piątek, 28 lutego 2014

Rodział siedemnasty

- Kath? - usłyszałam zaspany głos swojego anioła. - Dlaczego całujesz moją szyję?
  Otworzyłam oczy i natychmiast odsunęłam się od ciała szatyna. Moje policzki zrobiły się tak gorące, jak łazienka, zaraz po gorącej kąpieli. Brawo, Katherine!
- Prze.. Przepraszam, Liam. Nie kontrolowałam tego. Po prostu coś musiało mi się przyśnić - wydukałam, zasłaniając się dłońmi.
- Co takiego ci się śniło? - spytał, uśmiechając się szeroko.
- Wiesz.. nie pamiętam. - Skłamałam.
- Przyznaj się! Śniło ci się, że całowałaś się z Taylorem Lautnerem!
- Yeah, masz mnie. - Moje zażenowanie mijało. Wolałam po prostu przyznać mu rację i zmagać się z docinkami z jego strony, niż powiedzieć prawdę.
- Wiedziałem! - zaśmiał się, niczym zły pirat.
- Skąd?
- Zauważyłem, że czytasz Zmierzch i powiązałem to z twoim snem - przyznał.
- Hmm, dlaczego nie pomyślałeś o Robercie, tylko Taylorze? - zainteresowałam się, opierając głowę na otwartej dłoni.
- Czytasz teraz Księżyc w nowiu, gdzie Edward zostawia Bellę, a Jacob jest na każde jej skinienie. Z pewnością zaczynasz lubić go coraz bardziej - odpowiedział.
- Czytałeś te książki?
- Oczywiście, inaczej nie znałbym treści. To aż takie zaskakujące? - zachichotał.
- Przy naszym pierwszym spotkaniu, wspomniałeś, że nie obchodzą cię żadne wampiry - wytłumaczyłam swoje zdziwienie.
- Pamiętasz przecież, że byłem wtedy na maksa wkurzony.
- Ach tak - skinęłam głową. - Przeczytałeś jeszcze jakieś książki z treścią o wampirach?
- Wszystkie części kroniki wampirów. Polecam, strasznie wciągające.
- Na pewno przeczytam - uśmiechnęłam się. - Wracamy do spania?
- Jasne - przysunął się do mnie, obejmując ramieniem. - Tylko może przed zaśnięciem pomyśl o mnie, zamiast o Lautnerze - wystawił w moją stronę język.
- Bardzo zabawne, Payne.
  Przysunęłam się do jego klatki piersiowej, zamykając oczy. Próbowałam sobie przypomnieć jak wyglądał nasz pocałunek we śnie. Z tego, co udało mi się zapamiętać, Li świetnie całuje, a smak jego warg jest naprawdę słodki. Nie będę jednak w stanie sprawdzić, czy również w prawdziwym świecie tak jest, ponieważ nie chcę niszczyć tego, co jest pomiędzy nami. Nie chcę niszczyć tej niesamowitej przyjaźni, jaka się pomiędzy nami zrodziła. Zresztą.. Chyba nie podobało mu się to, co robiłam z jego szyją, a to raczej zły znak.
  Zbudziłam się, gdy w pokoju było jasno, dzięki wpadającym przez okno promieniom słońca, a mojego opiekuna nie było obok. Przetarłam ręką oczy i zaczęłam wstawać z łóżka. Kiedy podchodziłam do drzwi, te nagle się otwarły, o mało nie uderzając mnie w twarz.
- Wracaj do łóżka - odparł ostro szatyn. - Przyniosłem ci śniadanie.
  Chichocząc, wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Chłopak zamknął drzwi nogą i podszedł do mnie, siadając na skraju łóżka. Położył tacę z ciepłymi tostami, sokiem i kwiatem róży na moich nogach.
- Nie musiałeś - pokręciłam głową, zabierając się za jedzenie.
- To będzie moja mała tradycja, na cześć podziękowania za twoje dobre serce - uśmiechnął się tak, jak najbardziej lubiłam.
- Jesteś niesamowity. Mówiłam ci to już kiedyś?
- Jeśli odpowiem, że nie, będziesz mi tak mówić częściej? - uniósł jedną brew do góry.
- Chciałbyś - przewróciłam oczami, biorąc łyk soku.
  Wtem usłyszałam swój dzwoniący telefon. Leżał na stoliku nocnym, więc sięgnęłam po niego i nacisnęłam zieloną słuchawkę, uprzednio orientując się, kto próbuje się ze mną skontaktować.
- Hej, Lou.
- Cześć, Kath. Chyba cię nie obudziłem?
- Skąd. Jem właśnie przepyszne śniadanie w swoim własnym łóżku.
- Jak zgaduję, przyrządził je Liam? - Znając mojego ukochanego braciszka, właśnie uniósł kąciki ust do góry w geście uciechy.
- Yeah, pan niesamowity - przeniosłam wzrok na chłopaka, który z swoich palców ułożył kształt serca. - Więc po co dzwonisz?
- By zaprosić was, gołąbeczki, na lunch. - Usłyszałam cichy chichot Alice.
- Dzisiaj?
- Nie, wczoraj.
- Bądź poważny, Bo Bear.
- A ty nie zadawaj głupich pytań. - Niemal widziałam go przed swoimi oczami, pokazującego mi właśnie swój czerwoniasty język.
- O której mamy wpaść?
- W okolicach piętnastej lub szesnastej. Daj mi jednak znać, o której raczycie się zjawić.
- W porządku. Do zobaczenia - powiedziałam, naciskając czerwoną słuchawkę.
- Bo Bear? Co to właściwie znaczy? - odezwał się Li.
- Mama mówiła tak na niego, kiedy był mały. Nienawidził tego. Stare dobre czasy - westchnęłam, spuszczając wzrok.
- Dość rozpamiętywania - dźgnął mnie w brzuch. - Lepiej powiedz o czym gadaliście?
- Mój brat i jego dziewczyna zapraszają nas na lunch. Skusisz się?
- Jasne! - odrzekł z entuzjazmem. - Louis umie gotować?
- Skąd - zaśmiałam się, kręcąc głową.
- Proszę, powiedz, że Alice umie. Nie zniosę kolejnego dnia na jedzeniu pizzy.
- Masz szczęście. Jego partnerka jest świetną kucharką.
- Dzięki Bogu.
  Po śniadaniu wyjęłam z szafy czyste ubrania i ruszyłam do łazienki. Umalowałam się oraz ubrałam i zeszłam na dół, zastając mojego obrońcę przed telewizorem.
- Może zagramy na xboxie? - zaoferował, kiedy zajęłam miejsce obok niego.
- Okej, ale jeśli przegrasz, jutro również robisz mi śniadanie do łóżka.
- Zgadzam się, ale to działa w dwie strony.
- Nie sądzę, żebyś miał mnie pokonać - wzruszyłam ramionami.
  Walka na taniec była dość wyrównana. Bardzo chciałam wygrać, doskonale wiedząc jaki ból sprawia mi wczesne wstawanie. Niestety, moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Payne został zwycięzcą, ciesząc się z takiego wyniku jak dwuletnie dziecko.
- Na jutro poproszę kanapki z serem, szynką, pomidorem i ogórkiem - uśmiechnął się dumnie.
- Księżniczki lubią róże. A co lubią książęta? - zapytałam, opadając na kanapę.
- Zgrabne tyłki, piersi..
- Mam ci przynieś siebie na tacy? - przerwałam mu, nie mogąc powstrzymać się od chichotu.
- Całkiem kusząca propozycja - poruszył zabawnie brwiami, odłączając sprzęt.
- Której realizacji nie przewidujemy, przykro mi. Jesteś głodny?
- Właściwie to zaczyna mi burczeć w brzuchu.
- Więc mam dać znać Lou i Alice, że niedługo będziemy?
- Jasne.
  Udałam się na górę i usiadłam na łóżku. Sięgnęłam po telefon, leżący na stoliczku nocnym, i naskrobałam wiadomość. Następnie zeszłam na dół, zastając buszującego w lodówce, Liama.
- Jesteś naprawdę aż tak głodny?
- Skąd. Szukam szczęścia.
- W lodówce?
- Gdzieś tutaj musi być.
- Świetny żart, Payne. Czas wychodzić. Jesteś gotowy?
  Skinął głową. Ubraliśmy swoje buty i po zamknięciu mieszkania na klucz, wyszliśmy na zewnątrz, kierując się do domu mojego brata. Między nami panowała dziwna i niezręczna cisza. Już miałam zapytać, czy wszystko jest w porządku, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Wyjęłam go z kieszeni swoich spodni i przyłożyłam do ucha.
- Cześć, Martina - odezwałam się.
- Kath jesteś najlepszą osobą na świecie! Nie wiem jak mam ci dziękować za to co dla mnie robisz. Jesteś niesamowita! Ubóstwiam cię!
- Wow, stop. Czy mogę się dowiedzieć, co się właściwe wydarzyło? - zmarszczyłam czoło, wyczekując odpowiedzi.
- Harry zaprosił mnie na randkę! Wiem, że maczałaś w tym palce. Nie mam pojęcia jak go do mnie przekonałaś, ale jestem ci niezmiernie wdzięczna!
- Cholernie się cieszę! Kiedy będzie miała miejsce wasza randka?
- Wieczorem. Zaprosił mnie na kolację, dasz wiarę?
- Styles to typ romantyka. Można się po nim spodziewać takich posunięć - zachichotałam. - A co na to twój tata? Wiem, że jest bardzo przewrażliwiony na punkcie chłopaków.
- Yeah. Słowo ,,bardzo'' nie opisuje tego wszystkiego, co się tutaj rozegrało, przed zadzwonieniem do ciebie. Dobrze jest mieć Olgę, która zdołała go przekonać, że jestem już dorosła i umiem o siebie zadbać.
- Olga to kobieta ze służby, prawda?
- Tak. - Westchnęła nagle. - Co mam ubrać na taką randkę?
- Wydaje mi się, że sukienka i szpilki będą odpowiednią kreacją.
- A co z włosami? Związać je?
- Sądzę, że z rozpuszczonymi wyglądasz bardziej pociągająco.
- Masz rację - zawołała z entuzjazmem. - Jeszcze raz dziękuję, Kath!
- Nie ma za co! Miłego wieczoru!
- Wzajemnie! Pa!
  Nacisnęłam na czerwoną słuchawkę i na powrót umieściłam telefon w kieszeni. Szatyn szedł obok mnie z spuszczoną głową i rękoma włożonymi w spodnie. Coś się musiało wydarzyć, na pewno.
- Wszystko w porządku? Wydajesz się trochę podłamany.
- To nic ważnego. - Nawet nie podniósł na mnie oczu.
- Liam - zatrzymałam się przed nim i uniosłam jego brodę, zmuszając go do spojrzenia na mnie - Powiedz mi co się dzieje.
- Musisz być taka uparta, co?
- Muszę. Słucham.
- Kiedy poszłaś napisać esemesa do Lou, ja dostałem wiadomość od Taylor. Napisała w niej, że przeprasza mnie za zdradę, ale nie otrzymywała ode mnie ciepła, jakiego potrzebowała. Dodała, że bardzo jej mnie brakuje i nie może się pozbierać po naszym rozstaniu - jego oczy nagle się zaszkliły - Kath ja nie chcę wracać do tego gówna kolejny raz, ale świadomość, że nie dotrzymuję obietnicy przyjaciela i jego siostra przeze mnie cierpi, nie daje mi spokoju. Mam wyrzuty sumienia.
  Podeszłam bliżej niego i zarzuciłam ręce na jego szyję. Objął mnie w pasie, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Tay jest na maksa zła. Robi to wszystko, byś czuł się podle. Ona po prostu lubi cię mieć przy sobie. Nie wydaje mi się, żeby darzyła cię jakimkolwiek głębszym uczuciem. Nie zachowywałaby się w ten sposób - wplotłam ręce w jego miękkie włosy. - Spróbuj to olać. Nie możesz być smutny przez jakąś cholerną blondie.
- Obawiam się, że Matt właśnie się na mnie zawiódł. Powierzył mi tylko jedną, jebaną prośbę, tuż przed swoją śmiercią, a ja nie mogę jej spełnić. Jestem do dupy.
- Hej, spójrz na mnie - odsunęłam się od niego, dotykając delikatnie jego policzka - Matt cały czas na ciebie patrzy. Wie, że się starałeś, że odsunąłeś na bok swoje szczęście, bo prośba przyjaciela była ważniejsza. Ale rozumie, że nie możesz tego ciągnąć przez całe życie. Więc daj spokój. Uśmiechnij się, proszę - przeciągnęłam ostatni wyraz, wpatrując się w jego idealne rysy twarzy.
- Dziękuję - uniósł kąciki ust do góry - Naprawdę nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Jesteś najlepsza. - Ponownie mnie przytulił, tym razem podnosząc i okręcając wokół własnej osi.
- Kręci mi się w głowie - mruknęłam, kiedy mnie postawił, łapiąc się za głowę. - Chyba zaraz zemdleję.
- Przepraszam! Cholera, nie chciałem! - zawołał przestraszony, przytrzymując mnie.
- Żartowałam - zachichotałam.
- Kiepski ten żart - przewrócił oczami, ruszając.
- Przykro mi, ale to Tommo przejął całą cechę zabawności. Mam nadzieję, że chociaż on poprawi ci humor.
- On w ogóle kiedyś bywa smutny?
- Wygraj z nim w FIFĘ, to się przekonasz.
  Doszliśmy na miejsce. Jak zwykle weszłam przez drzwi, nawet nie używając dzwonka. Zdjęliśmy buty i udaliśmy się do kuchni, z której do naszych nozdrzy dochodziły słodkie zapachy jedzenia.
- Hej - przywitaliśmy się.
- Cześć, goł.. - odezwała się Alice, ale Lou zakrył jej buzię, mówiąc ,,cześć''.
- Co przygotowaliście? - spytałam, podchodząc bliżej stołu.
- Poszperałam trochę w internecie, w celu znalezienia czegoś nowego. Wpadłam na przepis przygotowania tak zwanych pierogów. Wyglądały całkiem apetycznie, więc postanowiłam je przyrządzić. Są trzy rodzaje; z jagodami, truskawkami oraz kapustą i grzybami - wyliczyła na palcach - My już je próbowaliśmy i są naprawdę smaczne. Jestem ciekawa waszego zdania.
  Usiadłam na krześle, wskazując szatynowi na miejsce obok mnie. Zajął je, chwytając w dłoń widelec. Oboje nałożyliśmy sobie kilka pierogów.
- Mmm, są świetne - skomentował, spoglądając w stronę Johnson.
- Racja. Koniecznie musisz nam dać przepis - odrzekłam.
  Jedliśmy, prowadząc przy tym luźną rozmowę. Zauważyłam, że Li się znacznie więcej uśmiecha, przez co zrobiło mi się ciepło na sercu. Lunch u mojego brata był genialnym pomysłem.
- Hey, Payne, wyzywam cię - rzucił Tomlinson.
- Czego dotyczy wyzwanie? - uniósł brew do góry.
- Zagramy mecz w FIFĘ. Jeśli przegrasz, stawiasz mi piwo.
- Twoja siostra już dziś ze mną przegrała, więc pozostaje mi, życzyć ci powodzenia - uśmiechnął się, odchodząc od stołu.
  Zostałam w kuchni z Alice. Zaczęłyśmy sprzątać po wspólnym posiłku, rozmawiając o Maliku. Opowiedziałam jej, że do niego zadzwoniłam. Wyznałam jej również, że każdego dnia coraz bardziej zakochuje się w Liamie, jednocześnie wciąż myśląc o Zaynie.
- Cóż, Malik był dla ciebie naprawdę ważny, no i to twoja pierwsza miłość. To całkiem normalne, że nie możesz o nim zapomnieć - wzruszyła ramionami. - Natomiast co do Liama.. Cholera, dlaczego nie powiedziałaś, że to on ci się śnił, a nie Taylor?
- Bo nie chcę, żeby dowiedział się, że mogę cokolwiek do niego czuć poza przyjaźnią. Nie chciałabym rozpadu tego, co jest pomiędzy nami.
- Kath zaryzykuj! Masz tylko jedno życie! - podeszła do mnie i potrząsnęła moim ciałem, by jej słowa jeszcze bardziej do mnie dotarły.
- Nie mogę, Alice.
- Odbierasz sobie całe szczęście, jak on, kiedy musiał udawać chłopaka tej całej Swift - wywróciła oczami, wracając do zmywania naczyń.
- Wystarczy mi jego obecność. Nieistotne są relacje pomiędzy nami. Liczy się dla mnie to, że jest obok - mruknęłam, ciągle wycierając ten sam talerz.
- WYGRAŁEM! - Usłyszałyśmy zadowolony głos Liego.
- Współczuję - szepnęłam do dziewczyny, doskonale wiedząc w jakim nastroju będzie Louis po przegranym meczu.
                                                         ***
  Wróciliśmy do domu około dziewiętnastej. Tommo przez pół godziny siedział obrażony, uważając, że to niemożliwe, że ktokolwiek mógł go ograć. Po prostu nie przyjmował do wiadomości tego, że ktoś może być lepszy od niego.
- Słodkich snów z Lautnerem w roli głównej - zachichotał mój obrońca, przygarniając mnie do swojej klatki piersiowej.
- Dałbyś już spokój.
- Kiedy to takie zabawne! Może mnie przyśni się Kristen? Chociaż nie, ona jest trochę upiorna.
- Dobranoc - powiedziałam, mając nadzieję, że wreszcie się uciszy.
- Daj mi chwilę. Muszę się zastanowić, kto ma mi się przyśnić.
- Niech to będzie Miley Cyrus - zaproponowałam.
- Hmm, to dobry pomysł. Skoro tak lubi nagość i wywijanie swoim językiem, niech zrobi mi striptiz - zaśmiał się.
  Zamknęłam oczy, nie odzywając się już więcej. Zasnęliśmy.
  Niestety, przez przegraną bitwę na taniec, musiałam wstać wcześniej i przygotować śniadanie do łóżka Payne'owi. Był naprawdę szczęśliwy, nie musząc ruszać się z łóżka po jedzenie. Jego uśmiech był wynagrodzeniem całego mojego trudu, jaki sobie zadałam.
  Kiedy byliśmy gotowi do wyjścia, udaliśmy się na uniwersytet. Jak zawsze, po przekroczeniu progu budynku, spotkałam się z Harry'm.
- Odprowadzę cię do biblioteki - powiedział, przytulając mnie do siebie.
- Styles? Wszystko w porządku?
- Jak najbardziej. Czy to dziwne, że chcę cię odprowadzić do twojego miejsca pracy? - Rozglądał się niepewnie na boki.
- Tak, to dziwne. Nigdy wcześniej tego nie robiłeś.
- Więc czas na zmiany.
  Jego zachowanie naprawdę wydało mi się dziwne. Dodatkowo, ciągle słyszałam jakieś chichoty na korytarzu, tak jakby ktoś naśmiewał się właśnie ze mnie!
  Po pożegnaniu z przyjacielem, który zaprowadził mnie aż do biurka, usiadłam na obrotowym krześle i powróciłam do swojej lektury.
  Na przerwie zrobiło się bardzo tłoczno w bibliotece. Przyszli studenci, którzy nie odwiedzili tego miejsca ani razu. Stali w kilku grupkach, trzymając coś w dłoniach. Zauważyłam, że pokazują na mnie palcami i tak po prostu się śmieją. Co się dzieje?
- Dosyć tego! Czy ktoś może mi wytłumaczyć, co to wszystko ma znaczyć? - wyszłam na środek pomieszczenia i rozejrzałam się dookoła siebie.

