się z innymi, szczególnie kiedy nie mam okazji pogadać z nimi na szkolnym korytarzu.
- Powinieneś wziąć pod uwagę fakt, że Tini jest tutaj nowa i właściwie nikogo nie zna, dlatego chciała przez całą imprezę trzymać się twojego boku.
- Przez cały czas myślałem, że jest po prostu zazdrosna. - Uśmiech natychmiast zniknął z jego twarzy.
- Z pewnością jest zazdrosna. Nie ukrywajmy, jesteś seksowny Styles. - Zaśmialiśmy się oboje. - Ale uważam, że twoim zadaniem jest zapoznać ją z twoim znajomymi - dodałam zaraz, odrobinę poważniejąc.
- Tak zrobię - wyszczerzył swoje bielutkie ząbki. - Dzięki, Kath.
- Od tego są przyjaciele - mrugnęłam do niego.
  Kiedy zagłębiałam się w ostatnią część sagi Zmierzch, usłyszałam kroki dobiegające z korytarza. Podniosłam głowę znad książki i przekonałam się, że to Louis. Wszedł do biblioteki z wciśniętymi w kieszenie rękami oraz uśmiechem na twarzy.
- Cześć, siostrzyczko - odrzekł, zabierając jedno z krzeseł, a następnie stawiając je naprzeciw mnie.
- Lou? Co tutaj robisz?
- Przyszedłem cię odwiedzić w pracy, to takie dziwne? - uniósł swoją brew do góry, poprawiając swoje włosy.
- Dziwne, bo rzadko się to zdarzało. Szczególnie w godzinach twojej pracy - zmarszczyłam czoło, lustrując jego ciało.
- Miałem okienko i postanowiłem przyjść - wyjaśnił.
- A twoim powodem było..?
- Już nie mogę odwiedzić mojej młodszej siostry w pracy? - skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej, strzelając do mnie głupie miny.
- Louis znam cię - przewróciłam oczami, opierając brodę na łokciach.
- Okej, okej - zmienił pozycję, a na jego twarz znów wrócił uśmiech. - Przyszedłem tutaj, żeby ci podziękować. Zachowywałem się jak totalny gówniarz, próbując uciekać od rozmowy z Alice i sięgając po odstresowujące środki, takie jak papierosy. Nie wiem jak bym skończył, gdyby nie ty.
- Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu, nie mogłam pozwolić na to, byś robił głupstwa.
- Wiem - przytaknął. - Gadałem z Alice.
- I jak? - zainteresowałam się.
- Ucieszyła się, że byłem z nią szczery, a także, że wreszcie poznała powód moich złych humorów i dziwnych zachowań. Dała mi do zrozumienia, że niepotrzebnie martwię się tym, że po ślubie wszystko może ulec zmianie, ponieważ małżeństwo to tylko durny świstek, a nasza relacja się nie zmieni. Dodała również, że mój strach przed małymi dziećmi i ojcostwem jest jak najbardziej normalny i zdecydujemy się założyć rodzinę, kiedy będę na to gotów.
- Tommo to są świetne wieści! Od początku mówiłam ci, że powinieneś porozmawiać z Johnson - zawołałam uradowana.
- Obiecuję, że następnym razem posłucham cię od razu - odrzekł uroczystym tonem. - Przyszedłem też zapytać o wczorajszy przebieg wizyty u lekarza - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Będziesz miał siostrzenicę lub siostrzeńca, braciszku - oznajmiłam, znów opierając się głową o oparcie skórzanego krzesła.
- Więc naprawdę jesteś w ciąży?!
- Tak - skinęłam.
- Gratulację! - krzyknął, uśmiechając się szeroko.
- Dzięki, Lou.
- Wydaje mi się, czy to ja bardziej cieszę się z twojej ciąży? - podrapał się po głowie, nie bardzo rozumiejąc moje zachowanie.
- Chyba strach przed zostaniem rodzicem jest rodzinny - westchnęłam, bawiąc się swoimi palcami. - Ani ja, ani Liam nie mamy doświadczenia z dziećmi. Jak my sobie poradzimy?
- Hmm.. - przyłożył swój palec do ust, co oznaczało, że głęboko się nad czymś zastanawia. - Pójdziesz na kurs dla matek. Poszukamy też odpowiednich książek dotyczących ciąży i opieki nad niemowlętami, bo z pewnością takie istnieją - znów zamyślił się na chwilę - I oczywiście możesz liczyć na mnie i Alice. Choć również nie znamy się na tych sprawach, chcemy wam pomóc.
- Czy mówiłam ci już kiedyś, że jesteś najlepszym bratem a świecie?
- Czekaj, co? Nie dosłyszałem chyba - nastawił swojego ucha, a ja wybuchnęłam śmiechem. - Nie chcę być wścibski, ale poradzicie sobie finansowo?
- Liam ma dziś rozmowę o pracę jako strażak, a ja od jutra będę miała dodatkowe zadania do wykonania, za które dostanę wyższą pensję - odpowiedziałam.
- Cieszę się, że nie będziecie mieli kłopotu z utrzymaniem waszego syna.
- Płeć dziecka poznamy za kilka miesięcy, Louis - przewróciłam oczami.
- Maszyna w mojej głowie podpowiada mi, że to będzie mały facet - wskazał na swoją głowę, mając oczywiście na myśli mózg.
- Dlaczego tak bardzo chciałbyś, bym urodziła chłopczyka? - podniosłam swoją brew do góry, wpatrując się w jego niebieskie oczy. Pamiętam jak kiedyś zapytałam Marka, czy Lou jest adoptowany, bo ma inny kolor oczy ode mnie. Dowiedziałam się wtedy, że odziedziczył tę cechę po naszym dziadku.
- Bo chciałbym go tak dobrze nauczyć grać w FIFĘ, że Liam nie zdoła go pokonać - potarł swoje dłonie, jakby miał w zanadrzu jakiś śmiertelnie chytry plan.
- Będę się modlić każdego dnia, żeby urodziła nam się dziewczynka.
- Jesteś niewdzięczna - wystawił w moją stronę język, po czym zmienił pozycję na krześle i znów się odezwał; - Jak się sprawuje Loki? Dużo rozrabia?
- Musicie z Alice koniecznie go poznać. Jest strasznie uroczy i kochany. No, poza tym, że ciągle musimy po nim sprzątać - odparłam.
- Zawsze chciałaś mieć psa, powinnaś być na to przygotowana.
- Taa.
- Wyglądasz na odrobinę zatroskaną. Coś się dzieje, Kath?
- Martwię się o Niallera. Chciałabym mu jakoś pomóc, sprawić, żeby poczuł się lepiej, żeby nie był taki przygnębiony, ale nic nie mogę na to poradzić. Poza tym idę dziś na kolację z mamą Liego i boję się, że nie pozostawi na mnie suchej nitki.
- Czy Niall nie ma urodzin 13 października*?
- O mój Boże, Louis! Tak, zróbmy mu niespodziankę! To na pewno go ucieszy! - klasnęłam w dłonie.
- Czasami zastanawiam się, czy przypadkiem nie umiesz czytać ludziom w myślach - zrobił głupią minę, a potem spoważniał i kontynuował; - Co do urodzinowej niespodzianki, wszystko jeszcze dokładnie obgadamy. A co do twojej kolacji.. czemu tak złowrogo jesteś nastawiona do matki Payne'a?
- Byliśmy wczoraj w ich rezydencji. Geoff i Nicola, siostra Liama, okazali się dość mili, ale Karen potraktowała mnie dosłownie jak śmiecia. Nie wiem dlaczego zgodziłam się pójść do Rossington Hall - pokręciłam lekko głową.
- Nie bądź taką pesymistką, Katherine. Skoro ona również ma się tam zjawić, to znaczy, że chce ci dać szansę.
- A może chce dać mi forsę w zamian za zostawienie Liego albo, co gorsza, za usunięcie dziecka?
- Naoglądałaś się za dużo filmów - zaśmiał się pod nosem. - Wszystko będzie dobrze, zapewniam cię. Będę trzymał kciuki - ścisnął swoje dłonie w pięść i usniósł do góry.
- Dzięki, Tommo.
                                                           ***
  Po powrocie z pracy usiadłam do stołu z moim obrońcą, który przygotował na lunch Risotto z dynią, pochodzące z włoskiego jadłospisu. Skorzystał z przepisu, który podała mu Eve, gdy rozmawiali o gotowaniu wraz z Zaynem i Alice na moich urodzinach.
- To jest pyszne - oznajmiłam, biorąc pierwszego kęsa.
- Cieszę się, że ci smakuje - odrzekł, uśmiechając się.
- Jak twoja rozmowa?
- Jeśli chcę zostać strażakiem, muszę przejść przez odpowiednio ułożony egzamin, a następnie trzymiesięczny kurs. Jeśli przejdę przez to wszystko, przyjmą mnie na okres próbny, który będzie trwał pół roku. Jeżeli dobrze się spiszę, wezmą mnie na stałe - odpowiedział, popijając sok pomarańczowy.
- Kiedy masz ten egzamin?
- W poniedziałek. Dostałem kilka dni na powtórzenie materiału.
- Czuję, że przez najbliższe dni jeszcze bardziej zżyję się z Lokim. - Zaśmialiśmy się.
  Sprzątnąwszy po lunchu, usiedliśmy w salonie. Niecierpliwie wyczekiwałam nadejścia Emily, która miała mnie uratować nie tylko poprzez pożyczenie sukienki, ale także poprzez nauczenie mnie kilku dobrych manier, jakie powinnam zachować, będąc w drogiej i eleganckiej restauracji.
- Wreszcie - mruknęłam do siebie, słysząc dzwonek do drzwi.
- Hej, kochanie - przywitała mnie, zaraz po wejściu do środka.
- Dobrze, że jesteś.
  Udałyśmy się na górę. Forbes rozłożyła przede mną trzy kiecki, oznajmiając, że nie mogła się zdecydować, która spodoba mi się najbardziej. Ułożyłam usta w dzióbek, zastanawiając się, którą powinnam założyć.
- Co sądzisz o tej czarnej, z prześwitującym materiałem na dekolcie? - odezwałam się w końcu, zakładając ręce na biodra.
- Nie uważasz, że jest zbyt odważna na kolację z przyszłą teściową? - zachichotała, podnosząc ją do góry.
- Taylor z pewnością by ją ubrała - powiedziałam, zdejmując z siebie spodnie.
- Tylko mi nie mów, że blondie jest teraz twoim autorytetem.
- Skąd.
  Kiedy ubrałam na siebie sukienkę, podążyłyśmy do łazienki. Emily usiadła na muszli, a ja stanęłam przed lustrem, zastanawiając się co powinnam zrobić z włosami.
- Jak mam się zachowywać? - bąknęłam.