________________________________________________
Od autorki: Cześć wszystkim! Piątunio, co? ♥
 Jak tam siedemnastka? Zaskoczyłam was, co? Śmiać mi się chciało, kiedy zastanawialiście się, czy Liam odwzajemni pocałunek, czy się odsunie, podczas gdy wszystko to okazało się jedynie snem! A może ktoś wiedział? Co myślicie o randce Martiny i Hazzy? Będziecie ich lubić jako parę? Czy może ktoś jest za Karry/Hath? Czy Alice w końcu wywoła na Kath presje, przez co ta opowie o swoich uczuciach Payne'owi? Dlaczego Harry na końcu rozdziału jest taki dziwny, a studenciaki wytykają Katherine palcami? Macie pomysły? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
 Chciałabym tylko powiedzieć, że ostatnio w notce od autora podałam kontakt do mnie. Jeśli potrzebowalibyście z kimś porozmawiać, wygadać się lub zaciągnąć rady to zapraszam :) Walcie śmiało!
 A teraz nie zanudzam więcej. Miłego weekendu, misiaczki. x

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział szesnasty

  Nie odpowiedział, ale wiedziałam, że jest po drugiej stronie. Słyszałam jak oddycha. Serce waliło mi jak oszalałe, a oczy zaszkliły się łzami.
- Zayn, proszę, odezwij się - szepnęłam.
- Kath.. - usłyszałam jego cudowny głos.
- Gdzie jesteś Zayn, powiedz mi, gdzie jesteś? - dopytywałam.
- Nie mogę ci powiedzieć, kochanie - westchnął. - Wszystko jest w porządku, nie martw się. Muszę już kończyć. Pamiętaj, że cię bardzo mocno kocham - dodał, nie czekając na odpowiedź.
  Spojrzałam na swój telefon, który wskazywał zakończenie połączenia i schowałam głowę między kolana, oplatając rękoma swoje nogi. Z moich oczu popłynęły łzy. Wróciły do mnie wszystkie uczucia, jakie starannie zdołał zakamuflować i odsunąć na bok, Liam. Pomimo krzywdy, jaką wyrządził mi Malik, pomimo naszego ostatniego starcia, wciąż go kochałam i bardzo za nim tęskniłam. Rozmowa z nim właściwie w niczym mi nie pomogła, a jedynie wszystko pogorszyła. Miałam teraz wielką ochotę się do niego przytulić i powiedzieć, że ma się uśmiechnąć, tak jak lubię najbardziej. Ale jego nie było obok. I nie mogłam dowiedzieć się gdzie jest, przez jego cholerną upartość! Czy będę kiedykolwiek miała jeszcze szansę go zobaczyć?
  Usłyszałam otwierające się drzwi. Podniosłam głowę i dostrzegłam siadającego obok mnie szatyna. Przytulił mnie do siebie tak mocno, jak tylko potrafił.
- Rozmawiałaś z nim, prawda? - odezwał się.
- Tak.
- I co ci powiedział?
- Że z nim wszystko w porządku i że mnie kocha - odpowiedziałam, zaczynając powoli się uspokajać.
- Rozumiem - przyłożył dłoń na moje plecy i zaczął je lekko pocierać. - Katherine, musisz przez to wszystko przejść. Wiem, że jesteś silna. Dasz radę.
- Myślę, że z tobą u boku mi się uda - odrzekłam, kładąc głowę na jego ramieniu.
  Może to wydawać się śmieszne, przecież dopiero co rozpaczałam po Maliku, a już czuję się niesamowicie dobrze i bezpiecznie w uścisku Payne'a, ale tak właśnie było. On jest takim moim aniołem stróżem, który nie pozwala być mi smutną, zawsze jest przy mnie i stara mi się pomóc, jak tylko umie. Czy czas w końcu zastanowić się nad tym, co rozgrywa się w mojej głowie? Czy powinnam wreszcie przyznać się przed samą sobą, że z każdym dniem, zakochuję się w nim coraz bardziej?
- Zjemy śniadanie? - spytał, odrywając mnie od siebie i spoglądając mi w oczy.
- Jasne, ale najpierw chciałabym pójść do łazienki. Pewnie wyglądam jak zombie. Wciąż ci się dziwie, że jesteś w stanie na mnie patrzeć - odparłam, podnosząc się z schodów.
  Chłopak jedynie przewrócił oczami i zszedł na dół, a ja udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i zaraz pożałowałam, że się na to zdecydowałam. Wyglądałam okropnie. Włosy w kompletnym nie ładzie oraz czerwone oczy, pod którymi kryły się cienie. Pokręciłam głową i opłukałam twarz zimną wodą, a potem doprowadziłam się do porządku.
  Zeszłam po schodach i weszłam do kuchni. Mój obrońca siedział przy stole, zajadając się płatkami z mlekiem. Naprzeciw jego miski, stała druga, dla mnie. Usiadłam na krześle i zaczęłam jeść.
  Na stole leżał telefon Liego, który zaczął wibrować. Szatyn jednak po niego nie sięgnął, więc spojrzałam na niego, marszcząc czoło.
- To Taylor - wyjaśnił.
- Czego może chcieć tym razem?
- Obawiam się, że pójść ze mną do jej babci. W każdą sobotę ją wspólnie odwiedzaliśmy. Staruszka mnie bardzo lubiła.
- A ty ją lubiłeś?
- Owszem. Była bardzo pogodna, miła i zawsze biło od niej ciepło. Nauczyłem się od niej wielu rzeczy, a także przyswoiłem wiedzę o starych czasach, o których często mówiła.
- Hmm, więc była zupełnie odwrotną częścią Tay - stwierdziłam, kończąc zajadać się płatkami.
- Tak. Myślę, że dlatego ją właśnie lubiłem.
- Rozumiem - skinęłam głową. - Wracając do wiedzy, kiedy zamierzasz zrobić swój projekt?
- O cholera! Jest na poniedziałek! Zupełnie zapomniałem! - panikował, łapiąc się za głowę. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobił, Kath. Wielkie dzięki! - uśmiechnął się szczerze.
- Nie ma za co - zachichotałam. - Więc? Kiedy się za niego zabierzesz?
- Może dziś. Pamiętasz, że masz robić go razem ze mną?
- Oczywiście. Tylko.. do tego jest potrzebny sprzęt i internet. Nie mam tutaj żadnego z nich. Jak sobie poradzimy?
- Wkradniemy się do mojego domu - wzruszył ramionami.
- Zwariowałeś? Nie możesz wejść do niego normalnie, jak człowiek?
- Moja mama twierdzi, że moja noga nie postanie w tym domu, dopóki nie pogodzę się z Taylor. Mówiłem ci, że bardzo ją lubi i uznaje, że to idealna partia dla jej syna - westchnął, wstając od stołu.
- Więc chcesz się zakraść? Jak to zrobisz, by nikt nas nie zobaczył?
- O równej piętnastej, moja mama otwiera okno w moim pokoju, by przewietrzyć. Wślizgniemy się do niego po rosnącym obok żywopłocie, a następnie gdzieś się schowamy - odwrócił się do mnie tyłem i zaczął myć naczynia.
- Obiecałeś mi kiedyś niezłe atrakcje, jeśli tylko będę się z tobą zadawać. Czy to właśnie jedna z nich?
- Jak najbardziej - zaśmiał się pod nosem.
  W chwile po naszej rozmowie, w mieszkaniu rozległ się dzwonek. Spojrzeliśmy zdziwieni po sobie. Żadne z nas nikogo się nie spodziewało. Przemknęło mi przez głowie, że może blondie postanowiła pofatygować się po swojego byłego chłopaka, który nie odbierał jej telefonów. Sekundę później, zorientowałam się, że ona przecież nie ma pojęcia, gdzie mieszkam.
- Otworzysz, czy będziesz się tak wpatrywać w to okno? - rzucił Li, z chytrym uśmieszkiem.
- Idę.
  Podeszłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę. Naprzeciw mnie stał blondasek z spuszczoną głową w dół. Nie zadając pytań, wpuściłam go do środka.
- Payne, zrobisz nam kawę? - zawołałam, siadając obok przyjaciela na kanapie.
- Się robi szefowo!
- Nialler, teraz mów. Co się dzieje? Co tutaj robisz tak wcześnie? I czemu wyglądasz na przybitego? - dopytywałam.
- Pokłóciłem się z Emily. Pomóż mi - mruknął, bawiąc się swoimi kciukami.
- Och - wyrwało mi się. Rzadko dochodziło między nimi do sprzeczki. Zazwyczaj się dogadywali. - O co poszło tym razem?
- Uznała, że w ogóle nie jestem romantyczny, pojmujesz? Wydaje mi się, że ma teraz te dni, wiesz, w których lepiej być dla kobiety miłym i o nic nie pytać.
  Zaśmiałam się.
- Dwie kawy z mlekiem - odparł Li, wnosząc do salonu dwie szklanki z napojem.
- Chyba muszę cię zatrudnić jako osobistego kelnera - zachichotałam, po czym coś sobie uświadomiłam - Liam, może ty będziesz w stanie pomóc Horanowi - dodałam, poważniejąc.
- W czym konkretnie? - spytał, siadając w fotelu.
- Moja dziewczyna właśnie oskarżyła mnie o to, że nie mam w sobie za grosz romantyzmu. Dodała, że potrafię jedynie jeść, pić i dobrze się bawić, podczas gdy ona chciałaby..
- Potulnego chłopaka - dokończyłam jego wypowiedź.
- I mam ci doradzić, jak być tym, kim ona chce żebyś był?
- Tak, właśnie tak. Mógłbyś to zrobić dla mnie? - Niall podniósł swoje oczy na mojego opiekuna.
- Jasne, ale Kath musi sobie pójść, bo to raczej męskie sprawy - oznajmił, spoglądając na mnie przepraszająco.
- To nie fair! - oburzyłam się.
- Proszę, zrób to dla mnie - odparł blondasek.
- Okej, już dobrze. Zabiorę się za sprzątanie drugiego piętra. Powodzenia.
  Udałam się do swojego pokoju i ubrałam na siebie szare dresy oraz niebieską bokserkę. Zabrałam swój telefon i weszłam do łazienki. Włączyłam muzykę i zaczęłam sprzątać, podśpiewując pod nosem.
                                              ***
- Ostrzegam, Horan pożarł połowę twojej lodówki - zaśmiał się szatyn, opierając się o framugę drzwi.
- Nic nowego - wzruszyłam ramionami, po czym odwróciłam się w jego stronę. - Pomogłeś mu? Porozmawiałeś z nim?
- Tak, o nic się nie martw. Podpowiedziałem mu co powinien w takiej sytuacji zrobić i wyszedł stąd z uśmiechem na ustach.
- Jeśli naprawdę był radosny po spotkaniu z tobą, to musi cię lubić - oznajmiłam, ściągając z swoich dłoni rękawiczki.
- Tak sądzisz? - uniósł jedną brew do góry.
- Nialler jest bardzo nieufny. Długi czas zajęło mu otwarcie się przede mną, dlatego dziwię się, że cokolwiek ci powiedział.
- Wygląda na to, że poza swoją boskością, przyciągam ludzi również dobrocią - uśmiechnął się chytrze.
- Hej, panie boski, zabieraj swój tyłek do sprzątania - zmierzyłam go wzrokiem, wychodząc z łazienki.
  Wspólnie sprzątnęliśmy oba piętra. Mieszkanie lśniło czystością. Zmęczeni rzuciliśmy się na kanapy, rozkładając się na nich wygodnie.
- O której robimy napad na twój apartament? - spytałam, spoglądając na niego.
- Kiedy byłaś na tarasie, pozwoliłem sobie na zamówienie pizzy. Powinni ją zaraz przywieźć. Myślę, że możemy pójść po zjedzeniu jej.
  W kilka sekund po jego słowach, rozległ się dzwonek. Liam zeskoczył z kanapy i pobiegł do drzwi. Zapłacił dostawcy i wrócił z dużym kartonem na rękach. Otwarł go, każąc mi się częstować.
  Jedliśmy, śmiejąc się z włosów na głowie mojego opiekuna. Były w kompletnym nieładzie. Poważnie, sterczały w każdą stronę. Mimo jego nieułożonej fryzury, wciąż wyglądał dobrze. Cholera, jak on to robi?
- Idziemy? - zawołał, gdy schodziłam na dół.
  Wyszliśmy z mojego mieszkania. Droga do apartamentu Payne'a zajęła nam mniej więcej dwadzieścia minut. Po upływie tegoż czasu, moim oczom ukazał się wielki dom, z pięknym ogrodem wokół. Zdążyłam już zapomnieć, że rodzina Liego ma dużo pieniędzy i może sobie pozwolić na takie luksusy.
- Świetnie, mama właśnie otworzyła okno. Wskakuj na żywopłot, a potem do mojego pokoju. Będę tuż za tobą - oznajmił.
  Wspięłam się po zielonych zaroślach, a kiedy byłam już przy parapecie, położyłam na nim nogę i wślizgnęłam się do środka. Pomieszczenie było urządzone nowocześnie; czarne ściany, tego samego koloru kanapa, łóżko w drugim końcu, telewizor wiszący na ścianie oraz dwie komody. Gdzie on pomieścił wszystkie swoje ciuchy?
- Do garderoby - zakomunikował, pchając mnie w stronę drzwi.
  Weszłam do środka i zaniemówiłam. Jego garderoba była wielkości mojego pokoju. Było tutaj mnóstwo ubrań, butów oraz kartonów. Ledwo dało się dostrzec ściany, które miały również kolor czarny.
- Wow - jęknęłam.
- Uwierz mi, że posiadanie przejścia do garderoby w swoim pokoju to nie najlepszy pomysł - pokręcił głową, zerkając na zegarek.
  Podeszłam do półki, na której stało mnóstwo przeróżnych szpilek oraz balerinek. Wszystkie pary były niesamowicie piękne i miałam przerażająco wielką ochotę je wszystkie przymierzyć, orientując się, że są mniej więcej w moim rozmiarze.
- To Ruth. Ona je uwielbia - rzucił chłopak, znów spoglądając na zegarek.
- Zazdroszczę jej tej kolekcji.
- Kupię ci na święta.
- Zwariowałeś - pokręciłam głową, rozglądając się dalej.
- Minęło dokładnie pięć minut. Mama już pewnie wchodzi po schodach. - Zrobił przerwę w swojej wypowiedzi. - Właśnie weszła do pokoju. Słyszę zamykane okno. I.. o cholera, idzie tu! - zamknął sobie usta, po czym natychmiast chwycił mnie za dłoń. Jak zwykle przeszły mnie przyjemne prądy. - Stań obok mnie, za ubraniami. Staraj się cicho oddychać - zakomunikował, wciąż trzymając moją rękę.
  Do środka weszła Karen, podśpiewując pod nosem jakąś piosenkę. My staliśmy koło siebie, modląc się w duchu żeby nas nie dostrzegła. Minęła minuta. I kolejna. I kolejna.
- Poszła - odetchnął z ulgą Liam, gdy oboje usłyszeliśmy zamykane drzwi.
  Wyszliśmy zza ubrań i stanęliśmy na środku garderoby. Zaczęliśmy oddychać głębiej, powstrzymując się przy rodzicielce chłopaka od jakichkolwiek ruchów i dzięków.
  W końcu szatyn pociągnął mnie do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku, a ten zabrał swojego laptopa, leżącego na kanapie. Następnie usiadł obok mnie.
- Ładnie tutaj - skomentowałam.
- Sam projektowałem - uśmiechnął się lekko. - Znajdę w necie kilka informacji do tematu na projekt, zabiorę ze sobą sprzęt i w twoim mieszkaniu zrobimy prezentację - odrzekł, gapiąc się w ekran. - Jeśli ci się nudzi, możesz się rozejrzeć. Nie mam nic do ukrycia.
- Czy w komodzie masz bieliznę? - zapytałam, wstając z łóżka.
- Tak? - spojrzał na mnie zaskoczony.
  Nie odpowiedziałam. Po prostu podeszłam do komody i pociągnęłam za pierwszą półkę. Skarpetki. Pociągnęłam za kolejną. Majteczki. Bingo! Zaczęłam trochę szperać, po czym odwróciłam się w jego stronę z obrażoną miną.
- Hej, dlaczego nie masz żadnych stringów? Chciałam się z ciebie trochę ponabijać - skrzyżowałam swoje ręce na klatce piersiowej.
- Wszystkie pary mam u ciebie, kochanie - poruszył zabawnie brwiami.
  Zaśmiałam się. Uwielbiałam jego głupkowaty wyraz twarzy oraz wypowiadane z jego ust słowo ,,kochanie''. Ugh. Dlaczego on tak cholernie musi mi się podobać? I dlaczego musi być tak cholernie idealny pod każdym względem?
- To trochę krępujące - odezwał się.
- Co takiego?
- Patrzysz tak na mnie od co najmniej minuty - uśmiechnął się łobuzersko.
- Po prostu się zamyśliłam - odwróciłam się do niego tyłem, doskonale wiedząc, że moje policzki stały się właśnie czerwone jak buraki.
  Pięć minut później schodziliśmy już z żywopłotu. Payne już się nie uśmiechał. Kąciki jego ust spuszczone były w dół, zupełnie jak jego piękne, czekoladowe oczy, które śledziły szary odcień chodnika. Bardzo dobrze wiedziałam o co chodzi. Było mu przykro, że musi zakradać się do własnego domu, bo nikt z rodziny, zajmującej się własnym tyłkiem, go nie rozumie.
  Nie wiedząc co robić, objęłam go w pasie, spoglądając na jego twarz.
- Dziękuję. Dziękuję, że przy mnie jesteś, Kath - oparł swoją głowę o moją.
  Teraz musiałam się skoncentrować tylko na tym, żeby dojść do mojego mieszkania, bez popełnienia jakieś głupoty. Musiałam trzymać swoje pragnienia na wodzy.
                                            ***
- Uważasz, że to dobrze wygląda? Otrzymam za swoją pracę piątkę? - dopytywał, puszczając swoją prezentację po raz trzeci.
- Piątkę? Będzie szóstka, jak nic - wywróciłam oczami.
- Jestem zmęczony - westchnął.
- Zmęczony? - zrobiłam minę zbitego psa. - Chciałam obejrzeć jakiś film.
- Dobrze, pod warunkiem, że będzie to horror.
- Mam wszystkie części klątwy na płycie. Obejrzałam pierwszą i na niej poprzestałam. Nienawidzę tego małego chłopca. Jest przerażający.
- Klątwa! O Boże, uwielbiam to! Oglądamy! - zawołał radośnie, odkładając laptopa na stolik.
- Jeśli będę miała przez ciebie koszmary, obiecuję, że cię poćwiartuję - syknęłam. - Idę zadzwonić do Horana.
   Wyszłam do kuchni w celu znalezienia popcornu, trzymając telefon przy uchu. Pierwszy sygnał. Cisza. Drugi. Cisza. Trzeci. O proszę, znów cisza.
- Wreszcie odebrałeś! - oburzyłam się, uderzając przy okazji o szafkę, w której znalazłam to, czego szukałam.
- Kath, um.. Wydaje mi się, że to nie najlepszy pomysł na rozmowę - usłyszałam jego zdezorientowany głos.
- O mój Boże, czy wy..? Przepraszam, Nialler! - szybko nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
  Świetnie, Katherine. Właśnie przeszkodziłaś swoim najlepszym przyjaciołom w uprawianiu seksu. Jestem pewna, że oboje mnie za to znienawidzą.
  Zrobiłam popcorn i weszłam do salonu, w którym Liam czekał z pilotem w ręce, chcąc wreszcie zacząć oglądać.
- Możesz mi powiedzieć, co doradziłeś blondasowi? Kiedy do niego zadzwoniłam, oni.. Rozumiesz.. - Nie lubiłam rozmawiać o tych rzeczach.
- Kochali się? - zaśmiał się. - Seks na zgodę.
- Poważnie? Poradziłeś mu, że ma się z nią przespać?
- Skąd. - Wciąż nie przestawał się śmiać. Jego czekoladowe oczy błyszczały, kiedy poszerzał swoje wargi w uśmiechu. Wyglądał naprawdę słodko. - Za nim poszli do łóżka, zrobił jej romantyczną kolację.
- Och, masz szczęście - szturchnęłam go w ramię.
- Oglądamy?
- Tylko jeśli mnie obejmiesz i podasz poduszkę, którą będę mogła się zakryć, gdy na ekranie pojawi się mój ,,ulubieniec''.
- Jasne.
  Mój obrońca sięgnął na drugą kanapę po poduszkę, a następnie objął mnie ramieniem. Przysunęłam się do niego bliżej. Czy to normalne, że czułam się w jego uścisku bezpieczniej niż kiedykolwiek?
  Moje myśli rozmyły się wraz z przesuwaniem się obrazów na ekranie.
  Przez połowę filmu siedziałam z poduszką przytkniętą do twarzy i zaciśniętymi powiekami. Za każdym razem, Li chichotał pod nosem, zupełnie nie pojmując, jak ,,śliczny chłopiec'' może mnie odstraszać.
- Jak nam coś wejdzie tej nocy pod kołdrę, to umrę na zawał - skomentowałam, podążając do łazienki.
  Po prysznicu wgramoliłam się pod kołdrę, zamykając zmęczone oczy. Wczesna pobudka, sprzątanie, wkradnięcie się do domu Payne'ów i oglądanie horroru wycisnęło ze mnie trochę siły.
  Poczułam coś między nogami. Przerażona otwarłam oczy i postanowiłam podnieść kołdrę do góry. Wyskoczył spod niej Liam, krzycząc ,,buu''.
- Zamorduję cię! - powiedziałam, spoglądając na jego rozbawioną twarz.
  Był nade mną. Wyglądał cholernie uroczo, kiedy się śmiał. W świetle księżyca jego tęczówki świeciły bardziej niż zwykle. Znów pojawiła się ochota przywarcia moich ust do jego. Ale czy mogę to zrobić? Przecież mówił, że nie chce się z nikim wiązać. Traktuje mnie jako przyjaciółkę, nie jako kobietę, która może mu się podobać. Ale z drugiej strony.. Jeśli pokaże mu, co do niego czuje, może on również spojrzy na mnie inaczej?
  Zamrugałam kilka razy, po czym uśmiechnęłam się szeroko i oddałam chwili. Przysunęłam swoje usta do jego malinowych warg, łącząc je w namiętny pocałunek.