- Bądź miła, nawet jeśli źle skomentuje twój ubiór. Nie mów za dużo i nie przerywaj jej, kiedy będzie coś mówić, a wiem jak bardzo lubisz to robić. - Otworzyłam usta, ale zdałam sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała, więc na powrót je zamknęłam. - Siedź wyprostowana, używaj noża i widelca. Przemawiaj uroczystym tonem do obsługi. W skrócie; zachowuj się jak 35 letnia sztywniara z kupą kasy na koncie.
- Przysięgam, że jeśli uda mi się zrobić dobre wrażenie, to zapiszę się do jakieś szkoły aktorskiej i w przyszłości zobaczysz mnie na dużym ekranie, grającą główną rolę u boku jednej z tych hollywoodzkich gwiazd.
  Poprosiłam dziewczynę, by pomogła mi z fryzurą. Zdecydowała, że do tej sukienki idealnie będzie pasować wysoka kitka, więc zastosowałam się do jej rady i zaczęłam układać swoje włosy w odpowiedni sposób.
- Hej, nie sądzisz, że Nialler ostatnio jest jakiś smutny? - odezwała się.
- Niczego takiego nie zauważyłam. - Och, zabiję blondaska, że stawia mnie w takiej sytuacji. Em jest moją najlepszą przyjaciółką i nigdy wcześniej jej nie okłamywałam, aż do teraz. Dlaczego właściwie niczego jej nie powiedział?!
- Cóż, wydaje mi się, że co jest na rzeczy - westchnęła.
- Rozmawiałaś z nim na ten temat?
- Tak. Zapewnił mnie, że wszystko jest w porządku.
  Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Dalej brnąć w kłamstwa? Wyznać jej co dzieje się w domu Horanów? Ugh, definitywnie muszę jutro porozmawiać z Niallem.
  Kiedy byłam gotowa, obie zeszłyśmy na dół. Liam mocno mnie do siebie przytulił na pożegnanie, szepcząc mi do ucha, że nie pożałuję, iż zgodziłam się na tą kolację oraz, że wszystko przebiegnie w przyjemnej i przyjaznej atmosferze.
  Chciałabym mu uwierzyć.
  Emily rozstała się ze mną w połowie drogi, wracając do swojego domu. Ja wciąż kroczyłam przed siebie, zdenerwowana jak nigdy przedtem. Chcę już mieć to wszystko za sobą.
- Dzień dobry - powiedziałam do Karen, przeglądającej menu.
- Witaj, Katherine - bąknęła, nie odrywając oczu od kartek.
  Poprosiłam kobietę, żeby zamówiła mi to samo, co ona wybierze, ponieważ nie byłam w tej restauracji dotychczas i nie znam się na jedzeniu, jakie w niej serwują.
  Po złożeniu zamówienia elegancko ubranemu kelnerowi, wreszcie przeniosła swój wzrok na mnie.
- Będę z tobą szczera - odezwała się w końcu - Chcę żebyś wiedziała, że nie jestem w stanie pokochać żadnej innej dziewczyny Liama tak mocno, jak Taylor.
  Skinęłam głową, przypominając sobie o radzie Forbes, bym nie przerywała Karen w mówieniu.
- Mimo to, postanowiłam dać ci szansę - dokończyła po dłuższej chwili, wpatrując się we mnie łagodnym spojrzeniem.
- Jeśli mogłabym spytać, co spowodowało, że się pani na to zdecydowała? - Błagam, niech mnie ktoś zabierze. Czuję, jakby serce miało zaraz wyrwać się z mojej klatki piersiowej.
- Rozmowa z moim synem. Co nie co mi o tobie opowiedział, prosząc bym chociaż spróbowała przekonać się, że jesteś godna przystąpienia do naszej rodziny - odparła nonszalancko, poprawiając leżącą przed nią serwetkę.
- W takim razie mam nadzieję, że pani nie zawiodę - uśmiechnęłam się lekko.
  Kobieta zaczęła wypytywać mnie o czasy dzieciństwa i moje stosunki z rodzicami, za nim wraz z Louisem zamieszkaliśmy w sierocińcu. Ku mojemu zaskoczeniu ton jej głosu był spokojny, tak jak i wyraz jej twarzy. Gdzie podział się chłodny stosunek i przenikliwy wzrok? Czyżby Payne miał rację, mówiąc, że jego mama potrafi być dobrym człowiekiem?
  Potem okazało się, że mamy wspólne hobby; czytanie. Wymieniłyśmy się paroma tytułami dobrych książek oraz ich fabułami, a w międzyczasie dostarczono nam pyszne jedzenie.
- Jestem niezwykle zaskoczona, że to mówię, ale chyba naprawdę zaczynam cię lubić - uniosła lekko kąciki swoich ust do góry. Czy ja śnię?! - Dlatego chciałabym żebyście z Liamem wprowadzili się do naszego domu. Potrzebujesz wokół siebie osób, które przeszły już doświadczenie z ciążą i małym dzieckiem.
- To bardzo szlachetne z pani strony, ale za nim podejmę jakąkolwiek decyzję, chciałabym to skonsultować z Liamem. Mam nadzieję, że to nie sprawia pani kłopotu? - spytałam, modląc się by jej wrogość nie powróciła.
- Oczywiście - skinęła.
                                                            ***
  Kolacja w towarzystwie mamy Liego przebiegła naprawdę dobrze. Może to wiadomość o tym, że Christine całkiem niedawno zmarła na raka, a Mark ponad swoje dzieci wybrał rodzinę Meredith sprawiła, że zmieniła do mnie nastawienie? A może wspólne hobby? Cokolwiek to było, ucieszyłam się równie mocno, co Liam. Opowiedziałam mu w skrócie o przebiegu naszego spotkania, obiecując, że jutro przy lunchu zastanowimy się nad przeprowadzką do rezydencji Payne'ów.
  Właśnie skończyłam zapisywać w harmonogramie pana Wrighta spotkanie na jutro o 11:30, kiedy rozległ się dzwonek i w bibliotece zaczęli zjawiać się studenci. Napisałam do Horana esemesa z prośbą o zjawienie się na tej przerwie osobiście przy moim biurku.
- Jestem, szefowo - odparł, stając przede mną na baczność.
- Koniec żartów, kolego - rzuciłam. - Masz mi wytłumaczyć dlaczego Emily nie ma zielonego pojęcia o sprawie z twoim tatą, jego kochanką i Maurą.

*fakt zmieniony na potrzeby opowiadania

________________________________
Od autorki: Zdecydowałam, że Your Choice będzie zawierał 39 rozdziałów oraz epilog. Może po epilogu uda mi się opublikować jakiegoś shota o Ziamie, ale niczego nie obiecuję kochani :)
 Jak podoba wam się trzydziestka piątka? Spodziewaliście się propozycji dodatkowego zarobku z strony Wrighta? Jesteście po stronie Lou i chcecie, by Kath urodziła dziecko? Jak potoczy się sytuacja z okłamywaną Emily? Dlaczego Nialler nic nie powiedział? Czy Katherine i Liam wprowadzą się do rezydencji Payne'ów? Co sądzicie o przebiegu kolacji Karen i Kath? CZEKAM NA KOMENTARZE ♥.
 Dzięki za 51 obserwatorów i 24 tysiące wyświetleń! :)
 Miłej niedzieli, skarby. xx

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział trzydziesty czwarty

 Rezydencja Payne'ów była urządzona nowocześnie i.. bardzo pięknie. Ilość okien oraz jasne odcienie kolorów ścian zezwalają mi na opisanie apartamentu jako bardzo jasnego, ale jednocześnie przytulnego. Pomieszczenia były duże i wysokie. Jeżeli zakochanie się w czyimś domu jest w ogóle możliwe, to myślę, że właśnie to uczucie owładnęło i mną.
- Gotowa? - szepnął Liam, ściskając na powrót moją dłoń.
- Nie - pokręciłam głową, patrząc na niego z przerażeniem wypisanym na twarzy.
- Pamiętasz co ci mówiłem, prawda? Wszystko będzie dobrze, Kath. Poradzimy sobie - ucałował moje czoło i ruszył do kuchni.
- O mój Boże - jęknęła Karen, wypuszczając z rąk talerz, który natychmiast potłukł się na drobne kawałki. - Spójrz co na robiłeś - rzuciła mu gniewne spojrzenie.
- Maya się tym zajmie - odezwał się szatyn, próbując zachować spokój. - Musimy poważnie porozmawiać, mamo.
- Jeśli rozmowa nie będzie dotyczyć Taylor, możesz o tym zapomnieć - mruknęła, próbując wyjść z niebezpiecznej strefy.
- W dużej części będzie dotyczyć właśnie jej - odpowiedział.
- W takim razie chodźmy do salonu.
  Przyglądałam się całej tej sytuacji z bijącym w przyspieszonym tempie sercem. Skoro wobec swojego syna zachowuje się w tak.. chamski sposób, to jaki los czeka mnie? Którą stronę mi okażę; tę dobrą, o której opowiadał Liam, czy tę złą, którą właśnie wobec niego przedstawiła?
  Usiedliśmy na kanapie. Czemu się na to godziłam? Co ja tu robię? Mogę już uciekać?
- Mamo to jest Katherine - powiedział Li, wskazując na mnie.
- Co to za dziewucha i czemu trzymasz ją za rękę? - skrzyżowała swoje ręce na klatce piersiowej.
- Ponieważ jest moją dziewczyną - odparł, powoli wypuszczając powietrze.
- Wydawało mi się, że chcesz rozmawiać o Tay i o tym, że znów się zeszliście.
- Mówiłem ci już, że do niej nie wrócę - pokręcił przecząco głową, wyciągając z swojej kieszeni liścik oraz mój telefon.
- Nie rozumiem dlaczego, synu. Nie rozumiem również, jak mogłeś zamienić Taylor na kogoś tak.. cichego i prostego - prychnęła.
- Właśnie zamierzam przedstawić ci odpowiedź na twoje pierwsze pytanie.
  Kiedy chłopak zajął miejsce obok swojej rodzicielki, pozostawiając mnie kompletnie samą na kanapie, czułam się jeszcze gorzej niż w moim mieszkaniu, tuż przed przyjściem tutaj. Spróbowałam skupić się na groźbach Swift, kierowanych w moją stronę, które dobiegały z nagranego przeze mnie filmiku, ale to nawet na chwilę nie sprawiło, że poczułam się lepiej.
- Katherine dostała również liścik, podpisany przez Tay. Poznajesz jej pismo, prawda? - spytał Liam, unosząc swoją brew do góry.
- T-to nie może być prawdziwe - powiedziała, zakrywając usta dłonią. - Ona z pewnością to wszystko ukartowała, żeby móc cię zdobyć - wskazała palcem wolnej ręki na mnie.
- Nie, mamo. Kath zgłosiła sprawę do dyrektora, który przekazał nam, że Taylor przebywa aktualnie w zakładzie psychiatrycznym.