_________________________________________
Od autorki: Kochani wiem, że powinnam dodać rozdział już wczoraj, ale naprawdę nie miałam czasu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :*
 Jak podoba wam się szesnastka? Jejciu, już 16 rozdziałów za nami! Kiedy to minęło?! Co myślicie o wyznaniu Zayna? Co sądzicie o roztargnieniu Kath? Cieszycie się z dłuższego wątku o Horanie? Jak Liam odbierze pocałunek Katherine? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
 Pytaliście jak wieczorek. Udał się, tylko mój partner ochlał się jak świnia a ja zostałam z osobami, które znałam zaledwie kilka godzin i które były starsze ode mnie o co najmniej 6 lat :) Ale nie było najgorzej. Sesja zdjęciowa też nie wypadła źle ☺
 Jeśli chcielibyście kontakt do mnie to:
twitter
facebook
ask
 A teraz więcej nie zanudzam. Wielkie dzięki za 10 tysięcy! To dla mnie naprawdę dużo znaczy! Ach, i niestety nie znalazłam jeszcze powtórki całej gali. Są chyba w necie jedynie skrawki. Miłego dnia, misiaczki. x

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział piętnasty

  Patrzył na mnie, otwierając coraz szerzej oczy. Był w dokładnie takim samym szoku co ja, kiedy usłyszałam jego słowa.
- Ja coś takiego powiedziałem? Głupia gorączka! - spuścił wzrok, zaczynając bawić się poduszką.
- Dalej nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
  Nie podniósł oczu. Wciąż siedział bawiąc się poduszką, podczas gdy mną targały emocje. Jego zachowanie niczego nie rozwiązywało, a jedynie przysparzało mi coraz większe zdenerwowanie.
- Harry, proszę. Przyjaźnimy się. Powiedz mi prawdę - prosiłam, zdobywając się na spokojny ton. - Pamiętasz naszą obietnicę o mówieniu sobie wszystkiego?
  Ani drgnął. Przysunęłam się bliżej niego i podniosłam jego podbródek, zmuszając by na mnie spojrzał. W jego zielonych tęczówkach dostrzegłam łzy, które w chwilę potem spłynęły z jego policzka. Natychmiast go przytuliłam, dobrze wiedząc czym spowodowany jest jego płacz.
- Dlaczego nigdy mi się do tego nie przyznałeś? - zapytałam, mocniej przytulając jego dobrze zbudowane ciało do swojego.
- Kath, to było zbyt trudne. Nie miałem odwagi.. - głos mu się załamywał. Dla otuchy potarłam ręką jego plecy. Wziął głęboki wdech. - Zakochałem się w tobie. Jesteś.. jesteś idealna. Uwielbiam kiedy sobie żartujemy, kiedy po raz setny pytasz mnie co mam na myśli, bo nie rozumiesz mojego toku rozumowania, robiąc się przy tym czerwona ze złości, uwielbiam to w jaki sposób mnie przytulasz, czy całujesz w policzek, uwielbiam przebywanie z tobą i łapanie się za ręce. Urzekłaś mnie już od pierwszego wejrzenia! Ale wszystko było przeciwko mnie - odsunął się ode mnie, spoglądając w oczy. - Byłaś z Zaynem. Nie widziałaś świata poza tym człowiekiem! Nie miałem szans na jakikolwiek związek z tobą - pokręcił lekko głową. - Pojawiła się nadzieja, kiedy Malik zaczął sięgać po alkohol. Obiecałem sobie, że postaram się o ciebie, pokażę ci, że umiem należycie dbać o dziewczynę. Czułem, że ci zaimponuję! Ale na moją drogę wstąpił Liam - westchnął, łapiąc mnie za dłoń. - Wiesz.. Z jednej strony bardzo się cieszyłem, że masz kogoś takiego jak on. Jest milion razy lepszą partią niż Zayn. Chciałem, żebyś była szczęśliwa. Ale z drugiej.. To cholernie bolało, bo to miałem być ja. Ja miałem spać z tobą podczas twoich koszmarów, ja miałem robić ci śniadania do łóżka, ja miałem jadać z tobą lunche i oglądać filmy na DVD - znów spuścił wzrok.
  Siedziałam, patrząc na niego z kompletną pustką w głowie. Nie wiedziałam jak mam zareagować na to, co właśnie mi wyznał. W życiu nie pomyślałam o tym, że Harry mógłby czuć do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń.
- Nic nie powiesz? - spytał nieśmiało, unosząc lekko kąciki ust do góry.
- Hazz.. - zawahałam się, po czym mocniej ścisnęłam jego rękę. - Jestem w kompletnym szoku, pomieszanym z szczyptą wściekłości na ciebie. Czemu do cholery jasnej nigdy nie powiedziałeś mi, że na mnie lecisz, tylko pozwalałeś, bym była blisko ciebie i krzywdziła cię tym jeszcze bardziej? Dlaczego zwyczajnie nie przestałeś się ze mną przyjaźnić? Styles, draniu! Przez cały rok byłeś nieszczęśliwy z mojego powodu! - podniosłam ton, czując kumulującą się we mnie złość i poczucie winy.
- Ależ, kochanie - zaśmiał się, pocierając kciukiem moją rękę - Wcale nie byłem nieszczęśliwy. To prawda, świadomość, że nigdy nie będziesz moja, towarzyszyła mi każdego dnia, przynosząc odrobinę smutku, który ty zaraz przysłaniałaś swoją osobą i śmiechem - przejechał opuszkami palca po moim nosie, nie przestając się uśmiechać.
- I jak zwykle nic, a nic cię nie rozumiem - przewróciłam oczami. - Jesteś we mnie zakochany. Jakim cudem mój widok nie sprawia ci bólu, tylko radość? - zmarszczyłam czoło, lustrując jego twarz, z której nie znikały dwa, urocze dołeczki.
- Bo twoje uczucia są zaraźliwe. Jesteśmy jak jedność. Ty jesteś szczęśliwa, więc i ja jestem. Ty jesteś smutna, więc i ja też jestem - wytłumaczył.
- Rozumiem - skinęłam głową. - Czy mogę wiedzieć, co teraz, po tym co mi wyznałeś, będzie z naszą przyjaźnią?
- Jak to, co? Wciąż będę twoim najlepszym przyjacielem - dźgnął mnie lekko w brzuch.
- Naprawdę nie jest ci ciężko wytrzymywać z swoim uczuciem? Jeżeli chcesz, możemy ograniczyć kontakt, naszą b..
- Kath, shh - przyłożył mi swój palec do ust, przerywając moją wypowiedź. - Jestem już do wszystkiego przyzwyczajony i naprawdę mogę normalnie funkcjonować. Poza tym nie chcę cię stracić.
- Och, no dobrze - odetchnęłam z ulgą. - Ale za to, że ukrywałeś tak ważną rzecz przede mną, powinieneś dostać niezłe manto - spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
- Chyba znam sposób na to, żebyś mi wybaczyła.
- Co to takiego? - uniosłam jedną brew do góry.
- Wiem, że nigdy z tobą nie będę. Zdaję sobie sprawę, że lecisz na Liama i ewidentnie nie mam z nim szans, dlatego pomyślałem, że może czas spróbować wreszcie czegoś nowego. Przypomniałem sobie o Martinie, o której mi opowiadałaś. Skoro mówisz, że jest naprawdę całkiem cool, to wierzę ci na słowo.
- Naprawdę chciałbyś zaprosić ją na randkę? - odezwałam się, nie dowierzając.
- Skoro mówiła o mnie w samych superlatywach, to czemu nie?
- Cieszę się, strasznie się cieszę! Mam nadzieję, że ją polubisz równo mocno jak ja! - rzuciłam się na niego, przez co oboje spadliśmy z łóżka, lądując na podłodze.
- Hej, uważaj! Nie chcę pójść na randkę o kulach - zaczął mnie gilgotać.
- Harry przestań! Proszę, przestań! Zrobię dla ciebie wszystko, tylko już przestań! - wiłam się pod jego dotykiem jak szalona.
- Wszystko? - usiadł na mnie okrakiem, kładąc ręce na moim brzuchu.
- Już się boję - mruknęłam.
- To ja poproszę o darmowy striptiz - uśmiechnął się łobuzersko.
- Zwariowałeś! - krzyknęłam.
  Znów zaczął mnie gilgotać. Po dwóch minutach wyrwałam się z jego szponów, z desperacją biegnąc do łazienki. Ledwo zdążyłam z utrzymaniem moczu! Przeklęty, Styles!
- Dzięki, jeszcze trochę i musiałabym chodzić w twoich stringach - odparłam, wracając do jego pokoju.
- Ja.. Nie.. Ja nie mam stringów - wydukał.
  Śmiejąc się pod nosem, podeszłam do jego szafy na bieliznę i wyciągnęłam z niej czerwone stringi. Pokazałam mu je, a ten oblał się rumieńcem.
- To wcale nie jest moje! To Gemmy! Tak, to z pewnością jest Gemmy! - bronił się, zabierając ode mnie cienki materiał.
- Tak? Więc co to tutaj robi?
- Pewnie mama nie zauważyła, że wrzuciła mi bieliznę siostry.
- Ona zrobiła to z stu procentową świadomością, wiedząc, że są twoje!
- Nie, to wcale nie tak!
- Mógłbyś się już przyznać, pajacu - przewróciłam oczami.
- Więc idziesz dziś z Liamem na imprezę? - Zmienił temat, jak zwykle, kiedy czuł się przeze mnie upokorzony lub zawstydzony.
- Owszem, idę - zajęłam na powrót miejsce na łóżku.
- Tylko na siebie uważaj, bądź cały czas przy Liamie i zwracaj uwagę na to co pijesz.
- Nie mam pięciu lat, mamo.
  Posiedziałam jeszcze chwilę z przyjacielem, a następnie pożegnałam się z Anne i wróciłam do swojego mieszkania. Jak zwykle poczułam zapach jedzenia. Li chyba nie miał nic do roboty, skoro zawsze znajdywał czas na zrobienie dla nas lunchu.
- Co dziś jemy? - oparłam się o framugę drzwi, obserwując szatyna, stojącego przy garnkach.
- Makaron z warzywami, może być? - spytał, obracając się z anielskim uśmiechem w moją stronę.
- Twoja kuchnia jest zawsze nieziemsko pyszna - skomentowałam, siadając do stołu.
  Oboje zaczęliśmy jeść. Między nami panowała cisza, co było bardzo dziwne. Zazwyczaj rozmawialiśmy przy lunchu o naszym dniu w szkole, ploteczkach, bądź lamentowaliśmy nad dzisiejszym światem.
- Idziesz do sąsiadów? - odezwał się w końcu, wkładając widelec z jedzeniem do ust.
- Mhm - mruknęłam.
- Boisz się?
- Obawiam się, że niczego nie wyciągnę od pani Trishy. Skoro swoim rodzonym córkom nie wyznała pobytu ich brata, to czy ja jestem jakaś wyjątkowa, by się o tym dowiedzieć?
- Będę trzymał kciuki - uśmiechnął się do mnie lekko.
- Dzięki.
  Po posiłku wspólnie umyliśmy naczynia i schowaliśmy je do szafek. Następnie poszłam ubrać swoją szarą bluzę z znakiem batmana, wzięłam swój telefon i zeszłam na dół.
- Czy to męska bluza? - zachichotał mój opiekun, opierając się o ścianę w korytarzu.
- Nie mieli innej w sklepie, a ja naprawdę ją chciałam - wzruszyłam ramionami.
- Hmm, myślę, że kiedyś ją od ciebie pożyczę. Jest bardzo cool.
- Śnisz, kolego - rzuciłam z uniesionymi kącikami ust do góry i wyszłam z mieszkania.