- Żartujesz sobie?! - spojrzała na niego zaskoczona.
- Proszę, jeśli mi nie wierzysz, zadzwoń do jej mamy, która z pewnością potwierdzi wszystko, co ci do tej pory powiedziałem.
- Wierzę ci, Liam - mruknęła - tylko nie mogę uwierzyć, że to wszystko jest realne. Przecież ona była taką dobrą, uczciwą i inteligentną dziewczyną.
- Najwyraźniej udawała.
- Przepraszam, że się wtrącę - zabrałam głos, poprawiając swoją pozycję - ale powinna pani przeprosić Liama. Pani syn nie jest niczemu winien i nie zasłużył sobie na taki chłód i brak zainteresowania z pani strony. Bardzo przeżywał fakt, że wasze stosunki się tak bardzo zmieniły przez ostatni miesiąc.
- Nie mów mi co mam robić - syknęła.
  Mogę już zapaść się pod ziemię?
- Nie odzywaj się do niej w ten sposób, mamo. Szczególnie teraz, kiedy jest w błogosławionym stanie.
- O czym ty mówisz?! - wrzasnęła zszokowana, przenosząc na mnie swój zimny wzrok.
- Zostaniesz babcią - uśmiechnął się, wracając na miejsce obok mnie i delikatnie kładąc swoją dłoń na moim brzuchu.
- Dostanę przez ciebie zawału, Liam - bąknęła, przeczesując ręką swoje blond włosy.
- Wiem, że dużo ci dziś powiedziałem. Powinienem był przyjść znacznie wcześniej, żeby opowiedzieć o Taylor i o tym, że naprawdę się w kimś zakochałem, ale nie byłem na to gotów. Ciąża Katherine przekonała mnie, że nadszedł ten odpowiedni czas, by przyjść tu i odbyć z tobą poważną rozmowę.
  Zapanowała cisza, podczas której Karen wpatrywała się w naszą dwójkę, a biorąc pod uwagę rozwijające się w moim brzuchu maleństwo, trójkę, osłupiałym wzrokiem. Myślę, że po prostu musiała oswoić się z obecną sytuacją i przeanalizować wszystko, co powiedział jej Payne.
- I jak myślisz? Co powinnam teraz zrobić? - odezwała się w końcu zwracając do swojego syna.
- Powinnaś dać szansę Katherine. To naprawdę dobra i szczera dziewczyna, z którą zamierzam spędzić swoją przyszłość - delikatnie musnął mój policzek, uśmiechając się tak pięknie, że nie mogłam oderwać wzroku od jego twarzy.
- Mogłabym porozmawiać z tobą w cztery oczy? - zaproponowała.
- Nie mam nic do ukrycia przed Kath, więc możesz mówić - odrzekł stanowczo.
- Nie, Leeyum. Zostawię was samych - zaprotestowałam, wstając z kanapy.
- W porządku. Zaczekaj na mnie w moim pokoju - skinął głową.
  Ruszyłam po schodach na górę. Gdy stanęłam na ostatnim stopniu rozejrzałam się, czując jak znów wzrasta moje przerażenie. Owszem, wiedziałam jak wygląda pokój Liego od wewnątrz, ale znalezienie go, przy ilości tak samo wyglądających drzwi znajdujących się wokół mnie, zajmie mi co najmniej dziesięć minut!
  Westchnęłam głęboko i podeszłam do pierwszych drzwi. Okazało się, że zajrzałam do pokoju gier, w którym znajdowało się mnóstwo maszyn, stół do bilarda oraz kilka pudeł z grami planszowymi. Nigdy nie pomyślałabym, że Liam ma takie miejsce w swoim domu. Jest cholernie skromny, skoro nie miałam pojęcia o tym miejscu.
  Podeszłam do kolejnych drzwi. Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam je lekko, otwierając szerzej oczy ze zdziwienia. Pomieszczenie było przeznaczone dla.. małego dziecka! Czy Payne zapomniał mi wspomnieć o tym, że poza Ruth i Nicolą ma jeszcze młodsze rodzeństwo?!
  Weszłam w głąb, rozglądając się wokół siebie. Barwy panujące w tym pokoju były znacznie ciemniejsze od tych, które mogłam zobaczyć na pierwszym piętrze. Był urządzony w gamie jasnego fioletu. To miejsce było.. niesamowite.
- Co tutaj robisz? - Aż podskoczyłam na dźwięk nieznanego głosu.
- Przepraszam, zgubiłam się szukając pokoju Liama - odwróciłam się w stronę stojącej przede mną blondynki, zagryzając policzki od środka.
- Kim jesteś? - zmarszczyła czoło, skanując moje ciało.
- Katherine Tomlinson - wystawiłam przed siebie rękę.
- Nicola - przedstawiła się, delikatnie ściskając moją dłoń. - Mama zatrudniła cię jako nową sprzątaczkę?
- Nie - pokręciłam przecząco głową, śmiejąc się w duchu - Jestem dziewczyną twojego brata.
- Że niby kim? - zaśmiała się pod nosem, ponownie otaksowując mnie wzrokiem.
- Dziewczyną twojego brata - przełknęłam głośno ślinę, widząc jej reakcję.
- On nie gustuje w takich.. prostych laskach.
- Najwyraźniej go nie znasz - odgryzłam się. Brawo Katherine. Właśnie zaminusowałaś sobie u siostry twojego chłopaka.
- Skoro jesteś jego dziewczyną to powinnaś wiedzieć, że Liam już tutaj nie mieszka - prychnęła, patrząc na mnie złowrogo.