  Droga do domu Malików zajęła mi niecałe dwie minuty, które były dla mnie katorgą. Serce waliło mi jak oszalałe, a myśli nie pozwalały zachować mi spokoju.
- Wejdź, kochanie. - Drzwi otwarła mi Trisha, zapraszając do środka.
  Przekroczyłam próg, czując się dziwnie nieswojo. Całkiem dawno mnie tutaj nie było. Zdążyłam już zapomnieć o cieple i uprzejmości, płynących z wnętrza.
- Napijesz się czegoś? - zapytała, uśmiechając się.
- Nie, dziękuję - odparłam, siadając na kanapie.
- Dziewczyny nie wspominały mi, że wpadniesz, ale nie myśl, że nie jesteś tutaj mile widziana. Zaraz zawołam Doniyę.
- Nie, proszę. Przyszłam porozmawiać z panią - zatrzymałam ją w pół kroku.
- O czym? - zainteresowała się, zajmując miejsce obok mnie.
- O.. Zaynie - wydukałam, nabierając powietrza w płuca. - Chciałabym wiedzieć gdzie jest, co u niego, jak się czuje, co porabia, czy kogoś sobie znalazł..
- Moje córki poprosiły cię, byś wypytała mnie o jego aktualny pobyt?
- Skądże. Ja chciałabym to wiedzieć. To naprawdę dla mnie ważne. Pani wie jak mi na nim zależy, pomimo jego uzależnienia od alkoholu - powiedziałam, patrząc w jej oczy.
- Kochanie, nie mogę ci powiedzieć. Zayn prosił, by nikt nie dowiedział się o tym, gdzie teraz przebywa, a w szczególności ty. Mogę ci jedynie zasygnalizować, że wszystko jest z nim w porządku - położyła rękę na moim ramieniu. - I wydaje mi się, że nikogo nie ma - puściła do mnie perskie oko.
- Dlaczego to jest takie ważne, by nikt się nie dowiedział? - westchnęłam, czując, że niczego nie uda mi się od niej wyciągnąć.
- Nie mam pojęcia. To wymysł mojego syna.
- Rozumiem - skinęłam głową. - No cóż, dziękuję pani za rozmowę. Niewiele się dowiedziałam, ale ważne, że nic mu nie jest i ma się dobrze. Teraz już pójdę. Miałam ciężką noc i męczący dzień, chyba się położę.
- Twoja zaspana twarz potwierdza twoje słowa - zaśmiała się, wstając.
  Wróciłam do mieszkania. Opowiedziałam Liemu, że niczego się nie dowiedziałam. Zaproponował, bym zadzwoniła do Mulata, bo zawsze może być jakiś jeden procent szansy, że odbierze. Postanowiłam zrobić to jutro, ledwo powstrzymując się od ziewania. Szatyn zaradził, bym położyła się na kilka godzin, a on obudzi mnie na czas, bym miała chwilę na przygotowanie się do wieczornej imprezy.
  Bałam się, że nieobecność mojego obrońcy sprawi, że przyśni mi się kolejny koszmar, ale nic takiego nie miało miejsca, co bardzo mnie ucieszyło. Jeśli będzie tak dalej, to Payne nie będzie musiał się więcej dla mnie poświęcać i wreszcie pójdzie spać do swojego pokoju. Z drugiej jednak strony, przyzwyczaiłam się do tego, że każdej nocy zasypiałam wtulona w jego ramiona. Jego ciepło i piękne perfumy pozwoliły mi na szybsze zaśnięcie oraz przyjemny sen. Lubiłam z nim spać, ponieważ czułam się bezpiecznie.
- Kath, pora wstawać. - Słyszałam uroczy głos Liama, jakim do mnie przemawiał, ale postanowiłam, że trochę się z nim podroczę. - Katherine Tomlinson - odparł bardziej stanowczo, potrząsając mną. Mimowolnie się uśmiechnęłam. - Hej, ty ze mną pogrywasz!
- Wcale nie - odrzekłam, wciąż mając zamknięte oczy.
- Jeszcze tego pożałujesz - zaśmiał się jak złowrogi pirat i usiadł na mnie okrakiem.
- Co ty robisz? - Otwarłam oczy.
  Nie odpowiedział nic, zaczynając mnie łaskotać. Zaczęłam się głośno śmiać i wić pod wpływem jego ciepłych rąk. Najpierw Styles, teraz Payne!
- Liam, przestań! Zaraz będzie tutaj wielka, mokra plama! Będziesz spał w sikach! - krzyczałam, próbując opanować śmiech.
- Przypominam ci, że ja mam swój pokój - odparł, uśmiechając się cwaniacko.
- A ja kanapę.
- To ją zasikam - wzruszył ramionami, na chwilę przestając mnie gilgotać.
- Li, jesteś najseksowniejszym ciachem, jakie stąpa po naszej ziemi! Proszę, daj mi już spokój. Hazza dość mnie wymęczył, kiedy dziś u niego byłam - poprosiłam z miną zbitego psa.
- Okej, chyba nie chcę wiedzieć co robiliście. - Zszedł ze mnie, kierując się do drzwi.
- Nic złego, bałwanie! - rzuciłam za nim, wstając z łóżka.
  Usłyszałam jego chichot, oznaczający ,,strzeż się, bo możesz pożałować nazywania mnie bałwanem''. Przewróciłam tylko oczami i podeszłam do szafy. Zabrałam z niej krótką, miętową sukienkę z wyciętym sercem na plecach, a następnie udałam się do łazienki wziąć prysznic.
  Około dziewiętnastej zeszłam na dół, wreszcie gotowa, po wielokrotnym poprawianiu swoich długich, brązowych włosów. Na moje oko wyglądałam całkiem ładnie.
- Mój Boże - jęknął szatyn, kiedy weszłam do kuchni, trzymając w ręce czarne szpilki.
- Coś nie tak? - zmarszczyłam czoło, przyglądając się jego twarzy.
- Wyglądasz.. zjawiskowo - skomentował, gwiżdżąc i klaszcząc.
- Najprzystojniejszy chłopak na świecie, nie może pokazywać się z byle kim - uśmiechnęłam się, odkładając buty na podłogę. - Mamy coś szybkiego do zjedzenia? Jestem strasznie głodna.
- Kiedy spałaś, poszedłem po zakupy. Powinnaś coś dla siebie znaleźć - odparł, wciąż otaksowując mnie wzrokiem.
- Skąd wziąłeś pieniądze? - zapytałam, zaglądając do lodówki.
- Z swojej kieszeni.
- Liam, oszalałeś? - gwałtownie odwróciłam się przodem do niego. - Jesteś tutaj gościem, pamiętasz? I tak dużo już dla mnie robisz, gotując każdego dnia lunch - pokręciłam głową.
- Spokojnie, Kath. Mam odłożonych trochę pieniędzy - uśmiechnął się. - Wyglądasz naprawdę uroczo, kiedy tak marszczysz czoło.
- Woah, ale to zrymowałeś! - klasnęłam w dłonie. - Jak długo myślałeś nad tym tekstem?
- Właściwie to sekundę.
- Nie wierzę!
  Po zjedzeniu tostów, wyszliśmy na zewnątrz. Miałam na sobie jedynie czarną, skórzaną kurtkę, zupełnie jak Li, więc zrobiło mi się zimno. Próbowałam tego nie okazywać, ale moje dreszcze nie uszły uwadze idącego obok mnie chłopaka. Natychmiast objął mnie swoim ramieniem, pocierając dłonią moją rękę.
- Cieplej?
- Tak, dziękuję.
  Z jednej strony naprawdę nie chciałam, żeby Payne cały czas o mnie dbał. Za bardzo się już dla mnie poświęcał. Jednak z drugiej.. Jego dotyk jest mi tak cholernie potrzebny! Za każdym razem, kiedy jego ciało zetknie się z moim, czuję nie tylko bezpieczeństwo, ale również motylki w brzuchu i wielkie pragnienie bycia jeszcze bliżej. Muszę naprawdę nauczyć się kontrolować moje pożądanie.
                                            ***
  Impreza była świetna. Okej, przez pierwsze pół godziny. Bawiłam się naprawdę dobrze, popijając wódkę jakimś bananowym sokiem z supermarketu, czy tańcząc na parkiecie z kim popadnie. Chłopacy nie odrywali ode mnie wzroku! A Liam cały czas był w pobliżu, choć prosiłam go, by zaczął wreszcie korzystać z życia. Jak zwykle mnie nie słuchał.
  Co takiego zepsuło imprezę? Moje ukochane buty. To właśnie przez nie się potknęłam, wychodząc na taras. W ostatniej chwili złapał mnie Li, który przecież trzymał się blisko mnie. Natychmiast wziął mnie na ręce i opuścił mieszkanie przyjaciela, uprzedzając gospodarza o zaistniałej sytuacji. Nie próbowałam nawet protestować, bo wiedziałam, że nie będzie efektów. Skorzystałam jednak z okazji i owinęłam swoje ręce wokół jego szyi, opierając policzek o jego klatę.
- Przepraszam - szepnęłam.
- Za co? - spojrzał na mnie zmartwiony.
- Za zepsucie ci zabawy. Mogłeś tam zostać. Zamówiłabym sobie taksówkę i wróciła bezpiecznie do domu.
- Naprawdę sądzisz, że jakaś impreza, która odbywa się co tydzień, jest ważniejsza od ciebie? - przewrócił oczami.
  Zamilkliśmy. W chwilę potem zobaczyłam moje mieszkanie. Szatyn otworzył kluczem drzwi i weszliśmy do środka.
- Postaw mnie już.
- Nie ma mowy. Odniosę cię do łóżka, madame.
  Westchnęłam bezradnie. Przebywanie ze mną uczyło go upartości, więc nie było szans, żeby dłużej się z nim spierać. Po prostu czekałam aż znajdę się w swoim pokoju, co stało się zaledwie minutę później.
- Jak ci się udało nieść mnie całą drogę i ani razu nie zamarudzić?
- Widzisz te mięśnie? - pokazał na swoje ramię. - Prawie nie czułem, że mam cię na rękach.
- Och - zachichotałam. - Odpocznij, proszę. Na pewno jednak odrobinę się zmęczyłeś. Od domu Andy'ego nie mamy zbyt blisko.
- Jasne, zaraz tutaj wrócę.
  Opuścił pokój. Skorzystałam z okazji i zdjęłam swoje przeklęte, czarne szpilki oraz miętową sukienkę. Wrzuciłam na siebie dresy, a także bluzkę z znakiem batmana i poszłam do łazienki. Weszłam do jej środka i zauważyłam Liama, stojącego przy umywalce, bez koszulki.
- Oops, prze.. przepraszam - jęknęłam, kierując swój wzrok na jego wyrzeźbiony brzuch.
- Widzisz jakie to uczucie, zwalać kogoś z nóg? - zaśmiał się, wypluwając pastę do zębów.
  Stałam jak zahipnotyzowana, dopóki nie opuścił pomieszczenia. Dzielił nas dość duży dystans, za co dziękowałam wszelkim niebiosom. Obawiam się, że gdybym znalazła się kilka centymetrów bliżej jego ciała, mogłabym zrobić coś głupiego, czego żałowałabym do końca swojego życia.
  Wróciłam do pokoju i mocno wtuliłam się w ramiona mojego obrońcy, układając głowę jak najbliżej jego klatki piersiowej. Tylko nie patrz na jego usta, tylko nie patrz na jego usta, powtarzałam sobie w myślach, zagryzając policzki.
  Śnił mi się Malik. Nie, nie jako morderca. Śniło mi się, że do niego zadzwoniłam. Rozmawialiśmy, i to całkiem długo. Nie mogłam sobie jednak przypomnieć, o czym. Niewiele się zastanawiając, zaraz po otwarciu oczu, sięgnęłam po telefon i wyszłam z nim na korytarz, siadając na schodach. Liam wciąż spał, więc nie chcąc go budzić, próbowałam zachowywać się naprawdę cicho.
  Pierwszy sygnał. Nic. Drugi sygnał. Nic. Trzeci sygnał. Nic. Czwarty sygnał..
- Zayn? - szepnęłam, wiedząc, że podniósł słuchawkę.