- Mam tego świadomość - skinęłam. - Leeyum zdecydował się porozmawiać z waszą matką, a ja przyszłam tu razem z nim - wyjaśniłam jej moją obecność w rezydencji.
- Leeyum? Tylko Eve go tak nazywa! Znasz ją?
- Tak, spotkałyśmy się kilka razy - odpowiedziałam, uspokoiwszy się trochę po dostrzeżeniu zmiany w głosie Nicoli.
- Eve wróciła do Doncaster? Dlaczego nic mi nie powiedziała? - skierowała swój wzrok na podłogę.
- Myślę, że chciała z tym zaczekać aż do momentu, w którym wasze stosunki z Liamem wrócą do normy.
- O mój Boże - schowała twarz w dłoniach.
- Hej, co się dzieje? - spytałam zmartwiona.
- Gdyby nie mama, już dawno spotkałabym się z Evie! - wrzasnęła do mnie pod wpływem emocji, na co przerażona cofnęłam się o krok. - Przepraszam, ja po prostu.. - zamilkła na chwilę i po nabraniu powietrza oraz powolnym go wypuszczeniu, kontynuowała; - Karen rozkazała nam, byśmy nie kontaktowali się z Liamem, dopóki nie zrozumie jak wielki błąd popełnił zrywając z Taylor. Nie chciałam zastosować się do jej zaleceń, ale zagroziła mi, że wywali mnie z rodzinnej firmy, jeśli będę się buntować. Gdybym jej nie posłuchała, już dawno wiedziałabym o przyjeździe Eve! Tak bardzo jej teraz potrzebuję.. - jej głos zadrżał, zwiastując słone łzy.
- Myślałam, że z własnej woli przestaliście interesować się Liamem, który totalnie nie mógł sobie poradzić z waszą nie akceptacją jego wyboru.
- Och, wcale nie - pokręciła głową, wycierając przezroczystą ciecz z swoich policzków. - Wiesz może gdzie mieszka Eve?
- Przy Christ Church Road. Niestety nie pamiętam pod jakim numerem.
- W porządku, chciałam tylko wiedzieć czy wróciła do swojego starego domu.
- Pójdź do niej - zachęciłam ją, unosząc kąciki ust do góry.
- Masz rację, powinnam to zrobić od razu. A potem policzę się z mamą - zacisnęła dłonie w pięść. Chciała odejść, ale zatrzymała się w pół kroku i odwróciła w moją stronę. - Kath, ja.. umm.. przepraszam za moje początkowe zachowanie.
- Cóż, ja też cię przepraszam.
- Mam nadzieję, że będziemy miały jeszcze okazję pogadać, bo wydajesz się naprawdę.. miła - odparła, uśmiechając się.
- Ja również mam taką nadzieję - przytaknęłam. - Nicola? - zatrzymałam ją, kiedy jej prawa stopa znalazła się w korytarzu.
- Tak?
- Wskażesz mi pokój Liama?
- Ostatnie drzwi na lewo.
- Dziękuję.
  Kiedy znalazłam się w szukanym przeze mnie pomieszczeniu, rzuciłam się na wielkie łóżko, kierując wzrok na sufit. Przez cały czas nurtowało mnie jedno pytanie; dla kogo jest ten dziecięcy pokój? Chciałam o to zapytać Nicoli, ale uznałam, że nie powinnam wypytywać jej o takie rzeczy, gdyż wydawało się to niestosowne, zważając na fakt, że znam ją dosłownie pięć minut.
  Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że oknem jest już niemal ciemno.
- Hej.
- Hej, Leeyum - uśmiechnęłam się na jego widok i musnęłam czubek jego nosa.
- Dobrze spałaś?
- Masz całkiem wygodne łóżko - przyznałam. - Która jest godzina?
- Zbliża się dwudziesta pierwsza - odpowiedział, głaszcząc mnie po policzku.
- Przepraszam, że zasnęłam na tak długo - przegryzłam dolną wargę, wpatrując się w jego brązowe oczy.
- Nic się nie stało - ucałował moje czoło, kładąc swoją głowę w moim zagłówku pomiędzy szyją a ramieniem.
- Jak rozmowa z mamą?
- Wszystko sobie wyjaśniliśmy i myślę, że koniec z chłodnymi stosunkami, a nasza relacja wróci do normy.
- Tak bardzo się cieszę, kochanie. Wreszcie zaczyna nam się wszystko układać.
- Wreszcie - powtórzył, składając pocałunki na mojej szyi.
- Liam?
- Hmm? - mruknął mi do ucha, przegryzając jego płatek.
- Kiedy szukałam twojego pokoju, przypadkiem znalazłam się w.. pokoju dziecięcym. Dla kogo jest on przeznaczony?
- Och - westchnął, odsuwając się nagle ode mnie. Podparł się na swoim łokciu i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. - To bardzo ciężki temat dla całej naszej rodziny.
- Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał go poruszać. Byłam po prostu ciekawa.
- W porządku, powinienem ci o tym powiedzieć - zamknął na chwilę oczy, a po otworzeniu ich kontynuował; - Nicola zaszła w ciąże. Urodziła zdrową, malutką dziewczynkę, która była najsłodszym dzieciakiem na ziemi - uśmiechnął się do siebie. - Niestety nie dane nam było zbyt długo nacieszyć się jej obecnością, gdyż dostała silnego zapalenia w płuc, w wyniku którego jej serce przestało pracować, a my musieliśmy pochować ją w białej trumnie.