_____________________________________
Od autorki: Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Rozdział miał się pojawić wczoraj, ale zabrakło mi czasu. Sprzątanie, przymierzanie sukienek, uczenie się na historię, a później wyszłam z laskami. Mam jednak wielką nadzieję, że się nie gniewacie :*
 Jak podoba wam się piętnastka? Spodziewaliście się, że tym razem zrobię coś po waszej myśli i Harry przyzna się do swojego uczucia? Czy poradzą sobie z swoją przyjaźnią po wyznaniu loczka? Co sądzicie o reakcji Liama na Kath i Kath na Liama? Gdzie podziewa się Malik? Czy po słowach Katherine Zayn rozłączy się, czy z nią porozmawia? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
 Kto nie oglądał gali BRITS Awards - mocno polecam! Pijany Liam, wygłupiający się Lilo, Harry i jego ,,byłem siku'' & ,,what did we win?'', nieziemsko wyglądające One Direction, ZIAM MOMENT i przepiękny występ Ellie. Akustyczne I need your love było naprawdę świetne! Ps śmiałam się z Hazzy dobrą godzinę i cały wczorajszy dzień :D
 Okej, nie zanudzam więcej. Trzymajcie za mnie kciuki, żebym dobrze wypadła, bo idę jutro na wieczorek, a dziś na zdjęcia z Olą! Miłego dnia, parówki. x

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział czternasty

   Spojrzały po sobie, spuszczając nagle głowy w dół. To nie oznaczało żadnych dobrych wiadomości.
- Co z nim? - powtórzyłam, czując swoje bijące nierytmicznie serce.
- On.. - zaczęła Doniya, ale nie zdołała dokończyć.
- Zniknął, Kath. Nie mamy pojęcia co się z nim dzieje. Mama nie chce nam powiedzieć i uspokaja nas słowami ,,wszystko będzie w porządku'' - dodała Wal.
  Po ich odpowiedzi, stanęłam jak wryta, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Przede wszystkim, martwiłam się o niego. Pomyślałam, że mógł coś sobie zrobić i to z mojego powodu. Zbierało mi się na płacz, kiedy uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie już nigdy więcej nie dane mi będzie go zobaczyć.
- Jak to nie chce wam powiedzieć? - wydusiłam z siebie w końcu, ruszając w stronę centrum handlowego.
- Kiedy ją poprosiłyśmy, stwierdziła, że będzie i dla nas, i dla samego Zayna, lepiej, jeśli nie poznamy odpowiedzi - westchnęła starsza z sióstr.
- Och - jęknęłam, przecierając oczy. - A jak na to reaguje Safaa?
- Powiedziałyśmy jej, że nasz brat wyjechał na jakiś czas do pracy, żeby jej nie martwić. Ma dopiero osiem lat i niczego w pełni nie rozumie tak, jak my - odrzekła Waliya.
  Dobry nastrój prysł w mgnieniu oka. Nasze twarze owiewał smutek i niepokój. Szłyśmy w ciszy, wsłuchując się w własne kroki. Jakby tego było mało, nawet pogoda wyglądała żałośnie.
- Kath, może pójdziesz do naszej mamy i wypytasz o Malika? - zaproponowała Doniya.
- Uważasz, że powie mi gdzie on jest?
- Zawsze można spróbować.
- Dobrze, więc spróbuję. Wpadnę do was jutro - skinęłam głową.
- Dziękuję - szepnęła Wal.
  Zakupy w centrum handlowym podniosły nas trochę na duchu. Żeby ten dzień nie był tak do końca przesądzony, zabrałam dziewczyny na lody, które pozwoliły nam na więcej uśmiechu i żartów. Nie wracałyśmy do tematu Zayna, bo żadna z nas nie chciała się dłużej dołować w czwartkowy wieczór.
- A pamiętasz jak potknęłaś się na prostej drodze, kiedy podchodziłaś poznać naszych rodziców? Gdyby nie ja, na bank rozłożyłabyś się jak kłoda na zimnych płytkach! - odezwała się najmłodsza towarzyszka, wybuchając uwielbianym przeze mnie śmiechem, który pokrótce przypominał ten Z.
- Nie gadaj o tymi! To była moja najgorsza gafa - przewróciłam oczami, śmiejąc się pod nosem.
  W centrum handlowym każda z nas znalazła coś dla siebie. Ja postawiłam dziś na akcesoria do pokoju, czyli; kilka ramek na zdjęcia, nową pościel oraz przesłodki obraz dwójki całujących się dzieci. Nie mogłam go sobie odmówić. Idealnie pasował do mojego wnętrza.
  Do domu wróciłyśmy około godziny dwudziestej pierwszej, bo Wal zachciało się pójść na spacer po parku. Weszłam do mieszkania, w którym panowała błoga cisza. Zdążyłam się już od tego odzwyczaić, więc poczułam się dziwnie nieswojo. Ściągnęłam buty i weszłam do salonu, w którym ujrzałam wystające zza kanapy stopy. Podeszłam bliżej i okazało się, że Liam zasnął. Uśmiechnęłam się na jego widok. Uwielbiałam patrzeć, kiedy śpi. Wygląda wtedy tak cholernie uroczo! Nie zastanawiając się długo, wyciągnęłam swój telefon i zrobiłam mu zdjęcie. Obiecałam sobie, że w któryś dzień skoczę wywołać zdjęcia, jakie posiadam w galerii telefonu i włożę je do ramek, które dziś zakupiłam.
  Jak najciszej potrafiąc, udałam się na drugie piętro. Wzięłam odprężający prysznic i wskoczyłam do łóżka, czując się zmęczona całodniowym bieganiem w tę i z powrotem.
  Przebudziłam się około drugiej w nocy z krzykiem. Po raz kolejny miałam zły koszmar, w którym mój współlokator ginie z rąk byłego chłopaka, mordercy. To był naprawdę okrutny widok, który musiałam jak najprędzej wymazać z pamięci.
  Wtem zorientowałam się, że to nieobecność szatyna doprowadziła do tego snu. Przecierając zaspane oczy, zeszłam na dół. Od razu podążyłam do salonu, mając nadzieję, że Li dalej tam drzemie, ale niestety tam go nie znalazłam . Zajrzałam do kuchni, do łazienki, do jego pokoju, ale wszędzie nic! Przypomniałam sobie jednak, że jedynym miejscem, w którym jeszcze go nie szukałam, jest taras. Natychmiast zbiegłam po stromych schodach, wychodząc na zewnątrz. Moim oczom ukazał się Payne, siedzący pod nakryciem niebieskiego koca oraz patrzący w gwiazdy.
- Tutaj jesteś - mruknęłam, podchodząc bliżej.
- Dlaczego nie śpisz? - zapytał, robiąc mi miejsce.
- Mogłabym ci zadać to samo pytanie. - Okryłam się szczelnie materiałem.
- Ja byłem pierwszy - uśmiechnął się lekko, spoglądając w moje oczy.
- Nie spałeś ze mną tej nocy, więc zbudziłam się, bo jak zwykle ujrzałam w swoim śnie coś, czego nie chciałabym zobaczyć i doświadczyć za żadne skarby - pokręciłam głową.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało, Li. Przecież powtarzałam już z tysiąc razy, że nie musisz się dla mnie tak poświęcać - oparłam swój policzek o jego ramię. - A teraz ty mi odpowiedz. Co tutaj robisz o tej godzinie?
- Spałem na tej kanapie od kilku dobrych godzin, więc mam teraz problemy zaśnięciem - odparł, znów kierując swój wzrok przed siebie.
- Rozumiem.
  Przez chwilę panowała pomiędzy nami cisza. Przerwało ją szczeknięcie psa sąsiadów, które obu nas przeraziło.
- Dlaczego jesteś smutny? - oderwałam się od jego ramienia, by spojrzeć na jego twarz.
- Wiesz, Kath.. Może ci się wydawać, że ja nic nie czuję. Że jestem bardzo silny i jakoś to wszystko znoszę. Ale wcale tak nie jest - westchnął. - Ciągle myślę o mojej rodzinie. Strasznie mi przykro, że moi rodzice mają mnie w dupie i zwyczajnie nie interesują się swoim dzieckiem, bo zerwał z dziewczyną, która wydaje im się dla niego idealna. Do tego moje siostry.. Liczyłem na to, że chociaż one się do mnie odezwą. Zadzwonią w celu dowiedzenia się gdzie jestem i jak się czuję. Ale nawet one mają moją osobę głęboko w poważaniu. To naprawdę boli.
  Nie bardzo wiedząc, co powinnam odpowiedzieć na jego wyznanie, przygarnęłam go do siebie i mocno przytuliłam. Mnie taki uścisk wiele pomagał w chwilach cierpienia, więc uznałam, że może chociaż w jednym procencie sprawię, że jego smutek zelżeje.
- Właściwie, gdyby nie ty, pewnie bym się poddał i wrócił do dawnego, gównianego życia. Dlatego dziękuję, że jesteś i mnie wspierasz. Bardzo się cieszę, że pozwalasz mi ze sobą mieszkać. - Wciąż obejmował mnie w talii. Czułam jego przyjemny oddech na szyi.
- Ty też dajesz mi dużo siły - powiedziałam, kiedy oderwaliśmy się od siebie. - No i powinnam być ci wdzięczna, za uświadomienie mi, że życie obok Zayna nie było dobrą perspektywą na przyszłość, pomimo tego, że dalej go cholernie kocham.
- Wiesz już gdzie jest, co robi i czy kogoś sobie znalazł? - spytał, obejmując mnie ramieniem.
- Pani Trisha ukrywa przed swoimi córkami pobyt syna. Zapewnia je, że wszystko jest z nim w porządku. Ale ja muszę dowiedzieć się, gdzie on przebywa! Męczy mnie myśl, że z mojego powodu mógł sobie coś zrobić. Martwię się o niego, po prostu się martwię.
- Uważasz, że jego matka się przed tobą otworzy?
- Nie mam pojęcia, ale zawsze można spróbować.
- A dzwoniłaś do niego na telefon?
- Zupełnie zapomniałam! - walnęłam się otwartą dłonią w czoło.
- Wspominałem ci już kiedyś, że jesteś kompletnie zacofana w nowoczesnym świecie? - uśmiechnął się do mnie tak, jak najbardziej lubię.
- Wspominałeś - syknęłam, udając obrażoną. - Dobra, nie potrafię się na ciebie długo gniewać - zachichotałam. - Wiesz, co? Chyba mam coś, co poprawi nam nastrój.
  Wygrzebałam się spod koca i pobiegłam do kuchni. Zajrzałam do zamrażarki i wyciągnęłam z niej zimne lody. Zgarnęłam po drodze jeszcze dwie łyżeczki i wróciłam do mojego opiekuna, na powrót okrywając się ciepłym materiałem.
- Że niby lody o smaku truskawkowym mają nam pomóc? - uniósł jedną brew do góry.
- Na chwilę spowodują, że będzie nam odrobinę lepiej - wzruszyłam ramionami, zaczynając otwierać pudełko.
- Umm, Kath? Mogłabyś przynieść widelec?
- Widelec? - zdziwiłam się. - Po co ci widelec?
- Ponieważ.. - zaczął strzelać oczami na lewo i prawo - Tak jakby boję się łyżek.
- Boisz się łyżek? Na zewnątrz wyglądasz jak bad boy, ale twoje wnętrze mówi całkiem coś innego - zaśmiałam się, biorąc pierwszego kęsa.
- Po prostu ich nie lubię, okej?
- Dlaczego? - zainteresowałam się, unosząc kąciki ust do góry na widok jego zdezorientowania i wstydu.
- Pewnego dnia, kiedy byłem mały, zabrałem z szufladki małą łyżeczkę i zacząłem podjadać nutellę z ogromnego słoika, jaki mama właśnie przywiozła z supermarketu. Zjadłem jej na tyle dużo, że mnie zemdliło i musiałem wymiotować - skrzywił się.
- I teraz obawiasz się, że po każdym włożeniu metalowej łyżeczki do ust, będziesz musiał czym prędzej biec do łazienki?
- Coś w tym rodzaju - spuścił wzrok na swoje palce.
- Nigdy się z takim czymś nie spotkałam, ale w porządku, rozumiem cię. Pewnie miałabym tak samo - przyznałam, wstając z miejsca.
  Ponownie udałam się do kuchni, ażeby zabrać z niej widelec i wróciłam do szatyna.
- Proszę.
- Dzięki, madame - uśmiechnął się lekko, sięgając po lody.
  Gdyby któryś z sąsiadów wyszedł na balkon, jak nic uznałby nas za idiotów. Bo kto normalny siedzi o drugiej w nocy na tarasie, w środku tygodnia, i zajada się truskawkowymi lodami?
- Kath?
- Hmm? - mruknęłam, spoglądając w jego stronę.
- Jutro jest piątek, a co się z tym wiąże, impreza u Andy'ego, mojego kumpla z liceum. Nie masz ochoty pójść tam ze mną? Obiecuję, że będzie fajnie - zaproponował.
- Fajnie, powiadasz? Zostawisz mnie, jak tylko przekroczymy próg gospodarza i pójdziesz wyrywać panienki - wywróciłam oczami.
- Za kogo ty mnie masz? - szturchnął mnie lekko. - Poza tym, powiedziałam ci już, że nie chcę się z nikim wiązać.
- Ale o jednorazowych przygodach niczego nie wspomniałeś - zauważyłam.
- Hej! Całkiem ułożony ze mnie facet, nie oceniaj mnie tak źle.
- Dobra, niech ci będzie - uniosłam ręce w geście poddania. - O której zaczyna się impreza?
- O dwudziestej - odparł. - Więc pójdziesz?
- Uczynię ci tego zaszczytu i wybiorę się z tobą, paniczu - zdobyłam się na poważny ton.
- Zdecydowanie przeczytałaś zbyt wiele książek - zaśmiał się, pakując do buzi kolejną porcję lodów.
  Około trzeciej nad ranem, udaliśmy się do mojego pokoju. Położyliśmy się w swoich objęciach. Liam zawsze był za tym, żebym spała w jego ramionach, bo czułam się bezpieczniej, przez co nie nawiedzały mnie koszmary.
  Z uchem przytkniętym do jego klatki piersiowej, nasłuchiwałam jego bijącego serca i zrozumiałam, że moje własne, jest podzielone na dwie części. Jedna należy już od roku do Malika, tego nie trzeba było kwestionować. Natomiast druga przypisana była Liemu. Przez zaledwie tydzień, stał się dla mnie bardzo bliską osobą, bez której moje życie straciłoby barwy. Bardzo się z nim zżyłam. Potrafi poprawić mi humor, jeść ze mną lody o każdej porze dnia i nocy, dba o mnie, jak o największy skarb, pomaga mi z własnej, dobrej woli.. Można wymieniać jego dobrych uczynków i zalet jeszcze wiele. Czy powinnam zrobić coś w kierunku swojego szczęścia? Odkąd Alice uznała, że mam zawalczyć o taką wartościową osobę, jaką jest mój obrońca, dużo o nim rozmyślam, a w jego towarzystwie próbuję pohamować swoje pragnienia. Jest jednak, dość poważne ALE. On nie chce się wiązać. Powiedział mi to już dwa razy. Nie ma szans, żeby zmienił nagle zdanie z mojego powodu. Musiałam pogodzić się z tym, co miałam.
  Rankiem czułam się jak wrak człowieka. Zdecydowanie nocne przesiadywanie na tarasie i zbyt częste rozmyślanie mi nie służą. Kilka razy opryskałam zimną wodą swoją twarz, ale nawet ona mnie nie orzeźwiła.
- Może kawy? - zaśmiał się Payne, kiedy weszłam do kuchni.
- Bardzo chętnie. Mam nadzieję, że chociaż ona mi pomoże - westchnęłam, opadając zmęczona na krzesło.
- Zalecam ci drzemkę przed dzisiejszą imprezą, bo na bank padniesz przed północą - poradził, wstawiając wodę.
- Nie mam na to czasu. Muszę pójść po pracy pogadać z Hazzą, a potem do Malików.
- Wychodzimy dziś po dwunastej, jestem pewien, że szybko sobie ze wszystkim poradzisz.
- No tak, mamy dziś piątek.
  Po wypiciu mocnej kawy, czułam się odrobinę lepiej, choć moje zmęczone oczy pragnęły snu. Wychodząc na zewnątrz, moją twarz otulił zimny wiatr, który również odrobinę przyspieszył proces odżywania moich komórek.
- Przepraszam, że przeze mnie czujesz się jak zombie - odezwał się Li, kiedy skręcaliśmy na uniwerek.
- Nie mam do ciebie o to wyrzutów, głupcze.
- Hej! Nie nazywaj mnie tak - oburzył się.
- Bo co mi zrobisz? Masz za dobre serce, żeby mnie skrzywdzić - wystawiłam w jego stronę język.
- Ach, tak? - zachichotał, po czym schwycił obie moje ręce i zacieśnił je w swoich dłoniach.
- To boli - syknęłam, spoglądając na niego.
- Mam ścisnąć mocniej? Rozumiem - wzmocnił siłę, jaką napierał swoimi rękami na moje.
- Dobra, przepraszam! Już nigdy więcej cię nie obrażę - obiecałam, patrząc na niego błagalnie.
- Powiedz, że jestem najlepszy na świecie - podpowiedział.
- Żartujesz? Nie dorastasz mi do pięt!
- Okej, ja mam czas - zaśmiał się, przenosząc ciężar swojego ciała na druga nogę.
- Liamie Payne, jesteś najlepszy na calutkim świecie i nikt nie jest w stanie tobie dorównać - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Tak lepiej - odrzekł, wyswobadzając z swojego uścisku moje ręce.
- Patrz! Są całe czerwone! Zadałeś mi ból, ty brutalu.
- Gdybyś od początku wierzyła w moje możliwości, to nie musiałoby się wydarzyć - wzruszył ramionami, zaczepiając mnie dla zabawy.
  Dotarliśmy do budynku. Podążyłam od razu do biblioteki, czując się dziwnie bez porannego starcia z Hazzą. Zasiadłam na swoim obrotowym krześle i dostrzegłam jakąś białą kartkę, która była zaadresowana do mnie. Odwinęłam ją i ujrzałam ładne oraz czytelne pismo.

,,
Widzę, że nie chcesz mi pomóc w odzyskaniu Liama. Zapomniałaś już na co mnie stać? Cóż, zdołasz sobie przypomnieć w najbliższym czasie. Masz moje słowo, że twoje szczęście runie tak szybko, jak runęło moje. Uwierz mi, to nie jest wcale przyjemne uczucie.
                                                                    Twoja ukochana, Taylor. x
''

  Zdębiałam. Przez kilkanaście dobrych sekund wpatrywałam się w kartkę, jeszcze raz analizując słowa blondie. Czego ona ode mnie chciała? Co ja jej takiego zrobiłam? Sama zawaliła sprawę, zdradzając swojego chłopaka z przyjacielem. Niestety takie osoby jak ona, nie potrafią przyznać się do błędu i zwalają winę na innych, zupełnie niewinnych ludzi. Dlaczego musiało paść właśnie na mnie?
  Postanowiłam zostawić sobie liścik, jaki otrzymałam od Swift. Nie tyle na pamiątkę, co na dowód przeciw niej. Wiedziałam, że jej groźby są rzetelne, więc biała kartka z jej słowami i podpisem, może mi się jeszcze kiedyś przydać.
  Kończyłam właśnie czytać Księżyc w nowiu, kiedy w do pomieszczenia wpadła Emily u boku Niallera. Przywitali się ze mną, po czym pokazałam im, co czekało mnie, kiedy tutaj weszłam. Oni również byli w szoku. Martwiąc się o mnie, zaproponowali, bym poszła z tym do dyrektora, ale odmówiłam, wiedząc, że będę miała jeszcze bardziej przerąbane, niż wcześniej.
  Po godzinie dwunastej, razem z Liamem opuściłam uniwersytet.
- Więc idziesz do Harry'ego i nie zjesz ze mną lunchu? - udał minę smutnego dzieciaka.
- Jeszcze będziesz miał dosyć jedzenia w moim towarzystwie - wywróciłam oczami, popychając go lekko.
- Pamiętasz co zrobiłem ci rano? Stać mnie na więcej, więc pilnuj się, panienko - zmierzył mnie od góry do dołu.
  Pożegnałam się z nim, kiedy nadszedł czas, by nasze drogi się rozeszły. Gdy zostałam sama, wszystkie dręczące myśli odnośnie tego, co nieświadomie wyjawił mi mój przyjaciel, wróciły do mnie z zdwojoną siłą. Pojawiło się również zdenerwowanie i zdezorientowanie. Styles gadał dużo głupot pod wpływem gorączki, więc to również mogło być kolejną bzdurą, jaka wyszła z jego ust. Co jeśli jednak to prawda? Jak mam zareagować? Jak mam się zachować?
  Znalazłam się pod drzwiami i nacisnęłam na dzwonek. Otworzyła mi Anne, z radością wpuszczając do środka. Rozebrałam buty, by nie nabrudzić, i ruszyłam na górę, do pokoju lokowatego chłopaka.
- Cześć - rzuciłam, wchodząc do pomieszczenia.
  Zastałam go ślęczącego przed ekranem laptopa. Prawdopodobnie, gdybym się nie odezwała, nawet by nie spostrzegł, że weszłam. Cały on. Pewnie zaczytał się w jakieś opowiadanie, które znalazł w internecie. Często to robił, mówiąc, że przyswaja sobie dzięki temu wiedzę i słownictwo.
- Hej. Siadaj, proszę - odrzekł nonszalancko, odkładając sprzęt na stoliczek nocny.
- Jak się czujesz? - zapytałam, zajmując miejsce obok niego.
- O wiele lepiej. Co prawda nadal męczy mnie silny katar, ale jakoś udaje mi się z tym żyć - wzruszył ramionami, przyglądając się mi z uwagą. - A co słychać u ciebie?
  Opowiedziałam mu wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce od naszego ostatniego spotkania. Nie pominęłam również ,,niespodzianki'' jaka czekała na mnie w bibliotece, dzisiejszego ranka. Był w takim samym szoku co ja, Emily oraz Niall.
- Skoro z tematem ploteczek jestem już na bieżąco, mów o czym chciałaś ze mną porozmawiać. Byłaś całkiem poważna, kiedy rozmawialiśmy wtedy przez telefon, więc ciągle zastanawiam się, co ja takiego powiedziałem. Możesz mnie oświecić?
  Wzięłam głęboki wdech.
- Kiedy siedziałam tutaj, podczas twojej gorączki, strasznie dużo majaczyłeś. Gadałeś różne bzdury, jak na przykład to, że wydawało ci się, iż twój kciuk zniknął - Zaśmialiśmy się. - Ale powiedziałeś też coś, co naprawdę mnie zaskoczyło, tyle, że nie mam pojęcia, czy była to prawda, czy po prostu ta twoja gorączka miała na to wpływ - przegryzłam dolną wargę, czując jak moje serce wybija coraz szybszy rytm.
- No słucham, co ja takiego ci wyznałem?
- Powiedziałeś mi, że jesteś we mnie zakochany od dnia, w którym mnie poznałeś - odparłam, po czym spojrzałam w jego oczy, niecierpliwe wyczekując odpowiedzi.

___________________________________________
Od autorki: Czeeść! Przepraszam, że wczoraj nie dodałam rozdziału, ale pojechałam do rodzinki i tak się zasiedzieliśmy, że dopiero o 19:30 byłam w domu. Po czym musiałam odrobić zadanie z niemieckiego; opis pokoju w 80 słowach. Cudownie!
 Jak wam się podoba czternastka? Domyślacie się gdzie jest Zayn? Uważacie, że Trisha wyjawi pobyt syna jego byłej dziewczynie? Czy Kath dalej wytrzyma w swoim postanowieniu, które brzmi ,, Musiałam pogodzić się z tym, co miałam''? Co tym razem zrobi Taylor? Co z Harry'm i jego wyznaniem? Czekam na wasze propozycje!
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
 Dzięki wielkie za grubo ponad 8 tyś. i dużo więcej komentarzy pod trzynastym rozdziałem, niż pod poprzednim! Miłego dnia, misiaczki. x