- O mój Boże - zakryłam usta swoją dłonią - To musiało być dla was wstrząsające.
- I było - przytaknął. - Oczywiście Nicola długo nie umiała się pozbierać po śmierci swojej ukochanej córeczki, ale z odsieczą przyszła jej Eve, która po stracie obojga rodziców w wypadku samochodowym, w którym i ona o mały włos nie zginęła, nie mogła pozwolić na to, by Nic zrobiła coś tak głupiego jak ona. Mówiąc coś głupiego, mam na myśli próbę popełnienia samobójstwa.
- Eve próbowała sobie odebrać życie?!
- Owszem. Bała się, że Nicola również będzie chciała to zrobić, więc nie odstępowała jej na krok.
- Już rozumiem dlaczego Nic była zdruzgotana, kiedy powiedziałam jej, że Eve jest w Doncaster, a ona nie miała o niczym pojęcia.
- Rozmawiałaś z moją siostrą? - zdziwił się, unosząc swoją brew do góry.
- Zajrzała do dziecięcego pokoju, kiedy będąc w nim, zastanawiałam się do kogo należy.
- I jak cię potraktowała?
- Pomyślała, że jestem nową sprzątaczką. Potem wyjaśniłam jej, że jestem twoją dziewczyną, a wtedy wyśmiała mnie i stwierdziła, że nigdy nie poleciałbyś na taką prostaczkę jak ja. Gdy powiedziałam na ciebie Leeyum od razu skojarzyła to z Eve, dopytując o nią. Była wściekła na Karen, że rozkazała jej nie utrzymać z tobą kontaktu, przez co zupełnie nie miała pojęcia o powrocie waszej kuzynki. Za nim odeszła, przeprosiła mnie za swoje początkowe zachowanie i przyznała, że jestem całkiem miła.
- Przeprosiła cię? To do niej nie podobne, zważając na jej początkowy stosunek do ciebie.
- Powiedziała również, że ma nadzieję, że będziemy miały jeszcze szansę pogadać.
- Rzuciłaś na nią jakiś czar? Ukrywasz przede mną, że jesteś czarownicą? Może mnie też czymś odurzyłaś, przez co tak za tobą szaleję? - zaśmiał się, całując mnie w kącik ust.
- Owszem. Trzeba ci także wiedzieć, że posiadam niewidzialny kocioł, w którym każdej nocy wyrabiam nowe eliksiry - poruszyłam zabawnie brwiami.
- Obiecaj mi tylko, że nie zamienisz mnie w żabę - odparł, starając się zachować poważny wyraz twarzy.
- A w żółwia?
- Obiecaj mi, że w ogóle nie zmienisz mnie w zwierzę ani żadną nieludzką kreaturę.
- Obiecuję - zachichotałam, wywracając oczami. - Mogę ci zadać pytanie?
- Śmiało - zachęcił mnie, przypatrując mi się z zaciekawieniem.
- Jest chociaż cień szansy na to, że twoja mama mnie kiedykolwiek polubi?
- Sądząc po tym, że jutro wybieracie się na kolację, myślę, że tak - uśmiechnął się do mnie szeroko.
- I-idę z twoją m-mamą na k-kolację? - wydukałam zaskoczona.
- To chyba dobra wiadomość?
- Oczywiście, że dobra! - podniosłam się do postawy siedzącej, opierając o ramę łóżka. - Tylko jak sobie bez ciebie poradzę, Liam?
- Jeśli wymyślisz eliksir na niewidzialność to będę ci towarzyszył - dźgnął mnie lekko w biodro.
- Nie próbuj mnie rozśmieszyć - westchnęłam.
  Od momentu, kiedy Payne oznajmił mi, że wybieramy się do jego rodzinnego domu, nic innego nie zaprzątało moich myśli, powodując, że strasznie się stresowałam. Teraz, gdy mam już to za sobą, czeka mnie coś jeszcze gorszego. Kolacja z Karen? Tylko ja i jej przenikliwe spojrzenie? On sobie chyba żarty stroi.
- Katherine przestań się zamartwiać. Porozmawiałem z mamą i naprawdę jest gotowa cię poznać. Kolacja jest tylko i wyłącznie jej pomysłem, nie maczałem w tym palców - oderwał mnie od moich rozmyśleń, siadając obok mnie i przytulając do siebie.
- Nie sądzę, żeby zdołała mnie polubić - pokręciłam głową, kładąc lewą rękę na jego brzuchu.
- Jesteś najdoskonalszą i najsłodszą dziewczyną pod słońcem! Dlaczego do cholery miałaby cię nie polubić? - przewrócił oczami.
- Bo jestem całkowitym przeciwieństwem Taylor - przylgnęłam do jego klatki piersiowej.
- Jak to, przeciwieństwem? - zdziwił się. Jestem pewna, że zmarszczył czoło. Zawsze tak robi, kiedy kompletnie nie rozumie, co mam na myśli.
- Tay wygląda jak dziewczyna z najnowszej okładki vogue. Jest też odważna, sprytna, optymistycznie nastawiona do życia i obojętna na opinię innych ludzi. A ja? Szara, tchórzliwa myszka - wyjaśniłam.
- I to właśnie czyni cię wyjątkową, skarbie - ucałował czubek mojej głowy. - Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi.
- Ufam ci, Liam.
  Siedzieliśmy przytuleni do siebie w ciszy. Próbowałam zrelaksować się i rozkoszować obecną chwilą, ale napływające myśli dotyczące jutrzejszego dnia wygrały walkę z moją wolą. W co się ubiorę? Jak powinnam się zachowywać? O czym będziemy rozmawiać?