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział trzynasty

- Wydawało mi się, że mój kciuk uciekł - zaśmiał się, po czym spojrzał na mnie - Moja najdroższa, Kath - złapał mnie za dłoń - Moja Katherine, w której kocham się od dnia poznania! - uśmiechnął się, ukazując dwa, śliczne dołeczki. - Ale mi gorąco - jego twarz wykrzywił grymas i puścił moją rękę.
  Siedziałam jak zahipnotyzowana, patrząc w jeden punkt. ,,W której kocham się od dnia poznania''. Czy to właśnie była ta informacja, którą kiedyś chciał mi przekazać, ale nie był gotów? Czy to, co powiedział jest prawdą, czy tylko bełkocze od rzeczy? Nie znalazłam odpowiedzi na żadne zadane sobie w głowie pytanie. Wiedziałam, że czeka mnie bardzo poważna rozmowa z przyjacielem, jak tylko wyzdrowieje.
- Chcesz chusteczkę? - zapytałam.
  Skinął głową, a ja zabrałam z nocnego stoliczka, stojącego obok łóżka, całą paczkę chusteczek i ostrożnie mu ją podałam. Wyciągnął jedną i otarł swoje mokre od potu czoło, a potem rzucił materiał na podłogę.
- Ohyda - skomentował, spoglądając w dół.
- Brzydzisz się swoim potem?
- To śmierdzi. Ja śmierdzę. Wszystko jest ohydne - przewrócił oczami, opadając głową na poduszki.
- Gorączka robi z ciebie całkiem innego człowieka - stwierdziłam.
- Zimno mi, przykryj mnie - puścił moją uwagę mimo uszu.
  Nałożyłam na niego koc, a on zamknął oczy i uniósł lekko kąciki ust do góry.
- Katherine, możesz już pójść do domu. - W pomieszczeniu zjawiła się Anne. - Właśnie przyszedł lekarz, który go zbada.
- Dasz mi znać, co z nim? - wstałam z łóżka i składając całusa na suchym policzku Hazzy, podeszłam do jego rodzicielki.
- Oczywiście, skarbie.
  Na dole przywitałam się z panem doktorem, pożegnałam rodzinę Stylesów i wyszłam na zewnątrz. Uderzył we mnie powiew zimnego wiatru, więc owinęłam się chustką, którą miałam w torebce. Szłam, wciąż wspominając słowa Harry'ego. Nie miałam pojęcia, czy mówił prawdę, czy po prostu majaczył, ale strasznie mnie to męczyło. Co jeśli tak jest? Co jeśli podobam mu się od dnia naszego zapoznania, a ja o niczym nie wiedziałam, bo przecież chodziłam z Malikiem?
  Znalazłam się pod swoim mieszkaniem. Weszłam do środka, czując jakiś pięknie pachnący zapach. Nie mogłam jednak go rozpoznać, więc ruszyłam do kuchni, by zobaczyć, co dziś przygotował dla nas Liam.
- Ryba i frytki? - spytałam, zaglądając do pomieszczenia.
- Typowe brytyjskie danie, nie jadłaś jeszcze?
- Nie miałam okazji - wzruszyłam ramionami, opadając na krzesło.
- Wyglądasz na przybitą, a wiesz jak bardzo tego nie lubię - powiedział, kładąc przede mną lunch.
- Czasami mogą mi doskwierać dni smutku, co?
- Mogą, ale nie chcę, żeby tak było. Mam nadzieję, że humor poprawi ci się, kiedy znajdziemy się na kręgielni, wraz z twoimi przyjaciółmi oraz bratem - zaczął zajadać się swoim posiłkiem.
- O mój Boże! - jęknęłam. - Zupełnie zapomniałam powiadomić Lou.
- Masz jeszcze trochę czasu, o nic się nie martw - zachichotał.
  W spokoju zjedliśmy nasz lunch, a następnie wygrzebałam z swojej torby telefon i zadzwoniłam do Tommo. Od razu się zgodził, ciesząc się jak dziecko, że nareszcie z Alice mają jakieś lepsze plany, od siedzenia i oglądania filmów. Podziękował mi i obiecał stawić się równo o 19 pod kręgielnią.
- Jaki jest twój brat? - zainteresował się szatyn, kiedy oboje rozsiedliśmy się w salonie, a na ekranie telewizora zaczęły przesuwać się obrazki.
- Wiesz, on.. Jest trochę inny niż ja. Bardziej rozrywkowy. Uwielbia sobie z wszystkich żartować i chodzić do klubów. No i pomimo tego, że jest rok starszy ode mnie, zachowuje się jak pięciolatek - odpowiedziałam, szukając jakiegoś odpowiedniego programu, który moglibyśmy obejrzeć.
- Myślisz, że mnie polubi?
- On już cię kocha, Liam - wywróciłam oczami.
- Jak to, już mnie kocha? - zdziwił się, marszcząc czoło.
- Opowiadałam mu o tobie, wiesz, mamy ze sobą bardzo dobry kontakt, no i uwielbia cię za to, że dzięki tobie, nie jestem już z Zaynem.
- Faktycznie, to przeze mnie już z nim nie jesteś. Mam jednak nadzieję, że nie jesteś na mnie o to zła?
- Skąd. To nie twoja wina. On sam ze mną zerwał, dochodząc do jakiś głupich i dziecinnych wniosków - pokręciłam lekko głową, wpatrując się w ekran.
- No tak, doskonale pamiętam tą sytuację - przytaknął. - Tęsknisz za nim?
- Za kim?
- Za Malikiem, oczywiście.
- Są chwile, w których chciałabym znaleźć się blisko niego i po prostu przy nim być, zapomnieć o całym świecie. Chciałabym się do niego przytulić i zapytać, jak minął mu dzień w pracy - westchnęłam. - Ale to niemożliwe. I nawet nie wiem co się z nim teraz dzieje, co robi, gdzie przebywa, czy kogoś sobie znalazł..
- A chciałabyś to wiedzieć? - uniósł jedną brew do góry.
- Tak - skinęłam głową.
- Więc dlaczego jeszcze nie złożyłaś mu wizyty? Mieszka przecież obok.
- Bo się boję, Liam. Myślę, że lepszym sposobem będzie wyjście z jego siostrami. Lubią mnie, i vice versa, więc zabiorę je jutro na zakupy i przy okazji wypytam o Zayna.
- Dobry pomysł. Przynajmniej będę miał pewność, że jesteś bezpieczna - uśmiechnął się lekko.
- Dzięki, że się martwisz.
  Po krótkiej wymianie zdań z chłopakiem, zadzwoniłam do Wal. Z radością zgodziła się na moją propozycję spędzenia połowy dnia w centrum handlowym i obiecała, że razem z Doniyą wpadną do mnie około szesnastej.
- Zamknąłeś dom na klucz? - spytałam Payne'a, kiedy oddalaliśmy się już od mieszkania, kierując się w stronę kręgielni.
- Powtarzam po raz dziesiąty, tak.
- Przepraszam, ale mówiłam ci już kiedyś, że straszna ze mnie panikara.
- Dobrze, że ja nie mam takiej osobowości, bo zwariowalibyśmy ze sobą - zaśmiał się, a ja lekko go szturchnęłam.
- Nauczysz mnie jak obsługiwać się kulą, prawda?
- Zabawnie to brzmi, ale jasne. Obiecałem, więc słowa dotrzymam.
  Punkt 19 byliśmy pod kręgielnią, gdzie zastaliśmy Emily z Niallem oraz Lou z Alice. Zapoznawszy się z Liamem, weszliśmy wszyscy do środka.
- Rezerwacja toru na nazwisko Payne - odezwał się szatyn, stając przy fioletowo podświetlonej ladzie.
- Zaraz was zaprowadzę - dziewczyna, do której zwrócił się Li, uśmiechnęła się delikatnie - za nim jednak się to stanie, musicie wypożyczyć buty. Odbierzcie je przy okienku obok - dodała, wskazując na odpowiednie miejsce.
  Podeszliśmy do celu i każdy z nas otrzymał parę czerwono-czarnych butów, które były niewiarygodnie okropne. Ale jak mus, to mus. Następnie miła babka zaprowadziła nas do zarezerwowanego toru. Było tutaj dość ciemno. Na ścianach dostrzegłam coś na kształt graffiti, a z głośników płynęła głośna, klubowa muzyka, w której rytm zaczął bujać się Tommo. No tak, to przecież jego klimaty, pomyślałam.
- Na ekranie pokazane są nasze imiona. Według tego czegoś, grę rozpoczynam ja - odezwał się mój obrońca.
  Stanęłam jak najbliżej niego, śledząc każdy ruch, jaki zdołał wykonać. Z bijącym sercem obserwowałam jak zabiera kulę, wkłada do niej trzy palce, a następnie ustawia się dokładnie naprzeciw rozstawionych kręgli. Jeden zamach i fioletowa kula ląduje na torze, zbijając wszystkie, białe kręgle.
- Brawo! - zaczęłam klaskać, a zaraz za mną i reszta.
- Teraz ty, Kath - odezwał się Liam.
- Proszę, pomóż mi - szepnęłam.
  Zaśmiał się i zaczął szukać odpowiedniej dla mnie kuli. Zabrał tę, która była koloru pomarańczowego. Podchodząc do mnie, wskazał na trzy dziurki, w których znalazły się moje palce. W chwilę potem, stałam już naprzeciw swojego celu. Chłopak pokazał mi, jak mam wypuścić z rąk kulę, więc poszłam za jego przykładem, zamykając po wszystkim oczy.
- Jak mi poszło? - zapytałam, nie unosząc powiek.
- Zbiłaś dwa kręgle, ale jak na kogoś początkującego, to bardzo dobry wynik! - pocieszał mnie. - Masz jeszcze drugi rzut. Teraz na pewno zbijesz więcej, wierzę w ciebie!
  Powtórzyłam swoje pozycje jeszcze raz i okazało się, że tym razem zdołałam strącić cztery kręgle! Byłam z siebie bardzo zadowolona, wiedząc, że to mój pierwszy raz.
- I co sądzisz o moim współlokatorze? - zagadnęłam Alice, popijając colę.
- Jak ty wytrzymujesz z swoimi pragnieniami? Ja, będąc na twoim miejscu, rzuciłabym się na niego natychmiast - zaśmiała się.
- Przypominam ci, że facet nie chce się na razie wiązać, a ja dalej nie zapominam o Zaynie.
- On jest idealnym lekarstwem na twojego byłego, Kath! Zawalcz o niego, zastosuj jakieś uwodzicielskie sztuczki, no nie wiem, jesteś kobietą, masz to w genach. Może to właśnie dzięki niemu odzyskasz dawną radość życia, której każdy mógł ci jedynie pozazdrościć?
- Ale co jeśli on traktuje mnie wyłącznie jak swoją małą siostrzyczkę, którą musi się zaopiekować jako starszy, dobry brat? - westchnęłam.
- Nie zaryzykujesz, to się nie przekonasz - wzruszyła ramionami i odstawiając szklankę z napojem, podbiegła do toru.
  Po swojej kolejce, wyszłam do łazienki. Akurat stając przed lustrem, poczułam, że mój telefon wibruje. Natychmiast go wyciągnęłam i okazało się, że osobą, która próbuje nawiązać ze mną kontakt, jest matka mojego przyjaciela.
- Anne? Co z nim? - zapytałam, przykładając słuchawkę do ucha.
- Lekarz zastosował jakieś środki, dzięki którym gorączka opadła, a mojemu synowi udało się po nich na chwilę zasnąć. Właśnie się obudził - oznajmiła.
- Stoisz obok niego?
- Tak. Chcesz go do telefonu?
- Tak, proszę.
- Halo? - usłyszałam zachrypnięty głos w kilka sekund później.
- Harry, musimy poważnie porozmawiać - odparłam, spoglądając na swoje lustrzane odbicie.
- Brzmisz jakbym ci zamordował brata. Co się stało? - zdziwił się.
- Podczas swojego majaczenia, zdradziłeś mi pewna informację, o której chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej - objaśniłam.
- Nie wiem co masz na myśli, ale dobrze. Wpadniesz jutro?
- Na jutrzejszy dzień mam już plany, ale co powiesz na to, bym wpadła w piątek po szkole? Nie wydaje mi się, żebyś w tym tygodniu miał siłę przyjść na uniwerek.
- Tak, masz rację. Jasne, zgadzam się. Więc widzimy się w piątek?
- Nie zapomnij.
- Nigdy. Tylko nie bądź na mnie taka cięta, bo nie wpuszczę cię do pokoju - ostrzegł, chichocząc pod nosem.
- Więc sama wejdę - przewróciłam oczami.
- Ałć, groźnie! - pogłębił swój śmiech.
- Zobaczymy kto będzie śmiał się ostatni. Teraz muszę kończyć.
- Gdzie jesteś? - zainteresował się.
- Na kręglach.
- Miłej zabawy!
- Dzięki Styles. Zdrowiej! Do zobaczenia w piątek - powiedziałam i rozłączyłam się.
- Kath?! - usłyszałam krzyki Liama, dochodzące z korytarza.
- Dlaczego nie wszedłeś do środka? - zaśmiałam się, otwierając drzwi.
- To damska łazienka, a jakbyś się jeszcze nie zorientowała, to jestem mężczyzną - posłał mi mordercze spojrzenie.
- Tego nie mogę być pewna. Nie wiem, co tam masz - wskazałam na jego krocze, podnosząc jedną brew do góry.
- A chciałabyś się przekonać? - uśmiechnął się łobuzersko.
- Jasne, może innym razem, złotko - puściłam mu perskie oko i razem wróciliśmy do naszej paczki.
  W kręgielni było idealnie. Nie miałam czasu na smutki, a co dopiero głębsze myślenie i dodatkowo, miałam obok siebie osoby, które rozbawiały mnie na każdym kroku. Nie zastanawiałam się nad tym, co powie mi Hazza w piątek. Skupiłam się na tym, żeby nie mieć ostatniego miejsca i udało mi się. Co prawda nie zajęłam żadnego podium, ale najważniejsze było to, że nie byłam szósta. Mój obrońca nauczył mnie nawet zbijać wszystkie kręgle za jednym zamachem, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
- Ja chcę rewanżu! Przyjdziemy tu któregoś dnia i wtedy zobaczysz, na co mnie stać - odburknął Louis do Payne'a.
- Braciszku, czy nie umiesz pogodzić się z tym, że on jest od ciebie lepszy i pierwsze miejsce od początku należało do niego?
- Zamilcz, Katherine.
- Dzięki, Kath. Przez cały następny dzień, mój ukochany będzie w podłym nastroju - odezwała się Alice, przytulając się lekko do Tommo.
  Pokręciłam tylko głową i wyszliśmy z kręgielni na zewnątrz. Pożegnawszy się, ruszyłam u boku Liego do mojego mieszkania.
- I co sądzisz o Lou? - zainteresowałam się.
- Już po twoim opisie wiedziałem, że to będzie równy gość i się nie zawiodłem. Po czasie spędzonym w jego towarzystwie ma się tyle energii i chęci na życie! On wręcz zaraża swoim humorem - przyznał, unosząc kąciki ust do góry.
- Zazdroszczę mu.
- Czego?
- Bo on tak właściwie, ma wszystko gdzieś. Nie przejmuje się niczym i korzysta z rozrywek, które oferuje mu świat, po całości. Ja też bym tak chciała. Dobrze się bawić i nie oglądać za siebie.
- Rzeczywiście, to cechy godne zazdrości, ale ty nie radzisz sobie tak źle, z tym co ci się przytrafiło. Chyba jakieś tam geny odziedziczyłaś po swoim bracie - szturchnął mnie.
  Posłałam mu uśmiech, a on objął mnie w pasie. Jak zwykle, kiedy moja skóra stykała się z jego, moim ciałem wstrząsnął miły prąd, a serce zaczęło walić szybciej. Czułam się dobrze w jego towarzystwie, a jego uścisk zapewniał mi błogie bezpieczeństwo.
  W tej samej pozycji dotarliśmy do domu. Zmęczona po całym dniu wrażeń, wzięłam prysznic i ruszyłam do swojego pokoju, zastając w łóżku Liama.
- Nie musisz tego robić - powiedziałam, kładąc się obok niego.
- Chcę dla ciebie jak najlepiej. Idź spać - musnął moje czoło i oplótł mnie swoimi silnymi ramionami.
  Obudziliśmy się równocześnie. Równocześnie za późno. Wszystkie swoje czynności wykonywaliśmy w pośpiechu, a na śniadanie nie mieliśmy czasu, więc zrobiłam nam jedynie kanapki na drugie śniadanie. Po drodze złapaliśmy się za ręce, by w razie potknięcia zapewnić sobie szybki ratunek, i zaczęliśmy biec, żeby się nie spóźnić. Udało nam się! Zdążyliśmy na czas.
  Usiadłam zdyszana na swoim obrotowym krześle, wyciągając Księżyc w nowiu. Lektura pochłonęła mnie, jak zwykle, na tyle mocno, że nawet nie zauważyłam, iż ktoś pojawił się bibliotece.
- Cześć, Martina - odezwałam się, odkładając książkę na biurko.
- Hej, Kath - uśmiechnęła się delikatnie.
- Och, przepraszam najmocniej! Zapomniałam ci powiedzieć co z Hazzą. Wybaczysz mi?
- Tylko wtedy, kiedy wreszcie się dowiem, co z nim.
- No więc miał wysoką gorączkę. Majaczył dużo. Kiedy wychodziłam, przybył lekarz, który podał mu leki na obniżenie temperatury i znacznie mu się poprawiło. Jednak do końca tygodnia raczej nie wróci do szkoły - wyjaśniłam.
- Biedaczek - westchnęła.
                                                   ***
  Wróciłam do mieszkania zaraz po pracy. Nie miałam czasu na zjedzenie czegoś pożywnego, więc zajrzałam do prawie pustej lodówki i wyciągnęłam z niej dwa jogurty, które pochłonęłam w pięć minut. Następnie włożyłam na siebie inne ubrania i kiedy zeszłam na dół, przy drzwiach czekały już siostry Zayna.
- Laski, nie mogłyście się chociaż raz spóźnić? Powinnyście mieć to po bracie, który non stop przychodził o złej godzinie - rzuciłam, szukając mojego telefonu.
- Możemy na ciebie poczekać - odparła Wal.
- Już nie trzeba. Idziemy? - pojawiłam się obok nich, a te skinęły głową.
  Wyciągnęłam telefon i napisałam esemesa do Liego z przeprosinami, że nie zrobiłam niczego na lunch i dodałam, że wyszłam na zakupy z dziewczynami.
- Mogę mieć do was pytanie? - odrzekłam, nabierając powietrza w płuca.
- Jasne, o co chodzi? - zaciekawiła się Doniya.
- O Malika. Co się z nim dzieje? Dawno go nie widziałam. Znalazł już sobie kogoś? - spojrzałam na nie, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi.

________________________________________________
Od autorki: Hej misie. Rozdział byłby wczoraj, ale myślałam, że może przybędzie jeszcze komentarzy pod poprzednim. Jednak tak się nie stało. Jak to możliwe, że blog posiada 41 obserwatorów, w tym może z 20 osób nie ma konta, a pod rozdziałem jest zaledwie 16 komentarzy.. Ktoś mi to wytłumaczy?
 Jak wam się podoba trzynasty? Pechowy? Co myślicie o tym, co wyznał Harry? Majaczył, czy mówił prawdę? Czy Kath wreszcie zaryzykuje, by przekonać się kim jest dla Liama? Co się dzieje z Malikiem? Czekam na wasze propozycje! Czytasz=komentujesz :)
 Nie zanudzam więcej. Miłego dnia, pączusie. x 

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział dwunasty

- Właściwie to zdecydowałem się na coś jeszcze lepszego - odparł.
- Co masz na myśli? - zmarszczyłam czoło.
- Nie będę się wiązał przez najbliższy czas z nikim. Nawet z Taylor. Może robić te głupie scenki, ale ja i tak do niej nie wrócę. Co najwyżej mogę pozostać jej przyjacielem - wzruszył ramionami.
- Rozumiem. To dobry pomysł - uśmiechnęłam się lekko.
  Lunch był gotowy. Z radością zaczęliśmy pochłaniać danie przygotowane przez Liama, prowadząc przy tym luźną rozmowę.
  Spojrzałam na zegarek. Było kilka minut przed siedemnastą, więc zdecydowałam, że odwiedzę dziś brata i opowiem mu o wydarzeniach, jakie miały miejsce od naszego ostatniego spotkania.
- Nie obrazisz się, jeśli zostawię cię samego w moim mieszkaniu? - zapytałam szatyna, chowającego czyste naczynia do szafek.
- Nie ufasz mi? - obrócił się w moją stronę.
- Dlaczego miałabym ci nie ufać? - zdziwiłam się.
- Może myślisz, że zwędzę ci coś z mieszkania i ucieknę gdzie pieprz rośnie?
- Jesteś szalony - zaśmiałam się. - Bardziej obawiam się, że zdechniesz tutaj z samotności, tak jak zdychałam ja, mieszkając bez ciebie.
- Pewnie będę na skraju rozstania się z tym światem - uśmiechnął się chytrze - a ty uratujesz mnie, robiąc usta, usta.
- Chyba nie jestem w tym najlepsza - zachichotałam.
- Więc marny mój los - westchnął.
- Przeżyjesz - wywróciłam oczami. - A teraz idę. Wrócę pewnie wieczorem. Trzymaj się - podeszłam do niego i muskając jego policzek, wyszłam na zewnątrz.
  Idąc ku swojemu celowi, zastanowiłam się nad słowami Liego. Kto normalny wpuściłby człowieka, którego zna zaledwie kilka dni, do mieszkania i ufał mu w stu procentach? Z pewnością nikt. Nikt, prócz mnie. Ale nie miałam podstaw, żeby mu nie ufać.
- Lou! Alice! - wydarłam się, wchodząc do środka.
  Cisza.
  Zdecydowałam się pójść na górę. Ruszyłam do drzwi ich sypialni i otworzyłam je, widząc coś strasznego. Mój brat i jego partnerka kochali się na moich oczach, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że to oglądam.
- Mój Boże - jęknęłam, na co zaskoczeni zareagowali wpełznięciem pod kołdrę. - Ubierzcie się i zejdźcie na dół. No i przepraszam, że wam przeszkodziłam.
  Zamknęłam na powrót drzwi i zaczęłam schodzić po schodach. Zajęłam miejsce w salonie, rozsiadając się wygodnie na kanapie. Czując się nieswojo z ogarniającą mnie ciszą, włączyłam telewizor, skacząc z kanału na kanał.
- Siostra, nie mogłaś skorzystać z dzwonka? - w pomieszczeniu zjawił się Tommo.
- A usłyszałbyś go? - podniosłam jedną brew do góry.
- To co tam u ciebie? - uśmiechnął się. Nagła zmiana tematu. Ktoś tutaj się zawstydził!
- Właściwie to nie wiem. Z jednej strony wszystko jest w najlepszym porządku, ale z drugiej.. - spuściłam wzrok.
- Poczekajmy na Alice, wtedy mi opowiesz - szturchnął mnie lekko.
- Wow, nie idziesz sobie po popcorn? To może być emocjonujące - odezwałam się.
- Skończył się - udał minę smutnego dziecka.
- Następnym razem, kiedy będę tutaj szła, kupię ci nowy, nie martw się - pogłaskałam go po włosach.
- Trzymam cię za słowo!
  Partnerka Lou dołączyła do nas po pięciu minutach. Gdy zajęła miejsce w fotelu, zaczęłam mówić. W mojej opowieści było dużo Liama, na co oboje reagowali poruszaniem brwiami lub cichym chichotem.
- Zayn to dupek. Nie powinnaś się nim w ogóle przejmować - pokręcił głową.
- On ma rację. Gdyby chłopak kiedykolwiek nazwał mnie dziwką, uwierz mi, że moje uczucia do niego, natychmiast przeszły by w te negatywne i złe - dodała dziewczyna.
- Staram się o nim nie myśleć. Payne skutecznie mi w tym pomaga, ale..
- Pomaga, śpiąc z tobą w łóżku? - zaśmiał się Louis, przerywając mi.
- Przestań! - uderzyłam go z pięści w ramię.
- Kath, on ci się podoba - odrzekła Alice.
- Niby na jakiej podstawie wysnułaś takie wnioski? To, że dobrze o nim mówię jest przecież jedynie wyrazem wdzięczności, za to, co dla mnie robi.
- Ale pozwalasz mu na bardzo wiele, jak na przykład spanie w jednym łóżku. Zawsze, kiedy cię dotyka, przechodzą przez ciebie jakieś prądy, a w jego uścisku czujesz się dobrze i bezpiecznie. Nie masz ochoty odrywać się od jego klaty. To nie jest tylko wdzięczność - pokręciła głową.
  Powtórzyłam sobie jej słowa w głowie i nie mogłam uwierzyć, że rzeczywiście może mieć rację. Co prawda Harry'ego traktuję w podobny sposób, jak mojego opiekuna, ale o Hazzie nie myślałam tyle i nie mówiłam o nim, ani też nie reagowałam na jego dotyk w ten sposób.
- Nawet jeśli.. Powiedział, że nie chce się z nikim wiązać - odrzekłam.
- Kath, przyznałaś właśnie, że na niego lecisz! - zawołał radośnie Tommo.
- Nie wiem jak to do końca jest.
- Zayn może się pieprzyć, Zayn może się pieprzyć - zanucił chłopak, robiąc jakieś dziwne ruchy rękoma.
- Co on dzisiaj brał? - zmarszczyłam czoło, spoglądając na Johnson.
  Oboje się zaśmiali. Poprosiłam, byśmy przestali rozmawiać na te tematy. Zgodzili się, proponując obejrzenie jakiegoś filmu. Lou uparł się, byśmy zobaczyli Człowieka z blizną. Jego partnerka nie była zbyt przekonana, ale obdarował ją jednym ze swoich uroczych i przekonujących spojrzeń, więc w ostateczności uległa.
  Po seansie zamówiliśmy chińszczyznę.
- Kiedy zostanę ciocią? - odezwałam się, stwarzając niezręczną atmosferę.
- Jest jeszcze wcześnie - pokręciła głową Alice.
- Młodzi rodzice.. To dla dziecka najlepsze, co mógłby dostać - uśmiechnęłam się lekko.
- Katherine, czy twój dzisiejszy lunch ci nie zaszkodził? - rzucił mi mordercze spojrzenie Louis.
- Tylko żartowałam! Nieźle się spięliście - wywróciłam oczami.
- Och, tak? Więc wyobraź sobie, że to my zadajemy tobie takie pytanie.
- Odpowiedziałabym, że nie mam z kim go mieć - wzruszyłam ramionami.
- Jeszcze około dwóch koszmarów, po których pan bohater uśpi cię w swoich ramionach, a znajdziesz ochotnika - wystawił język w moją stronę.
- Jesteś dziś nie do zniesienia, wiesz? - wzięłam w rękę poduszkę i zaczęłam nią okładać jego ciało.
  Zjadłszy kolację, pożegnałam swojego brata oraz jego partnerkę i opuściłam mieszkanie. Po drodze wiele rozmyślałam nad słowami Alice, które na dobre utkwiły mi w głowie. Przypomniałam sobie te wszystkie sytuacje, w których Liam mnie dotykał i uzmysłowiłam sobie, że nie reagowałam normalnie. Gdy Harry mnie dotyka, nie zwracam na to większej uwagi, ale w przypadku mojego obrońcy, jest zupełnie inaczej.

- Ekhem - usłyszałam odchrząknięcie.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię - powiedziałam, wchodząc do salonu.
- Jestem aż taki niewidzialny? Cholera, moja moc jest coraz silniejsza - zachichotał, siadając na kanapie.
- Bardzo zabawne, Payne - zajęłam miejsce obok niego.
- Wróciłaś jakaś przygnębiona - zauważył. - Czy coś się stało?
- Zrozumiałam, że jest dla mnie ratunek, ale nie w zasięgu mojej ręki - westchnęłam, spuszczając wzrok na swoje skarpetki.
- O czym ty mówisz? - zdziwił się.
- Nic ważnego, zapomnij - podniosłam głowę, uśmiechając się lekko. - Musimy pójść w któryś dzień na zakupy.
- Rzeczywiście, lodówka jest prawie pusta.
- Gdybym mieszkała sama, byłaby dopiero do połowy pusta.
- Aha, czyli mam rozumieć, że nie jestem tutaj mile widzianym gościem? Hmm, jeszcze niedawno wspominałaś, żebym nie wynosił się stąd zbyt szybko. Całkiem często zmieniasz zdanie.
- Wariacie, wcale nie miałam tego na myśli - szturchnęłam go lekko, chichocząc przy tym.
- Wiem, wiem, droczę się tylko, żeby cię rozbawić.
- Dziękuję. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ważna jest dla mnie obecność kogoś takiego, jak ty. Dajesz mi dużo siły i nadziei na lepsze jutro - odparłam, zaglądając w jego brązowe tęczówki.
- To dla mnie czysta przyjemność - uniósł kąciki ust do góry, jednocześnie odsłaniając swoje bielutkie ząbki.
- Jak mam ci się odwdzięczyć za to, co dla mnie robisz? Masz jakieś życzenia?
- Niczego od ciebie nie oczekuję, Kath - pokręcił głową.
- Ale ja chciałabym zrobić w końcu coś dla ciebie.
- Dobrze, więc pójdź jutro ze mną na kręgle.
- Na kręgle? - uniosłam jedną brew do góry. - Nie umiem grać w kręgle.
- Nauczę cię, nie martw się oto - położył swoją dłoń na moim udzie, co wywołało u mnie dreszcze. - To jak? Zgadzasz się?
- Oczywiście, że tak, ale.. czemu to właśnie ja mam z tobą iść?
- Bo nikogo innego nie mam, a z Taylor nie zamierzam spędzać więcej czasu, niż powinienem.
- Ach, tak - skinęłam głową.
- Kath?
- Hm?
  Siedzieliśmy obok siebie, stykając się ramionami. Ja patrzyłam w jego oczy, a on w moje. Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Och, miałam taką ochotę go pocałować, że chyba nikt nie jest sobie w stanie tego wyobrazić! A wszystko przez mojego ukochanego braciszka i jego dziewczynę! Musiałam jednak trzymać swoje pragnienia na wodzy, by nie dopuścić do czegoś, czego bym później żałowała.
- Może dzisiaj będę z tobą spał od początku? Sprawdzimy, czy pod moją obecnością znów będą ci się śniły koszmary. Co ty na to?
- Naprawdę chcesz się dla mnie tak poświęcać?
- To żadne poświęcenie - przewrócił oczami. - Nie lubię słuchać twoich krzyków i patrzeć jak płaczesz. Poza tym, wygodnie mi się z tobą śpi.
- Przestań, bo się rumienię.
- Wiesz, że lubię, kiedy twoje policzki są zaróżowione. Wyglądasz wtedy uroczo.
- A jak ich nie mam, to wyglądam nieuroczo?
- Tylko w jednym procencie mniej uroczo, niż z wypiekami na twarzy, przysięgam.
- Okej, wierzę - zachichotałam. - Liam?
- Nie, nie zaniosę cię do góry.
- Hej! Nie to miałam na myśli - szturchnęłam go. - Pomyślałam, że może pójdziemy na kręgle z Emily i Niallem? Mógłby też do nas dołączyć Lou z Alice. Nie uważasz, że byłoby fajnie?
- Uff, dobrze, że przyszło ci to do głowy, bo chyba bym zwariował, będąc z tobą tyle czasu sam na sam.
- Powiedz, że to był żart, bo inaczej..
- Bo inaczej, co? - uśmiechnął się chytrze.
- Spotka cię los mojej niezniszczalnej pięści i pójdziesz jutro na zajęcia z obitym okiem - zacisnęłam swoją dłoń w pięść, by mu ją zademonstrować.
- To ja poproszę od razu dwa podbite oka, do pary - zamknął oczy i wysunął twarz odrobinę do przodu, czekając na atak.
- Palant - rzuciłam i wstałam z kanapy.
- Za to oszczerstwo, możesz dziś w nocy w ogóle nie zasnąć - zawołał.
- Już się boję! - odkrzyknęłam, wchodząc po schodach na górę.
  Wreszcie oderwałam się od jego pięknych oczu, cudownego uśmiechu oraz niesamowicie pachnących perfum. Odkąd Johnson uświadomiła mi, że zwyczajnie lecę na Liego, po prostu trudno mi wysiedzieć tak blisko jego twarzy i nie zrobić nic, by zaspokoić swoje pożądanie. To naprawdę całkiem trudne.
  Po kąpieli weszłam do swojego pokoju, w którym szatyn już leżał na łóżku, oznajmiając jak mąż żonie, że na mnie czeka. Śmiejąc się, ułożyłam się obok niego, a ten objął mnie swoimi silnymi ramionami.
- Jeśli nie masz na to ochoty, nie musisz mnie przytulać - odezwałam się, pocierając palcem jego skórę.
- Czujesz się bezpieczniej w moim uścisku? - spytał.
- Tak.
- Więc nie marudź.
  Zasnęliśmy.
  Rankiem obudziłam się, wciąż znajdując się w ramionach mojego obrońcy. Chcąc choć w małym stopniu odwdzięczyć mu się za to, co dla mnie robi, nastawiłam budzik na wcześniejszą godzinę, by przygotować mu śniadanie do łóżka. Wygrzebałam się spod jego objęć i zeszłam do kuchni. Postawiłam na coś prostego, jak tosty. Były gotowe w ciągu dziesięciu minut, więc kładąc je na talerzu i dodając do tego sok pomarańczowy, ruszyłam po schodach na drugie piętro. Otworzyłam drzwi od swojego pokoju i weszłam do środka. Szatyn wciąż jeszcze spał, a w pomieszczeniu panowały egipskie ciemności, bo rolety nie były jeszcze odsłonięte. Podeszłam do okna i pozwoliłam, by promienie słońca otuliły moją twarz.
- Dzień dobry - usłyszałam z tyłu zaspany głos Liama.
- Dzień dobry - obróciłam się w jego stronę.
- Zrobiłaś dla mnie śniadanie? - spojrzał na stojącą obok niego tacę z jedzeniem.
- Wypadałoby zrobić tym razem coś dla ciebie - uniosłam kąciki ust do góry.
- Dzięki, Kath - odwzajemnił gest, biorąc kęsa tosta.
  Po przygotowaniu się do pracy, oboje wyszliśmy z mieszkania.
- Zupełnie zapomniałam, że mam iść po Martinę! - złapałam się za głowę.
- Więc idź po nią, a ja pójdę prosto na uniwerek. Do zobaczenia później - pomachał mi i odszedł.
  Pod domem studentki pierwszego roku, znalazłam się dziesięć minut później. Okazało się, że długo już wyczekiwała mojego nadejścia. Jest bardzo zdenerwowana i podekscytowana na poznanie Hazzy. Zupełnie jej nie rozumiem. Styles to największy idiota na świecie! Jak może tak bardzo podobać się jakieś dziewczynie?
  Dotarłyśmy do szkoły i przekroczyłyśmy próg. Dokładnie się rozejrzałam, ale nigdzie nie dostrzegłam swojego przyjaciela z burzą loków na głowie. Gdzież on się podziewa?
- Zadzwonię do niego - oznajmiłam.
  Wyciągnęłam telefon i wystukałam jego numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci.. Cisza! Wybrałam numer ponownie, ale znów odezwała się cisza. Zaczęłam się martwić.
- Idź na zajęcia. Ja spróbuję się dowiedzieć, dlaczego nie przyszedł się z nami przywitać - odparłam, kierując się w stronę biblioteki.
  Przez całą drogę próbowałam dodzwonić się do Harry'ego, ale za każdym razem nikt nie podnosił słuchawki. W końcu, w akcie desperacji, zadzwoniłam do Gemmy. Jak na złość, ona również nie odbierała! Jedynym ratunkiem, była Anne. Pokładałam w niej wielkie nadzieje, które rozmyły się w mgnieniu oka. Miała wyłączony telefon.
- Czym się tak martwisz? - zapytał Horan, przychodząc wraz z swoją dziewczyną na przerwie.
- Nie ma Hazzy. Nikt z jego rodziny nie odbiera telefonu. Nie wiem co się dzieje - pokręciłam smutno głową.
- Po pracy pójdziesz do niego do domu i dowiesz się o co chodzi, spokojnie - zapewniła mnie Emily.
- Tak, masz rację - westchnęłam. - Posłuchajcie, macie ochotę dziś na kręgle?
- Z kim? - zainteresował się blondasek.
- Ze mną i Kath - w pomieszczeniu zjawił się Payne.
- Jasne, chętnie poznam chłopaka, który dzieli jedno mieszkanie z moją przyjaciółką - roześmiała się dźwięcznie Forbes.
- Miło, że wyrażacie swoją zgodę - skinął głową, puszczając do mnie oczko.
- Czy ty jej przypadkiem nie podrywasz? - szturchnęła go lekko w ramię.
- To tak po przyjacielsku - wtrąciłam. - Liam nie chce się na razie z nikim wiązać.
                                                  ***
  Nareszcie, pomyślałam. Koniec pracy! Mogłam w końcu pójść do domu Stylesów i dowiedzieć się co jest grane. Przez cały dzień nie myślałam o niczym innym, jak o swoim przyjacielu. Bardzo się o niego martwiłam, zwłaszcza, że nikt nie odbierał moich telefonów. Nieźle im się dostanie za olewanie mojej osoby!
  Dotarłam do celu. Bez pukania weszłam do środka, rozbierając w holu buty, by nie nabrudzić. W samych skarpetkach podążyłam głębiej, rozglądając się na boki. Ani jednej żywej duszy! Przerażona ruszyłam na górę, mając nadzieję, że nic złego się nie dzieje.
  Weszłam do pokoju Harry'ego i zastałam go leżącego w łóżku, a wokół stała jego rodzina.
- Co się z nim dzieje? - zapytałam, podchodząc bliżej.
- Ma wysoką gorączkę. Dużo majaczy, nie dokańcza zdań.. Bardzo się o niego martwię - powiedziała smutno Anne.
- To tylko gorączka - położyłam rękę na jej ramieniu. - Czy mogłabym z nim posiedzieć? Odpocznijcie trochę.
- Jasne - uśmiechnęła się lekko Gemma. - Chodź, mamo.
  W pomieszczeniu zostałam tylko ja oraz mój przyjaciel. Spojrzałam na jego twarz. Był blady, a z jego czoła ściekały strużki potu. Mimo złego stanu, uśmiechał się.
- Jak się czujesz?
  Nie odpowiedział mi konkretnie na pytanie, tylko zaczął znów coś majaczyć. W którymś momencie usłyszałam coś, co wprawiło mnie w wielkie zaskoczenie.
___________________________________________

Od autorki: Witam wszystkich w to dosyć ładne, niedzielne popołudnie. Został mi już tydzień ferii. Trzeba go jak najlepiej wykorzystać :D
 Jak podoba wam się rozdział? Co myślicie o relacji Liam-Kath? Co powiecie o takich bohaterach jak Lou czy Alice? Jak myślicie, co powiedział Harry podczas swojego majaczenia? Czekam na wasze propozycje! CZYTASZ=KOMENTUJESZ
 PS dzięki za 7 tysięcy wyświetleń ♥.
 Nie zanudzam dłużej. Miłego dnia, skarby. x