- Chcesz tu zostać? - spytał, dzięki Bogu, sprowadzając mnie na ziemię.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, to chciałabym wrócić do mojego mieszkania.
- W porządku.
  Za nim opuściliśmy rezydencję Payne'ów, Liam wciągnął mnie do kuchni, w której Karen zmywała naczynia, a Geoff siedział przy stole i czytał gazetę.
- Cześć tato - przywitał się, a potem wskazał na mnie palcem - poznaj Katherine.
- Miło cię poznać - uśmiechnął się do mnie szczerze.
- Pana również - odwzajemniłam gest.
- Mamo czy spotkanie z Kath w Rossington Hall może odbyć się o 18:30?
- Będę tam - skinęła, nie odrywając wzroku od brudnych naczyń.
- Dziękuję - odrzekł. - W takim razie my już pójdziemy.
- Do widzenia - powiedziałam uprzejmie.
- Do widzenia - odpowiedzieli równocześnie.
  Wyszliśmy na zewnątrz, łapiąc się za ręce.
- Jestem pewna, że Loki zostawił nam niespodziankę, podczas naszej nieobecności - westchnęłam.
- Pragnę ci przypomnieć, że dziś ty sprzątasz - zaśmiał się, szturchając mnie lekko.
- Och, jesteś taki kochany, dziękuję za przypomnienie - obdarowałam go najbardziej złowrogim spojrzeniem, na jakie było mnie stać.
                                                           ***
  Dzwonek. W bibliotece zaczęli gromadzić się studenci. Jednym z nich był Niall, który przyszedł do mnie, trzymając w dłoniach moje ulubione czekoladki. Położył je na biurku, uśmiechając się pięknie.
- To w ramach podziękowania za pomoc i wsparcie. Katherine jestem ci bardzo wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobiłaś - odezwał się.
- Od tego są przyjaciele, Nialler - odparłam, unosząc kąciki ust do góry.
- Zakumplowanie się z tobą było najlepszą decyzją, jaką podjąłem w swoim życiu - przyznał.
- Myślałam, że był nią związek z Emily - uniosłam jedną brew do góry, chichocząc pod nosem.
- Te dwie sprawy się równoważą i zajmują wysokie miejsce pierwsze - dołączył do mojego chichotu.
- Jak się czujesz? - zapytałam.
- No wiesz, staram się mieć totalnie w dupie fakt, że moja mama pozwala ojcu na zdradzanie jej i udaje, że wszystko jest jak zawsze, ale potrafię tylko wtedy, kiedy nie jestem sam - spuścił głowę w dół, chowając ręce w kieszenie swoich spodni.
- Rozmawiałeś z Maurą na ten temat? - Serce ściskało mi się z bólu, kiedy ponownie musiałam patrzeć na przygnębionego blondaska, który zazwyczaj odznaczał się pozytywną energią i ciągle śmiał się z absolutnie wszystkiego.
- Nie chce mnie słuchać i uważa, że wszystko jest okej - prychnął. - Nie mam pojęcia co robić i jak się zachowywać - wzruszył ramionami.
- Może pogadaj z Gregiem i razem coś wymyślicie? - zaproponowałam, próbując wymyślić cokolwiek, co mogłoby mu pomóc.
- Nie chcę mu się walić na głowę. Denise jest w ciąży i teraz powinien skupić się na zapewnieniu jej oraz dziecku wszystkiego, co im trzeba.
- Ale ty i twoi rodzice wciąż jesteście jego rodziną, Niall. Musisz mu powiedzieć co się dzieje. Myślę, że to najlepsze co możesz zrobić.
- Ale Kath..
- Nie, Horan. Masz z nim porozmawiać, bo inaczej ja to zrobię, a znasz mnie bardzo dobrze i wiesz, że naprawdę jestem do tego zdolna - pogroziłam mu palcem, jak dziecku, które zrobiło coś, czego nie powinno.
- Ugh, w porządku, poddaje się!
- Na to liczyłam - zaśmiałam się pod nosem. - A teraz zmykaj przyswajać wiedzę - popchnęłam go w stronę drzwi, kiedy rozległ się dzwonek wzywający na lekcję.
  Pomieszczenie opustoszało, a ja mogłam ponownie wrócić do swojej lektury.
- Katherine - usłyszałam głos pana Wrighta.
- Och, przepraszam, zaczytałam się - odłożyłam książkę na biurko, kierując wzrok na niego. - Co pana do mnie sprowadza?
- Musimy porozmawiać. Zapraszam do mojego gabinetu.
  Od razu ruszyłam za nim, zastanawiając się o co może mu chodzić. Chyba nie zrobiłam nic złego, prawda?
- Panie przodem. - Przytrzymał dla mnie drzwi.
  Zajęłam miejsce naprzeciw jego skórzanego fotela, na którym w sekundę po mnie zajął miejsce.
- Więc.. dlaczego mnie pan wezwał?

_____________________________
Od autorki: Szkoda, że ilość komentarzy maleje z każdym nowym rozdziałem. Na szczęście jeszcze kilka rozdziałów i będziemy mieli koniec Your choice :)
 Jak podoba wam się trzydziestka czwórka? Spodziewaliście się właśnie takiego przebiegu wizyty w rezydencji Payne'ów? Co myślicie o Nicoli? Jak wyglądać będzie spotkanie Kath i Karen? I wreszcie.. co takiego chce ogłosić Wright? Macie pomysły! Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
 Miłego dnia, cukiereczki. xx